„Kolega z pracy rozgrzał moje zamrożone serce. Nad leśnym strumykiem przywrócił mi wiarę w mężczyzn”

zakochana para fot. iStock, Goran13
„Znaleźliśmy się bardzo blisko siebie. Bezwiednie przylgnęłam do niego mocniej. Zadrżał. Z zimna? Podniosłam głowę i napotkałam jego wzrok. Oczy mu się skrzyły. Takiego zachwytu nie widziałam chyba jeszcze nigdy w życiu. Patrzył na mnie jak zaczarowany”.
/ 04.11.2023 13:15
zakochana para fot. iStock, Goran13

Rozstanie z narzeczonym wpędziło mnie jednak w taką melancholię, że funkcjonowałam w jakimś dziwnym zawieszeniu. Nie widziałam otaczającej mnie zieleni, nic sobie nie robiłam z powiewów ciepłego wiatru, nie zwracałam uwagi na przybierającą kolor mlecznej czekolady skórę na przedramionach. Na dodatek odrzucałam wszystkie zaproszenia od przyjaciół czy znajomych z pracy.

– Po co mam iść nad rzekę, na rynek czy deptak? – marudziłam. – Żeby patrzeć na te wszystkie zakochane pary wokół i zgrzytać zębami?

Wolałam przesiadywać w mieszkaniu z zaciągniętymi zasłonami, niż spacerować po parku czy sączyć piwo na leżaku. Podobno czas leczy rany, więc w takim letargu miałam zamiar przeczekać najgorszy okres – wierząc, że kiedyś wszystko się odmieni. Mimo uszu puszczałam tłumaczenia znajomych, że nic się samo nie zrobi, że muszę wziąć się w garść i zacząć normalnie żyć. Moją jedyną aktywnością było wyjście do biura co rano.

Tego ranka rzuciłam torebkę na krzesło i poszłam do pokoju socjalnego, by zaparzyć sobie mocnej kawy. Ruszyłam prosto do ekspresu i nawet nie zauważyłam czyjejś obecności.

– Cześć.

Podskoczyłam nerwowo, gdy niski, chropowaty głos wypełnił pomieszczenie. Odwróciłam się gwałtownie, palce zaciskając na krawędzi blatu, co musiało wyglądać dziwnie. Jakbym została przyłapana na gorącym uczynku robienia czegoś niestosownego. Przy stoliku siedział młody mężczyzna i wpatrywał się we mnie z wyraźnym rozbawieniem w oczach.

– Nie chciałem cię przestraszyć – dodał, widząc moją konsternację. – Jestem tu nowy.

– Widzę – odburknęłam i znowu odwróciłam się do niego plecami.

Nie miałam ochoty na zapoznawczą pogawędkę. W ogóle nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Napełniając ekspres wodą, czułam na sobie wzrok tego mężczyzny i coraz bardziej mnie to denerwowało. Ogarnęło mnie zażenowanie na myśl o tym, jak niedbale się dziś ubrałam i uczesałam. Pomięta koszula wystawała mi z dżinsowej spódnicy. Nieumyte włosy po prostu ściągnęłam gumką w kitkę. Może byłam zobojętniała, ale mimo wszystko chciałam zrobić na nowym pracowniku dobre wrażenie.

Nie zraziło go moje zachowanie

Moje zażenowanie sięgnęło zenitu, kiedy okazało się, że nowy będzie pracował w tym samym biurze co ja. Jego biurko ustawiono tak, że kiedy podnosiłam głowę znad klawiatury, napotykałam jego wzrok. Szlag. Jakby wszystko tego dnia sprzysięgło się przeciwko mnie!

Nowy miał na imię Dawid i zerkał na mnie badawczo zza tonącego w teczkach i segregatorach biurka. Gdy nasze oczy się spotykały, uśmiechał się, zupełnie niezrażony moim niegrzecznym zachowaniem. Dziwak.

Przystanął w drzwiach i zerkał przez ramię, kiedy pakowałam torebkę i szykowałam się do wyjścia. Celowo się ślimaczyłam, żebym nie musiała wychodzić z budynku razem z nim. Jak każdy nowy pracownik Dawid pragnął zaskarbić sobie sympatię współpracowników. Dążył do integracji, rozumiem, ale dlaczego uwziął się akurat na mnie? Całą sobą dawałam przecież światu znaki, że nie mam ochoty na żadne nowe znajomości ani nawet na rozmowę.

