„Kilka lat zbierałam kasę na narty w Austrii. Jadłam tam tylko parówki, ale na stoku upolowałam niezłe ciacho”

kobieta na stoku fot. Getty Images, Westend61
„Kolejne trzy dni spędzałam albo na stoku, albo w łóżku z cudownym mężczyzną. To były najlepsze ferie zimowe, jakie mogłam sobie wymarzyć. Nie żałowałam ani złotówki, a poszło ich tam trochę”.
/ 21.01.2025 13:15
kobieta na stoku fot. Getty Images, Westend61

Gdy zaczyna się moja historia, byłam pracownicą jednego z popularnych hipermarketów spożywczych. Awansowałam i pracowałam na stanowisku kierownika. Nie powodziło mi się źle.

Żyłam po swojemu

Zresztą należałam do tych szczęściarzy, którzy nie mieli rodziny (dzieci), na które musieli wydawać fortunę. Tak, myślę dokładnie tak, jak powiedziałam – szczęściarzy, bo nie jest moim pragnieniem posiadanie potomstwa. Oczywiście pod tym kątem jestem solą w oku moich rodziców, ale mają jeszcze dwoje mojego rodzeństwa, którzy dorobili się łącznie pięciorga latorośli. Uważam więc, że to już winno satysfakcjonować dziadków.

Mieszkałam też dalej z rodzicami. Nie musiałam więc martwić się kredytami czy kaucjami za wynajem mieszkania. Dokładałam się tylko do bieżących opłat. Dom był duży, bo i nasza rodzina ogólnie należy do licznych. Miałam do dyspozycji poddasze z niezależnym aneksem kuchennym i łazienką. Zresztą szczerze uwielbiałam to miejsce.

– Masz już prawie czterdzieści lat, a ciągle mieszkasz u rodziców – dziwiła się czasem Agata, moja przyjaciółka.

– No ale sama powiedz, po co mam się wyprowadzać? Mam w zasadzie niezależne mieszkanie.

– No niby tak… ale dalej to mieszkanie u rodziców…

Ja zwykle na takie gadanie wzruszałam ramionami. Agata może i wydawała się czasem zrzędliwa, ale była moim sumieniem i kotwicą. Często dzięki rozmowie z nią rezygnowałam z jakichś głupich pomysłów, które mnie napadały. Czasem jednak bywała zbyt ostrożna i konserwatywna. Przyjaźniłyśmy się od liceum, więc kupę lat.

Od zawsze kochałam sporty zimowe

To zresztą było coś, co najbardziej łączyło mnie i Agatę. Kochałyśmy łyżwy, narty, deskę, a nawet zwykłe sanki. Po prostu śnieg w każdej odsłonie. Jeśli więc była taka możliwość, zawsze jechałyśmy w góry. Najczęściej w czasie ferii zimowych. Nawet jeśli nie pojeździć po stokach, to chociaż pochodzić po górach i przespać się w schronisku.

Po skończeniu liceum, a potem studiów, miałyśmy jednak coraz mniej czasu na realizację pasji. Nie bez znaczenia pozostaje, że była on dość mocno ograniczony, bo mogłyśmy to robić tylko w zimie i to w czasie, gdy można było korzystać z białego puchu. To jednak nie jedyne przyczyny, które wpływały na możliwość realizowania się w tym zakresie. Praca nie zawsze pozwalała na branie urlopu w tym czasie, a i potem pojawiła się u Agaty rodzina. Powiła bowiem dwoje dzieci.

Postanowiłyśmy jednak pewnego roku, że na nasze czterdzieste urodziny pojedziemy do Austrii. Wymyśliłyśmy to trzy lata wcześniej, żeby był czas zaplanować i odłożyć kasę. Chciałyśmy bowiem, by był to wyjazd z pompą. Żebyśmy czuły się tam wyjątkowo, a nie jak ubogie krewne królika Bugsa.

No i wszystko szło świetnie, aż nadszedł magiczny rok 2020. Większość z nas będzie go dość dobrze pamiętało. Powszechny lockdown, wiele zmian w każdym zakresie. Dziwne pomysły na izolacje, na formy zakupów, na realizowanie w sumie każdej części naszego życia.

