„Faceci to kłamliwe szuje, a ja z kolei mam wrażenie, że mam na czole wytatuowane: >>Jestem naiwniaczką, okłamuj mnie<<”

Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, djoronimo
„To nie był pierwszy raz, gdy oszukał mnie facet. Miałam tego dość! Czy oni wszyscy tacy są? Kłamanie jak z nut to jedyna umiejętność, którą posiadają? Tak bardzo zawiodłam się na Andrzeju, nie wiem, czy potrafię mu jeszcze zaufać”.
/ 23.01.2022 08:44
Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, djoronimo

Tylko nie płyty! – krzyczał spod bloku Karol, kiedy brałam zamach i wyrzucałam przez okno jego CD.
Wcale nie chciałam robić awantury we włoskim stylu z wyrzucaniem rzeczy niewiernego faceta przez okno, ale zwyczajnie puściły mi nerwy.

Tego dnia, chociaż była sobota, miał iść do pracy, bo szef go cisnął, terminy goniły i pracował na premię, za którą mieliśmy pojechać z Andżeliką nad morze. Ja zostałam w domu z dzieckiem, stertą prania, piaskiem z kociej kuwety porozsypywanym po całej łazience i zamówieniem na rosół, bo Karol marzył, że go zje po powrocie z pracy.

Uwijałam się więc jak w ukropie, jedną ręką przykrywając rosół pokrywką, drugą sprzątając kocie siki, a nogą próbując przeszkodzić Andżelice w ściągnięciu sobie na głowę sterty nieumytych talerzy.
I wtedy usłyszałam dźwięk telefony, dzwoniła Ola, moja siostra.

– Cześć! Co robisz? – zapytała bez wstępów.

– Rosół – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– A Karol gdzie?

– W pracy, nadgodziny wyrabia.

– Serio? – zdziwiła się, a chwilę potem przysłała mi kilka zdjęć zrobionych telefonem.

Na wszystkich był Karol z jakąś czarnulką. Objęci, roześmiani, ona w bikini, on w szortach. Za nimi rozpościerała się błękitna tafla wody.

– Jestem nad Zalewem, na kajaku – wyjaśniła Ola. – Właśnie minęłam twojego Karola z tą dziunią na żaglówce. Tak się do niej kleił, że nawet mnie nie zauważył. Pomyślałam, że może chciałabyś wiedzieć…

Postanowiłam, że nie dam się nikomu zranić!

To dlatego ciskałam jego płytami przez okno. Mało brakowało, a wylałabym mu na głowę jeszcze ten rosół, który specjalnie dla niego ugotowałam. Myślałam, że będzie próbował mnie przeprosić, jakoś wyjaśnić tę sprawę, ale nie. Widać czarnulka wyglądała w bikini lepiej niż ja, no i miała własną żaglówkę.

Wystąpiłam więc tylko do sądu o alimenty na Andżelikę i usunęłam z domu ostatnie ślady po byłym. Obiecałam też sobie, że nigdy więcej nie zaufam żadnemu facetowi. Rozum jednak chce czasami jedno, a serce wie swoje.

Kiedy więc półtora roku później poznałam Andrzeja, poczułam, że moja zbroja nieufności zaczyna kruszeć. Widywałam go często, bo jego firma dostarczała do naszego sklepu wyroby garmażeryjne.

– Domowe pierogi, krokiety, naleśniki. Zobaczy pani, klienci będą zachwyceni – zachwalał towar rodzinnej firmy naszej kierowniczce. – Nie mamy wielkiej linii produkcyjnej, wszystko jest robione ręcznie. Dzisiejsza dostawa jest gratis, na spróbowanie. A jak pierożki posmakują, bardzo proszę o telefon, od razu dowiozę.

W ten sposób kierowniczka rozwiązała umowę z dotychczasowych dostawcą i związaliśmy się z firmą pana Andrzeja. Nie miałam pewności, czy ich wyroby rzeczywiście są smaczniejsze, ale z Andrzejem jakoś tak chciało się współpracować.