Kolejny dzień przyniósł jeszcze gorsze wieści. Z samego rana szef wezwał mnie do swojego gabinetu. Przemierzałam korytarz, stukocząc obcasami i złoszcząc się, że tego dnia musiałam więcej czasu poświęcić na poranną toaletę, bo… nowy znowu się będzie gapił. Puls mi przyspieszył, kiedy naciskałam klamkę. O co chodzi? Czemu szef mnie wzywa?

Wsunęłam się do środka. Pomieszczenie wypełnione było aromatem kawy i świeżo zadrukowanych kartek. A obok biurka stał… Dawid. A on tu po co? Mimowolnie się skrzywiłam, a potem przeniosłam wzrok na przełożonego.

– Zajmiesz się dziś Dawidem. Pokażesz mu, co należy do jego obowiązków – spojrzał na mnie zza szkieł okularów i zanotował coś w notesie.

Milczałam, kłócąc się i odmawiając bez słów.

– Słyszałaś?

Stałam tam jak sparaliżowana

Nie umiałam wytłumaczyć, skąd się bierze moja niechęć do tego mężczyzny, po prostu nie chciałam z nim współpracować i już. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego!

– Wczoraj jakoś nieźle sobie sam poradził – mruknęłam tylko, wzruszając ramionami.

Serce tłukło mi się jak szalone, unosząc połę wiskozowej koszuli. Czułam, że Dawid mi się przygląda i że to widzi. Moje policzki oblały się rumieńcem. Zacisnęłam zęby i czekałam na decyzję szefa.

– Wczoraj robił tylko porządki w dokumentach po poprzedniej pracownicy – rzucił szef i zmierzył mnie wzrokiem, który mówił, że sprawa załatwiona i mam wykonać jego polecenie.

– Damy sobie radę – odezwał się Dawid i obdarzył mnie szerokim uśmiechem, ukazując równy rząd białych zębów.

– Idźcie już – wygonił nas pryncypał, lekko machając dłonią.

Oboje ruszyliśmy w tym samym momencie i w drzwiach niemal na siebie wpadliśmy. Poczułam się okropnie niezręcznie. Policzki mnie paliły i byłam pewna, że pod pachami wykwitły mi brzydkie plamy potu.

Przez cały dzień byłam oschła i nieprzyjemna. Chciałam tylko w spokoju pracować, tak jak zawsze. Denerwował mnie entuzjazm Dawida i jego – jak mi się wydawało – wymuszona uprzejmość. Kiedy wskazówka biurowego zegara zbliżała się do godziny szesnastej, pulsowanie w skroniach stało się nie do zniesienia.

Jeden dzień z Dawidem przyprawił mnie o potworny ból głowy. Pięknie, tylko migreny mi brakuje. Chciałam stąd wyjść i nigdy więcej nie oglądać tego typa. Irytował mnie ton jego lekko zachrypłego głosu, przenikliwe spojrzenie zielonych oczu, to jak przegarniał włosy palcami, a nawet zapach jego perfum.

– Niedługo Noc Kupały – odezwał się, zarzucając na ramię lnianą marynarkę.

– Co? – burknęłam, zgarniając śmieci z biurka do drucianego kosza. – Jaja sobie robisz?

Dwie koleżanki, siedzące w dalszej części pomieszczenia, zerknęły w naszą stronę z zaciekawieniem. Migrena plus plotki. Super.

– To prawda, nad rzeką ma być inscenizacja obrzędów słowiańskich – odezwała się jedna z nich, pożerając wzrokiem odwróconego tyłem do niej Dawida.

– Idziecie? – zapytała druga, podnosząc się z krzesła.

– Może wybierzemy się razem? – Dawid spojrzał na mnie wyczekująco.

Koleżanki też wlepiły we mnie wzrok

Jedna z nich zachichotała, a druga puściła do mnie oko i skinęła głową. Oblał mnie zimny pot. W biurze zapanowała taka cisza, że słychać było brzęczenie muchy i tykanie zegara.

– No dobra… – ustąpiłam, wciąż czując na sobie wścibskie, natrętne spojrzenia koleżanek.

Nie chciałam mieć ich na głowie przez kilka kolejnych dni. Na pewno przekonywałyby mnie do tego głupiej imprezy. Może nawet zaplanowały to razem z Dawidem. Myśli przelatywały mi przez głowę niczym tornado.

