„Kocham Agnieszkę, ale mój syn jej nie znosi. Szantażuje mnie, że albo ją zostawię, albo nigdy już nie zobaczę wnuczki”

ojciec, którego syn nie akceptuje jego partnerki fot. Adobe Stock, pikselstock
„Gdy powiedziałem mu o planowanym ślubie, zrobił mi awanturę. Nie mogłem w to uwierzyć. Myślałem, że mój dorosły syn, ojciec rodziny, ucieszy się, bo wreszcie nie będę sam. Przecież od śmierci jego matki minęło już kilka lat. Zamiast tego usłyszałem stek obelg i oskarżeń”.
/ 21.03.2022 15:20
ojciec, którego syn nie akceptuje jego partnerki fot. Adobe Stock, pikselstock

Niedawno skończyłem 58 lat. Pięć lat temu umarła na raka moja żona, Ewa. Bardzo ją kochałem, do końca wierzyłem, że uda jej się pokonać chorobę… Jej śmierć była dla mnie szokiem. Pogrążyłem się w rozpaczy. Tylko dom i praca, poza tym nigdzie nie wychodziłem, nie przyjmowałem u siebie, nikogo nie chciałem widzieć. Wyjątkiem była moja wnusia, Dagmara. Syn często ją do mnie przywoził. Wiedział, że jej wesoły szczebiot choć na chwilę pomagał mi zapomnieć o smutku.

Dwa lata temu, wczesną jesienią, wracałem samochodem z delegacji. Byłem zmęczony, zasnąłem za kierownicą i auto uderzyło w drzewo. Szczęśliwie niezbyt mocno, bo jechałem powoli. Skończyło się na pękniętych żebrach, siniakach, guzie na głowie i złamanej nodze.

– Miał pan więcej szczęścia niż rozumu! Zapomniał pan wziąć insulinę czy co? – zapytał lekarz.

– Insulinę? A po co? – zdziwiłem się.

– Przecież ma pan cukrzycę! Naprawdę pan nie wiedział? – pokręcił głową z niedowierzaniem.

Naprawdę nie wiedziałem. Po śmierci żony nie interesowałem się swoim zdrowiem. Omijałem lekarzy szerokim łukiem. Poza tym nie przypuszczałem, że coś mi dolega. Owszem, czasem byłem senny i zmęczony, ale myślałem, że to z powodu przeżyć i nadmiaru pracy.

Po prostu się zakochałem

W szpitalu przeleżałem prawie dwa tygodnie. Na moim oddziale pracowała pielęgniarka, Agnieszka. Bardzo różniła się od większości swoich wiecznie naburmuszonych koleżanek. Miła, uśmiechnięta, zawsze miała dla pacjentów dobre słowoDziwiło mnie to, bo z korytarzowych plotek wiedziałem, że nie ma łatwego życia. Miała za sobą nieudane małżeństwo z alkoholikiem, przez wiele lat sama utrzymywała dom i córkę…

Ustaliliśmy, że gdy wyjdę ze szpitala, za niewielką opłatą będzie do mnie przychodzić i robić mi zastrzyki. I w ogóle się mną trochę zajmie, dopóki nie dojdę do siebie. Syn i synowa byli bardzo zapracowani i nie mieli na to czasu, więc i tak musiałbym kogoś wynająć do pomocy.

Agnieszka przychodziła do mnie codziennie. Robiła mi zastrzyk, pilnowała, żebym brał inne leki. Gdy miała chwilę czasu, zostawała dłużej, by ze mną porozmawiać. Była taka wesoła, otwarta i szczera! Złapałem się na tym, że z niecierpliwością czekam na każdą jej wizytę. Nie przyznałem się nawet, że nauczyłem się sam robić sobie zastrzyki. Bałem się, że przestanie przychodzić.

Kiedy już wydobrzałem, zaprosiłem ją na kolację. Ku mojej radości zgodziła się. Spędziliśmy bardzo miły wieczór. Ten, potem następny…

Po stracie ukochanej żony nie dopuszczałem do siebie myśli o związku z inną kobietą, lecz Agnieszka zapełniła mi pustkę po EwieZrozumiałem, że ją kocham i chcę z nią spędzić resztę życia. Okazało się, że ona czuje to samo. Kiedy w czasie romantycznej kolacji poprosiłem ją o rękę, bez wahania odparła: tak. Teraz musieliśmy tylko powiedzieć o naszej decyzji dzieciom.

Córka Agi była zachwycona. Stwierdziła, że mama tyle w życiu złego przeszła, że zasługuje na szczęście.

– Pamiętaj, Staszku, masz o nią dbać, kochać, nosić na rękach, bo inaczej… – powiedziała, starając się nadać głosowi surowy ton.

