„Kocham pierwszą żonę mojego męża. Wyciągnęła mnie z depresji, zaopiekowała się moją mamą i dzieckiem”

Przyjaźń między kobietami fot. Adobe Stock, hbrh
Gdyby nie Klara, nie byłoby mnie wśród żywych. Ona mnie ocaliła, a ja naskoczyłam na nią i zarzuciłam okropne rzeczy. A tak naprawdę chciałabym choć w połowie być takim człowiekiem, jak ona.
/ 16.06.2021 11:11
Przyjaźń między kobietami fot. Adobe Stock, hbrh

Czy mi wybaczy? O nic nie pytała, weszła, zajrzała tu i tam, i już wiedziała, że… jestem na dnie. Tak bardzo chciałabym znowu zobaczyć swoją przyjaciółkę. Ale zachowałam się wobec niej podle, zasługuję na karę.

Ludzie się dziwili naszej przyjaźni. Dwie byłe żony, a nie kłóciły się, nie obgadywały jedna drugiej? Coś w tym musiało być! Niektórzy podejrzewali, że kochamy inaczej, dlatego trzymałyśmy się razem od tylu lat.

Klara była pierwszą żoną mojego męża. Wyszła za Janka zaraz po maturze, w tajemnicy przed całym światem. Po dwóch latach się rozstali, ale jeszcze parę razy do siebie wracali i próbowali posklejać, co się potłukło. Wzięli rozwód dopiero wtedy, gdy ja się pojawiłam na horyzoncie. Byłam zazdrosna.

Wpadałam w furię, ilekroć o niej wspominał

Nawet podarłam w strzępy ich wspólne fotografie.

– Ślepia jej wydrapię – groziłam. – Niech zapomni, że w ogóle istniejesz! Przekonałam się, jaka naprawdę jest Klara, kiedy Janek mnie zostawił z kupą długów, a sam prysnął na saksy. Miał tam zarabiać i przysyłać pieniądze. Żeby mógł wyjechać, zapożyczyliśmy się w banku i u znajomych. Przysięgał, że bierze na siebie spłaty… Byłam w trzecim miesiącu ciąży.

Przed świętym obrazem obiecał, że wróci przed porodem. Wyjechał, nie dzwonił. Nie wiedziałam, gdzie jest. Odezwał się, gdy Hania skończyła pół roku. Nie powiedziałam, że jest chora, bałam się, że Janek nie wróci. Miałam niepełnosprawną córkę, mamę po wylewie, ojciec siedział w więzieniu. Dostał duży wyrok po tym, jak spowodował po pijanemu wypadek, ze skutkiem śmiertelnym. Zostałam sama, bez środków do życia, kompletnie załamana.

Tego wieczoru, kiedy przyszła Klara, planowałam, że ze sobą skończę… Potrzebowała jakiegoś dokumentu czy zaświadczenia. Twierdziła, że znajdę go w papierach Janka. Przepraszała, że zawraca głowę, ale z nim nie może się skontaktować.

– Kompletuję świadectwa pracy – tłumaczyła. – Szkoda mi tych lat, które mi się liczą z racji zatrudnienia w sklepie jego ciotki. Obiecał, że to załatwi.

– Wyjechał – powiedziałam sucho. – Nie wiem, gdzie jest ani kiedy wróci. Stała przy drzwiach. Nie wchodziła. Rozglądała się. Za przepierzeniem z szafy płakało dziecko. Pod oknem, na wąskiej kozetce, leżała moja mama i próbowała coś mówić, ale z jej ust wydobywał się tylko jakiś niewyraźny bełkot.

– Idź sobie – zawołałam zdenerwowana. – Czego tu sterczysz?

Odsunęła mnie i bezczelnie zajrzała do łóżeczka małej, potem otworzyła lodówkę. Podniosła pokrywkę z jednego garnka stojącego na kuchence i zobaczyła resztki zaschniętej kaszy manny.

– Rewizję mi tu robisz?! – wrzasnęłam. Skoczyłam z łapami gotowa ją bić, ale Klara unieruchomiła moje ręce i nagle znalazłam się w jej uścisku.

– Cicho, cicho – szeptała. – Będzie dobrze. Pomogę… Nie jesteś już sama.

Podobno Janek we śnie ją o to poprosił

Była starsza ode mnie o jedenaście lat. Wyższa, tęższa. Pachniała wanilią. Dobrze mi się płakało w jej rękaw! Od razu zrobiło się jakby lżej i cieplej.

– Wrócę najdalej za godzinę – obiecała. – Powiedz, czego wam najbardziej potrzeba. Jakieś leki, opatrunki, witaminy? Zresztą, nic nie mów! Sama widzę, jak jest. Nie wierzyłam, że jeszcze wróci. A ona przyszła z torbami wyładowanymi jedzeniem, owocami, pieluchami i środkami czystości. Jakiś czas później dotarła pielęgniarka, która sprawnie i fachowo pomogła w pielęgnacji mamy. Przychodziła raz w tygodniu, dopóki sama się wszystkiego nie nauczyłam.

Opłatę za te wizyty wzięła na siebie Klara. Nigdy nie zażądała zwrotu, ani złotówki! Klara wydeptała ścieżki do odpowiednich urzędów. Załatwiła zasiłek, materac odleżynowy, potem specjalne łóżko dla mamy. Była u nas codziennie. Na początku zajmowała się całym domem, bo ja walczyłam z depresją i byłam nie do życia. Prawie siłą zaciągnęła mnie do doktora.

