„Kolega podstępem gwizdnął mi stanowisko sprzed nosa. Chyba śni, że tak łatwo pozwolę mu ukraść moja pracę i kasę”

załamany pracownik fot. iStock, Westend61
„Cieszyłem się na ten dzień. Z drugiej strony jednak czułem pewien niepokój. Ale radości było chyba więcej. A najbardziej w tym wszystkim podobało mi się to, że Maciej zupełnie nie wiedział, co go czeka”.
/ 02.08.2023 13:15
załamany pracownik fot. iStock, Westend61

Maciej – tak o nim mówili wszyscy w firmie. Nikt nie zdrabniał jego imienia, bo nikt nie miał na to ochoty. To był gość, którego bez wahania można było określić mianem ostatniej mendy. Lizus i ulubieniec kierownictwa, karierowicz, a przede wszystkim kłamca.

Nie na darmo jednak stare przysłowie mówi: „nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka”. Nazajutrz miała zatriumfować… No właśnie – nie prawda, jak można by się spodziewać. Prawda jest dla takich ludzi nieszkodliwa, bo nigdy z nią nie miewają do czynienia. Miała zatriumfować sprawiedliwość. Doszliśmy z dwoma kolegami do wniosku, że z krętaczem i oszustem nie wygra się w sposób uczciwy.

Złodziej jesteś, wiesz?

A czarę goryczy przelało to, co się zdarzyło miesiąc wcześniej. Tamtego dnia szef wezwał nas na naradę, choć sam nazwał to nadzwyczajnym zebraniem.

– Chciałbym wam przedstawić nowego kierownika działu, naszego wypróbowanego kolegę, Macieja. Jego projekt modernizacji pracy biura zyskał nasze uznanie. Kolego, proszę zaprezentować.

No i Maciej zaczął przedstawiać ten projekt. Od samego początku wiedziałem, że to nie jego praca. Doskonale to wiedziałem! Bo ten projekt opracowałem właśnie ja, ale chciałem wnieść jeszcze pewne poprawki, zanim złożę ostateczną wersję szefostwu. Po zebraniu podszedłem do obrzydliwca i wycedziłem:

– Złodziej jesteś, wiesz?

W pierwszej chwili zrobił wielkie oczy niby to w zdumieniu, ale zaraz potem się roześmiał w głos.

– Znasz takie powiedzenie, że kto pierwszy, ten lepszy? – spytał.

– Ale ty mi zwyczajnie gwizdnąłeś ten projekt! – oburzyłem się. – Pracowałem nad nim przed dwa miesiące…

– A mnie wystarczyły dwa dni, żeby go dokończyć – wszedł mi w słowo. – Trzeba było się odezwać na zebraniu, a nie teraz zawracać mi głowę.

Pewnie, mogłem się odezwać, tylko że co by to dało? Moje słowo przeciwko jego słowu. Komu szefowie dadzą wiarę? Pracowitemu, ale pyskatemu podwładnemu czy wazeliniarzowi? Odpowiedź wydawała się oczywista.

– Kiedyś ci się noga wreszcie powinie – warknąłem.

– Idź w swoją stronę i nie odgrażaj się tak. Od przyszłego miesiąca będę twoim kierownikiem, więc uważaj.

Trzeba działać natychmiast

Właśnie dlatego postanowiliśmy nie czekać, aż Maciej obejmie nad nami władzę. Musieliśmy coś zrobić, żeby mu przeszkodzić. Nie tylko dlatego, że przykro by było mieć za szefa taką kreaturę. Chodziło o sprawiedliwość.

Prawdę mówiąc, sam nie liczyłem na zbyt wiele, składając plan organizacyjny. Chciałem spróbować, a koledzy mi kibicowali, lecz jakoś nie wierzyłem, że właśnie mnie awansują. Za to tej mojej pracy wystarczyło, żeby pupilek kierownictwa wskoczył na stołek.

– Tak nie może być – orzekł Leszek. – Pomagaliśmy ci przy tym planie, żeby mieć dobrego szefa, a nie tego gnojka.