Był osobą, przy której ma się wrażenie, że zna się ją od dawna. Zawsze kiedy jego granatowa furgonetka parkowała przed sklepem, czułam przypływ radości i odruchowo poprawiałam włosy.

– Nasz pan Andrzej chyba ma na ciebie oko, młoda – uśmiechnęła się kiedyś do mnie kierowniczka. – Wiesz, że jak przywozi towar, a ciebie nie ma na zmianie, to załatwia sprawę w pięć minut i znika, a jak jesteś, to go ze sklepu wygonić nie można?

Czułam, że się czerwienię, ale tak naprawdę przeczuwałam, że podobam się naszemu dostawcy. Zawsze ze mną żartował, czasem nawet delikatnie flirtował, kilka razy niby przypadkiem dotknął moich palców, kiedy podawałam mu wypełnione zamówienie.

– Pani Nino, pani się zna na kotach, prawda? – zapytał raz, a ja przytaknęłam. – To niech mi pani powie, jaka jest rada na kota, który w nocy skacze mi na szyję. Chyba w czasie snu poruszam grdyką, ale na litość boską, co mam zrobić? Spać w szaliku?

Roześmiałam się, a potem doradziłam mu, żeby postawił obok łóżka rurę od odkurzacza, o ile kot się go boi. Kilka dni później pan Andrzej wpadł do nas do sklepu z pudełkiem czekoladek, na których narysowane były kotki.

– Uratowała mi pani życie, pani Nino! Dosłownie, bo myślałem, że mój kot mi w nocy przegryzie krtań – oznajmił dostawca, kładąc czekoladki na ladzie. – To taki mały dowód wdzięczności. I tak sobie pomyślałem… W sobotę jest wystawa kotów. Chętnie bym poszedł, ale w miłym towarzystwie. Nie miałaby pani ochoty się przejść?

I tak to się zaczęło

Andrzej był zabawny, opiekuńczy i potrafił słuchać. W niczym nie przypominał Karola skoncentrowanego na swoim wyglądzie i wiecznie domagającego się dowodów uznania.

– Może to jest klucz do dobrego związku? – mówiłam do Oli.

– W Karolu zakochałam się, bo był przystojny. Teraz wygląd mniej się dla mnie liczy, najważniejsza jest osobowość. Podoba mi się też, że jest taki rodzinny, opowiadał mi o swojej mamie i braciach. To dobrze rokuje na związek, no nie?

Po kilku tygodniach wiedziałam już, że jestem zakochana w Andrzeju. Poznałam go z Andżeliką i ujęło mnie, jak szybko złapał z nią kontakt. Oczyma wyobraźni już widziałam, jak mała nazywa go „tatą”, jak zachodzę w kolejną ciążę i jak wspaniałą rodzinę będziemy tworzyli. Nie widziałam powodów, żeby wydarzenia nie miały potoczyć się po mojej myśli.

Przedstawiłam Andrzeja moim rodzicom i ucieszyło mnie, że go polubili. No, ale kto by mógł go nie lubić? Mój partner potrafił oczarować każdego, od naszej kierowniczki, przez moją pięcioletnią córeczkę do mojego taty.

– A kiedy ja poznam twoją mamę? – zapytałam po tamtej wizycie. – Strasznie jestem ciekawa kobiety, która stworzyła waszą firmę. Może nauczę się od niej robić lepsze pierogi? – zażartowałam.

Znałam historię firmy rodziny Andrzeja, bo opowiedział mi ją jeszcze tamtego popołudnia, kiedy zwiedzaliśmy wystawę kotów. Na jej czele stała mama, która wraz z dwiema synowymi i córką zajmowała się produkcją pierogów, krokietów i innych wyrobów z ciasta i farszu.

Jej trzej synowie robili za handlowców, dostawców i zaopatrzeniowców, a drugi mąż zajmował się kwestiami księgowymi i formalnymi. Byłam bardzo ciekawa tej rodziny i nieraz fantazjowałam, że przyjmą mnie z otwartymi ramionami, a kiedyś może dołączę do tego zgranego zespołu.

