Rok temu mój ukochany syn odszedł z tego świata. Byłem z nim do samego końca, ale niestety przegrał tę nierówną walkę. Oprócz niego nie mam nikogo bliskiego, bo od dekady już jestem wdowcem... Niedawno skończyłem siedemdziesiąte czwarte urodziny.
Może i jestem bogaty, ale to nie ma już dla mnie większego znaczenia. Mój syn miał dziedziczyć po mnie cały majątek, ale los chciał inaczej i teraz nic już się dla mnie nie liczy.
Została mi praca
Praca to jedyne, co mi zostało. Tylko dzięki niej udało mi się nie poddać, za to stałem się twardszy, zobojętniały i wściekły na całą rzeczywistość. Zwłaszcza ta dzisiejsza młodzież działała mi na nerwy. Mieli tyle możliwości i świat stał przed nimi otworem, że aż korciło mnie, by utemperować ich zapał i sprowadzić na ziemię. Jak ktoś mi czymś podskoczył, nie było litości.
Ta jedna to była dopiero łamaga! Młoda, niby w kwiecie wieku, ładna i radosna. Non stop się gdzieś kręciła i ze wszystkimi kumplowała, a przecież to nie była żadna szycha – tylko zwykła sekretarka od odbierania telefonów, czytania e–maili i pomagania w papierkowej robocie.
Wkładała w to sporo wysiłku i nigdy nie dała się na niczym przyłapać, więc ciężko było ją wylać, zwłaszcza że zatrudnienie u nas załatwił jej mój własny syn. Raz do mnie powiedział:
– Tato, wiesz co, jest taka jedna dziewczyna na moim roku. Bardzo sympatyczna, utalentowana i w ogóle spoko, ale ciągle ma pod górkę w życiu. Wychowywała się w domu dziecka, a potem parę razy oberwała od nieodpowiednich typów. Może jakoś byśmy jej pomogli, co?
– Niby w jaki sposób? – spytałem. – Chcesz ją wziąć na swoje utrzymanie? To jakaś twoja dobra kumpela czy jak?
– Nie, nie! – Jacek parsknął śmiechem. – Po prostu ją lubię. Wpadłem na pomysł, że może mogłaby u nas dorobić przez jakiś czas.
Myślałem, że coś ich łączy, lecz brakowało dowodów na taką tezę. Wkrótce potem stan zdrowia Jacka uległ pogorszeniu i jedyne co się dla mnie liczyło, to desperacka próba przywrócenia mu sił. W trakcie ostatniego pożegnania mój wzrok momentalnie spoczął na niej, mimo że znajdowała się na uboczu sporej grupy ludzi oddających hołd mojemu dziecku.
Ściskała w dłoni wiązankę tych białych, drobnych kwiatów, które Jacek tak bardzo lubił. Cała wiązanka była przepasana wstęgą w dwóch kolorach – czerni i bieli. Zastanawiałem się, czy to zwykły zbieg okoliczności, czy może była tego świadoma? W sumie to chciałem ją nawet o to spytać, ale jakoś nie miałem śmiałości. I tak pewnie nie miałoby to większego sensu.
Nazywała się Lucyna...
Całkiem wyleciałaby mi z głowy, gdyby nie telefon od prawnika, który od wielu lat zajmował się naszymi interesami. Poprosił mnie, żebym wpadł do jego biura, bo ma dla mnie coś, co z pewnością przykuje moją uwagę. No to poszedłem.
Wyszło na jaw, że krótko przed tym jak Jacek odszedł z tego świata, spisał ostatnią wolę, w której przekazał spory majątek Lucynie i jej dziecku. Kwota, jaką im zostawił, była zbyt wysoka jak na obdarowanie kogoś, kto nie jest bliski.
Za takie podarunki zwykle oczekuje się czegoś w zamian, dlatego zacząłem podejrzewać, że między moim synem a Lucyną mogło coś być. Kto wie, może łączył ich potajemny romans? A może ona tylko wmówiła mu, że jest ojcem jej dziecka i dlatego postanowił im zapewnić dobry byt?
Był z niego taki prostoduszny i ufny chłopak, że przebiegła kobieta mogła nim manipulować do woli. Szkoda, że nie miałem o tym pojęcia, bo wtedy może udałoby mi się jakoś temu zapobiec, no ale cóż, nie wiedziałem...
