„Kiedy Paweł zostawił mnie dla innej, nie mogłam pozostać mu dłużna. Wplątałam w intrygę byłego męża i utarłam draniowi nosa”

smutna kobieta po rozstaniu fot. Adobe Stock, Grustock
„Sypialnia i bez tego nie wyglądała najlepiej. Na podłodze porozrzucane gazety, książki i resztki ciastek. Wszędzie czarne kłaki mojego psa. Rudi skorzystał z tego, że ja skorzystałam z okazji, że Karolina wyjechała z przyjaciółmi na majówkę. Mogłam przez całą sobotę i niedzielę pogrążać się w rozpaczy”.
/ 23.05.2023 10:30
smutna kobieta po rozstaniu fot. Adobe Stock, Grustock

Kobieta przegrywa bitwę, ale  się nie poddaje! – powiedziałam do siebie, zwlekając się z łóżka.
Mój optymizm szybko został wystawiony na próbę. Potknęłam się o szklankę z wodą, która stała na podłodze i szpetnie zaklęłam, widząc jak woda rozlewa się po dębowym parkiecie i wsiąka w puchaty, niebieski dywanik.

– Eee, i tak nie jest pierwszej świeżości i musi iść do pralki – wytłumaczyłam się, wycierając plamę dywanem.

Sypialnia i bez tego nie wyglądała najlepiej

Na podłodze porozrzucane gazety, książki i resztki ciastek. Wszędzie czarne kłaki mojego psa. Rudi skorzystał z tego, że ja skorzystałam z okazji, że Karolina wyjechała z przyjaciółmi na majówkę. Mogłam przez całą sobotę i niedzielę pogrążać się w rozpaczy.

Miałam siłę na płacz i użalanie się nad swoim losem porzuconej, samotnej kobiety po czterdziestce. Nie miałam siły na zabronienie psu włażenia na łóżko i rozwalania się w pościeli.

Miałam ochotę się rozpłakać. Na myśl, że Paweł już nie pokręci głową na widok bałaganu i nie powie: „Pora na sprzątanie, bałaganiaro”. Od dwóch tygodni, czyli od kiedy się rozstaliśmy, spał w swojej eleganckiej i porządnej sypialni.

Gdy spojrzałam w lustro, przeszła mi jednak ochota do płaczu. Na widok  worków pod oczami, czerwonych oczu i brwi sterczących w różne strony przypomniały mi się sceny z melodramatów. 

– Jak to, kurczę, możliwe, że na filmach kobiety rozpaczają tak pięknie, że nigdy nie mają czerwonych oczu i paskudnej cery? – zapytałam samą siebie.

Ja miałam. I nie wyglądałam dobrze. Gdyby teraz zobaczył mnie Paweł, pewnie tylko by się ucieszył, że zerwał ze mną. W Niedzielę Palmową. Po południu. Wyznał wtedy:

Ostatnio dusiłem się w związku z tobą. Potrzebuję więcej przestrzeni i wolności. Teraz mam zamiar poświęcić się przede wszystkim pracy, więc życie prywatne chcę odłożyć na później”.

– Ale co chcesz odkładać? Seks? Wyjścia na spacer? Wspólne wieczory? Bo przecież ostatnio nie mieliśmy żadnej z tych rzeczy – zapytałam sarkastycznym tonem.

Chciałam sprowokować go do kłótni

Udało mi się i usłyszałam:

– Prawda jest taka, że nie czuję się z tobą ostatnio szczęśliwy. Mam dość twojego narzekania, humorów i wymagań. Chcę być sam.

Przez pierwsze dni byłam w szoku i nie mogłam uwierzyć, że Paweł nie chce ze mną być. Czułam, że powodem są jego problemy w pracy i ostatni gorszy czas, tak ogólnie. Próbowałam spokojnie z nim porozmawiać; wytłumaczyć, że ma po prostu ciężki okres w pracy i że zamiast rozstawać się ze mną, powinien spotkać się np. z psychoterapeutą. To przecież żaden powód do wstydu - mnóstwo ludzi, też zupełnie zdrowych, korzysta z takiej pomocy, żeby poukładać sobie puzzle w głowie.

Ale on stwierdził, że poradzi sobie sam i nie nadaje się do bliskiego związku.

