„Kolega z pracy kopał pod nami dołki, by zaistnieć w oczach szefowej. Krętacz i lawirant wpadł przez własną głupotę”

Mężczyzna wyżywa się na koleżance fot. Adobe Stock, Bojan
„Arek do perfekcji opanował pozorowanie ciężkiej pracy. Niestety, szefowa, Iza, nieustannie nabierała się na te jego sztuczki, a nikt nie miał odwagi, żeby jej uświadomić, z kim ma do czynienia. Któż byłby na tyle szalony, by pójść do niej z donosem na jej zastępcę? Milczeliśmy więc, cierpliwie znosząc lawiranctwo Arka”.
/ 26.09.2022 21:30
Mężczyzna wyżywa się na koleżance fot. Adobe Stock, Bojan

Pracuję w branży reklamowej. Robimy spoty radiowe, telewizyjne i ogłoszenia prasowe. Wbrew pozorom jest to bardzo trudna i stresująca robota. Ciągle się spieszymy, jesteśmy uzależnieni od kaprysów naszych klientów, no i musimy tryskać pomysłami na każde zawołanie.

Nie skarżę się. Mówię tylko, że w naszej firmie zawsze było dosyć nerwowo. Każdy miał mnóstwo pracy i starał się z niej wywiązywać, żeby nie stracić posady. Reguła ta dotyczyła wszystkich… poza Arkiem, wiceszefem mojego działu. Był naprawdę śliskim człowiekiem. Gdy go poznałam, od razu wiedziałam, że trzeba się trzymać od niego z daleka.

Przejawów jego fałszywej natury było więcej

Arek do perfekcji opanował pozorowanie ciężkiej pracy. Niestety, szefowa, Iza, nieustannie nabierała się na te jego sztuczki, a nikt nie miał odwagi, żeby jej uświadomić, z kim ma do czynienia. Któż byłby na tyle szalony, by pójść do niej z donosem na jej zastępcę? Milczeliśmy więc, cierpliwie znosząc lawiranctwo Arka.

A sytuacji, gdy spychał swoją robotę na innych, było mnóstwo. Już nawet nie mówię o tych przypadkach, gdy przywłaszczał sobie czyjeś pomysły, gdy odbierał pochwały za pracę innych ludzi. To była norma. Kiedy ktoś robił cokolwiek z Arkiem, mógł mieć pewność, że wszystkie jego dobre pomysły będą przedstawione jako wspólne koncepcje. Albo, co gorsza, Arek przypisze je tylko sobie.

Gdy szedł do szefowej z jakąś propozycją, a ta nie przypadła jej do gustu, zrzucał odpowiedzialność na kogoś innego.

– No widzisz, mówiłem ci, Jurek, że to nie jest dobry pomysł! – krzyczał jeszcze z jej biura do jednego z pracowników, wyraźnie odcinając się od skrytykowanej inicjatywy. – Ale chyba mam coś lepszego. Dajcie mi tylko chwilę! – dodawał i szedł do siebie, udając, że ostro główkuje.
Po jakimś czasie wszyscy zapominali o sprawie, a on miał spokój.

Regularnie też zrzucał pracę na innych. Pozbywał się zadań, które miał w zakresie swoich obowiązków. Często obrywałam ja, bo Arek uznał, że mam talent organizacyjny i mogę wyręczać go w niektórych zajęciach. Jedną z takich sytuacji pamiętam bardzo wyraźnie, bo o mały włos nie wyleciałam przez nią z pracy.

W kompetencjach Arka leżały kontakty ze znanymi osobami. Gdy trzeba było zatrudnić do reklamy kogoś takiego, on wydzwaniał do menedżera tej osoby, ustalał stawki i dogadywał szczegóły pracy na planie. Kiedyś jednak zachorował, więc kontaktem z gwiazdą musiałam zająć się ja. Kiedy zobaczył, że dobrze sobie z tym poradziłam, już regularnie przerzucał tę część obowiązków na mnie.

