„Wiedziałam, że mój kochanek ma rodzinę. Miałam to gdzieś, dopóki nie zobaczyłam, że jego żona jest znów... w ciąży”

Smutna kobieta patrząca w telefon fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Wiele jeszcze nocy przepłakałam. Nad moją zmarnowaną miłością, nad własną głupotą i naiwnością. Zygmunt próbował się ze mną skontaktować jeszcze kilka razy. Dziś już się pozbierałam. Jestem teraz sama i postanowiłam trzymać się z daleka od mężczyzn. Zwłaszcza żonatych…"
/ 02.07.2021 14:38
Smutna kobieta patrząca w telefon fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Długo trwało, aż dotarło do mnie, że uczucie do Zygmunta nie ma przyszłości. Co z tego, że on je odwzajemniał, że mnie obsypywał prezentami, komplementami. Co mi po tym wszystkim, skoro on, mój ukochany, nie mógł być mój. Tylko mój! Głupia miłość.

Zawsze na pierwszym miejscu Zygmunt stawiał rodzinę

Od początku wiedziałam, że Zygmunt ma rodzinę, ale tak bardzo go kochałam, że nie zważałam na nic. Powtarzał przecież, że z żoną nic go nie łączy, oprócz synów oczywiście, że zupełnie nie mogą się porozumieć, nie kocha jej i rozwiedzie się, jak tylko synowie podrosną na tyle, aby to zrozumieć. Jednak mimo tych wszystkich deklaracji o wielkiej miłości i ciągłych komplementów, jaka to jestem cudowna i wspaniała, zawsze na pierwszym miejscu stawiał rodzinę, bo dzieci, bo żona nie może się dowiedzieć, bo, bo, bo…

A ja, głupia, godziłam się na wszystko, byle tylko go nie stracić. Zawsze musiało być tak, jak chciał Zygmunt, bo on miał zobowiązania. Przyjeżdżał do mnie po pracy, jedliśmy kolację, piliśmy wino i szliśmy do łóżka. Nigdy jednak nie zostawał na noc. Bardzo długo nie miał u mnie nawet szczoteczki do zębów, ani kapci, bo nie były mu potrzebne.

Dopiero po pół roku naszych spotkań, wysłał żonę z dziećmi nad morze, powiedział jej, że nie może z nimi jechać, bo ma coś bardzo ważnego do zrobienia w pracy, po czym wprowadził się do mnie na dwa tygodnie.

Czułam się wtedy, jakbyśmy byli małżeństwem. Budziłam się obok ukochanego, przed wyjściem do pracy razem piliśmy kawę, jedliśmy śniadanie. Wieczorami piliśmy wino i oglądaliśmy jakiś film. Było tak cudownie. Chciałam, żeby zostało tak już na zawsze.

– Obiecaj mi, że jak twoja żona wróci, powiesz jej o nas – prosiłam.

– Wiesz, że nie mogę.

– Gdybyś mnie kochał, powiedziałbyś jej – nudziłam.

– Kocham cię, ale nie mogę tego zrobić. Ty jesteś dorosła, moje dzieci są małe.

– Ale przecież nie weźmiesz rozwodu z dziećmi.

– Nie zachowuj się tak, jakbyś nic nie rozumiała – zaczynał się złościć.

– Gośka natychmiast zabierze dzieci i wyjedzie do rodziców, do Krakowa. Zrobi wszystko, żebym się z nimi nie spotykał. Nie miałam pojęcia, czy to prawda, czy tylko jego wymówki, nie znałam przecież tej Gośki. Wieczorami brał telefon i wychodził na spacer. Musiał zadzwonić do rodziny.

– Przecież możesz dzwonić tutaj – mówiłam, ale kręcił głową.

– Oglądasz telewizję, nie chcę ci przeszkadzać. Jeśli zdarzyło się, że zadzwoniła żona, wychodził do łazienki i dokładnie zamykał za sobą drzwi.

– Nie chcesz, żebym słyszała, o czym z nią rozmawiasz – zarzucałam mu.

– Przestań – wzruszał ramionami – to zwyczajne rodzinne sprawy, nie chcę ci przeszkadzać. Muszę też pogadać z chłopakami, to przecież moje dzieci.

– Tylko nie kontaktuj się ze mną, kochanie – zastrzegał Zygmunt

Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił i Zygmunt wrócił do domu. Jeszcze tego samego lata wyjechali wszyscy razem na kolejne dwa tygodnie do Hiszpanii.