– Nie chcę z tobą zrywać, ale chciałbym mieć więcej wolności – powiedział.

Patrzył na mnie spod zmrużonych powiek tak, jak patrzył wtedy, gdy miał na mnie ochotę. Odwróciłam wzrok, żeby nie wodzić się na pokuszenie. Paweł wciąż mnie pociągał. Ale wiedziałam, że pójście z nim do łóżka wtedy, gdy mówi mi, że nie ma ochoty na związek, byłoby kiepskim ruchem.

Choć pewnie dobrym wstępem do tego, na czym mu zależało: przyjaźni doprawionej niezobowiązującym seksem. To podobno coraz bardziej popularne w naszych czasach: sypianie z przyjacielem lub dobrym kumplem. Na zasadzie: ja jestem sama, ty jesteś sam, lubimy się i mamy ochotę na seks, więc chodźmy do łóżka. Na luzie, bez deklaracji, bez przyszłości, bez zazdrości i uczuć. Bądźmy dla siebie miłym pogotowiem seksualnym.

Przeczytałam w jakimś kobiecym magazynie, że takie niby związki nazywają się: „friends with benefits”. Nie wiem, czemu nie ma polskiej nazwy. Może dlatego, że po angielsku brzmi niby światowo i nowocześnie. Mniej okropnie niż „niezobowiązujący seks z przyjacielem” czy „seks bez zazdrości i bez przyszłości”.

Dla Pawła taki układ byłby idealny

Same korzyści, bez obowiązków. Mamusia byłaby zadowolona, że tak naprawdę żadna obca baba nie odciąga syneczka od niej – dlatego pani Emilia lubiła jego poprzednią dziewczynę. Martyna zgadzała się na zasady Pawła. Cóż, byli razem pięć lat. On zostawił ją na dobre wtedy, gdy się zakochał we mnie.

Choć od układów typu „seks bez zobowiązań” starałam się trzymać z daleka, to historia Pawła i Martyny była dodatkową przestrogą, żeby unikać takiej pokusy z byłym narzeczonym. Na pozór byłoby to wygodne. Miałabym do kogo się przytulić od czasu do czasu. I do czasu, kiedy on zacząłby czuć coś więcej do kogoś innego.

Jakoś tak się składa, że kobiety przywiązują się do facetów, z którymi mają dobry seks. Panowie częściej zakochują się w kimś nowym. To podobno kwestia różnych mózgów: na nas dobry seks działa jak kokaina. Uzależniamy się od pieszczot i od faceta, który daje nam zmysłową przyjemność.

Panowie w tej kwestii są mniej sentymentalni. Nic więc dziwnego, że choć mają wygodne noce z przyjaciółką, nagle zakochują się na zabój w koleżance z pracy lub kobiecie poznanej na przystanku.

Te myśli przyszły mi do głowy, gdy usłyszałam propozycję Pawła, żebyśmy mieli bardziej „luźny związek”.

„Niedoczekanie twoje!” – zacisnęłam pięści

Opanowałam się jednak i powiedziałam spokojnie, że zależy mi na bliskim, a nie luźnym związku. Wolę więc być sama.

– Mieszkamy tak blisko, że nie wiem, co jest lepszym wyjściem: przyjaźnić się, czy udawać, że się nie znamy? – zażartowałam.

Facet może i mnie opuścił, ale przynajmniej nie opuściło mnie poczucie humoru. Paweł zarzekał się, że zawsze będę dla niego bliską osobą i zawsze mogę na niego liczyć. „Akurat” – pomyślałam w duchu.

Dzisiaj, prawie dwa tygodnie po rozstaniu, mogłam liczyć na zadręczanie się, z kim Paweł spędza wieczór. „Może pójdzie do klubu, żeby kogoś poderwać lub z kumplami na picie i podrywanie panienek? A może umówił się z jakąś dziewczyną, która mu się spodobała ostatnio?” – takie pytania krążyły mi po głowie.

Czułam się coraz bardziej zdenerwowana. Wiedziałam, że od zadręczania się może mnie uratować woda. I bynajmniej nie chodziło mi o wodę święconą. Tylko o długi, ciepły prysznic. Zakończony orzeźwiającym, chłodnym strumieniem wody.