Szefowa o tym, oczywiście, nie wiedziała. Arek przekazywał jej wszystkie informacje, a czarną robotę odwalałam ja. Ciążyła na mnie naprawdę duża odpowiedzialność, a nie wiązały się z nią żadne profity. Pech chciał, że któregoś dnia jedna z gwiazd nie pojawiła się na planie. Rozpętała się awantura, a ja straciłam resztki szacunku do Arka. Wyżywał się na mnie, mimo że pracowałam dla niego po godzinach za darmo i w tajemnicy przed Izą.

Wyżywał się na mnie za tę porażkę

– Jak mogłaś tego nie dopilnować!? Wiedziałaś, że to ważne! – awanturował się, gdy zostaliśmy sami.

– Dopilnowałam wszystkiego, to nie była moja wina – tłumaczyłam się.

– Nie wciskaj mi tu kitu. Gdybyś z odpowiednim zaangażowaniem monitorowała sprawę, na pewno nic takiego by się nie wydarzyło!

– Mam też inne zajęcia, nie mogę się zajmować tylko twoimi sprawami.

– Nie bądź bezczelna!

– Nie jestem. Ale nie rozumiem, dlaczego robisz mi awanturę, skoro szefowa nie czepiała się ciebie.

– Bo ja wymagam od ludzi więcej! Jeśli tego nie rozumiesz, możesz się pakować – syknął.

Tak skończyła się nasza rozmowa. Popłakałam się wtedy. Nie z żalu, tylko z bezsilności. Byłam na niego wściekła, ale nie mogłam nic zrobić. Tylko wariat poszedłby do szefowej i wszystko opowiedział. Musiałam zagryźć zęby i pracować z nim dalej. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że czas zemsty wkrótce nadejdzie.

Patrzyłam więc, jak Arek nadużywa swojej pozycji. Jak zaniedbuje obowiązki, jak w perfidny sposób okrada firmę, wykorzystując auto służbowe do spraw prywatnych, albo zabierając z biura kawę w kapsułkach. Patrzyłam i zastanawiałam się, czy rzeczywiście nie ma na tym świecie sprawiedliwości. Odpowiedź przyszła po kilku miesiącach. A zaczęło się od urlopu Arka.

Nasz ukochany wiceszef pojechał na dwa tygodnie na Majorkę i jak zwykle pozostawiał wiele niedokończonych spraw i nierozwiązanych problemów. Myślał, że jak zwykle szefowa się tego nie dopatrzy. Omamił ją swoimi kłamstwami i była przekonana o jego nadzwyczajnej pracowitości.

To był dzień naszego triumfu

Pech chciał, że tym razem potrzebna jej była umowa, którą Arek miał przygotować przed wyjazdem. Okazało się, że nie zlecił prawnikom napisania tego dokumentu. I tak oto – od jednego papieru do drugiego, od błahej sprawy do poważniejszej – szefowa przejrzała cały zakres jego aktualnych zadań. Dostała szału, bo okazało się, że Arek leży z robotą.

Jeszcze przed jego powrotem wiedzieliśmy, że będzie miał przechlapane, szefowa go nie oszczędzi i da mu popalić zaraz, gdy tylko wejdzie do biura. Była wściekła. Przez kilka dni chodziła podminowana, bo wszystko, co zaniedbał Arek, musiała zrobić sama. Szefowa nie lubiła mieć jakichkolwiek zaległości.

Gdy po dwóch tygodniach w biurze zjawił się opalony, wypoczęty i radosny Arkadiusz, Iza natychmiast zaprosiła go do siebie i przez pół godziny wypominała mu wszystkie zaniedbania. Była tak zła, że kilka razy podniosła głos, a to bardzo rzadko jej się zdarza. Gdy Arek wyszedł z pokoju szefowej, czerwień na jego twarzy była widoczna mimo wakacyjnej opalenizny.

Wszyscy gapili się w monitory i papiery, nikt nie dawał niczego po sobie poznać, ale wszyscy skrycie zacierali ręce z radości. To był dzień naszego triumfu. A historia upadku naszego firmowego lenia miała jeszcze dalszy ciąg.