Nie, żebym chciała przez całe życie nadziewać krokiety, ale podobała mi się wizja pracy z teściową i szwagierkami, w rodzinnej drużynie. Powiedziałam nawet Andrzejowi, że moglibyśmy pomyśleć o otworzeniu własnego punktu sprzedaży w jakimś centrum handlowym, takiego sklepiku firmowego. Ja miałam doświadczenie w handlu, mogłabym się tym zająć – ekscytowałam się.

– Spokojnie, mała – mitygował mnie ze śmiechem. – Na razie ledwie nadążamy z bieżącymi zamówieniami. Ale pomysł jest niezły, trzeba przyznać. Mielibyśmy własny sklepik, ty byś była kierowniczką, może nawet stworzylibyśmy mocną markę, rozszerzyli produkcję i zaczęli wysyłać na cały kraj?

Czemu nie chce mi jej przedstawić?

Puszczałam wodze wyobraźni i dawałam się ponieść tym marzeniom. Widziałam siebie za ladą eleganckiego sklepiku z ręcznie przygotowywanymi specjałami. Przyłapałam się nawet na tym, że chodząc po centrum handlowym zastanawiam się, gdzie najlepiej byłoby wynająć lokal na nasz punkt.

Najpierw jednak musiałam oczywiście poznać mamę oraz resztę familii Andrzeja i pokazać im, że nadaję się do ich rodzinnego biznesu. Andrzej jednak jakoś nie kwapił się do zorganizowania tego spotkania.

A to mama była zbyt zajęta, a to chorowała, a to padł mu samochód i nie mógł mnie do niej zawieźć. Po historii z Karolem byłam wyczulona na wszelkie symptomy kłamstwa, więc zaczęłam podejrzewać najgorsze.

– Boję się, że on ma kogoś poza mną – powiedziałam do Oli. – Wiem, że coś jest nie tak! Trzyma mnie z daleka od swojej rodziny! Dlaczego?!

– No ale nocuje u ciebie, prawda? – dopytała. – Więc raczej nie ma żony, bo by się zorientowała. Może to nie to, co myślisz?

– No to niby co?!

Nie chciałam być ponownie zraniona. Nie przeżyłabym kolejnej zdrady. Z drugiej strony, nie chciałam bez żadnych dowodów zarzucać Andrzejowi oszustwa i niewierności. Był wspaniałym facetem, pięknie zajmował się Andżeliką, a ja przy nim czułam się swobodnie i bezpiecznie. Oskarżenie o kłamstwa i zdradę mogły to wszystko bezpowrotnie zniszczyć…

Ależ mi było wstyd! Zostałam bezczelnie oszukana!

Dlatego postanowiłam sama wybadać sprawę. Z faktur znałam adres jego rodzinnej firmy, więc uznałam, że tam pojadę i się trochę rozejrzę. „Może mi się poszczęści i czegoś się dowiem” – myślałam.

Nie było to najmądrzejsze posunięcie, fakt, ale bardzo chciałam coś zrobić, dowiedzieć się, dlaczego ukochany trzyma mnie z daleka od swojej rodziny. Firma mieściła się w zwykłym domu jednorodzinnym. Na podjeździe stała furgonetka ze znajomym napisem oraz dwa inne, małe samochody.

Usiłowałam zajrzeć przez okno, ale nic nie dostrzegłam. Zła na siebie i zniechęcona już zbierałam się do odjazdu, kiedy drzwi domu się otworzyły i wyszła z nich postawna kobieta w fartuchu i czepku. Serce mi załomotało, bo domyśliłam się, że to mama Andrzeja.

– Dzień dobry, pani do nas? – zanim zdążyłam coś zrobić, starsza pani podeszła do furtki. – Widziałam panią z okna. Mogła pani zadzwonić, o tutaj. No, proszę wejść. Pewnie po catering, tak?