Wzięłam więc prysznic, na twarz położyłam łagodzącą maseczkę, pod oczy chłodzące płatki. Zrobiłam sobie zieloną herbatę i zapomniałam o Pawle. Zamiast tego przypomniałam sobie swoje udręki po rozstaniu z Markiem. Moja pierwsza wielka miłość, kilkanaście lat małżeństwa, chciana i kochana córeczka. A potem: „bęc i koniec”.

W przypadku Marka wiedziałam, co robił wieczorami

Spędzał je z kobietą, dla której mnie zostawił. Sylwia była sporo ode mnie młodszą prawniczką, jego koleżanką z kancelarii adwokackiej. Chodzący ideał: świetnie wykształcona, gustownie ubrana i obcięta zgodnie z najnowszymi trendami.

Jakby tego było mało, miała wspaniałe mieszkanie w starej kamienicy na Mokotowie i równie wspaniałego terenowego mercedesa. Marek spędzał więc noce z Sylwią, a ja przetaczałam się godzinami na łóżku. Sama.

Nie mogłam zasnąć, bo po głowie krążyły mi obrazy Marka, szczęśliwego w objęciach innej kobiety. Gdy wreszcie zasnęłam, budziłam się dwie godziny przed budzikiem. I od razu go widziałam z Sylwią: przynosi jej kawę do łóżka, budzi ją pocałunkami, ona rozkosznie odrzuca swoje jasne włosy, oddaje się jego pieszczotom. Potem zakochani i wpatrzeni w siebie przygotowują śniadanie.

On patrzy na nią zachwyconym i rozkochanym wzrokiem. Wstawałam półprzytomna i udręczona o czwartej rano i nie mogłam zasnąć.

Gdy skarżyłam się Aśce, koleżance z liceum, zaśmiała się:

– Czwarta rano to godzina czarownic, uważaj!

Uważałam, że Aśka za bardzo przejmuje się swoim kursem masażu polinezyjskiego i wykładami amerykańskiego terapeuty na temat wędrówki dusz. Ale lubiłam ją. No i była moją jedyną koleżanką z liceum, z którą się spotykałam, gdy byłam u rodziców.

A prawie rok temu Marek rozstał się z Sylwią

Okazała się nudnym ideałem. Były mąż próbował wrócić do mnie, a przynajmniej do mojego łóżka, ale ja wtedy byłam zakochana w Pawle.

Teraz jednak wiedziałam, że łatwo nie zasnę. Usłyszałam, że Paweł zamyka drzwi. Sprawdziłam przez wizjer, czy wychodzi, czy raczej przychodzi do domu. Wychodził. Ledwie powstrzymałam się, żeby nie wyskoczyć na korytarz i nie zapytać go, gdzie idzie. Tak naprawdę powstrzymała mnie próżność.

Gdybym wyglądała w tym momencie jak Monika Belluci lub co najmniej Jennifer Aniston w filmie o zazdrosnej byłej narzeczonej, nie wahałabym się ani chwili. Mogłabym wtedy wyjść na korytarz, jak gdyby nigdy nic, w gustownym szlafroku apetycznie rozchylonym na piersiach, z dyskretnym makijażem, który ukrywałby wady i podkreślał atuty mojej urody. I mogłabym powiedzieć zmysłowym, pewnym siebie głosem: „Cześć, wybierasz się gdzieś?”.

On odpowiedziałby, że idzie na miasto. Ja uśmiechnęłabym się tajemniczo i powiedziała: „Miłego wieczoru”. On poszedłby, mając w głowie mój uwodzicielski głos i rozchełstany szlafrok. Nie bawiłby się dobrze, bo żadna kobieta nie byłaby tak pociągająca, jak ja. Stałam w przedpokoju i wiedziałam, że ta fantazja nie może się ziścić. Przynajmniej nie w tej chwili. Wyglądałam jak zaniedbana czarownica, a nie pociągająca kobieta. 

Pomyślałam, że poczuję się lepiej, gdy wprowadzę trochę ładu w moje życie. Zaczęłam od zmywania naczyń. Nagromadziło się sporo kubków i talerzyków, bo obie z moją córką miałyśmy zgubny zwyczaj odkładania brudnych naczyń byle gdzie i brania czystych. Aż tych ostatnich brakowało. Ten moment właśnie nastąpił.