– Tylko nie kontaktuj się ze mną, kochanie – zastrzegał Zygmunt. – To ja będę dzwonił do ciebie. I robił to, ale rzadko.

– Zadzwoń do mnie wieczorem – prosiłam. – Pogadamy sobie tak na spokojnie.

– Wieczorem nie mogę – słyszałam w odpowiedzi.

Kiedy wrócili, prosiłam, żebyśmy wyskoczyli razem, choćby tylko na weekend, ale też nie mógł. Wszystko musiałam dostosowywać do niego, zawsze musiało być tak, jak on zdecydował. Czułam się tym coraz bardziej zmęczona i sfrustrowana. Nigdzie razem nie wychodziliśmy. Kino, kawiarnia czy restauracja – żadne publiczne miejsce nie wchodziło w grę, bo mógł nas zobaczyć ktoś znajomy.

Chodziło oczywiście o znajomych Zygmunta, bo moi przyjaciele w ogóle się dla niego nie liczyli. Nigdy nie chodziliśmy do nich razem. Nawet kiedy Agata, moja najlepsza przyjaciółka zaprosiła nas na swoje urodziny, musiałam pójść sama. Właściwie spotykaliśmy się tylko u mnie, nigdzie więcej. Jedyną osobą, która o nas wiedziała, była właśnie Agata, ale też nie znała Zygmunta osobiście. Chciałam ich sobie przedstawić, nalegałam, prosiłam Zygmunta. Niestety, nie zgodził się.

On dla ciebie nic, ty dla niego wszystko

Wiedziałam, że Agacie mogłam zaufać, dlatego się jej zwierzyłam. Komuś musiałam. Ona nie komentowała i chociaż nie ukrywała, że nie podoba jej się mój wybór, nie krytykowała go głośno. W końcu jednak nie wytrzymała.

– Emila, daj sobie z nim spokój – stwierdziła, kiedy po raz kolejny Zygmunt wymigał się od jej zaproszenia. – Ten facet cię wykorzystuje. On dla ciebie nic, ty dla niego wszystko.

– Nie wykorzystuje – usiłowałam go tłumaczyć – on ma po prostu zobowiązania.

– Więc znajdź sobie takiego bez zobowiązań – natychmiast ripostowała przyjaciółka. – A przede wszystkim – bez żony. Tylu jest wolnych chłopaków, po co ci taki z rodziną na głowie. Chcesz, żeby jego żona cię przeklinała?

– Ale ja kocham właśnie jego.

– Nie chcę cię dołować, Emilko – powiedziała kiedyś – ale według mnie to on się nigdy nie rozwiedzie. Rozpłakałam się wtedy. Agata natychmiast zaczęła mnie przepraszać, pocieszać i przekonywać, że wcale tak nie myśli, że tak jej się tylko chlapnęło. Jednak w głębi serca czułam, że może mieć rację.

Święta również spędzałam sama, bo Zygmunt musiał być z rodziną. Obiecał, że postara się wpaść chociaż na chwilkę drugiego dnia świąt, jednak dostałam tylko krótkiego SMS-a: „Bardzo przepraszam, nie dam rady. Teściowie przyjechali”. Ryczałam cały wieczór. Z rozpaczy wypiłam butelkę wina i zapłakana poszłam spać.

Albo w końcu powiesz o nas żonie, albo jak wrócę, zrobię to ja

Podjęłam wtedy twardą decyzję. „Sylwestra nie będę spędzała sama!”. Agata wyjeżdżała z narzeczonym i znajomymi w góry. Postanowiłam pojechać z nimi. Zygmunt był bardzo niezadowolony, kiedy mu o tym powiedziałam, ale nie zamierzałam się poddawać.

– Dlaczego miałabym siedzieć w domu sama? Nie chcę tak. Przecież ty i tak musisz być z rodziną, to co za różnica, gdzie ja będę.

– Jest różnica, bo ja będę z rodziną, a ty pojedziesz z jakimiś facetami, którzy będą cię podrywać.

– Jesteś zazdrosny? – roześmiałam się przez łzy.

– Pewnie, że jestem – przytaknął.

– Zygmunt, mam dosyć takiego życia. Zrób coś z tym w końcu.

– Co niby mam zrobić? – spojrzał na mnie, jakby nic nie rozumiał. – Rozwiedź się, spędźmy razem sylwestra, zamieszkajmy razem – wymieniałam.

– Przecież wiesz, że nie mogę.

– Więc jadę! – krzyknęłam. – A ty się zastanów: albo w końcu powiesz o nas żonie, albo jak wrócę, zrobię to ja.