A potem, śmiejąc się, obiecała, że zajmie się organizacją naszego ślubu. Byłem pewny, że mój Radek zareaguje podobnie. Wiedział o tym, że Agnieszka do mnie przychodzi. Kilka razy ją nawet u mnie spotkał, chwilę porozmawiali. Mógł się spodziewać, że coś nas łączy.

Zaprosiłem go do siebie. Chciałem pogadać z nim sam na sam.

– Oświadczyłem się Agnieszce i zostałem przyjęty. Jeszcze w tym roku chcemy wziąć ślub – powiedziałem, gdy już się rozsiadł w fotelu.

Przez chwilę patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a potem…

– Nie ma mowy, nigdy na to nie pozwolę! – wrzasnął. – Żadna obca baba nie zajmie miejsca mamy, nie wprowadzi się do tego domu! Tak szybko o niej zapomniałeś? Nie wstyd ci? – krzyczał na mnie.

Potem dodał, że dałem się omotać, że Agnieszka wcale mnie nie kocha, tylko chce złapać ustawionego faceta, że czyha na mój majątek, że od początku to sobie zaplanowała.

Osłupiałem. Przez chwilę nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Myślałem, że mój dorosły syn, ojciec rodziny, ucieszy się, bo wreszcie nie będę sam. Zamiast tego usłyszałem stek obelg i oskarżeń.

Wiedział, gdzie uderzyć

– Nigdy nie zapomnę o twojej mamie – powiedziałem, usiłując opanować drżenie głosu. – Była miłością mojego życia. Wiem, że chciałaby, abym był szczęśliwy… I nie życzę sobie, byś w ten sposób mówił o Agnieszce. Przecież nawet jej dobrze nie znasz!

I powiedziałem, że ślub się odbędzie,  czy mu się to podoba, czy nie.

– Proszę bardzo, żeń się! Ale wtedy nigdy więcej nie zobaczysz Dagmary! Nie pozwolę, by moja córka miała do czynienia z jakąś oszustką! – wycedził przez zęby i wyszedł.

Po tej rozmowie długo nie mogłem ochłonąć. Byłem wściekły i zrozpaczony. Syn dobrze wiedział, gdzie uderzyć. Dagusia to przecież moje ukochane słoneczko, moja radość. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym jej więcej nie zobaczyć…

Roztrzęsiony zadzwoniłem do Agnieszki. Natychmiast przyjechała.

– Dlaczego on jest taki okrutny? Jak może mnie w ten sposób szantażować? – żaliłem się jej.

– Nie zamartwiaj się tak, kochanie. Radek na pewno był zaskoczony, musi oswoić się z tą wiadomością… Jak sobie wszystko spokojnie przemyśli, pewnie zgodzi się na nasz ślub – pocieszała mnie.

Postanowiłem spokojnie poczekać. Miałem nadzieję, że Agnieszka ma rację, że za kilka dni, najdalej tydzień, mój jedyny syn ochłonie i jakoś wszystko się ułoży. Niestety…

Minęły już prawie dwa miesiące, a Radek uparcie trwa przy swoim. Nie pozwala widywać mi się z wnuczką. Dzwoniłem, prosiłem, próbowałem przekonywać… Za każdym razem przerywał mi prawie natychmiast i pytał, czy już wycofałem się z pomysłu ze ślubem. Gdy odpowiadałem, że nie, odkładał słuchawkę. Raz nawet pojechałem do niego, próbowałem mu wytłumaczyć, że krzywdzi własne dziecko, że Dagmara bardzo mnie kocha, i pewnie nie rozumie, dlaczego się nie widujemy. Ma przecież dopiero siedem lat.

Nic nie pomogło. Syn twierdzi, że robi to dla mojego dobra. Bo chce, żebym przejrzał na oczy. Bardzo cierpię. Aga to widzi. Kilka dni temu powiedziała mi, że nie musimy brać ślubu, że jest dobrze tak, jak jest… I żebym zadzwonił do Radka i powiedział, że ślubu nie będzie.

Nie chcę tego zrobić. Kocham ją i nie mogę pozwolić, by syn zniszczył nasze szczęście. Ale nie wyobrażam sobie też życia bez wnuczki. Czuję się okropnie. Nie mogę zrozumieć, dlaczego Radek odmawia mi prawa do szczęścia i miłości? Chyba źle go z Ewą wychowaliśmy.

Czytaj także:
„Siostrzenica była kobietą wyzwoloną. Nic tylko pracowała i imprezowała. Wszyscy bali się, że uschnie w staropanieństwie”
„Teściowa działała na mnie jak płachta na byka. Na każdym kroku dawała mi do zrozumienia, że jestem gorsza od byłej męża”
„Przyjaciółka męża była zakałą. Tylko czekała aż podwinie mi się noga i będzie mogła wskoczyć mu do łóżka”

Redakcja poleca

REKLAMA