Mycie naczyń zawsze mnie uspokajało...

Gdy wszystkie kubki i talerze ociekały wodą na suszarce, nastawiłam wodę na moje ulubione zioło, czyli melisę i postanowiłam zrobić porządek w szafce z bielizną.

Koronkowe, czerwone bokserki i czarny push up kojarzyły mi się z Pawłem.

– Powtarzał, że uwielbia zdejmować je ze mnie – westchnęłam.

Zaraz przypomniałam sobie, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie miał na to zbyt wielkiej ochoty. Poczułam złość, że tęsknię za facetem, który wcale mnie nie pragnie. A teraz może zdejmuje bieliznę z innej kobiety. Wrzuciłam majtki i biustonosz do reklamówki. Podobnie jak seksowną koszulkę nocną, w której spałam w jego łóżku.

W następnej kolejności do reklamówki powędrowały cieliste pończochy, dwie pary czarnych koronkowych stringów i fioletowy biustonosz. Wszystkie kupiłam w czasie mojego związku z Pawłem. Po to, żeby wyglądać seksownie. Dla niego.

Upchałam reklamówkę w pawlaczu. Wśród starych swetrów i spódnic, których nie miałam serca wyrzucić, choć nie chodziłam w nich od kilku lat. Obiecałam sobie, że w wakacje zrobię porządek w pawlaczu i powyrzucam to, co mi się już nie przyda.

W szufladzie z bielizną zostawiłam jednak moje ulubione granatowe bokserki do spania. Miałam je od 7 lat. Kiedyś nosił je Marek. Trzymałam je w ręku i podziwiałam, że mimo lat wciąż wyglądały dobrze. Kolor się nieco sprał, ale bawełna była bez zarzutu. Nie spałam w nich od miesięcy. Teraz jednak postanowiłam przywrócić je do łask.

Naprawdę były wygodne, a sama w łóżku nie musiałam wyglądać jak kociak. Mogłam sobie pozwolić na rozciągniętą podkoszulkę i wysłużone spodenki.

Kładłam się spać, gdy usłyszałam dzwonek domofonu

W pierwszej chwili pomyślałam, że to pomyłka. Ale domofon wciąż dzwonił. Zarzuciłam na siebie mój ukochany szlafrok w stokrotki i poczłapałam do przedpokoju.

– Słucham? – zapytałam.

– Nie odbierasz telefonu, nie odpisujesz na smsy, nie spieszysz się odebrać domofon – usłyszałam pretensje, wypowiedziane kpiącym głosem.

Czy ty kiedyś przestaniesz narzekać? – westchnęłam. – Wyłączyłam telefon, bo chciałam być sama.

To nie była prawda, ale mój były mąż nie był kimś, wobec kogo miałabym obowiązek być szczera. Telefon wyłączyłam, żeby nie wyczekiwać SMS-ów od Pawła lub... nie pisać do niego.

– Czego chcesz w środku nocy? – zapytałam.

Marek odpowiedział z typową dla siebie pewnością siebie:

– Wpuść mnie do domu, to ci powiem. Poza tym jest 23.20, a nie środek nocy.

Spojrzałam w lustro. Zapuchnięte oczy, tłuste włosy, stary szlafrok i rozczłapane kapcie nie robiły ze mnie seksbomby. Ba, nie wyglądałam nawet na atrakcyjną kobietę, którą byłam na co dzień. Ale było mi wszystko jedno. Nie zależało mi, żeby na Marku zrobić dobre wrażenie.

O jednej jednak rzeczy nie zapomniałam: o jego bokserkach, które traktowałam jak swoją piżamę. Szybko je zdjęłam, wrzuciłam do kosza na brudne ciuchy i założyłam bawełniane spodnie. W samą porę, bo do mieszkania wparował mój były mąż.

– Biedactwo, wyglądasz jakbyś przeżyła wybuch bomby atomowej – Marek popatrzył na mnie kpiąco.
Wzruszyłam ramionami, bo dobrze znałam te jego żarciki. Obserwowałam, jak wita się z Rudim, który skakał koło niego i jak zwariowany domagał się głaskania.

– Ależ oczywiście Czarna Pokrako, że przyszedłem do ciebie – Marek tarmosił psa, który posapywał z zachwytu. Nigdy nie mogłam zrozumieć sympatii Rudiego do mojego byłego męża. Może chodziło o to, że Marek traktował go bez specjalnych względów, dlatego każdą oznakę zainteresowania przyjmował z zachwytem?