I zaczęliśmy kombinować, aż wreszcie wykombinowaliśmy. Musieliśmy tylko zaczekać na okazję. A ta nadarzyła się już po tygodniu. Szalała grypa i dopadła też Macieja. A to oznaczało to, że zyskaliśmy niekrępujący dostęp do jego komputera.

– Dobra, panowie – powiedział wieczorem Leszek, kiedy spotkaliśmy się na piwnej naradzie. – Musimy tylko mówić, że Maciej często gapił się w komputer, zamiast pracować, że gwałtownie klikał myszką, wyłączając coś, kiedy ktoś podchodził. Ogólnie zachowywał się podejrzanie.

– To nie będzie trudne – zaśmiał się Paweł, który siedział biurko w biurko z Maciejem. – Wystarczy, że przypomnę sobie tę śliską gębę, wyobrażę sobie, że ma zostać naszym kierownikiem, i powiem wszystko, a nawet więcej.

– Nie można przesadzić – zaprotestowałem. – Jak sprawa wybuchnie, wystarczy zagrać delikatnie. Wtedy się uda.

Maciej wrócił do pracy, nic nie podejrzewając. Nie miał pojęcia, że w jego komputerze Leszek złamał hasło, a potem wrzucił na dysk ukryty folder z ciekawym materiałem. Ani że ten sam Leszek, który doskonale znał się na programowaniu, zmodyfikował mu historię przeglądarki.

Byłem dumny z naszego pomysłu

– No to będzie miał za swoje – powiedziałem do Marysi przy kolacji. – Rano wrzucę mały liścik do skrzynki kontaktowej prezesa. Myślę, że już tego samego dnia zacznie się dla drania piekło.

– Ale co dokładnie wymyśliliście? – zapytała Marysia.

– Kontrola wykaże, że nasz wspaniały kolega i ulubieniec szefostwa w godzinach pracy pozwalał sobie na odwiedzanie stron dla dorosłych, a w ukrytym folderze przechowywał bardzo pikantne materiały. Wyleją go z roboty jak nic, w dodatku z wilczym biletem! – powiedziałem zadowolony. – Świetnie pomyślane, co?

Marysia nie odpowiedziała. Zamyśliła się, a potem wstała i poszła do drugiego pokoju. Podejrzewałem, że nie podoba jej się to, co zamierzaliśmy zrobić.

Poszedłem za nią

– Zrozum – powiedziałem z pewnym rozdrażnieniem. – Jak się ma do czynienia z oszustem i krętaczem, to trzeba go zwalczać jego metodami. Inaczej sam załatwi wszystkich dookoła.

Marysia się skrzywiła, ale nadal nic nie mówiła. Usiadłem więc naprzeciwko niej i czekałem.

– Powiedz już, co masz do powiedzenia – zażądałem. – Co ci się tak nie podoba?

– Szczerze? – spojrzała na mnie. – Wszystko.

– Ale dlaczego? Skoro jemu wolno wykorzystywać brudne zagrania, to nam chyba też, prawda? Wiesz, ilu z nas miało kłopoty, bo Maciej na kogoś nagadał? Ile się trzeba było tłumaczyć?

Marysia wzruszyła lekko ramionami, ale nadal milczała. W końcu straciłem cierpliwość i wstałem, żeby odejść.

– Tak nie wolno – powiedziała cicho. – Chcecie zwalczyć jedno zło drugim? Przecież ten człowiek nie robił tych rzeczy.

– Nie robił – zgodziłem się. – Ale za to ukradł mi dokumenty i nawet się nie zaczerwienił, kiedy mu to wypomniałem. Leszkowi narobił kłopotów, bo doniósł, że przyszedł do pracy pod wpływem. A chłop był po prostu wczorajszy po jakichś imieninach. Ale sprawdzali go alkomatem. Dobrze, że miał w płucach tylko nędzne resztki. Wiele takich rzeczy ma na sumieniu nasz Maciej.

– Właśnie – mruknęła Marysia. – Na sumieniu. Ty też chcesz je sobie koniecznie pobrudzić?

