„Kiedy byłam w pracy, mój facet zrobił mi niespodziankę. Zamiast róż na stole znalazłam klucze i list”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Daniel Jędzura
„O wszystkim usłyszałam jako ostatnia i to w niezwykle poniżający sposób. Nowa wybranka serca mojego Wojtusia zawitała do mojego biura, wprost do gabinetu, w którym pracuję”.
/ 12.10.2024 13:15
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Daniel Jędzura

Nigdy nie zapomnę tego dnia, to był wtorek. Z samego rana zrobiłam dla Wojtka ulubioną kawę, a potem podlałam kwiaty w doniczkach. Później w pośpiechu prasowałam swoją koszulę, głowiąc się nad tym, czym dziś najlepiej dojadę do pracy – własnym samochodem czy taxi. Mój mąż jak zwykle poszedł do pracy wcześniej ode mnie, a ja w tym czasie kończyłam pić poranną kawę i wkładałam brudne talerze do zmywarki. Wtedy także przez moment rozmyślałam o naszym związku małżeńskim.

Żona zawsze dowiaduje się ostatnia

Ostatnimi czasy los się do nas uśmiecha... Udało nam się przeprowadzić do przestronniejszego lokum, interes męża kwitnie, a ja awansowałam i zarabiam więcej. Na dodatek szykowaliśmy krótki wypad na Mazury. „Czyż nie jest cudownie?" – przemknęło mi przez myśl, gdy zakładałam marynarkę.

O wszystkim usłyszałam jako ostatnia i to w niezwykle poniżający sposób. Nowa wybranka serca mojego Wojtusia zawitała do mojego biura, wprost do gabinetu, w którym pracuję.

– Kocham pani męża, a on mnie. Mam nadzieję, że ułatwi mu pani całą procedurę rozwodową – rzuciła wyniosłym głosem.

Gdy tylko opuściła pomieszczenie, kompletnie mnie zamurowało. Moja oddana koleżanka z pracy, Basia, pognała do pobliskiej apteki, żeby kupić mi jakieś środki na opanowanie nerwów.

Kiedy zmierzałam z powrotem do mieszkania, gdzieś w głębi duszy tliła się jeszcze nadzieja, że wchodząc po schodach, ujrzę swojego małżonka pochylonego nad komputerem. Niestety, powitała mnie jedynie pustka. Otwierając drzwi szafy, dotarło do mnie, że zniknęły wszystkie jego ciuchy… Najwyraźniej spakował się i wyniósł, kiedy byłam w biurze.

Ale sobie to wykombinowali. Laska przychodzi mi powiedzieć, że od wielu tygodni mamy tu taki trójkącik, a ten pakuje manatki i nawet nie ma na tyle odwagi, by stanąć ze mną twarzą w twarz...

Szloch ściskał mi gardło

Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, kiedy opadłam na pościel. W jednej chwili uświadomiłam sobie, że mój ukochany już nigdy nie będzie leżał obok, tulił mnie czule ani szeptał słodkich słówek... Szloch ściskał mi gardło i nie potrafiłam się uspokoić.

Pod wieczór sięgnęłam po telefon, by porozmawiać z siostrą.

– Na bank mnie zostawił, bo jestem bezpłodna! – wyłam do telefonu.

– Pleciesz głupoty – zirytowała się Weronika. – Odbiło mu, postanowił poszaleć jak nastolatek i to wszystko. Jak mu się ta laleczka znudzi, to do ciebie wróci z podkulonym ogonem. Spokojnie, jakoś to będzie. Ja również wybaczyłam przecież Jurkowi tę rudowłosą smarkulę, nie pamiętasz?

– Pamiętam – bąknęłam.

Kiedyś kompletnie nie rozumiałam swojej siostry. Tłumaczyłam jej, że powinna wysłać Jerzego w diabły, a nie wypatrywać jego powrotu. Teraz sama oddałabym wszystko, żeby tylko Wojtek zrozumiał swój błąd. Najchętniej wpadłabym mu w objęcia, zaklinając go, by się opamiętał.

Nie miałam do niego pretensji o to, co się stało. Wolałam sobie wmawiać, że to ona go oplątała sobą jak pnącze, omotała i uwiodła. Byłam przekonana, że w końcu dotrze do męża, co stracił i szybko zacznie za mną tęsknić. I wtedy przyczołga się na kolanach, z bukietem kwiatów w dłoniach i czułymi słówkami na ustach. Sporo kobiet wybiera takie rozwiązanie i to chyba najrozsądniejsze wyjście z sytuacji.