„Skoro to dobra metoda na psa, może powinnam zastosować ją wobec mężczyzn?” – przemknęło mi w głowie.

Rzeczywiście, na mojego byłego męża to działało

Moja atrakcyjność ogromnie wzrosła w jego oczach, odkąd zrozumiał, że nie jestem kobietą, którą może mieć na zawołanie.

– Wiesz, że lubię cię w takiej niechlujnej wersji – powiedział, siadając przy stole w kuchni. – Wyglądasz tak słodko i bezbronnie.

– Marek, czy ty nie mylisz mnie z kimś innym? – zapytałam. – To ja, twoja była żona, a nie jakaś miła pani do podrywania.

– Z nikim cię nie mylę – zaprotestował. – Przyniosłem twoje ulubione czerwone wino.

Z torby wyciągnął butelkę włoskiego chianti.

– Widzę, że trzeźwość mi dzisiaj nie grozi – zaśmiałam się. – Skoro mamy chianti, to dostaniesz trochę orzechów pistacjowych.

Znaliśmy się tyle lat, więc wiedziałam, że je uwielbia. Ja nie przepadałam za pistacjami, ale zawsze miałam paczkę dla Karoliny. Po ojcu odziedziczyła upodobanie do chrupania orzechów pistacjowych. Nie wiem, po kim odziedziczyła długi język. Bo wiedziałam, że wizyta Marka to jej sprawka. Na pewno wygadała mu, że rozstałam się z Pawłem. Kto wie, czy nie poprosiła ojca, żeby sprawdził, jak się czuję.

– Tylko nie mów mi, że przechodziłeś obok i postanowiłeś sprawdzić, co u mnie słychać – powiedziałam. – Założę się, że Karola zadzwoniła do ciebie i wszystko ci opowiedziała.

– Jak możesz podejrzewać naszą wspaniałą córkę, że powiedziała mi „wszystko” – zaprotestował Marek z kpiącym błyskiem oku. – Powiedziała mi tylko to, co wie. A na pewno nie zna szczegółów, które mnie bardzo ciekawią. Dlaczego więc ten weterynarz o urodzie amanta filmowego i poczuciu humoru pluszowego misia zostawił cię?

Marek nie lubił Pawła. Paweł był o dziesięć lat od niego młodszy i o pięć centymetrów wyższy. Poza tym byłam w nim zakochana wtedy, gdy mój małżonek odkrył, że chciałby wrócić na łono rodziny i do mojego łóżka.

– Czy Paweł mnie zostawił? – powiedziałam takim tonem, jakbym pytała samą siebie. Upiłam trochę wina i oblizałam usta. – W zasadzie tak, a nawet nie – zaśmiałam się sama do siebie. – Zaproponował mi związek na większym luzie. No wiesz, potrzebował więcej wolności – powiedziałam ironicznie, patrząc mu prosto w oczy.

On też tak powiedział, gdy oznajmił mi, że się wyprowadza

Niedługo potem, tuż po złożeniu wniosku rozwodowego, okazało się, że „wolność” ma na imię Sylwia, długie nogi i blond włosy. Różnica była taka, że ja w naszym małżeństwie też czułam się wypalona i wiedziałam, że nic dobrego mnie już z tym facetem nie spotka.

Teraz jednak wciąż było mi trudno uwierzyć, że Paweł nie pragnie spędzać wieczorów ze mną, przytulać się do mnie we śnie i budzić rano przy mnie.

Wypiłam kolejny kieliszek wina i pomyślałam, że mam w nosie to, czego Paweł chce lub potrzebuje. Ważne jest to, czego ja chcę. A teraz chciałam, żeby ktoś mnie przytulił. Kandydata miałam pod ręką.

– Przytul mnie, bo potrzebuję tego – powiedziałam do Marka.

Uśmiechnął się do mnie łagodnie i przytulił mnie. Ciepło i przyjacielsko. Po chwili poczułam jednak, że jego ciało uznało, że to wcale nie jest niewinny, przyjacielski uścisk. Miałam zamiar się odsunąć, ale zanim zdążyłam to zrobić, Marek pocałował mnie.

