„Kiedyś był zwykłym kujonem, a dziś jest moją gorącą fantazją. Witold nie tylko na scenie potrafi być... wirtuozem”

Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, motortion
„Zobaczyłam w jego oczach coś znajomego. Tak, pamiętałam, że już tak na mnie patrzył! Ale wtedy to był tylko dzieciak, pyzaty dziwak i samotnik, a teraz… Wysoki, uwielbiany przez tłumy artysta, którego pragnęłam jak wściekła! Nie wiem, jak kiedyś mogłam być taka ślepa”.
/ 28.07.2022 19:15
Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, motortion

Minęło prawie pięć miesięcy od mojego rozstania z Jaśkiem i byłam gotowa na kolejne randki. Tak szczerze, to byłam gotowa dużo wcześniej, ale nie tyle na związek, co na seksrandki. Skorzystałam raz nawet z aplikacji do tego stworzonej, ale kiedy wracałam z mieszkania jakiegoś przystojnego, zafascynowanego samym sobą narcyza, który oferował „boski seks bez zobowiązań”, uznałam, że właściwie to wolę zobowiązania.

– Po prostu uważam, że związki są sexy – zwierzyłam się przyjaciółce. – Znasz kogoś, on ciebie, wiecie, co lubicie. No i po seksie ja lubię poleżeć i zaplanować, co będziemy robili jutro, za tydzień albo za pięć lat. Tak już mam i co zrobić?

– Znaleźć sobie faceta na stałe – poradziła trzeźwo Ania. – Poszukać ci kogoś?

Przeraziłam się. Wystarczyło mi, że moja mama ciągle miała dla mnie jakiegoś wspaniałego kandydata. A to syn koleżanki, a to kuzyn współpracownicy, a to nawet wyjątkowo uprzejmy i czarujący kelner, któremu opowiedziała o swojej córce singielce.

– Nigdy nie byłaś na żadnej randce, którą ci zorganizowałam – użalała się, kiedy odrzucałam kolejnego Adonisa z jej kolekcji– A ja przecież poszłam spotkać się z Maciejem, a był ojcem twojej koleżanki. Więc jesteś mi winna jedną randkę w ciemno!

Westchnęłam teatralnie na taką manipulację, bo z owym Maciejem, obecnie moim zadowolonym z życia ojczymem, umówiłam mamę piętnaście lat wcześniej, do spółki z dziewczyną z mojej klasy, która wpadła na ten pomysł. Pomysł wypalił, starsi się w sobie zakochali, a ta dziewczyna to Ania, moja przyszywana siostra i najlepsza przyjaciółka.

– Dobra, pójdę, ale tylko na jedną randkę – burknęłam z rezygnacją.

Tydzień później mama miała kandydata…

Tyle że to właściwie nie była tak do końca randka w ciemno, bo znałam tego gościa. Chodziłam z nim do podstawówki. Witek był klasowym kujonem, do tego uczył się w szkole muzycznej. Ja się wtedy kochałam w łobuzach i sportowcach, ale Witka tylko lubiłam.

Fakt, siedział zawsze sam, a na szkolnych akademiach grał Chopina na fortepianie, więc był w oczach innych dzieciaków „dziwakiem”, ale zawsze był dla mnie miły. Nieśmiały, nieporadny, wiecznie zaczerwieniony, kiedy rozmawiał z dziewczynami, ale można go było polubić.

I właśnie tego Witka mama gdzieś spotkała, zagadała i dowiedziała się, że przyjechał do naszego miasteczka, żeby dać koncert fortepianowy w ramach jakiegoś przeglądu kulturalnego. Pokazała mi ulotkę tego wydarzenia, na której nazwisko Witolda było wytłuszczone, jakby był jakąś gwiazdą.

– Dał mi podwójny bilet! – oznajmiła mama z dumą. – Mamy miejsce w drugim rzędzie, tuż za burmistrzem! Powiedziałam, że potem od razu muszę uciekać, ale żeby byłoby cudownie, gdybyście poszli do restauracji cioci Marioli. Powiedziałam, że to nasza rodzinna restauracja i chętnie go tam zabierzesz, żeby podziękować za bilety.