– Yyy… po catering – powtórzyłam za nią, drepcząc po ścieżce.

W środku było prawie tak, jak sobie wyobrażałam. Ogromna, czysta kuchnia, w której pracowały trzy młode kobiety, rzędy ulepionych już pierogów na blacie, woda parująca z ogromnego garnka.

Poczułam ciepło w brzuchu, bo zdałam sobie sprawę, że być może patrzę na moją przyszłą rodzinę przy pracy. Nie mogłam dłużej ciągnąć kłamstwa o cateringu, czułam, że muszę jak najszybciej przyznać się, kim jestem.

– Właściwie to szukam Andrzeja – powiedziałam, kiedy szefowa kuchni zaczęła wypytywać mnie, z jakiej jestem firmy.

– Andrzeja? – uniosła brwi.

– No tak, Andrzeja G. – wymieniłam jego nazwisko. Oraz zapewne jej, jeśli nie zmieniła go po drugim mężu. – Jestem jego dziewczyną, pracuję w sklepie, do którego dostarczacie. Mam na imię Nina.

Uśmiechnęłam się wyczekująco, bo Andrzej zapewniał mnie, że wiele razy opowiadał o mnie mamie, siostrze i bratowym. Ale moje wyznanie spotkało się z całkowitym brakiem zainteresowania. Pani Krystyna wyglądała wręcz na zirytowaną.

– Myślałam, że chodzi o catering, że chce pani odebrać zamówione pierogi – powiedziała niechętnie. – Andrzeja tu nie ma. Niech pani lepiej zadzwoni na jego komórkę.

– Zadzwonię – zapewniłam, lekko oszołomiona tym chłodnym przyjęciem. – Po prostu byłam w okolicy i pomyślałam, że zajrzę, poznam panią. Miałyśmy się spotkać w zeszłym miesiącu, ale Andrzej mówił…

– Dlaczego miałybyśmy się spotykać? – zdziwiła się, a młode kobiety przestały kleić pierogi i skupiły na nas całą uwagę.

– No… – zawahałam się. – On poznał już moją mamę, więc ja też chciałam poznać jego rodzinę…

Starsza pani patrzyła na mnie z niezrozumieniem i lekką podejrzliwością, jakby sądziła, że pomieszało mi się w głowie. Nie rozumiałam tego spojrzenia, więc wypaliłam wprost:

– Spotykam się z pani synem i myślałam, że byłoby miło, gdybyśmy się poznały, to wszystko.

– Co? – znowu to podejrzliwe spojrzenie. – Mam dwóch synów, a to są ich żony – machnęła ręką w stronę kobiet za ladą z pierogami. – Andrzej to nasz pracownik. Rozwozi towar. Nie wiem, co on pani naopowiadał, ale to niech sobie pani wyjaśnia z nim. My tu pracujemy. Do widzenia.

Poczułam, jak zalewa mnie fala upokorzenia i wstydu

Zostałam z premedytacją oszukana! Owszem, firma garmażeryjna należała do rodziny, ale nie do rodziny Andrzeja! On był jedynie jej pracownikiem, rozwozicielem pierogów…

Przez całą drogę do domu płakałam. Czułam się, jakby Andrzej mnie zdradził. Po co opowiadał mi te wszystkie bzdury?! Dlaczego pozwalał mi snuć fantazje o dołączeniu do jego rodzinnej firmy i otwarciu sklepiku?

Kiedy do mnie przyszedł wieczorem, specjalnie wysłałam Andżelikę do dziadków. Wiedziałam, że nie obejdzie się bez awantury. Oczywiście był zaszokowany, że doszłam do prawdy w tak banalny sposób. Nie umiał jednak wyjaśnić, dlaczego tyle czasu mnie oszukiwał.

– Po prostu nie chciałem, żebyś myślała, że jestem tylko dostawcą pierogów – tłumaczył, zacinając się. – Chciałem ci zaimponować, zainteresować sobą. Podkoloryzowałem więc trochę fakty…

– Podkoloryzowałeś?! – krzyknęłam. – Przecież ty kłamałeś od początku do końca! Jesteś takim samym podłym kłamcą jak mój były! Nadgodziny, szef, nie wiadomo co! Wszyscy jesteście tacy sami! Nienawidzę facetów!