O niczym innym nie myślałem, tylko o tym, by wyjść z tej patowej sytuacji. Chciałem znaleźć jakiś sposób, żeby ta przebiegła manipulantka nie miała dostępu do majątku, który zostawił jej mój syn. Pewnie go jakoś podeszła, kiedy był osłabiony chorobą. Poprosiłem ją do gabinetu i prosto z mostu spytałem wprost, czy sypiała z moim synem.
– Wymyśliłaś to wszystko, tak? Uważasz, że dam się nabrać takiej jak ty? Serio sądziłaś, że się uda? – powiedziałem chłodno.
– Chwila moment – odrzekła opanowanym głosem, chociaż jej oczy aż iskrzyły. – Owszem, przespałam się z Jackiem, ale nie mam pewności, czy to jego dziecko, bo przedtem chodziłam z innym facetem i również z nim sypiałam. To było tuż po tym, jak mój narzeczony ze mną zerwał… Byłam zdruzgotana i wtedy jeden czy dwa razy wylądowałam w łóżku z pańskim synem. Mówię szczerze, mogłam zajść w ciążę z każdym z nich. Czasem tak bywa.
– A więc jesteś zwykłą ladacznicą?! – wrzasnąłem, próbując ją znieważyć i poniżyć.
– Nic z tych rzeczy – w dalszym ciągu pozostawała niewzruszona niczym skała. – W życiu byłam tylko z dwoma facetami.
– Sądzisz, że dam temu wiarę?
To była jego decyzja
– Pańska sprawa, czy pan w to wierzy, czy nie. Mnie to kompletnie nie interesuje. Nie zależy mi na pańskiej opinii!
– Ale zależy na moich pieniądzach!
– Niech pan posłucha. Jacek sam wyszedł z inicjatywą, ja go na nic nie namawiałam. Wspominał, że zostało mu niewiele czasu, a chciał zabezpieczyć przyszłość swojego dziecka. To była jego decyzja. Kiedy maluch przyszedł na świat, Jacek zmagał się już z chorobą. Nie chciałam wchodzić z nim w spory i go stresować…
– Ależ z ciebie altruistka! – rzuciłem ironicznie. – No dobra, to kiedy to wszystko się wydarzyło? Jak zaczęłaś u nas pracować, to dziecko było już na świecie?
– Owszem, skończył już trzy lata. Wychowuję go zupełnie sama. Do tej pory nie chciałam od was nawet złotówki, ale kto wie, czy tak pozostanie. Życie potrafi zaskakiwać…
– Co w takim razie?
– Wydrę panu forsę z gardła. Bez cienia wątpliwości.
– Nie mam co do tego wątpliwości. Brak ci godności i aspiracji. Ale nie dam się ograbić!
– Chyba pan zapomniał, że należą mi się te fundusze – odparła z dumą w głosie.
– A ja jestem uprawniony do poznania prawdy, czy ten chłopiec faktycznie jest moim wnukiem. Przeprowadź testy, a wtedy ci uwierzę!
Wykręciła się na pięcie
Odpowiedziała mi wtedy coś absolutnie niewiarygodnego i zuchwałego:
– Nie ma pan absolutnie żadnych praw. Jacek nie konsultował z panem decyzji o sporządzeniu testamentu, więc pana opinia kompletnie mnie nie obchodzi! Koniec z badaniami, koniec z dochodzeniami… To moje dziecko.
Rany, ten mały również nie znosi chodzić w kapciach po domu!
Wykręciła się na pięcie, walnęła drzwiami i już jej nie było. Nazajutrz dotarła do mnie informacja, że wręczyła wypowiedzenie… Mam wrażenie, że nie należę do osób nikczemnych i wyzutych z emocji, wielu osobom pomogłem, troszczę się o moich podwładnych i ich bliskich, nie odmawiam, gdy ktoś z mojego otoczenia poprosi mnie o pożyczkę.
Gdybym miał wnuka po moim jedynym, najdroższym synu, to na pewno otoczyłbym go pełną opieką, zapewnił mu wszystko, co niezbędne do życia i dał porządną edukację. Ale przecież ta panienka nie miała pojęcia, kto jest ojcem jej dziecka!