Arkadiusz okazał się bowiem człowiekiem nie tylko leniwym i fałszywym, ale także mściwym. I najwidoczniej pełnym pychy, bo zaraz po tej awanturze zabrał się za kopanie dołków pod szefową. Nie mogłam w to uwierzyć, dopóki sama tego nie usłyszałam. Koledzy mówili, że chodzi po biurze i ją obgaduje, ale nie wierzyłam w taki tupet. Jestem naiwna.

– Wiesz co, chciałem cię przeprosić za tę awanturę z celebrytką. Pamiętasz? Tą, co nie przyszła na sesję – uśmiechnął się przymilnie. – To nie była twoja wina. Nie wściekałbym się tak, gdyby nie Iza. To wszystko przez nią. Po prostu chciałem cię chronić, bo groziła mi, że cię zwolni. Musiałem cię zmobilizować do cięższej pracy…

– Rozumiem – powiedziałam, żeby jak najszybciej uciąć tę rozmowę.

– Ona się nie nadaje do tej roboty. Nie trzyma ciśnienia. Nie uważasz?

– Nie wiem, Arek, mam teraz robotę, przepraszam cię.

– Jasne, jasne – mruknął. – Ale gdybyś chciała pogadać, jestem u siebie. No i pilnuję, żebyś była bezpieczna, więc nie masz się co martwić.

Poczęstował mnie jeszcze jednym ohydnym uśmiechem i poszedł. A ja myślałam, że zwymiotuję. Jeszcze nigdy nie usłyszałam słów tak pełnych fałszu. Nigdy nikt nie manipulował mną tak nachalnie.

Gdyby wiedział, jak to się skończy…

Nie wytrzymałam, wstałam od biurka i od razu poszłam pogadać o tym z koleżankami. Wszystkie miały podobne spostrzeżenia. Wiedziałyśmy, że Arek kombinuje, jakby tu wysadzić z siodła naszą szefową. No i padł na nas blady strach. Nie chcieliśmy nawet myśleć o tym, że to on mógłby zarządzać naszym zespołem. Nikt by z nim nie wytrzymał. Iza też nie była aniołem, ale pracowało się z nią dobrze. Zaczęliśmy się więc zastanawiać, co z tym fantem zrobić. Nic jednak nie przychodziło nam do głowy. Do czasu, gdy życie samo podsunęło rozwiązanie. I to akurat mnie.

Tego dnia jak zwykle zostałam po godzinach. Nagromadziło mi się trochę pracy, a do tego Arek dołożył mi jeszcze część swojej. Gdyby wiedział, jakie będą tego konsekwencje, pewnie nie wrzucałby mi nic na barki, tylko jak najszybciej posłał do domu.

Siedziałam jednak u siebie w biurze i przekładałam papiery, gdy nagle dotarło do mnie, że coś nieustannie szumi. Podniosłam głowę i nasłuchiwałam. To była kserokopiarka. Ktoś o tej porze kopiował masę dokumentów. Wstałam od biurka i poszłam do pomieszczenia, gdzie stało ksero. Zerknęłam dyskretnie i zobaczyłam Arka, który sukcesywnie, kartka po kartce, powielał jakieś dokumenty.

Wycofałam się szybko do siebie, żeby znów nie narazić się na jakieś dziwne rozmowy, i zajęłam się pracą. W końcu ksero ucichło i po jakimś czasie usłyszałam trzaśnięcie drzwi. „Chyba już poszedł” – pomyślałam i ruszyłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Kiedy przechodziłam koło kserokopiarki, zastanowiło mnie, co on tak zawzięcie kopiował.

Podeszłam do maszyny i nacisnęłam przycisk odpowiedzialny za drukowanie ostatnio powielanych materiałów. Arek pewnie nawet nie wiedział, że taki istnieje.

Myślała, że przyszłam, żeby ją szantażować

Kiedy zaczęły wyskakiwać kolejne kartki, złapałam się za głowę i szybko poszłam sprawdzić, czy rzeczywiście jestem sama, czy on już poszedł. Byłam. Wróciłam do pokoju ksero, dokończyłam drukowanie i zabrałam dokumenty do domu. I tam zastanawiałam się, co z nimi zrobić.