– Nie możesz, nie zrobisz tego moim dzieciom.

Nie szantażuj mnie dziećmi. pokłóciliśmy się i Zygmunt wyszedł, trzaskając drzwiami, a ja przepłakałam kolejną noc.

Gdyby nie Agata, nigdzie bym pewnie nie pojechała i spędziłabym sylwestra samotnie, zalewając żale czerwonym winem. Przyjaciółka jednak niemal zmusiła mnie, żebym z nimi pojechała. Może nie był to sylwester mojego życia, ale przynajmniej nie byłam sama. Zygmunt zadzwonił do mnie przed północą.

. – Jak tego dokonałeś? – szepnęłam zdumiona.

– Widzisz, jak bardzo cię kocham – usłyszałam w odpowiedzi.

– Pamiętaj o tym przez cały czas, który spędzasz tak daleko ode mnie. I wracaj prędko, bo tęsknię. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, już się rozłączył.

Proszę bardzo, jak mu zależało, dał radę zadzwonić, nawet w taki dzień. Po Nowym Roku znów mieszkał u mnie przez trzy dni.

– Co zrobiłeś z żoną? – spytałam, kiedy zakomunikował mi, że zostaje na noc.

– Pojechała do mamusi – roześmiał się. – Wraca dopiero w poniedziałek.

– Obiecaj mi, że powiesz jej o nas, kiedy wróci – naciskałam, ale tylko się rozzłościł.

– Zamiast się cieszyć, że jesteśmy razem, mamy czas dla siebie, to ty się czepiasz.

 Zyga, a co ty byś powiedział, gdybym była w ciąży?

Ostatnio często się kłóciliśmy, byle słowo prowokowało sprzeczkę. Byłam też coraz bardziej zmęczona sytuacją, coraz częściej próbowałam dopominać się o swoje. Nabierałam coraz większego przekonania, że Zygmunt tylko obiecuje mi pewne rzeczy, ale nic z tego nie wynika.

– On jest z tych, co to dziś, jutro, za tydzień, miesiąc, rok i nigdy – powtarzała Agata. A ja w duchu (bo głośno się do tego nie przyznawałam) przychylałam się do jej zdania. Pewnego wieczoru nie wytrzymałam.

– Zyga, a co ty byś powiedział, gdybym była w ciąży?

– Że co proszę? – Zygmunt zakrztusił się winem. – Przecież się zabezpieczasz – gapił się na mnie z głupim wyrazem twarzy.

– No wiesz, jednak nic nie jest na sto procent.

– Ale nie jesteś? – upewniał się Zygmunt zielony na twarzy.

Miałam ochotę skłamać, przestraszyć go, powiedzieć, że będziemy mieli dziecko, ale nagle poczułam, że zwyczajnie mi się nie chce. Właściwie zobaczyłam już jego reakcję, o nic więcej nie musiałam pytać. Był nie tylko niezadowolony, był kompletnie przerażony.

– Przecież wiesz, kochanie, że nie możemy mieć dziecka… – zaczął.

– Niby dlaczego? – przerwałam mu.

– Jak to dlaczego? Dlatego, że ja mam rodzinę.

– A co to ma do rzeczy? Może ja chciałabym mieć dziecko? Nie przyszło ci to do głowy?

– Musimy jednak trochę z tym poczekać – stwierdził zdecydowanie.

– Ile? – nerwy zaczynały mi puszczać. – Rok? Dwa? A może dziesięć lat? Chyba jednak ta rozmowa nie była najlepszym pomysłem, bo znowu się pokłóciliśmy. Chciałam go tylko troszkę sprowokować, a on się najwyraźniej bardzo przejął. Pewnie pomyślał, że specjalnie zajdę w ciążę. Nie ukrywam, że w mojej głowie pojawiła się przez chwilę taka myśl. Ale tylko przez chwilę. Zaraz potem zrozumiałam, że to zły pomysł.

Postanowiłam jednak postawić sprawę na ostrzu noża

Zygmunt musiał w końcu podjąć decyzję. Dwa razy zbierałam się do tej ważnej rozmowy i dwa razy się wycofywałam. Dopiero za trzecim razem zmusiłam samą siebie.

– Zyga – zaczęłam lekko drżącym głosem – albo powiesz o nas żonie, albo musimy się rozstać.

– Żartujesz? – spojrzał zdziwiony.

– Nie żartuję. Wcale nie mam ochoty na żarty. Po prostu nie mam sił tak dłużej żyć.

– Nie próbuj mnie szantażować – w głosie mojego kochanka zabrzmiało coś zimnego, coś, czego się lekko przestraszyłam.