Obudziłam się z bólem głowy po winie i poczuciem winy, że poszłam do łóżka z byłym mężem. Na szczęście wyszedł, zanim ja wstałam.

– O nie! – jęknęłam z rozpaczy, gdy na stole w kuchni znalazłam kartkę z narysowanym kwiatkiem, podpisaną: „Do zobaczenia, kotku”.

Nie miałam ochoty na powtórzenie tej nocy. Seks z eks to nie było to, czego chciałam w życiu. Z Markiem lubiliśmy się, ale po namiętności nie zostało już śladu. Tak przynajmniej myślałam teraz. Na porannym spacerze z Rudim wytłumaczyłam sobie jednak, że nie zrobiłam nic złego: ja byłam wolna, Marek też. Chyba. Bo nie dopytywałam go o jego życie uczuciowe. Poza tym postanowiłam, że więcej taka sytuacja się nie powtórzy. 

Tydzień później nie byłam taka pewna, czy to rzeczywiście było dobre postanowienie. Wracałam ze sklepu obładowana siatkami, zmęczona po pracy, gdy przed naszą kamienicą zobaczyłam czarnego jeepa, a w nim Martynę – byłą narzeczoną Pawła. To znaczy bardziej byłą ode mnie. Na mój widok odwróciła wzrok.

– Może nie jest aż tak była jak jeszcze miesiąc temu? – przyszło mi do głowy.

Z wrażenia potknęłam się o schodek przed wejściem i wywinęłabym niezłego orła, gdyby nie Paweł. Właśnie wychodził i złapał mnie w ostatniej chwili. Siatka z zakupami nie miała tyle szczęścia. Chwiałam się w ramionach Pawła, a kątem oka widziałam jak ziemniaki rozsypują się koło naszych nóg.

– Cieszę się, że byłem we właściwym miejscu i we właściwym czasie – powiedział z uśmiechem.
Nie patrzył mi jednak w oczy.

– Uratowałeś mój nos, a kto wie, może i uchroniłeś od złamania nogi? – roześmiałam się.

Z łatwością przychodziło mi udawanie. Teraz udawałam, że spotkanie z nim nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia.

„Kto wie, może powinnam spróbować sił jako aktorka?” – myślałam, wchodząc po schodach do mieszkania. W środku skręcałam się z zazdrości, że Paweł spotyka się z Martyną.

Miałam szczęście do rywalek młodszych o dziesięć lat

Najpierw Sylwia Marka, teraz Martyna. Obie bardzo atrakcyjne, świetnie wykształcone prawniczki, ze świetną pensją i dobrymi samochodami. Nie to, żebym narzekała na mojego ukochanego, 5-letniego nissana i pracę pedagoga w gimnazjum.

Byłam atrakcyjna i jak twierdził mój były mąż: „przyjemnie zwariowana”. Tak mówił dwa lata po rozwodzie, gdy w związku z nieskazitelną Sylwią zaczęła doskwierać mu nuda. Paweł też wyznał kiedyś, że jestem najbardziej interesującą kobietą, jaką spotkał.

Cóż, może i cenił moje poczucie humoru i zwariowane pomysły, ale teraz bardziej mu odpowiadało towarzystwo zachwyconej nim, smukłej brunetki z włosami do pasa.

Rozsądek podpowiadał mi, żebym pogodziła się z tym, że mój były narzeczony woli spokojne życie u boku Martyny, która nie widziała nic złego w luźnym związku. Żebym potraktowała to z pogardą i godnością kobiety, która wie, czego chce w życiu. A chce być z fajnym facetem!

Niestety, urażona duma oraz wściekłość podpowiadały mi coś zupełnie innego. Posłuchałam.
Dwa dni później, gdy wiedziałam, że Paweł wrócił do mieszkania, zapukałam do niego. W kucyku, delikatnym makijażu, bluzce na ramiączkach i obcisłych dżinsach wyglądałam ślicznie.

Owszem, nie grzeszę skromnością, ale przecież mam 40 lat i potrafię realistycznie ocenić, kiedy wyglądam fatalnie, a kiedy ładnie.

– Cześć, przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mógłbyś pożyczyć mi soli? – zapytałam z miłym uśmiechem. – Robię kolację i nie mam czasu, żeby wyskoczyć do sklepu, bo kurczak mi się przypali.