Przewróciłam oczami, ale w sumie to całkiem mi się ten pomysł podobał. Pomyślałam, że ubiorę się elegancko, wysłucham pięknego koncertu, przyjrzę się z bliska łysinie naszego burmistrza, a potem zjem najlepsze ravioli w pięciu województwach. A jak znam ciotkę, to jeszcze dostaniemy niezłe wino do kolacji. I to gratis.

Tylko no… Witek… Cóż, mogłam sobie wymarzyć lepsze towarzystwo na wieczór w eleganckiej sukience i perłach mamy, ale co zrobić… Na koncert w teatrze weszłyśmy nieco oszołomione frekwencją. Stawiło się chyba z pół miasta, głównie z wyższych sfer. Zajęłyśmy miejsca, wysłuchałyśmy kilku oficjeli i zapowiedziano Witolda S.

Tyle że na scenę nie wyszedł mój kolega Witek – nieco grubawy, niższy ode mnie, o pyzatej buzi – tylko jakiś wysoki, szczupły blondyn w smokingu, który pewnym siebie krokiem doszedł do wielkiego, czarnego fortepianu, ukłonił się publiczności, przeczekał oklaski, po czym zasiadł na taborecie.

– Trochę się zmienił – mruknęłam do mamy i zobaczyłam jej uśmiech.

Cóż, „trochę” to niedopowiedzenie

Witek wyglądał jak… nie wiem, anioł albo elf! A jak on grał! Nie wiem kiedy minęła godzina. Byłam w jakimś innym świecie! Nie mogłam oderwać wzroku od Witolda, a jego muzyka przyprawiała mnie o dreszcze! Po koncercie, mama podeszła, ciągnąc mnie za rękę do pianisty, pogratulowała występu i oznajmiła, że musi lecieć.

– Yyy… cześć… – wymamrotałam, patrząc do góry, bo nawet w szpilkach byłam dużo niższa od Witolda.

– Cieszę się, że przyszłaś – pochylił się i pocałował mnie w policzek.

– Tyle lat ćwiczyłem z myślą, że gram dla ciebie… a tu, proszę, jesteś – dodał.

– Yyy, słucham? Że co proszę? – wybełkotałam idiotycznie.

– Nie wiedziałaś? – zaśmiał się i przeszedł mnie dreszcz, ale jakiś cholernie przyjemny. – Kochałem się w tobie od piątej do ósmej klasy! A potem jeszcze w liceum, chociaż byliśmy w innych szkołach. Ale parę razy na siebie wpadliśmy, pamiętasz? No więc, cóż, to nie był przypadek.

Byłam oszołomiona tym wyznaniem. Dla mnie Witek egzystował gdzieś na peryferiach świadomości, a on się we mnie kochał?? Nie mogliśmy jednak dokończyć tej intrygującej rozmowy, bo do Witolda była kolejka zachwyconych melomanów.

Poprosił, bym zaczekała za sceną, aż upora się z wielbicielami, ale wolałam siedzieć w fotelu i na niego patrzeć. Bo zdałam sobie sprawę, że nie chcę odrywać od niego wzroku ani na sekundę.

Witold działał na mnie oszałamiająco 

Miał wielbicieli i fanki, dostał masę kwiatów, komplementów i wyrazów uznania, a ja nie mogłam przestać myśleć o tym, jak się poczułam, kiedy mnie pocałował i dotknął mojego ramienia. Mieliłam to świeże wspomnienie w myślach i… byłam coraz bardziej podjarana. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę miała tego niezwykłego, charyzmatycznego mężczyznę tylko dla siebie.