– Nie szantażuję – odezwałam się cicho – ja naprawdę nie mogę tak dłużej żyć. Nie mogę być dłużej tylko twoją odskocznią, rozrywką. Sama zresztą nie wiem, kim dla ciebie jestem.

– Chcesz, żebyśmy się rozstali? – zapytał.

– Nie chcę się rozstawać. Chcę cię mieć dla siebie.

– Przecież od początku wiedziałaś, że mam rodzinę.

Wiedziałam, oczywiście, że wiedziałam, ale obiecywał, że się rozwiedzie. A teraz co? Wyszło na to, że Agata miała rację. Zygmunt wstał, ubrał się i stojąc już w drzwiach powiedział: – Gdybyś zmieniła zdanie, zadzwoń – i wyszedł. Znowu przepłakałam noc. I to niejedną. W dzień jeszcze jakoś funkcjonowałam, musiałam przecież chodzić do pracy.

Dopiero kiedy przychodził wieczór, mogłam sobie płakać do woli. Wytrzymałam tydzień. A następnie wysłałam SMS-a do Zygmunta: „Przepraszam, przyjedź do mnie”. Wiedziałam, że to głupie, ale nie potrafiłam inaczej. Pojawił się jeszcze tego samego dnia i wszystko zaczęło się od początku.

Zrobiło mi się słabo, kiedy ich zobaczyłam

Nie wiem, ile trwałby jeszcze nasz romans, gdyby nie przypadek. Wybrałyśmy się z Agatą na babskie zakupy i w galerii natknęłyśmy się na mojego Zygmunta. Był z rodziną – z dziećmi i z żoną, która najwyraźniej była w ciąży. Zrobiło mi się słabo, kiedy ich zobaczyłam. Wybierali buty dla chłopców, a ja stałam jak wmurowana i nie potrafiłam oderwać wzroku.

– Emila, co się dzieje? – Agata pociągnęła mnie za rękaw i wtedy się ocknęłam.

– Chodźmy stąd – odwróciłam się gwałtownie i uciekłam. Do wieczora szlochałam Agacie w rękaw, potem zostałam u niej na noc. Jej narzeczony zerkał na mnie przestraszony.

– Umarł ktoś? – zapytał wreszcie.

– Żebyś wiedział, że umarł – chlipałam. Zygmunt nie wiedział, gdzie mnie szukać, a byliśmy tego dnia umówieni. Dzwonił, ale nie odbierałam telefonu. W końcu przysłał SMS-a: „Gdzie jesteś, stoję na klatce”. „Zniknij z mojego życia, nie chcę cię znać” – odpisałam i wyłączyłam telefon. Następnego dnia miałam kilka nieodebranych połączeń i SMS-a: „Co się dzieje? Nie zareagowałam. Po kilku dniach wpadłam na niego. Czekał na mnie po pracy.

– Emilka, co się stało? – chwycił mnie za rękę.

– O co chodzi? Długo patrzyłam na niego w milczeniu, nie mogąc wydusić słowa. Nadal go kochałam… – Myślę, że powinieneś zaopiekować się teraz żoną – wykrztusiłam w końcu. – Niedługo przybędzie ci obowiązków – odtrąciłam jego rękę i pobiegłam do autobusu. Nie próbował mnie zatrzymywać, chyba zrozumiał, że to koniec.

Wiele jeszcze nocy przepłakałam. Nad moją zmarnowaną miłością, nad własną głupotą i naiwnością. Agata przez cały czas mnie wspierała i utwierdzała w podjętej decyzji. Zygmunt próbował się ze mną skontaktować jeszcze kilka razy. Początkowo nie odbierałam, a kiedy zadzwonił z innego numeru, rozłączyłam się, gdy tylko usłyszałam jego głos.

Dziś już się pozbierałam. Wykasowałam jego numer z komórki i właściwie to było wszystko. Żadnych innych pamiątek nie miałam, nawet wspólnych zdjęć nie robiliśmy. Jestem teraz sama i postanowiłam trzymać się z daleka od mężczyzn. Zwłaszcza żonatych…

Czytaj także:
„Myślałam, że Bogdan to mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. A on patrzył na mnie jak... na chodzący bankomat”
„Gdy odkryłam romans męża, nie poddałam się. Udowodniłam jego kochance, że jesteśmy idealnym małżeństwem”
„Mam nieudane życie, a obok siebie człowieka, którego nie potrafię już nawet tolerować”

Redakcja poleca

REKLAMA