Zdecydowałam, że się nie poddam

„Najprostszą rzeczą jest dać się ponieść dumie, wygonić niewiernego małżonka i zrujnować dotychczasową egzystencję. O wiele większym wyzwaniem jest przebaczyć i odbudować to, co legło w gruzach. Przecież ślubowaliśmy sobie, że pozostaniemy razem aż po kres naszych dni i nie zamierzam dać mu tak po prostu odejść..." – rozmyślałam wieczorową porą, leżąc samotnie w łóżku.

Kolejnego dnia udałam się do pracy po L4 i postanowiłam zająć się sobą. Wybrałam się do kosmetologa, do salonu fryzjerskiego i na pływalnię. Zainwestowałam w parę zmysłowych zestawów z koronki. Tak na wszelki wypadek, jakby Wojtek zjawił się szybciej, niż się spodziewałam.

– Chyba ci odbiło! – moja kumpela była w szoku, gdy jej o wszystkim opowiedziałam. – Masz nadzieję, że on zmądrzeje?! Teresa, gdybym była tobą, to już bym papiery rozwodowe szykowała, a nie jakieś koronkowe fatałaszki.

– Pewnie dlatego od wielu lat nie masz faceta – rzuciłam jej nietaktownie.

Dni mijały, a ja wciąż czekałam. Tydzień, potem kolejny i jeszcze następny. Każdego wieczoru wyglądałam przez okna, oddając się marzeniom. Wyobrażałam sobie, że stoi pod budynkiem w aucie, zbierając się na odwagę, żeby wejść do mieszkania. Fantazjowałam o naszym namiętnym pojednaniu, o tym jak kochamy się szaleńczo na dywanie, zupełnie jak kiedyś.

Potem on zalewa się łzami, błagając mnie, abym mu wybaczyła, na co ja wielkodusznie przystaje. Cały czas chodziłam po mieszkaniu w swoich najlepszych kieckach, wystrojona w seksowną bieliznę, szpilki i pończochy. Pachniałam perfumami, które tak bardzo lubił…

Usłyszałam dźwięk telefonu

Pewnego dnia, gdy już się ściemniało, usłyszałam dźwięk telefonu. Podniosłam słuchawkę, ale po drugiej stronie panowała głucha cisza, przerywana jedynie dziwnymi szmerami.

– To ty, Wojtuś? – wydusiłam z siebie, ledwo łapiąc oddech.

– Pomyłka – odpowiedział mi beznamiętny, dziewczęcy głos i nagle połączenie zostało zerwane, a ja, kompletnie roztrzęsiona, wybuchłam płaczem.

– On już nie wróci! Sprawa jest poważniejsza niż sądziłam – powiedziałam Weronice, gdy rozmawiałyśmy przez komórkę, ale doradziła mi cierpliwość.

– Zobaczysz, że wróci, musisz mu tylko dać trochę więcej czasu. Prawie wszyscy w końcu wracają – próbowała mnie pocieszyć. – Serio uważasz, że ktoś taki jak Wojtek zostawi cię dla takiej pustej laluni?! Założę się, że ona nawet nie umie przyrządzić zupy pomidorowej, a co dopiero mówić o czymś innym – parsknęła śmiechem.

Ewidentnie już od jakiegoś czasu planował nasz rozstanie, bo po prostu sobie poszedł bez słowa wyjaśnienia. Pewnie jestem totalną porażką, skoro zachował się wobec mnie w taki sposób.

Wieczorami dopadała mnie depresja. Mimo wszystko dalej chodziłam po mieszkaniu wystrojona jak na galę. Makijaż na twarzy, wymuskane włosy, obcasy. Od czasu do czasu powtarzałam sobie pod nosem, że opamięta się i zawróci.

A kiedy przychodziła pora spania, wtulałam twarz w jego poduszkę i wyobrażałam sobie, że właśnie bierze kąpiel albo jeszcze ślęczy nad komputerem. Bez tych fantazji zarwałabym noc do świtu.