– Jasne, wejdź – Paweł uśmiechnął się do mnie.

Oczy zabłysły mu na mój widok

Weszłam i dyskretnie rozejrzałam się w poszukiwaniu śladów jakiejś kobiety. A właściwie nie jakiejś, tylko Martyny. Niczego jednak nie dostrzegłam. Paweł natomiast dostrzegł, że wyglądam apetycznie.

– Ślicznie wyglądasz – powiedział uwodzicielskim głosem.

Zapomniałam, że potrafił być uroczy, więc teraz jego głos i wzrok nieco wytrąciły mnie z równowagi. Szybko przywołałam się do porządku.

– Dziękuję – uśmiechnęłam się do niego najsłodszym uśmiechem, jaki miałam w swoim repertuarze.

I szybko wyszłam. Wiedziałam, że miał ochotę mnie zatrzymać dłużej, ale nie chciałam dać mu tej satysfakcji. Tym bardziej, że na ten wieczór przygotowałam dla niego kolejne atrakcje.

Za godzinę zapukałam do niego znowu. Tym razem miałam na sobie niebieską, rozkloszowaną sukienkę za kolano, z dużym dekoltem pięknie podkreślającym moje kobiece atuty.

– To ostatni raz, obiecuję – śmiałam się głośno.

Na początku naszej znajomości Paweł uwielbiał mój śmiech. Teraz też mu się podobał, jak widziałam po jego minie.

– Pożycz mi korkociąg, bo mój się gdzieś zapodział – poprosiłam.

Tak naprawdę schowałam go na sam dół kosza z brudną bielizną, ale to nie był moment na szczerość. Nie chciałam wchodzić, więc Paweł przyniósł mi korkociąg. W samą porę, bo po schodach wbiegł Rudi, a za nim pojawił się Marek.

– Cześć! – powiedział do Pawła. – Dzięki, że uchroniłaś mnie przed otwieraniem chianti widelcem. Choć to byłoby jak za dawnych lat – tym zdaniem Marek zwrócił się do mnie.

Paweł udawał, że wszystko w porządku

Ale znałam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że gotuje się w środku. Marek był w swoim żywiole: faceta zdobywcy, tryumfującego nad rywalem. Ja miałam mściwą satysfakcję, że odegrałam się za Martynę.

– Hm, przyznaję, że byłeś świetny – stuknęłam się kieliszkiem z Markiem – ten romantyczny ton, gdy mówiłeś „to byłoby jak za dawnych lat” wzruszyłby nawet umarłego.

A ty się wzruszyłaś? – zapytał.

– Daj spokój! – roześmiałam się. – Marek, jestem ci wdzięczna, że zgodziłeś się na tę grę pozorów.

Teraz mam poczucie, że utarłam Pawłowi nosa. Ale dobrze wiesz, że z nas już nie będzie pary. Lepiej jak zakochamy się znów w kimś. Może tym razem będzie to związek do końca życia?

Marek pokiwał głową.

– Masz rację – powiedział. – W takim razie dzisiaj śpię na kanapie w salonie, żeby jutro rano wyjść z Rudim.

O której Paweł wychodzi do lecznicy? Nie przepuszczę takiej okazji, żeby zobaczył mnie, jak wychodzę z psem z twojego mieszkania. Trafi go szlag, zobaczysz.

Byłam śpiąca i tak naprawdę było mi wszystko jedno, co myśli Paweł. Kręciło mi się w głowie. 
Cóż, przez ostatnie dni żyłam przygotowaniami do finałowej bitwy w ramach mojej wojny damsko-męskiej z Pawłem. On wrócił do Martyny, ja udawałam, że wróciłam do Marka.

Czytaj także:
„Czyściłam kible u bogatych ludzi i zazdrościłam im luksusowych wakacji i drogich samochodów. Okazało się, że to tylko farsa”
„Byłam przerażona, że mąż mnie zostawi, gdy powiem mu o kolejnej ciąży. Ukrywałam ją przed nim ile się dało”
„Szwagier zrobił mi dziecko i udawał, że nic o tym nie wie. Milczałam, by nie ranić siostry, ale w końcu zawalczyłam o swoje”

Redakcja poleca

REKLAMA