Szczęście mnie opuściło

Pod koniec wakacji ja straciłam pracę. Postanowiono zlikwidować market w miejscu, gdzie pracowałam i wszystkich tamtejszych pracowników zwolniono. Nie przeniesiono nas do żadnego innego sklepu naszej sieci.

– Paskudny moment – zmartwiła się Agata. – Dobrze, że mieszkasz u rodziców, to przynajmniej tym nie musisz się martwić.

No trudno było się z tym nie zgodzić. Sama zresztą miałam jedną z pierwszych myśli, że właśnie dobrze, że mam dach nad głową. Zwłaszcza w takich dziwnych czasach.

Niby nie zmartwiłam się utratą pracy, bo miałam oszczędności, ale w miarę upływających miesięcy, mój spokój topniał. Nie chodziło jedynie o pieniądze na bieżące utrzymanie. Jak na złość zepsuł mi się samochód – padła turbina, a to już wydatek rzędu kilku tysięcy. Potem wylała mi pralka, a jakby tego było mało, rozbolał mnie ząb, który trzeba było leczyć kanałowo.

– Dziecko, może ktoś rzucił na ciebie urok? – biadoliła moja mama. Nie wierzę w takie rzeczy, ale muszę przyznać, że w tym czasie zaczynałam mieć chwile zwątpienia.

No i po nowym roku mój budżet był już mocno nadszarpnięty. W tym pieniądze przeznaczone na wyjazd w czasie ferii zimowych na początku lutego. Postanowiłam jednak, że niezależnie od wszystkiego, jadę. Muszę odwrócić tę karuzelę zła.

Wyjechałam zgodnie z planem

Samopoczucia nie poprawiała mi też Agata, która rozmyśliła się co do wyprawy do Austrii. Uznała, że moja sytuacja i tak na to nie pozwala, więc wydała kasę na potrzeby dzieci i też obecnie nie miała dodatkowej gotówki.

– Naprawdę nie masz już na co wydawać pieniędzy? I to w twojej sytuacji? – bulwersowała się moja przyjaciółka.

– A niby kiedy mam spełniać marzenia? – zdenerwowałam się. – Przecież wiesz, że od dawna planowałam taki wyjazd. Razem planowałyśmy!

– Na litość… przecież nie teraz! Obu nam to finansowo nie pasuje!

Rozłączyłam się bez pożegnania. Miałam dość dyktowania mi, co jest dla mnie najlepsze. No i przede wszystkim musiałam zrobić coś dla siebie. Potrzebowałam poczuć, że w życiu bywa też dobrze, bo ostatnie pół roku mocno dało mi w kość. I to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Najpiękniejsze ferie zimowe jakie miałam, choć początkowo się na to nie zapowiadało.

Pojechałam do Ischgl w Austrii tak, jak uprzednio planowałam z Agatą. Miałyśmy tam pokój dwuosobowy, który udało mi się zamienić jakimś cudem na jedynkę, co odrobinę zeszło mi z kosztów. Wyjazd miał być pięciodniowy. Wszystko w miejscowości turystycznej, chciałyśmy skorzystać i zobaczyć jak najwięcej. Teraz to wszystko robiłam sama.

Jeździłam na nartach, spacerowałam, zwiedzałam. Cieszyłam się niezwykłymi widokami, które zachwycały tak samo w ciągu dnia, gdy oślepiał blask śniegu, jak i wieczorami w sztucznym oświetleniu lub tylko tym, które dawały gwiazdy. Muszę bowiem przyznać, że pogodę miałam idealną. Delikatny mróz i słonko – czego chcieć więcej?

Od razu znalazłam towarzystwo

Nie jestem jednak typem pustelnika, więc po dwóch dniach życie samotnego wilka trochę zaczynało mi doskwierać. Siedząc więc po południu na stoku przed jedną z restauracji i pijąc gorącą, aromatyczną herbatę, zaczepiłam siedzącego obok mężczyznę. Próbowałam porozumieć się moim łamanym niemieckim lub angielskim, ale on po chwili roześmiał się i powiedział:

– Dobra, nie męcz się. Możemy pogadać po polsku – i puścił do mnie oko. Jego zawadiacki uśmiech i błysk w oku jakoś przyspieszyło mi bicie serca.