Kiedy wyszłam z budynku, a ciepły wietrzyk osuszył moją spoconą twarz, pożałowałam swojej decyzji. Niby czemu mam robić coś wbrew sobie? Żeby zadowolić innych? Nie było jednak odwrotu. Nie lubię, gdy ktoś nie dotrzymuje słowa. Zwłaszcza gdy tym kimś jestem ja.

Szybkim krokiem przemierzałam ulice miasta, idąc na tramwaj i zastanawiając się, jak przetrwam to spotkanie. Późną wiosną i latem całe życie towarzyskie koncentrowało się nad brzegiem rzeki. Wiedziałam również, że w najkrótszą noc w roku to życie wręcz tam tętni; rozbrzmiewa muzyka i śmiechy, płoną ogniska, a ubrane na biało dziewczęta z wypiekami na twarzy puszczają wianki na wodę.

Tym bardziej nie chciałam się tam znaleźć akurat tego dnia. Romantyczne okoliczności działały mi na nerwy, odkąd rozstałam się z narzeczonym. Co gorsza, uświadomiłam sobie nagle, że były chłopak nigdy mnie nie zabrał w tę niezwykłą noc nad rzekę. Przez tyle wspólnych lat…

Kolejne dni minęły, jak z bicza strzelił

Typowe. Kiedy chce się coś odwlec, czas pędzi jak szalony. Ani się obejrzałam, a stałam przed lustrem i nawijałam kolejne pasmo włosów na lokówkę. Nie zależało mi na tym spotkaniu, ale to nie znaczy, że mam wyglądać jak czarownica. To będzie pierwszy raz od czasu rozstania, kiedy wyjdę do ludzi.

– Pięknie wyglądasz – skomplementował mnie Dawid.

W jego oczach dostrzegłam podziw, jakby to nie był zdawkowy komplement. Miałam na sobie zwiewną sukienkę w kwiaty i skórzane sandałki. Delikatny makijaż i rozpuszczone, falujące włosy dopełniały całości. Gdy zbliżaliśmy się do rzeki, poczułam ucisk w żołądku. Skądś sączyła się eteryczna muzyka, przywodząca na myśl bajki, wróżki, magię. Usiedliśmy na ławce i obserwowaliśmy inscenizację, którą odgrywali uczniowie jednego z liceów. Dziewczęta miały białe sukienki, a na głowach imponujące wianki.

– Nie sądzisz, że to niesamowite? – zagadnął Dawid. – Te wszystkie wierzenia i obrzędy, coś w tym jest…

Nie odpowiedziałam, lecz skupiłam wzrok na niknącej w oddali wstążce rzeki. W blasku zachodzącego słońca mieniła się wszystkimi kolorami tęczy.

– Przejdźmy się – zaproponował Dawid, podając mi dłoń.

Ujęłam ją i bez słowa podążyłam za nim. W oczach tańczyły mi kolorowe plamki od nieustannego patrzenia na migotliwe fale. Coraz głośniejsza muzyka zdawała się przepływać przez całe moje ciało. Nie wiem, kiedy wkroczyliśmy na ścieżkę prowadzącą w głąb lasu. Słońce prawie już zaszło, pnie drzew rzucały długie cienie. Powietrze przesycone było zapachem igliwia. Miałam wrażenie, że świat wokół zawirował. Zachwiałam się, a Dawid czujnie objął mnie w pasie.

Znaleźliśmy się bardzo blisko siebie

Bezwiednie przylgnęłam do niego mocniej. Zadrżał. Z zimna? Podniosłam głowę i napotkałam jego wzrok. Oczy mu się skrzyły. Takiego zachwytu nie widziałam chyba jeszcze nigdy w życiu. Patrzył na mnie jak zaczarowany. Z oddali dobiegała oniryczna muzyka, w takt której zaczęliśmy się kołysać.

Dziewczęcy śmiech niósł się echem znad rzeki, a przez pnie drzew prześwitywała mieniąca się wstęga rzeki. Wolno sunęły po niej wieńce, ozdobione płonącymi świecami. Widok zapierał dech w piersiach. Słońce zaszło, a świat jakby zadrżał w posadach…

Czy dlatego osunęliśmy się oboje na pokrytą mchem ziemię? Patrzyłam mu w oczy i nie mogłam uwierzyć, że wcześniej nie zauważyłam, jakie są piękne. Zielone jak szmaragdy. Cały jest piękny, pomyślałam, oplatając go ramionami. Jego oddech był płytki i urywany, usta ciepłe i wilgotne. Wstrząsały mną dreszcze, kiedy obsypywał pocałunkami moją twarz, szyję i dekolt.