Kiedy ostatni wielbiciele poszli, Witold poprosił mnie o jeszcze chwile cierpliwości, bo czekał na stroiciela. Następnego dnia miał dać drugi koncert, a jego słuch absolutny wyłapał fałszywy dźwięk. Zostaliśmy więc sami, jedynie na dole wciąż byli ludzie. Siedzieliśmy za kotarą i rozmawialiśmy. Witold działał na mnie oszałamiająco i marzyłam o tym, żeby te jego długie, smukłe palce dotknęły mojej skóry. Nagle usłyszeliśmy dźwięk przekręcanego klucza.

– Ej, my tu jesteśmy! – zerwał się muzyk. – Rany, zamknęli nas. Czekaj, zadzwonię do organizatorki koncertu…

Sięgnął po telefon, ale moje ciało zareagowało szybciej.

– Zadzwonimy za chwilę – powiedziałam stłumionym z podniecenia głosem. – Teraz chcę zrobić coś innego.

Nie zdążył zapytać mnie co…

– Ooo – jęknął, kiedy oderwałam swoje gorące wargi się od jego ust. – Boże, to się dzieje naprawdę…? Czy ja właśnie pocałowałem Milenę z ósmej A…?

Zobaczyłam w jego oczach coś znajomego. Tak, pamiętałam, że już tak na mnie patrzył! Ale wtedy to był tylko dzieciak, pyzaty dziwak i samotnik, a teraz… Wysoki, uwielbiany przez tłumy artysta, którego pragnęłam jak wściekła! Nie byłam zbyt subtelna. Znowu wpiłam się w jego usta.

– Jeśli chcesz przerwać to teraz, bo za chwilę nie będę ręczył za siebie… – wyszeptał, gorączkowo ściskając moje piersi.

– Jeśli teraz przerwiesz, zabiję cię – zagroziłam i wcale nie żartowałam.

Kiedy skończyliśmy, byłam niemal nieprzytomna

Nie obchodziło mnie, że w każdej chwili ktoś może sobie przypomnieć, że tu zostaliśmy i otworzyć drzwi. Pozwoliłam mu się podnieść, a potem posadzić na zamkniętej już klawiaturze fortepianu.

Kochaliśmy się twarzą w twarz, delikatnie i z takim uczuciem, jakiego nie znałam nawet ze swoich związków. Witold nie tylko w grę wkładał całą swoją duszę. Seks z nim to było przeżycie niemal mistyczne… Ale nie ukrywajmy, kiedy się we mnie poruszał, nie tylko moja dusza przeżywała ekstazę. W życiu nikt nie zrobił mi tak dobrze!

Kiedy skończyliśmy, byłam niemal nieprzytomna. Witold poprawił mi włosy, starł rozmazany od łez ekstazy tusz spod oczu. A potem klęknął obok i objął moje kolana. Zaczęłam gładzić jego jedwabiste, jasne włosy, myśląc, że nie wytrzymam tego, że nie chcę, by to był tylko jeden raz… On wyjedzie, a ja zostanę z tym niesamowitym uczuciem, które właśnie wybuchło mi w klatce piersiowej.

Nagle on podniósł głowę i spojrzał na mnie tak jak kiedyś. I jak kwadrans temu.

– Milena… wiem, że to głupie, ale jestem artystą, więc wybacz. Mnie prowadzi serce, nie rozum. Chodzi o to, że chcę z tobą być. Na zawsze… A ty… czego chcesz?

– Tego samego – wyszeptałam.

I usłyszeliśmy zgrzyt klucza w zamku…

Czytaj także:
„Narzeczony ulotnił się, gdy usłyszał diagnozę syna. Spakował walizki i stwierdził, że >>nie pisał się na chorego dzieciaka<<”
„Na rozwodzie wyszedłem, jak Zabłocki na mydle. Żona odcięła mnie od dziecka. Musiałem porwać córkę, by spędzić z nią czas”
„Matka mnie nie kochała, więc i ja nie potrafiłam pokochać syna. Na własnej piersi wychowałam wypranego z uczuć socjopatę”

Redakcja poleca

REKLAMA