Codziennie w pracy obserwuję te dziwne gierki, jakie toczy moja koleżanka i nie mogę wyjść z podziwu zarówno nad jej brakiem zahamowań, jak i nad naiwnością mojej przełożonej…
Aśka przyszła do naszej firmy mniej więcej trzy lata temu. Zajęła miejsce koleżanki, która odchodziła na emeryturę. Od razu ją zaakceptowaliśmy, bo sprawiała wrażenie sympatycznej, towarzyskiej i dość sprawnie radziła sobie w pracy. To ostatnie było szczególnie ważne – od kiedy firma zaczęła podupadać i pozwalniali mnóstwo osób, zawsze mieliśmy roboty o wiele za dużo, a ludzi za mało. Szybko wdrożyła się w nowy system i już po tygodniu znakomicie sobie radziła. I chyba równie szybko zrozumiała, jakie są u nas układy.
Siedzimy wszyscy w jednym pokoju, szefowa też. Ona jest tu zdecydowanie najważniejsza i to nie podlega żadnej dyskusji. To ona akceptuje wszystkie wnioski, rozdziela robotę, decyduje o tym, kto może wyjść wcześniej i kiedy mamy iść na urlop. Pracuję z nią już wiele lat i dobrze wiem, że nie znosi wkraczania w swoje kompetencje. Pod tym względem jest despotyczna. Ale jednocześnie, jako człowiek, bardzo sympatyczna. Lubię ją. Poza tym ma olbrzymią zaletę – umie wprowadzić do zespołu luźną, rodzinną atmosferę. I chociaż wszyscy jesteśmy zapracowani, bywa, że nie wyrabiamy się z robotą, to przy niej jakoś to wszystko funkcjonuje.
Aśka w pewnym sensie zaburzyła tę naszą sielankę. Kilka tygodni po tym, jak się pojawiła, zauważyłam, że nadskakuje szefowej. Oczywiście, wszyscy zawsze staraliśmy się być mili w stosunku do niej i czasem szczerze, a czasem trochę z uprzejmości interesowaliśmy się tym, co u niej słychać. Jednak każdy z nas zachowywał się w miarę normalnie, a Aśka po prostu bezczelnie wchodziła jej w tyłek. Inaczej tego nazwać nie można.
Ewidentnie chciała się wkupić w jej łaski
Zaczęło się od tego, że za każdym razem upewniała się, czy aby na pewno dobrze wykonała swoją pracę i zapewniała, że w razie czego, to ona w każdej chwili może ją poprawić. Gdy pewnego dnia przyszły dodatkowe rozdzielniki do wypełnienia, Aśka sama zaproponowała, że je weźmie.
– Jestem nowa, więc to na mnie powinna spaść najgorsza robota – powiedziała z rozbrajającym uśmiechem.
– No a poza tym, może przy okazji się czegoś nauczę, bo ciągle jeszcze mam kłopot z tym systemem.
Z jednej strony z ulgą oddaliśmy jej nadprogramową robotę, ale z drugiej nie bardzo nam się to podobało.
– Coś za bardzo ona jest wyrywna – stwierdziła Mirka, moja koleżanka z sąsiedniego biurka, zastępczyni szefowej. – Jak tak dalej pójdzie, to chyba trzeba ją będzie usadzić. Niech zna swoje miejsce w szeregu.
Ale Aśka była cwana. Dobrze wiedziała, że się nam naraziła tym lizusostwem i kilka dni później sama przepraszała, że wyszła przed orkiestrę.
– Wiecie, nie pomyślałam, jak to z boku wygląda – oznajmiła ze skruchą. – Naprawdę chciałam was wyręczyć i się trochę podszkolić.
Uśpiła tym naszą czujność, ale tylko na chwilę. Bo teraz już nie tylko ja pilnie obserwowałam jej zachowanie. To, jak zawsze nadskakuje szefowej, jak pierwsza leci robić jej kawkę, jak dopytuje, co z egzaminami syna… Czasami aż robiło nam się niedobrze, gdy tego słuchaliśmy. Ale najgorsze było to, że szefowa wyraźnie dawała się wziąć na ten lep. Znam ją nie od dziś i widziałam, z jaką przyjemnością przyjmuje codzienne komplementy na temat swojego wyglądu, jak uśmiecha się, gdy Aśka przynosi jej poranną kawę. No i z jaką uwagą słucha jej porad czy informacji na temat wykonywanej pracy!
Liczyłam na to, że ja zajmę to stanowisko
Podejrzewaliśmy, że Aśka chce się wkupić w jej łaski, żeby odpowiednio się ustawić. I chyba jej się to udało. Kiedy rok temu szefowa wyjeżdżała na urlop, większość swoich obowiązków powierzyła… Aśce. A przecież to Mirka jest jej zastępczynią. Zresztą każdy z naszego zespołu miał o wiele większy staż i doświadczenie.
– Asia jest obrotna i szybka, na pewno poradzi sobie z większą ilością roboty – tłumaczyła nam szefowa. – Nie w porządku byłoby obciążać wszystkimi obowiązkami Mirkę.
Łyknęliśmy to tłumaczenie, bo jakie mieliśmy wyjście? Ale swoje wiedzieliśmy. Nie byliśmy przecież głupi.