Zaczynałam coraz bardziej wątpić

Pewnego wieczoru rozległo się pukanie do drzwi. Poderwałam się z kanapy, w pośpiechu poprawiając fryzurę i wkładając szpilki. „To na pewno on! Nikt inny nie przyszedłby o tej godzinie” – przeleciało mi przez myśl, gdy pędziłam do przedpokoju.

Zanim nacisnęłam klamkę, rozchyliłam szlafrok, aby odsłonić koronkowy top. „Na początku musimy się czule pojednać" – pomyślałam, siłując się z zamkiem. Już wyobrażałam sobie, jak mąż obejmuje mnie, całuje, wyznaje, że tęsknił, kocha, że tamto zauroczenie kompletnie zawróciło mu w głowie, ale teraz minęło...

– No proszę, kogo my tu mamy – powiedziałam, wpuszczając gościa do środka.

W drzwiach stał młodziutki chłopak z trądzikiem, rozwożący pizzę. Chyba wylądował nie tam, gdzie trzeba.

– Ups, przepraszam – wymamrotał, pewnie dość skrępowany tym, co się stało i moim skąpym ubiorem. Po chwili popędził w dół po schodach, a w powietrzu wciąż unosił się aromat pepperoni...

Gdy znalazłam się z powrotem w domu, zerknęłam przelotnie na swoje odbicie w sporym zwierciadle. Usta pomalowane jaskrawą pomadką, stopy wciśnięte w obcasy, przez które dorobię się pajączków, a włosy ułożone w misterne fale, których i tak nikt nie zobaczy. Mój wygląd był kuszący, a jednocześnie... przygnębiający. Przypominałam panienkę po przejściach, której pewność siebie legła w gruzach.

Musiałam to zaakceptować

– Spieprzaj stąd razem z tą swoją lalunią! – syknęłam, zdzierając z siebie jedwabny szlafrok i tę idiotyczną halkę z koronki, której ramiączka nieprzyjemnie wrzynały mi się w skórę.

Później zmyłam z twarzy wszystkie te warstwy tapety, poprawiłam fryzurę i podreptałam do kuchni, żeby zaparzyć sobie ziółka na uspokojenie.

„Facet dał ci kosza i nie ma zamiaru wracać, ale to przecież nie apokalipsa, kobieto! – skarciłam się w myślach. – Czas to zaakceptować, zanim całkiem stracisz szacunek do samej siebie".

Poczułam, że zbiera mi się na łzy. Zastanowiłam się przez chwilę i doszłam do wniosku, że zdecydowanie bardziej wolałabym tu siedzieć i się wypłakać, niż czekać na niego w seksownej koronkowej bieliźnie. Przecież i tak już nie przyjdzie. Nie on. W swoich decyzjach zawsze był stanowczy, więc teraz zapewne też dokładnie to przemyślał. Ale może tak właśnie powinno być? Może tak będzie dla mnie lepiej?

Jak mogłam łudzić się, że dam radę to przetrwać, a później puścić w niepamięć i żyć jak gdyby nigdy nic? Czy zdobyłabym się na takie poniżenie samej siebie? Za żadne skarby!

Zacisnęłam wargi, po czym sięgnęłam po telefon. „Miej tę uprzejmość i zabierz wszystkie pozostałe graty, planuję odświeżyć mieszkanie – wystukałam wiadomość. „Daj znać, kiedy wpadniesz i zostaw klucze".

No i tyle. Teraz pora na kilka łez, a potem trzeba to zaakceptować. Mam już cztery dychy na karku, ale na pewno uda mi się kogoś poznać. Nie samymi facetami, którzy biegają za laskami noszącymi dopasowane kiecki, człowiek żyje. Dzisiaj w drodze do pracy pewien atrakcyjny brunet non stop się na mnie gapił. „Jakoś to będzie" – pomyślałam i w tym momencie faktycznie uwierzyłam, że tak się stanie.

Beata, 43 lata

Czytaj także:
„Rodzice przy rozwodzie podzielili nas jak sprzęt kuchenny. Obrzydzałam życie kochankom ojca, by odzyskać mamę i brata”
„Rodzice przy rozwodzie podzielili nas jak sprzęt kuchenny. Obrzydzałam życie kochankom ojca, by odzyskać mamę i brata”
„Żona i teściowa uknuły spisek, żebym wziął się do roboty. Połknąłem haczyk, ale jednego na pewno się nie spodziewały”

Redakcja poleca

REKLAMA