„Koleżanka snuje łzawe opowieści o rodzinnych nieszczęściach, żeby wyłudzić ode mnie kasę. Nie dam się więcej nabrać”

kobieta pociesza koleżankę z pracy fot. Adobe Stock, pressmaster
„Słyszałam wszystko, choć Milena mnie nie widziała. Powiedziała kurierowi, że jej siostra wyjechała z mężem i dziećmi na ferie zimowe na narty. Ta niby porzucona przez męża siostra, która czasami wręcz nie ma czego do garnka włożyć, tutaj nagle wyjeżdża na ferie?!”.
/ 01.05.2022 15:39
kobieta pociesza koleżankę z pracy fot. Adobe Stock, pressmaster

Siedzę z Mileną w jednym pokoju już trzy lata, ale nie mogę powiedzieć, żebym ją dobrze znała. Odkąd nasza firma się sprywatyzowała i połowa ludzi poszła na bruk, zawsze jest tyle pracy, że nie ma czasu na plotkowanie. Raczej zdarza mi się zostawać po godzinach, niż znaleźć w ciągu dnia wolną chwilę na prywatną rozmowę.

Wymieniamy się więc z Mileną tylko krótkimi uwagami, albo ona mówi, a ja jej słucham jednym uchem. Gadatliwa jest, ale ja na szczęście potrafię się wyłączyć. Mam tę umiejętność jeszcze z dzieciństwa, kiedy wiele czasu spędzałam w świetlicy szkolnej, bo rodzice pracowali do późna i nie miał kto się mną zajmować. W świetlicy odrabiałam więc lekcje, czytałam książki i nie zwracałam uwagi na cały ten zgiełk wokół mnie. Teraz podobnie było w biurze.

Coś mi zaczęło nie pasować

W sumie wiedziałam jednak trochę o Milenie. O tym, że jej mama choruje i wydaje miesięcznie majątek na leki, albo że brat miał wypadek i teraz przechodzi kosztowną rehabilitację. Z jej opowieści wynikało, że niestety w jej rodzinie dzieje się wiele przykrych rzeczy i nikomu się nie przelewa. Bardzo jej współczułam. Chociażby tego, że od jej siostry odszedł mąż i zostawił kobietę z trójką małych dzieci, więc Milena teraz musi jej pomagać…

Z czasem, słuchając o tym wszystkim, chwilami czułam się zobowiązana, aby pomóc koleżance. W moim domu także nie było za bogato, ale kiedy mój syn, Bartek, wyrósł z jakichś rzeczy, przynosiłam je do pracy dla dzieci siostry Mileny. Zawsze mi za to dziękowała.

Potem zaczęłam też pożyczać Milenie pieniądze. Nigdy nie prosiła o nie wprost. Zaczynała mówić, że brakuje jej do czegoś, na przykład do dołożenia mamie na leki czy do zakupu prezentów dla siostrzeńców. Nie były to zawrotne sumy, pięćdziesiąt czy sto złotych, ale dla mnie istotne. Zarabiałam przecież niewiele więcej niż Milena i miałam dwójkę dzieci na utrzymaniu. Starałam się jednak pomagać, jak tylko mogłam, i zawsze jej coś pożyczyłam.

Oddawała. Najpierw z pierwszej wypłaty, potem z następnej, za co strasznie przepraszała, ale tłumaczyła się, że ma kolejne duże wydatki, bo przecież rehabilitacja brata sporo kosztuje.

Kiedy zaczęłam się orientować, że chyba mnie okłamuje? Pewnego dnia przypadkiem usłyszałam, jak Milena mówi do koleżanki z innego działu, że zawsze bardzo chciała mieć brata, ale niestety to marzenie się nie spełniło… „Przecież ona ma brata?!” – przebiegło mi przez głowę. Potem jednak pomyślałam, że może mówiła to w jakimś kontekście, a ja usłyszałam tylko strzępek rozmowy – może ona zawsze chciała mieć starszego brata, a ma przecież młodszego?

Dosyć robienia ze mnie idiotki

Wkrótce jednak nastąpił kolejny zgrzyt, gdy Milena stwierdziła, że jej mama pojechała na wycieczkę w góry. „Jakim cudem? Z tymi swoimi chorymi nogami, po dwóch operacjach?! Przecież chodzenie po górach na pewno nie służy kolanom”  – przebiegło mi przez głowę. Zdziwiłam się jeszcze bardziej, kiedy Milena opowiadała koledze, że jej mama pracuje w dużej firmie, i to rzekomo na kierowniczym stanowisku. Z wcześniejszych opowieści wynikało, że od dawna jest na jakiejś głodowej rencie…

Kroplą przepełniającą czarę goryczy okazała się barwna opowieść Mileny o tym, że jej siostra wyjechała z mężem i dziećmi na ferie zimowe na narty. Ta niby porzucona przez męża siostra, która czasami wręcz nie ma czego do garnka włożyć, tutaj nagle wyjeżdża na ferie?! Tą historią Milena uraczyła kuriera, który przyniósł przesyłkę do firmy. Stał w drzwiach naszego pokoju, a ja właśnie nadeszłam i słyszałam każde słowo koleżanki, choć ona mnie nie widziała

Ta rewelacja szczególnie mnie dotknęła, a przy tym rozwścieczyła, bo kilka dni wcześniej pożyczyłam Milenie dwieście złotych. Rzekomo na lekarstwo przeciw astmie dla jednego z siostrzeńców, które z jakichś tam względów nie jest refundowane, a inne, te tańsze, u tego chłopca nie działają...

– Siostry nie stać, były mąż płaci jej alimenty, jak chce – mówiła zbolałym głosem.

Za te pieniądze miałam kupić prezent mojemu synowi w nagrodę za to, że dobrze mu poszło w konkursie matematycznym. Ale pomyślałam sobie, że moje dziecko wytrzyma bez kolejnej gry komputerowej, nawet jeśli o niej marzy, a matce tamtego chłopca te pieniądze bardzo się przydadzą. Poczułam się więc oszukana podwójnie.

Może powinnam powiedzieć Milenie, że odkryłam jej łgarstwa, ale… odpuściłam. Nie chcę siedzieć w pokoju z obrażoną koleżanką, a wiem, że Milena i tak wykręciłaby kota ogonem. Liczę, że wkrótce odda mi te dwieście złotych. Ostatnie pieniądze, które jej pożyczyłam. Bo postanowiłam nie nabierać się już więcej na jej łzawe opowieści o rodzinnych nieszczęściach.

Czytaj także:
„Stary przyjaciel jest sędzią i udzielał mi rozwodu. Wtedy zrozumiałam, że on jest tym jedynym i kocham go od dziecka”
„Syn zadurzył się w korepetytorce, a ona to wykorzystała. Miała przygotować go do matury, nie do życia małżeńskiego...”
„Diana wygląda jak milion dolarów i wozi się autem droższym niż mieszkanie mojej matki. Pokochałem dziewczynę gangstera”

Redakcja poleca

REKLAMA