Oczywiście, to wszystko nie wpływało najlepiej na atmosferę w pracy. Zwłaszcza że kilka razy przyłapaliśmy Aśkę na tym, jak niby pod pretekstem dbania o firmę, wytyka nasze błędy. Nikt nie jest idealny, ale jeżeli któreś z nas coś zrobiło źle, to do tej pory najpierw omawialiśmy to między sobą, nie lecieliśmy ze skargą do szefowej! Aśka natomiast z nieukrywaną satysfakcją podtykała jej pod nos źle wypełnione druki moje czy Pawła, jednocześnie na głos ubolewając, że oczywiście takie rzeczy się zdarzają, ale to trzeba sprawdzać. Suka!
W biurze, zamiast luźnych pogawędek czy docinek, jakie do tej pory umilały nam życie, teraz słychać było tylko grobową ciszę. Jedynie Aśka od czasu do czasu coś radośnie świergotała, a szefowa odpowiadała jej ze śmiechem. My z rzadka mruczeliśmy pod nosem niby aprobatę dla dowcipów znienawidzonej koleżanki.
Ostatnio sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej napięta. Mirka za pół roku odchodzi na emeryturę. Powiem szczerze – liczyłam na to, że ja zajmę jej stanowisko. Jestem najstarsza w zespole, zarówno stażem jak i wiekiem, mam też największe doświadczenie.
Ale teraz stanowisko zastępcy szefowej, razem z większą pensją, pewnie przypadnie Aśce. Kiedy to sobie uświadomiłam, dotarło do mnie, że ona celowo przymilała się szefowej. Przecież dobrze wiedziała, ile lat ma Mirka, i jak wygląda system awansów w tej firmie. Tu nie przyjmuje się ludzi z zewnątrz od razu na stanowisko. Trzeba się go „dochrapać”, zdobywając po kolei wszystkie szczeble kariery. Wiedziała też, że teraz jest moja kolej i dlatego za wszelką cenę chciała zdobyć sympatię oraz poparcie szefowej. No i obawiam się, że to jej się udało.
Prawdopodobnie przeforsuje coś jeszcze. Otóż jak Mirka odejdzie i ktoś awansuje na jej miejsce, zwolni się jedno stanowisko. Już dawno rozmawiałam z szefową o swojej kuzynce. Biedna dziewczyna, ma okropnego pecha w życiu. Ostatnio rozwiodła się z mężem, który ją bił i teraz próbuje stanąć na nogi. Taka praca bardzo by się jej przydała. A za jej kompetencje i uczciwość ja mogłam ręczyć własną głową.
No nie! Co za wredny babsztyl!
Jednak ostatnio sama słyszałam rozmowę Aśki i szefowej. Stałam za szafą w kuchni, a one zatrzymały się na korytarzu i mnie nie widziały.
– Gdyby to się udało, byłabym taka wdzięczna! – paplała Aśka. – To naprawdę miła dziewczyna. I robotna.
– Ale mówiłaś, że ona ma pracę? – wahała się szefowa. – Bo wiesz, są pewne osoby… bezrobotne, które czekają na to stanowisko. Im bardziej by się przydała taka robota…
– No tak, ale czy naprawdę chciałabyś mieć w zespole jakiegoś nieudacznika? – zapytała Aśka, a ja zazgrzytałam zębami ze złości. – Skoro ten ktoś nie może znaleźć pracy, to jakiś powód jest. Albo niekompetencja, albo niezaradność. A to źle wróży.
– Może i tak – szefowa nadal się wahała, ale ja już wiedziałam, że Aśka jak zwykle przekabaci ją na swoją stronę. – Oczywiście, zastanowię się, ale nie mogę nic obiecać. Zwłaszcza że już rozmawiałam w tej sprawie z innymi osobami.
– Oczywiście, ja niczego nie narzucam, to twoja decyzja – z głosu Aśki fałszywa słodycz aż kapała na dywan. – Chciałam po prostu pomóc, bo skoro znam odpowiednią, świetną osobę…
Poszły, a ja o mało nie poleciałam za nimi, żeby wygarnąć tej kłamliwej suce, co o niej myślę. Co za wredny babsztyl! Najbardziej jednak jestem przerażona naiwnością mojej szefowej. Przecież znam ją od lat, wiem, że to silna i mądra kobieta. Zawsze umiała podejmować właściwe decyzje i nigdy nie pozwalała, żeby ktokolwiek nawet sugerował jej, jak powinna postąpić. A teraz daje się tak manipulować!
Fakt, Aśka nie jest głupia i wie, jak podejść człowieka. Ale szefowa mnie naprawdę rozczarowuje. Czy ona nie widzi, że ta kobieta jest zwyczajnie niebezpieczna? Chce zrobić karierę za wszelką cenę, i kto wie jak długo wystarczy jej stanowisko zastępcy? Może wkrótce znajdzie sposób i na to, by wygryźć szefową z jej stołka. Obawiam się, że to tylko kwestia czasu…
Czytaj także:
„Koleżanka z pracy dostała awans, bo podlizywała się szefowi. Teraz żmija nie radzi sobie z obowiązkami, a winę zrzuca na nas”
„W korporacji płacili dobrze, ale codziennie kpili ze stażystów. Rzuciłem papierami, bo miałem dość tego bagna”
„Koleżanki z pracy zrobiły ze mnie kozła ofiarnego. No tak, co samotna rycząca czterdziestka ma do roboty wieczorami”