„Koleżanka miała wszystko – wygląd, kasę i rodzinę. Gdy patrzyłam na moje zwykłe życie, zżerała mnie zazdrość”

Kobieta sukcesu fot. Adobe Stock, indiraswork
„Ze złością patrzyłyśmy, jak szef chwali Magdę, jak daje jej podwyżkę. Tej to się wszystko w życiu udaje! Każda z nas chętnie by się z nią zamieniła choć na chwilę”.
/ 10.03.2023 20:30
Kobieta sukcesu fot. Adobe Stock, indiraswork

– Widziałaś, jakie ma buty? – Kaśka mnie szturchnęła. – Pewnie kosztowały fortunę.

Damska część naszej załogi z zazdrością popatrywała na botki naszej nowej koleżanki. Ja też. Oryginalny Louboutin. Dotąd nie narzekałam na swoje życie, ale od kiedy Magda pojawiła się w naszej firmie, boleśnie uderzyło mnie odkrycie, że niektóre kobiety żyją lepiej, że niektóre z nas los traktuje jak księżniczki.

Ja od zawsze byłam przeciętna, co mi nie przeszkadzało. Nie wyróżniałam się niczym specjalnym i nie miałam pretensji do bycia niezwykłą. Ktoś musi stanowić tło. Nie byłam wybitnie ładna, zarabiałam średnią krajową, miałam męża, dwoje dzieci na stanie i trzypokojowe mieszkanie w bloku. Wpisywałam się w obraz statystycznej Polki po trzydziestce i naprawdę nie narzekałam. Dopiero kiedy poznałam Magdę, zaczął mnie toczyć robak zawiści, a moje życie wydało mi się nagle nudne i nijakie.

– Cześć, dziewczyny! – Madzia posłała nam promienny uśmiech. Zęby, rzecz jasna, też miała piękne, równe i białe.

– Cześć! – odpowiedziałyśmy chórem. I wszystkie, jak jeden mąż, uśmiechnęłyśmy się równie słodko, co nieszczerze.

– Jak można być tak idealną? – warczała na lunchu Mariola. – Mam przerąbane, pracuję z nią i szef w kółko ją chwali. Ciągle słyszę: „Madzia to, Madzia tamto”, aż niedobrze się robi – psioczyła.

– Każdy wie, że Magda ma u szefa względy – wtrąciła Kaśka. – Może jej mąż maczał w tym palce, co? Nie chce mi się wierzyć, że jest na dokładkę aż taka zdolna…

– Niestety, jest świetna w tym, co robi – Mariola pozbawiła nas do reszty złudzeń.

Stać ją było nawet na nianię!

Obserwowałam przeciwległy stolik, przy którym siedziała Magda, otoczona wianuszkiem naszych kolegów. Nadskakiwali jej tak bardzo, że aż mdliło od samego patrzenia. Czego taka gwiazda u nas szukała? No, naprawdę. Sama przyznawała, że ma bardzo dobrą sytuację finansową i nie musi pracować. Po kiego diabła przylazła do naszej firmy, skoro nie dla zarobków?

Pewnie taki kaprys. Pewnie nudziła się w swoim wspaniałym domu, z dala od prawdziwych problemów szarych obywateli. Ona miała przecież wszystko. Urodę, rozliczne talenty, bogatego, przystojnego męża i córeczkę śliczną jak laleczka. Każda z nas zamieniłaby się z Magdą bez wahania, chociaż na jeden dzień. Kiedy ona opalała się na Malediwach, ja leżałam na plaży w Mielnie. Oczywiście w moim przypadku o prawdziwym wypoczynku nie było mowy, bo musiałam ciągle pilnować dzieci. Magda miała ten komfort, że na każdy wyjazd zabierali nianię. Co się wydało, gdy przejrzałyśmy na Instagramie jej zdjęcia z ostatnich wakacji.

– Dzięki temu możemy wyjść gdzieś sami wieczorem i trochę się zrelaksować – wyjaśniła. Raczej nie po to, by się chwalić czy wywyższać. Zapytałyśmy, to odpowiedziała, a jej głosu biło przekonanie, że każda matka ma prawo do niani podczas urlopu. I trudno się było z nią nie zgodzić…

– Marta, zejdź na ziemię! – Kaśka szturchnęła mnie w ramię.