Nie spałam całą noc, ale w końcu doszłam do wniosku, że muszę działać. Nie mogę tej sprawy tak zostawić, bo ten wariat będzie naszym szefem. Następnego dnia z samego rana weszłam do gabinetu Izy z moją tajemniczą teczką i poprosiłam, żeby poświęciła mi kilka chwil.

– Siadaj – powiedziała.

– Dziękuję – odpowiedziałam, kładąc przed nią dokumenty.

Wzięła je do ręki i zaczęła przekładać kartki. Na początku na jej twarzy pojawiło się zdziwienie. Potem poczerwieniała i spojrzała na mnie wściekła.

– Co to jest!? Wytykasz mi błędy, chcesz mnie szantażować!? – warknęła. – Mów, do cholery…

– Ani jedno, ani drugie. Próbuję cię ostrzec – oznajmiłam.

– Ostrzec? Drukując dokumenty, które są długoletnią historią naszych porażek? – zmarszczyła brwi.

– To nie ja je wydrukowałam. Zrobił to wczoraj Arek. Nie wiedział, że jestem w firmie. Usłyszałam, że korzysta z kserokopiarki i po jego wyjściu poszłam sprawdzić, co robił. No i wyskoczyły te papiery.

– Czyli… Ale po co mu one? – dalej nie do końca rozumiała.

– Od jakiegoś czasu chodzi po biurze i próbuje podkopać twój autorytet – powiedziałam. – Myślę, że te dokumenty są częścią tego planu.

– Ale co zamierza z nimi zrobić?

– Nie wiem. Ale na pewno nic dobrego – odparłam, a ona pokiwała głową.

Praca to nie bajka. Takie życie

Podziękowała mi za tę informację i zapytała jeszcze, co myślę o Arku. Co myśli o nim zespół. A ja wtedy nie wytrzymałam i powiedziałam jej wszystko od początku do końca. Nie
była nawet specjalnie zdziwiona.

Arkadiusz wyleciał z pracy po trzech dniach od tego zdarzenia. Nie poznaliśmy kulis jego zwolnienia, ale domyślaliśmy się, że Iza znalazła na niego jakiegoś haka. Był przecież takim leniem i kombinatorem, że na pewno nie miała z tym problemu. Wystarczyło na przykład wykazać, że wykorzystuje samochód służbowy do celów prywatnych. Choćby dlatego musiał przystać na zwolnienie za porozumieniem stron. Bo tak się z nim Iza pożegnała. Nie chciała robić afery.

Ale dla nas to i tak była wielka satysfakcja. W końcu utarliśmy mu nosa, w końcu spotkała go zasłużona kara. Byłam dumna z siebie, że przejęłam inicjatywę. Razem z zespołem obserwowałam, jak się pakuje. Oczywiście, do końca udawał, że sam się zwolnił, bo idzie do lepszej pracy.

– Trzymajcie się. Niedługo dam znać, gdzie zakotwiczyłem. Na razie zdradzę wam tylko, że będę miał możliwość zatrudniania w swoim własnym zespole – powiedział. – Będę was kusił – uśmiechnął się, ale nikt nie odwzajemnił tego uśmiechu, odprowadziliśmy go tylko wzrokiem do drzwi.

Na jego miejsce przyszła nowa osoba. Przez jakiś czas liczyliśmy, że Iza wybierze na swojego zastępcę kogoś z nas. Nawet ja miałam nadzieję, bo przecież uratowałam jej skórę. Ale nie, wolała wziąć kogoś z zewnątrz. Trudno. Praca to nie bajka. Takie życie. Najważniejsze, że nie ma już Arka, a ten nowy wiceszef jest całkiem w porządku. Dalej jest nerwowo i ciężko, ale przynajmniej nikt nie knuje.

Czytaj także:
„Lubię swoją pracę, choć zarabiam grosze. U konkurencji miałabym wyższą pensję, ale tutaj czuję się jak pączek w maśle”
„Mamy z żoną wymarzony dom, pozycję, pieniądze, brakuje tylko dziecka. Ja bym chciał, ale ona ma w głowie karierę i kasę”
„Po śmierci męża żałoba stała się moją pasją i sposobem na życie. Zanurzałam się w niej, aż padłam ofiarą sekty”

Redakcja poleca

REKLAMA