Zgoda, dam Andrzejowi szansę, ale tylko jedną!

Wyszedł ode mnie zdruzgotany. Próbował mnie przekonywać, że tak naprawdę nie chciał mnie oszukiwać, ale „samo jakoś wyszło”, a potem nie wiedział, kiedy się przyznać.

Błagał, żebym nie porównywała go do Karola, bo przecież mnie nie zdradził, a jedynie chciał wydać się kimś ważniejszym, niż jest w rzeczywistości, ale zwyczajnie kazałam mu się wynosić z mojego domu i życia.

Przez kolejne dni specjalnie brałam zmiany wieczorne, żeby mieć pewność, że nie spotkam Andrzeja przywożącego towar. Raz zostawił dla mnie bukiet kwiatów, drugim razem list. Kwiaty oddałam koleżance zza lady, listu nie miałam siły przeczytać. Szefowej i Oli powiedziałam, że ze sobą zerwaliśmy.

– Słuchaj, ja rozumiem, że jesteś na niego zła, bo cię oszukał, ale nie stawiaj go w jednym rzędzie z Karolem. On cię przecież nie zdradził. I myślę, że nigdy by tego nie zrobił… Polubiłam go, serio. Może chociaż przeczytaj ten list, co? – zasugerowała siostra.

Pomimo oporów przeczytałam więc list. Andrzej pisał, że mnie kocha i za mną tęskni. Nakłamał, żeby mnie zdobyć, bo uważał, że taka „kobieta jak ja” nie zwróciłaby uwagi na zwykłego dostawcę. Jaka kobieta? „Piękna, wartościowa, mądra” – właśnie tak mnie widział od początku.

„Zakochałem się i potwornie się bałem, że zmarnuję tę jedyną szansę na zrobienie na tobie wrażenia. Wiem, że nie można wybaczyć kłamstwa, ale może stan zakochania to chociaż jest okoliczność łagodząca?” – pytał w liście.

Zadzwoniłam do niego po niecałym miesiącu. Ola miała rację: Andrzej mnie nie zdradził, był dobrym człowiekiem, to, jak dogadywał się z moją córką, mogło być tego potwierdzeniem. Zdecydowałam, że dam mu jeszcze jedną szansę.

– Ale tym razem żadnych kłamstw – zapowiedziałam. – Dość już mnie naoszukiwano.

Muszę przyznać, że jeszcze przez jakiś czas nie do końca mu ufałam, miałam pokusę sprawdzania tego, co mówił. Z czasem jednak przestałam być taka ostrożna. Dzisiaj jesteśmy parą z pięcioletnim stażem. Mamy drugą córeczkę, zastanawiamy się nad ślubem.

Aha, moje doświadczenie w handlu i jego w branży spożywczej przydało się w naszym wspólnym przedsięwzięciu: prowadzimy mały bar sałatkowy, zatrudniamy nawet dwie osoby, z czego jedną jest Ola.

Moje małe marzenie o pracy w rodzinnej firmie spełniło się więc, choć nie tak, jak sobie wyobrażałam. Cieszę się, że dałam Andrzejowi drugą szansę. Każdy na nią zasługuje, a już na pewno człowiek, który narobił głupot w stanie zakochania!

Czytaj także:
„Siostra bliźniaczka przespała się z moim narzeczonym tydzień przed naszym ślubem. On myślał, że to ja”
„Niech nowoczesne kobiety mówią, co chcą. Mężczyzn nie złapią na ładne nogi i krągłą pupę, ale na ich pełne żołądki”
„Kocham swoje dzieci, ale bycie matką nie jest dla mnie wszystkim. Kiedy siedziałam z nimi w domu, nienawidziłam siebie”

Redakcja poleca

REKLAMA