Uspokój się, to tylko rozmowa – zmitygowałam się od razu.

– Skąd wiedziałeś, że jestem Polką?

– Słyszałem, jak robisz zamówienia, a poza tym my, Polacy mamy z reguły specyficzny akcent. Co tu robisz?

– Realizuję wymarzone plany na ferie zimowe. Miały być z przyjaciółką, ale wymiękła – opowiedziałam bez szczegółów. – A Ty?

– W sezonie zimowym jestem tu instruktorem. Uczę jazdy na nartach i na desce. Akurat mam chwilę przerwy.

Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy jeszcze kilkanaście minut.

– Słuchaj, muszę wracać do pracy. Może spotkamy się wieczorem, jeśli nie masz planów?

No oczywiście, że nie miałam, a jakbym miała, to bym je zmieniła. Czułam, jak na moich polikach pojawił się rumieniec i nie wywołała go gorąca herbata. Umówiliśmy się w tym samym miejscu, by zacząć od spaceru, a potem zobaczymy. Czułam się jak nastolatka, a za kilka miesięcy miałam mieć urodziny i to czterdzieste. Nie mogłam się doczekać wieczora.

No i powiem tyle, że od tego momentu byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, że nie miałam ze sobą przyjaciółki. Kolejne trzy dni spędzałam albo na stoku, albo w łóżku z cudownym mężczyzną. To były najlepsze ferie zimowe, jakie mogłam sobie wymarzyć. Nie żałowałam ani złotówki, a poszło ich tam trochę.

Powrót do szarej rzeczywistości był trudny

I to z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że serio było ciężko z kasą. Jechałam dosłownie na finansowych oparach, najtańszym żarciu i zaczęłam już wysyłać CV gdziekolwiek, by po prostu zacząć zarabiać jakieś pieniądze, a potem spokojnie dalej szukać pracy.

Stres trochę ze mnie schodził, gdy wspominałam niezwykły wyjazd. Nie opowiadałam szczegółów nawet Agacie. Chciałam, żeby to było tylko moje, wyjątkowe wspomnienie. Poza tym nie chciałam słuchać jej wywodów na temat spotkań z nieznajomym. Zresztą Olek w końcu nie był taki nieznajomy… już po pierwszym dniu. Na koniec pobytu wymieniliśmy się numerami telefonu, ale nie liczyłam na telefon. Sama też nie dzwoniłam, nie chciałam się narzucać. Byłam wszak jedną z wielu przebywających tam turystek.

Dwa tygodnie po powrocie do domu zadzwonił mój tel. Wyświetlał się numer zastrzeżony. Odebrałam, myśląc, że to może oddzwania ktoś z ofert pracy, bo zwyczajowo nie odbieram takich połączeń.

– Co prawda nie ma śniegu, ale możemy znaleźć inne miejsce – usłyszałam znajomy głos, a moje serce prawie wyskoczyło z piersi.

No i tak oto nagle moje życie zmieniło się totalnie. Nie tylko nagle przestałam być singielką, ale kilka dni później oddzwoniono z ofertą pracy i to też na kierowniczym stanowisku. Odbiłam się więc od dna, choć traciłam już nadzieję. Czasem warto postawić wszystko na jedną kartę.

Iwona, 40 lat

Czytaj także:
„Nieznajomy facet wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Zrobił to tylko po to, by sięgnąć po mój portfel”
„Zamiast na feriach morsować w Bałtyku, uprawiałam fitness w łóżku gospodarza. Mąż nawet nie zauważył, jaka jestem rozgrzana”
„Wzięłam kredyt na ferie zimowe dla dzieci. Rodzina nie musi wiedzieć, że nie stać nas na najtańsze wycieczki”

Redakcja poleca

REKLAMA