– Jeśli sprawiedliwości ma stać się zadość, to chcę – odparłem.

Pokiwała głową, a potem spojrzała na krzyż wiszący nad drzwiami. Domyślałem się, co zaraz powie. Zresztą sam miałem ten dylemat, zanim się zdecydowałem.

– I co potem? – spytała retorycznie. – Co, pójdziesz sobie do spowiedzi zrzucić ten grzech na księdza, przyjmiesz komunię i wszystko będzie w porządku?

Zaskoczyła mnie trochę

Myślałem, że będzie mówiła o miłosierdziu, o wybaczaniu i takich tam rzeczach, które można usłyszeć w kazaniach. A ona uderzyła w bardziej czuły punkt. Rzeczywiście. Przecież musiałem się z tego wyspowiadać!

– Wiesz, kochanie, że wszyscy trzej złamiecie ósme przykazanie? – ciągnęła. – Pamiętasz jeszcze, jak brzmi, czy już w tym zacietrzewieniu zapomniałeś?

– Nie dawaj fałszywego świadectwa – burknąłem. – I co z tego? Maciejowi wolno robić takie rzeczy, ale nam odegrać się na nim już nie?

– A odgrywajcie się! – prawie krzyknęła. – Dokuczajcie mu. Jeśli zostanie kierownikiem, nie ułatwiajcie pracy. Jest wiele możliwości. Pomyślałeś kiedyś, że ten człowiek musi być nieszczęśliwy, mając taką wykrzywioną duszę? Chcesz własną zniekształcić, żeby tylko się zemścić? Nie dawaj fałszywego świadectwa… Jak myślisz, dlaczego właśnie to znalazło się w dziesięciu Bożych nakazach? Bo taką obmową można człowieka zniszczyć.

Teraz ja zamilkłem. Tak naprawdę to już o tym myślałem. Jednak uznałem, że ważniejsze jest pozbyć się drania, a z sumieniem policzę się później. Tylko że Marysia patrzyła na sprawę z boku, chociaż była po mojej stronie.

– Dokonacie zemsty i co będziesz czuł? – spytała.

– Nie stajesz z tym człowiekiem twarzą w twarz, lecz chcesz go pokonać podstępem, sprzeciwiając się naukom Kościoła. Wiesz, że już z tego powinieneś się spowiadać? Z samego zamiaru!

Wyszedłem z pokoju, trzaskając drzwiami. Zirytowały mnie wreszcie te mądrości. Tylko że nie potrafiłem wyrzucić słów żony z pamięci. Nie dawały mi spokoju. Przewracałem się całą noc z boku na bok, zasnąłem dopiero nad ranem.

A następnego dnia nie wrzuciłem donosu do skrzynki prezesa. Cisnąłem podarty do kubła ze śmieciami pod domem. Marysia miała rację – nie warto brać na siebie takiego brzemienia. No i podle jest używać obrzydliwej broni przeciwko innym.

Postanowiłem za to umówić się z szefem na rozmowę i powiedzieć mu prosto w oczy, jak było z tym planem organizacji biura. Od razu poczułem ulgę, kiedy podjąłem te dwie decyzje. Chłopaki będą zawiedzeni, ale muszą mnie zrozumieć.

Lepiej stawać wobec wroga z otwartą przyłbicą, niż kłuć go podstępnie w plecy. Lepiej próbować się odegrać za krzywdy, atakując wprost, niż używać czegoś tak podłego jak oczernianie. Nawet jeśli oczernia się prawdziwego drania.

Czytaj także:
„Chciałam zeswatać przyjaciółkę z kolegą z pracy. Nic nie poszło zgodnie z planem, ale... efekt zadowolił wszystkich”
„Ktoś wypuścił na mój temat fałszywą plotkę, a koledzy z pracy odwrócili się ode mnie. Nawet przyjaciółka mnie zawiodła”
„Kolega z pracy wyświadczył mi drobną przysługę. Jego była żona zrobiła z tego aferę, a mnie wzięła za jego kochankę”

Redakcja poleca

REKLAMA