Wianki sunęły po wodzie, a młodzi chłopcy rzucali się w fale, by je łowić. Słyszałam plusk wody i miałam wrażenie, że zimne krople spadają na nasze rozgrzane zmysły. Leżałam na ziemi, mając nad sobą umięśnione ciało Dawida. Zanurzyłam palce w jego miękkich włosach i zacisnęłam powieki. Chciałam, by ten moment trwał wiecznie.

Kiedy otworzyłam oczy i obróciłam głowę w bok, ujrzałam jakiś blask w wysokich trawach. To promień księżyca padł na lśniący wśród zieleni rozłożysty kwiat o błyszczących płatkach.

– Kwiat paproci – wyszeptałam.

Dawid podniósł głowę, lecz chyba nie dostrzegł niczego prócz zalanych blaskiem księżyca traw. Ja byłam pewna, że widziałam coś niesamowitego, przez mgnienie oka, ale widziałam. Położyłam dłoń na torsie Dawida i poczułam, jak szybko bije mu serce. 

– Podobno kwiat paproci przynosi bogactwo temu, kto go ujrzał – Dawid pogładził wierzchem dłoni mój policzek, a potem odsunął się i usiadł.

– Nie chcę być bogata – odparłam, unosząc się i poprawiając sukienkę. – Chcę czegoś więcej, chcę być szczęśliwa.

Dawid oparł się o pień drzewa, zapiął guziki pomiętej koszuli.

– Przepraszam – wymamrotałam.

– Za co?

– Za całokształt.

Dawid w odpowiedzi chwycił moją dłoń i przyciągnął mnie do siebie, a potem pocałował. Tak, że znowu musiałam go delikatnie powstrzymać.

– Co ty ze mną robisz? – westchnął. – A może jesteś czarownicą i coś mi zadałaś?

– No to nie uważałam i sama też to zażyłam.

Roześmiał się i znowu podał mi dłoń

Wstałam, otrzepaliśmy ubrania i trzymając się za ręce, wróciliśmy na ścieżkę, która prowadziła nad rzekę. Na brzegu było cicho i pusto. Ile godziny byliśmy w lesie? Gdyby nie dryfujące po rzece wianki, pomyślałabym, że to wszystko nam się przyśniło. Odwróciłam się za siebie.

Ot, miejski zagajnik, żaden las. Nagle wszystko straciło blask. Czar prysł, a noc zamieniała się w chłodny świt, malujący niebo nad miastem na różowo. Mimo to wciąż ściskałam dłoń Dawida. Mężczyzny, którego jeszcze wczoraj traktowałam jak największego wroga. Czy to możliwe, że kilka godzin tej niezwykłej nocy odmieniło moje serce?

Nie potrafiłam tego wytłumaczyć, ale niewątpliwie coś się zmieniło. Zaczęłam inaczej patrzeć na Dawida. Zaczęłam w ogóle na niego patrzeć. To, co zobaczyłam, zachwycało mnie i napawało nadzieją. Był wartościowym mężczyzną, nie tylko przystojnym. Z jakiegoś powodu po prostu to wiedziałam. Podobnie jak to, że jest mi pisany, że jest moim bogactwem. Przecież widziałam kwiat paproci… Rozsądna ja nie robiła sobie wielkich nadziei, ale ta, która całowała się z Dawidem na posłaniu z mchu, postanowiła dać nam szansę.

Kiedy przyszliśmy do biura, powitały nas zaskoczone spojrzenia koleżanek. Bo przyszliśmy, trzymając się za ręce. Chyba powinniśmy być bardziej powściągliwi. Zmieszani odsunęliśmy się od siebie. Dziewczyny wybuchnęły śmiechem, a potem przypadły do mojego biurka.

– To musiała być naprawdę magiczna noc – powiedziała jedna z nich, czekając, aż zacznę opowiadać.

Czytaj także:
„Szef kazał nosić mi kuse spódniczki i szpilki, żeby klienci cieszyli mną oko. Boję się, co zaproponuje w zamian za awans”
„Teściowa mnie prześladowała i nie dawała spokoju. Z buciorami właziła w moje życie, podobno po to, by mi pomóc”
„Miałam męża, ale równie bliski był mi mój były. Znajomi uważali, że to chory układ, bo pewnie we trójkę dzielimy łoże”

Redakcja poleca

REKLAMA