– Przepraszam, nie słyszałam. Co mówiłaś? – spytałam.

– Mówiłam, że chodzą słuchy, że szef przyznał Magdzie podwyżkę. Pracuję w tej firmie od trzech lat i dotąd dostałam nawet złamanego gorsza dodatku! – mówiła oburzona. – Czemu ona, a nie ja? Co muszę zrobić, żeby…

– To idź się poskarż – ucięłam temat, bo Kaśka tak się nakręcała, że gotowa była oskarżyć Magdę o płacenie ciałem za profity, co już byłoby absurdem.

Niemniej mnie też było przykro

Uważałam się za solidnego pracownika, ale niedocenianego, nie tak jak Magda. Do domu wracałam w podłym nastroju. Rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi, nagle zaczęły mi przeszkadzać. Wieczorem moja złość na cały świat osiągnęła apogeum. Pokłóciłam się z mężem, nakrzyczałam na dzieciaki, a psa wygoniłam spać na korytarz. Misiek zawsze leżakował wieczorem u Karolinki, póki nie zasnęła. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, że postanowiłam rozdzielić tę parę.

– Mamo, dlaczego Misiek nie może ze mną spać? – Karolinka wykrzywiła buzię w podkówkę.

– A kto będzie potem sprzątał sierść? Ja. Bo przecież nie ty!

– Co cię ugryzło? Uspokój się. Nie musisz się na niej wyżywać – mąż zwrócił mi uwagę.

Dopiero wtedy się opamiętałam. Kamil miał rację. Przeze mnie Karolinka płakała, a Misiek leżał obrażony w korytarzu. Przesadziłam, bo byłam sfrustrowana tym, że mimo ciężkiej pracy nie dostałam podwyżki tak jak Magda. Dla niej pieniądze nie miały znaczenia, a mnie się nie przelewało. Taki zastrzyk gotówki bardzo by się nam przydał. Wreszcie odłożyłabym dzieciom na nowe meble, bo te stare… szkoda gadać.

Magda nie miała pojęcia o takich przyziemnych kłopotach. Syty głodnego nie zrozumie. I na odwrót, powiedziałaby moja mama. Zawsze powtarzała, że nie ma ludzi bez problemów, że każdy z nas dźwiga swój własny krzyż. Akurat! Ten Magdy to pewnie złoty krzyżyk na łańcuszku, spoczywający na jej wypielęgnowanym przez kosmetyczkę dekolcie. Jaki taka królewna mogłaby mieć kłopot? Złamany paznokieć? Zawsze uśmiechnięta, pozytywna. Nigdy nie widziałam jej smutnej. Cóż, zapomniałam, że nie każdy lubi płakać przy innych. A są i tacy, którzy już wypłakali wszystkie łzy…

Nie wiedziałam o tej tragedii…

Następnego dnia moje auto odmówiło posłuszeństwa. Nie dość, że szef stawiał nam dziś Magdę za wzór, to jeszcze przeklęty grat nie chciał odpalić. Na dworze było potwornie zimno i mżyło, no jak pech, to pech. Kaśka i Mariola jechały w innym kierunku, więc został mi spacer w zamarzającej mżawce na autobus.

– Wskakuj, jadę w twoją stronę – usłyszałam za plecami.

Obróciłam się. Magda opuściła szybę swojego luksusowego auta, żeby mnie zawołać. Wsiadłam z niechęcią. Byłyśmy z dwóch różnych światów, więc nie liczyłam na miłą pogawędkę. Rzuciłam uprzejme „dziękuję” i wgramoliłam się do wnętrza, uważając, by nie ubrudzić tapicerki. Ruszyłyśmy. Gorączkowo szukałam jakiegoś tematu do rozmowy. Mój wzrok padł na fotografię dziewczynki włożoną za osłonę przy przedniej szybie. Istotnie, prześliczna dziewusia, choć drobniutka.

– Urocza. Ile teraz ma? – zagaiłam.

