„Kochanka męża oddała mi przysługę. Uwolniła mnie od łachudry, która nie ma pojęcia, co znaczy być głową rodziny”

matka z córką fot. Adobe Stock, fizkes
„Mój mężulek tak był przerażony tym, na co mnie stać w złości, że położył uszy po sobie i na wszystko się zgadzał. Dał mi pieniądze na życie i na Kasię, dużo więcej niż zwykle. Wzięłam. Powiedziałam, że muszę zainwestować w siebie. Dał więcej. Wzięłam. Miałam swój plan”.
/ 01.09.2023 06:45
matka z córką fot. Adobe Stock, fizkes

Jest pięć lat starsza ode mnie! I brzydka! Co on mógł zobaczyć w takim paszczurze?! – powtarzałam z rozpaczą, ściskając w dłoni kubek z gorącą herbatą, którą zaparzyła mi Ulka.

Klapki na oczach

– Ty też się jednak ostatnio trochę zapuściłaś – moja przyjaciółka jak zwykle była szczera. – Do fryzjera chyba już nie chodzisz, ubierasz się w te koszmarne dresy…

– A skąd niby mam brać na ciuchy? Spłacamy kredyt, poza tym czynsz, inne rachunki, no i paliwo też kosztuje! – tłumaczyłam się, odruchowo wygładzając szarą bluzę.

– Kosztuje, kosztuje. Tylko że on tym pięknym samochodem nie ciebie będzie woził! Julka, masz klapki na oczach? 

Ano, nie widziałam! Teraz wszystko mi się układa i sama na siebie się wściekam. No bo jak mogłam być taka głupia?! Dlaczego uwierzyłam, że to szef Zbyszka wymaga, aby pracownicy byli gładko ogoleni, pachnący dobrą wodą, i żeby nosili codziennie śnieżnobiałe koszule? Gdyby jeszcze chodziło o jakiś bank albo inny urząd, ale to zwykła hurtownia budowlana! Często trzeba coś przenieść czy nawet rozładować tira!

– Czego się czepiasz? – złościł się mój mąż. – Tak ma być, i już! W komunie robotnik miał być usmolony, teraz jest inaczej! Chcesz, żebym stracił robotę? Na moje miejsce jest dziesięciu… Tylko czekają!

Zajęłam się domem

Położyłam uszy po sobie, bo rzeczywiście o dobrą pracę dzisiaj trudno, a nasza trójka jest tylko na jego utrzymaniu – odkąd urodziła się Kasia i ja po macierzyńskim już nie wróciłam do swojej pracy. Na początku trochę żałowałam, że nie mam kontaktu z ludźmi ani swoich pieniędzy, ale tak naprawdę było mi dobrze w domu z dzieckiem…

Zbyszek też nie narzekał. Zawsze było sprzątnięte, uprane i ugotowane na czas, a poza tym opiekunka kosztowałaby prawie tyle, ile ja zarabiałam. Nie kalkulowało się!

Kasia rosła, była zdrowa jak rybka, w domu co drugi dzień pachniało upieczonym ciastem, ja nauczyłam się gospodarować z ołówkiem w ręce, więc pensja męża spokojnie nam starczała. On często mnie chwalił i porównywał z koleżankami pracującymi w spedycji albo z żonami kolegów:

– W dwa dni rozpuszczą kasę na głupoty i potem ciągną na pożyczkach! – mówił. – Tylko im w głowie perfumy, lakiery i kiecki. Całe szczęście, że ty taka nie jesteś!

Byłam dumna i zadowolona, chociaż czasami czułam zazdrość, że te inne babki robią, co chcą, nie muszą oszczędzać i mają w nosie, co kto o nich mówi. Ale ilekroć popatrzyłam na roześmianą buzię naszej córci, wszystko mi przechodziło. Byłam pewna, że idę dobrą drogą. Skromną, ale właściwą!

Byłam zaślepiona i głupia

Kupowałam lumpy w ciucholandach, na co dzień nosiłam rozwleczone dresy w gumkę i najtańsze chińskie klapki. Nie zauważyłam, że coraz rzadziej gdzieś wychodzimy, coraz mniej rozmawiamy, a nasze łóżko jest chłodne i bez czułości; raz, dwa i po wszystkim…

– Kochasz mnie? – pytałam męża. – Jakiś inny ostatnio jesteś…

– Jezu, Julka, co ci do łba przychodzi? Czego jeszcze chcesz? Siedzisz w domu, ja tyram jak wół, a ty jeszcze jojczysz!

– Bo czuję, że jest między nami inaczej niż było – stwierdzałam ze ściśniętym sercem.

– Musisz mnie wkurzać? – denerwował się. – Człowiek chce w domu odpocząć, a tu ciągle przesłuchania i pretensje! Wychodzę. Z tobą się nie da spokojne gadać!

Nie wiem, dlaczego mi się wtedy nie zapaliło w mózgu czerwone światło. Wierzyłam we wszystko, co mi mówił. Że wrócił później, bo była ekstrafucha i nie mógł szefowi odmówić.