Tylko jej zawdzięczam, że z tego wyszłam. Wiem, że wzięła wtedy urlop okolicznościowy i wydała na nas prawie wszystkie oszczędności. Straciła dobrą pracę, bo kiedy już wszystko się jakoś poukładało, jej etat był zajęty. Nie miała pretensji.

Do emerytury dopracowała za gorsze pieniądze, i w kiepskich warunkach. Była przy mnie również, kiedy żegnałam mamę i później, w najgorszych chwilach, po śmierci córki. Stała zawsze blisko, twarda i czuła jednocześnie. Wściekała się, że próbuję jej dziękować. Ona uważała, że robi tylko to, co trzeba.

Gdyby mi ktoś powiedział, że się pokłócimy, nie uwierzyłabym! A jednak… Nigdy nie przeprowadziłam rozwodu, chociaż Janek nie wrócił do Polski. Zmarł na obczyźnie. To Klara ściągnęła tu jego prochy. Ja nie byłam zadowolona z tego, że kupuje dla Janka miejsce na cmentarzu i zamawia kamieniarza.

– Po co to? – pytałam. – Tyle lat go nie było. Nie miał potrzeby przyjeżdżać. Nie był nawet na grobie własnego dziecka, a ty mu pomniki wystawiasz!

– Nie pomniki. Malutką tablicę tylko.

– Ale po co on tutaj? Wtedy Klara powiedziała coś, co mi się wydało idiotyczne:

– Śnił mi się. Parę razy przychodził i prosił, żebym mu znalazła miejsce na wieczny odpoczynek. Był bardzo smutny.

– Głupoty opowiadasz!

– Nie głupoty. Tak było! Czuję, że on chciał wrócić, tylko mu nie wyszło. Czemu mam mu nie pomóc?

– Nie gadaj, że wierzysz w duchy!

– Wierzę. Gdyby Janek nie chciał, nie dałby znaku. On wiedział, że zawsze może na mnie liczyć. Nawet po śmierci.

Nie dała się przekonać. Sama zapłaciła za nagrobek. Uprosiła mnie, żebym poszła na tę smutną uroczystość, nawet w moim imieniu kupiła mały wieniec. Zawiadomiła, kogo się dało, ale przy mogile stało zaledwie parę osób. Specjalnie nie dochodziłam zbyt blisko, więc nie widziałam napisu na szarej tablicy. Dopiero podsłuchana rozmowa, kiedy już szłam do wyjścia, zmusiła mnie do powrotu.

Na jasnym granicie wyryto imię, nazwisko, daty i napis: „Ofiarowuje żona”. Jaka żona?! Ja czy Klara? Szlag mnie trafił! Wieczorem zadzwoniłam do niej.

– Wyszło szydło z worka! – zaatakowałam bez uprzedzenia. – Czaiłaś się, udawałaś, okłamywałaś cały świat, że wszystko, co robisz, to z dobroci serca… A chodziło o coś zupełnie innego! Nie słuchałam jej tłumaczeń. – Skoro się uważasz za żonę Janka, to kim ja byłam? Kochanką? Śmieciem? Nie pokazuj mi się na oczy, bo cię spuszczę ze schodów. Koniec z nami!

To śmieszka, liczę na poczucie humoru

Klary Szybko zaczęło mi jej brakować, ale wstydziłam się i bałam, że mi nie wybaczy tej karczemnej awantury. Bo o co tak w ogóle mi chodziło? Co za znaczenie ma jakiś napis na nagrobku? Doznałam od niej samego dobra i tak szybko o wszystkim zapomniałam, kiedy zadrasnęła moją ambicję. To ja powinnam się wstydzić!

W następną sobotę postanowiłam, że pójdę na mogiłę Janka z samego rana, kiedy jeszcze nikogo nie ma na cmentarzu, żeby, Boże broń, nie natknąć się na Klarę. Kupiłam fioletowe marcinki w doniczce i duży znicz. Z daleka widziałam, że przy pomniku jest pusto… Natychmiast rzucił mi się w oczy nowy napis na płycie: „Janowi ofiarowuje żona Teresa” – przeczytałam; łzy wzruszenia i wstydu ścisnęły mnie za gardło. Klara bez słowa, po cichu, jak zwykle delikatnie i dyskretnie, przekonała mnie, że jest nadzwyczajnym człowiekiem!

Przyznam się, że całe życie byłam zazdrosna, nie tylko o Janka, ale i o jej wielkie serce, brak egoizmu, szlachetność i dobroć. Ja taka nie jestem, więc złościłam się, że ona ma w nadmiarze to, czego mi brakuje.

Ta skrywana złość wylazła ze mnie, jak karaluch spod podłogi! Powiem, że Janek w postaci ducha mnie zwymyślał i wszystko wytłumaczył. Klara jest śmieszką, bardzo liczę na jej poczucie humoru. I na to, że wybaczy mi tę moją koszmarną głupotę. Ekspresowo kończę piękną, włóczkową chustę na zimowe wieczory. Jest różowa, to ulubiony kolor Klary. I jest tak samo cieplutka i miła jak ona sama. Mam nadzieję, że ją przyjmie i wybaczy.

Czytaj także:
Mój biedny syn haruje na zachcianki żony i córki
Gdy mój mąż posprzątał z nudów mieszkanie, liczył na oklaski
Zgodziłam się, by imprezę organizować razem z kuzynką. To był błąd

Redakcja poleca

REKLAMA