– Dziś miałaby pięć lat – odparła Magda tak spokojnie, że przez chwilę pomyślałam, że się przesłyszałam. Popatrzyłam na nią. Dalej prowadziła auto, ale teraz o wiele mocniej zaciskała dłonie na kierownicy. – To Kalinka, starsza siostra Lei. To znaczy byłaby starsza, gdyby miała szansę urosnąć. Zawsze będzie miała tylko osiemnaście miesięcy.

Inna córka? Magda nigdy nie wspomniała, że ma… miała jeszcze jedno dziecko. Nagle uświadomiłam sobie, że zwykle rozmawiała z nami o błahych sprawach. O życiu prywatnym nie mówiła zbyt dużo. Więcej dowiadywałyśmy się na jej temat z portali społecznościowych niż od niej.

– Nie jestem głucha ani ślepa. Nie reaguję, bo są naprawdę gorsze rzeczy niż plotki czy niechęć koleżanek z pracy. Ale czasem nawet ja, choć jestem odporna, mam dosyć bredni o moim niby idealnym życiu… – głos Magdy lekko zadrżał. – Ja… szczęściarą? No może. Aż siedem razy zachodziłam w ciążę i… hura, za ósmym udało mi się ją donosić. Tyle że Kalinka urodziła się chora. Więc miałam to niebywałe szczęście patrzeć, jak moje dziecko się dusi, bo serce nie działa, jak trzeba. Nie pomogły pieniądze ani kontakty. Jutro kolejna rocznica śmierci Kalinki. I co, nadal chciałabyś się ze mną zamienić?

Magda mówiła spokojnie, choć z ironią i kpiną, które musiały wiele ją kosztować. Poczułam się strasznie. Jak mała, zawistna gówniara, która zazdrości dzieciom z domu dziecka ładnych zabawek. Magda straciła nie jedno dziecko, ale ośmioro. Nie życzyłabym czegoś takiego najgorszemu wrogowi.

Było mi wstyd...

– Uczyłam ją stawiać pierwsze kroki, słuchałam, jak mówi do mnie „mama”, to był mój skarb – ciągnęła. – Lea oczywiście też nim jest, ale pustki w sercu już nic nie wypełni.

– Magda, przepraszam, ja nie miałam pojęcia. Jest mi…

– Wstyd, żal? Tak, wiem, ale czy muszę zwierzać się z najgorszej traumy, by zazdrość zmieniła się we współczucie? Okej, nawet rozumiem. Cudza pomyślność kłuje w oczy, ale pod powierzchną mogą się kryć naprawę ciemne i zimne miejsca…

– Przepraszam. Za siebie i za dziewczyny, ja… – urwałam, bo przecież nie mogłam powiedzieć, że dopiero w zetknięciu z jej niewyobrażalną tragedią doceniłam moje skromne, zwyczajne szczęście, bez fajerwerków, przetykane codziennym kłopotami, głównie finansowymi.

I nie mogłam zapewnić, że teraz plotki i niechęć się skończą. Skoro wcześniej nie wspomniała o zmarłej córeczce, najwyraźniej nie chciała o tym rozpowiadać, nie życzyła sobie litości. To jej mogłam obiecać. – Zachowam dyskrecję. To będzie nasz sekret.

Zerknęła na mnie, kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Blado, ale mimo wszystko to już była Magda, jaką znałam. W domu powitał mnie typowy obrazek. Karolinka leżała z Miśkiem na podłodze. Nikoś jadł zupę, wyławiając nielubianą marchewkę. Kamil pomachał mi z łazienki, gdzie wieszał pranie. Zwykłe popołudnie, a jednak dopiero teraz zrozumiałam, że mam wszystko, co najważniejsze. Zdrową rodzinę.

Czytaj także:
„Koleżanki śmieją się, że zrobiłam z męża pantoflarza. Zazdroszczą mi, bo ich faceci piją, a mój maluje mi paznokcie”
„Zazdrościłam przyjaciółce kariery i światowego życia, bo moje jest nudne jak flaki z olejem. Jak się okazało, niesłusznie”
„Moje koleżanki na emeryturze siedzą, narzekają i tyją. Ja podnoszę ciężary i skaczę ze spadochronem!”

Redakcja poleca

REKLAMA