– Ale czuć było od ciebie wino…

– No tak, to szef mnie poczęstował na koniec. Podziękował w taki sposób za robotę. Nie wypadało odmówić.

– I przyjechałeś autem po alkoholu?

– Skąd! Szef mnie przywiózł!

– To on nie pił?

Czego się dopytujesz jak prokurator?! Pił. Jego kierowca siedział za kółkiem.

– Bo mi się wydawało, że przyjechałeś taksówką – mówiłam z lękiem.

– To ci się tylko wydawało! Nie siedź godzinami w oknie, bo potem masz zwidy!

Ciągle go nie było

Coraz częściej bywał opryskliwy. Ciągle się gdzieś spieszył, a kiedy już siedział w domu, zakrywał się gazetą i patrzył gdzieś przed siebie. Czułam, że myśli o czymś innym, że go nudzą moje opowieści o tym, gdzie byłam, kogo spotkałam i co się w domu wydarzyło.

– Kobieto, nie trzeszcz mi nad uchem. Czy ja mogę mieć choć chwilę spokoju?

Kasię też od siebie odganiał, nie chciał jej przeczytać książeczki ani się pobawić. Ciągle tylko tłumaczył: „Tata jest zmęczony… tata musi odpocząć… idź do mamy”.

Coś mi tam zaczęło świtać, ale pewności nabrałam dopiero, kiedy ich zobaczyłam.

Nakryłam ich przypadkiem

Zatrzasnęłam drzwi, idąc do sklepu. Padało, byłam obładowana parasolką, siatkami, butelkami z piciem i tak dalej… Dmuchnął przeciąg, bach! – i koniec.

Mój mąż nie odbierał komórki. Nagrałam się dwa razy. Nic. W końcu wsiadłam z Kasią w autobus i dojechałam na krańcówkę, a stamtąd do hal i magazynów.

Nie musiałam go długo szukać. Zaraz za wejściowymi drzwiami było pomieszczenie odgrodzone szklaną taflą od głównej sali. Skoroszyty, papiery, komputer, faks, jednym słowem coś w rodzaju biura. Przy stoliku siedziała kobieta. Nieładna. Z modną, asymetryczna fryzurą i ohydnym, ostrym makijażem. Za to fajnie ubrana. Efektowna. Wyglądała na zadbaną czterdziestkę.

Kleił się do niej mój mąż. Siedział na taborecie przystawionym do jej krzesła. Coś jej szeptał do ucha. Końcami palców przegarniał ognistorude włosy. Drugą ręką głaskał jej ramię i dotykał piersi… Czuło się, że za chwilę się rzuci na tę babę i zacznie ją całować, w ogóle nie zwracając uwagi, czy ktoś na to patrzy, czy nie…

Na mój widok wcale się nie speszył:

– A ty czego tu chcesz? – zapytał tylko, a kiedy Kasia zaczęła się do niego wyrywać i wołać „tatuś!”, kazał mi zabierać dziecko i jechać do domu, bo „tu się pracuje!”.

Jak on mógł?

Tego dnia nie wrócił na noc. Byłam jak potłuczona, nie miałam pojęcia, co robić. Chciałam z kimś pogadać, ale musiałabym się przyznać, że mąż mnie zdradza, a chyba nie dałabym rady. Taka byłam dumna ze swojego małżeństwa! Wszystkim udzielałam rad, czasami nawet krytykowałam różne koleżanki za to czy tamto, a teraz miałam się wystawić na ich języki?

Zresztą łudziłam się, że to wszystko nic nie znaczy, że mi się wydawało i robię z igły widły… Gdyby wówczas wrócił i wytłumaczył się, coś zmyślił, nie powiedziałabym ani słowa. Ze strachu.

Jednak mój mąż nie chciał fikcji. Skorzystał z okazji, że się wydało, i ledwo wrócił rano, już od drzwi zaczął, że się wyprowadza, bo znalazł prawdziwą miłość.

– Nie zatrzymasz mnie. Nawet nie próbuj – powtarzał beznamiętnie. – Ona jest fantastyczna. Dopiero przy niej wiem, że żyję naprawdę! Na taką kobietę czekałem.

– Jest paskudna, grubsza i starsza ode mnie! – nie wytrzymałam. – Zwariowałeś? A co z dzieckiem?

– Będę płacił na Kasię. Zresztą jeśli chcesz, mała może mieszkać z nami. Halinka nie ma dzieci, chętnie przygarnie moje…

– Przygarnąć to może kundla z ulicy! – wkurzyłam się. – Jesteś podły!

– Może jestem. Ale żebyś nie wiem co gadała, i tak z tobą nie będę. Nie kocham cię już. Rozumiesz?!

Wpadłam w szał

Zaczęłam tłuc talerze i wazony. Krzyczałam. Wyłam. Kasia się przestraszyła i zaczęła popłakiwać. Kiedy mój mąż zatrzasnął za sobą drzwi, chwyciłam nożyczki i pocięłam mu koszule, spodnie, krawaty, bieliznę… Uciekając, zostawił saszetkę z dokumentami, więc spaliłam wszystko, co tam miał – prawo jazdy, paszport, różne legitymacje, kwitki i zaświadczenia. To było podłe, wiem, ale wtedy nad sobą nie panowałam… Czułam satysfakcję na myśl, ile będzie miał problemów z odtwarzaniem tych papierów!