Niby dlaczego miałbym się zajmować jakimś obcym smarkaczem, skoro własnego syna już ze mną nie ma?! Uważałem, że to by było strasznie nie w porządku...
– Sam siebie próbowałem uspokajać, że gdyby miał pewność co do ojcostwa, na pewno by mi o tym wspomniał. Przecież między nami zawsze była nić porozumienia, byliśmy kumplami… Skoro milczał, to znaczy, że sam miał wątpliwości! Tylko dlaczego dał im tę forsę?
Współczuł dzieciakowi, pewnie myślał, że z taką matką nie będzie mu łatwo w życiu. Był wrażliwy na ludzką krzywdę, a poza tym kto wie, co mu nagadała. Może go do tego zmusiła? Muszę dać sobie z tym spokój, bo inaczej i ja kompletnie się wykończę…
Zastukałem do drzwi
Mimo wszystko, nie poradziłem sobie z tym. Udało mi się ustalić jej adres zamieszkania i pewnego dnia po południu zastukałem do drzwi wyklejonych oklejaną tapetą imitującą drewno. Nikt nie odpowiadał na pukanie. Po dłuższej chwili uchyliły się drzwi sąsiedniego mieszkania i w progu stanęła starsza kobieta.
– Pan do sąsiadki opok? – spytała. – Poszła do apteki po lekarstwa. Mały troszeczkę pociąga nosem, biega boso po domu, więc chyba się przeziębił… Ale za nic w świecie nie chce włożyć kapci. Nie przepada za nimi – dodała z uśmiechem.
Serce zabiło mi mocniej z emocji. Mój synek również nie znosił chodzić w kapciach po mieszkaniu. Moja małżonka prosiła go setki razy, złościła się strasznie, że skarpetki wiecznie są do prania, że dziurawe jak ser szwajcarski. Rzucanie grochem o ścianę!
Nagle zza pleców staruszki wysunął się chłopczyk z blond kręconymi włosami i spytał:
– Potrafisz naprawić samochód? Odpadła opona.
– Potrafię – odparłem, a on chwycił mnie za dłoń i wciągnął do środka.
Nie mam pojęcia, w jaki sposób i w którym momencie to się wydarzyło, ale znalazłem się obok niego na dywanie, przyglądając się wozowi strażackiemu pozbawionemu szans na jazdę, ponieważ wszystkie opony były odkręcone, zupełnie jakby ktoś z mozołem je zdjął.
Mały brzdąc w niczym nie przypominał Jacka, ale odziedziczył po nim oczy – szmaragdowe, spore, przenikliwe i radosne... Wpatrywał się we mnie tymi ślepiami, a ja zdawałem sobie sprawę, pojmowałem i czułem każdą komórką ciała, że właśnie rozpoczyna się najmocniejsze uczucie, jakie kiedykolwiek było mi dane przeżyć.
Zobaczyłam uśmiech syna
Spóźniona, skomplikowana, pełna cierpienia miłość, ale za to najsilniejsza...
– Kim pan jest? – zapytał chłopczyk. – Czy mnie pan zna? Dlaczego pan tu przyszedł?
– Do tej pory cię nie znałem, dlatego się tu zjawiłem, żeby wreszcie cię poznać – odpowiedziałem, mimo że gardło miałem tak ściśnięte, że ledwo byłem w stanie mówić. – No i chciałem, abyś ty też mógł poznać mnie.
– A po co?
– Ponieważ jestem twoim dziadkiem. Chcesz mieć dziadka? – spytałem ostrożnie.
Przytaknął główką, a następnie rozpromienił się w uśmiechu identycznym jak uśmiech mojego syna… Gdy Jacek tak się szczerzył, mógł ze mną zrobić absolutnie wszystko! I ten brzdąc również może. Cokolwiek tylko zechce i po wsze czasy!
Ryszard, 74 lata
Czytaj także:
„Mimo że jestem grubo po czterdziestce, moje serce nie jest obojętne na krzywdę. Postanowiłem dać synowi nauczkę”
„Wpadłam na pomysł, jak uratować związek brata. Przeze mnie bratanek wychowa się bez ojca”
„Mam 30 lat i jeszcze nikt nie skradł mojego wianuszka. Chcę być namiętną kochanką, ale jakoś brakuje mi chętnych”