Potem zadzwoniłam do jego matki. Nigdy nie byłyśmy w zbyt dobrych układach, więc z wściekłością oznajmiłam jej, że ma syna łajdaka i zdrajcę. Że go źle wychowała. I że nigdy więcej nie zobaczy wnuczki, bo ja się już o to postaram.

Słyszałam w słuchawce, jak płacze, ale to mnie nie wzruszyło i nie powstrzymało. Obdzwoniłam całą jego rodzinę, wszystkich, których numery miałam w komórce albo notesie. Strasznie go obsmarowałam…

Na koniec zatelefonowałam do jego pracy i połączyłam się z szefem. Tu dopiero pojechałam! Okropnych rzeczy się ode mnie dowiedział o moim mężu i jego kochance. Również tego, że go od dawna okradają i robią pod jego bokiem niezłe szwindle. Tego wysłuchał z zainteresowaniem! Czułam, ze akcje mojego małżonka lecą na łeb, na szyję… Narobiłam masę głupstw, ale ciągle mi było mało!

Chciałam go pogrążyć

Przypomniałam sobie, że jest komputer! Są portale, na jakie on wchodzi, są znajomi, jest cały wirtualny świat, w którym można kogoś zniszczyć jeszcze szybciej niż w realu. Uznałam, że to świetna metoda!
Na szczęście nie zdążyłam się rozhulać na dobre, bo przyjaciółka wzięła mnie w obroty:

– Wiesz, że to się nazywa stalking? – zapytała. – I jest karalne?

– Guzik mi zrobią. Mam powody!

– Co z tego?! Swoich praw dochodź podczas rozwodu, ale nie wolno ci nękać obcej kobiety.

– Nienawidzę jej…

– Niepotrzebnie. Ja uważam, że ci oddała przysługę. Uwolniła cię od dupka, który nie wie, co to znaczy być ojcem i mężem. Wyślij jej kwiaty! Podziękuj idiotce!

– Kpisz sobie ze mnie?

– Mówię serio. Kiedyś przyznasz mi rację.

Mocno się wtedy poprztykałyśmy, ale po jakimś czasie mi przeszło. Zrozumiałam, że od tego są przyjaciółki, żeby mówić prawdę, nawet niemiłą. Więc wyciągnęłam wnioski z tego, co się stało.

Coś mi się przecież należy

Mój mężulek tak był przerażony tym, na co mnie stać w złości, że położył uszy po sobie i na wszystko się zgadzał. Dał mi pieniądze na życie i na Kasię, dużo więcej niż zwykle. Wzięłam. Powiedziałam, że muszę zainwestować w siebie. Dał więcej. Wzięłam. Miałam swój plan.

Po pierwsze, poszłam na terapię. Musiałam odzyskać wiarę w siebie. Pojąć, w jakim momencie życia jestem. Odpowiedzieć na pytanie – co dalej? Po drugie: nauczyć się być bez niego. Po trzecie: uznać, że rozwód to nie jest dla mnie koniec świata, że dam radę ze wszystkim dla siebie i dla Kasi.

Czekała mnie ciężka praca, ale było warto, bo powoli się podnoszę po tej katastrofie. Mało tego, coraz częściej myślę, że dostałam najprawdziwszy prezent od losu.

Nigdy nie było wokół mnie tylu miłych i życzliwych ludzi. O wiele bardziej samotna czułam się, czekając na męża z obiadem, prasując mu koszule i piorąc gacie.

Podczas rozwodu byłam twarda. Zażądałam orzeczenia o jego winie i zabezpieczenia materialnego dla siebie i dziecka. Dostałam, co mi się należało. Co do grosza, nawet więcej.

A teraz wreszcie dbam o siebie. Chodzę na kursy dokształcające, uczę się niemieckiego. Po wakacjach Kasia idzie do przedszkola, ja do pracy. Żadnych powrotów do przeszłości, żadnego biadolenia. Ale na razie żadnych mężczyzn! Nie mówię, że nigdy ich nie będzie. Świat jest pełen fajnych facetów, więc może i mnie się jakiś trafi? Widzę, że zerkają na mnie z ciekawością i uznaniem… Aha, teściową przeprosiłam. W końcu to żadna jej wina, że rozpadło się moje małżeństwo. Zawsze będzie babcią Kasi.

Jednak Zbyszkowi nie wybaczę. Mógł mi nie mówić tych wszystkich przykrych rzeczy, mógł skłamać. Przecież byłam jego żoną.
 

Czytaj także: „Ciężko pracowałem, byłem przemęczony. Parę głębszych to nie problem, prawda? Tak mi się wydawało, aż do tamtego dnia”
„Spotkanie z rodziną mnie przerażało. Po tym, co im zafundowałem, odejście było najlepszą rzeczą, jaką mogłem zrobić”
„Obcy facet ubzdurał sobie, że jesteśmy parą. Boję się wyjść z domu, a policja rozkłada ręce”

Redakcja poleca

REKLAMA