„Dbałam o małżeństwo, kupowałam koronkową bieliznę i poradniki. W łóżku jednak wiało chłodem, bo Artur mnie zdradzał”

Kobieta, którą zdradził mąż fot. Adobe Stock, denisval
„Czułam niepokój, lecz wstydziłam się komukolwiek przyznać, że w moim związku po zaledwie półtora roku małżeństwa wieje chłodem. Byłam młoda, naiwna i nawet do głowy mi nie przyszło, że mogę tak szybko znudzić się świeżo poślubionemu małżonkowi... a jednak”.
/ 02.02.2022 08:20
Kobieta, którą zdradził mąż fot. Adobe Stock, denisval

Wkrótce minie piętnaście lat od naszego ślubu. Mamy dwójkę fantastycznych dzieciaków, skromne, ale własne mieszkanie, w miarę stałe dochody, a przede wszystkim mamy siebie. Nasi bliscy twierdzą, że nie znają bardziej zżytej ze sobą i szanującej się pary.

Ja także uważam męża za swojego największego przyjaciela, który poszedłby za mną w ogień. Jednak nie zawsze układało się między nami tak dobrze. W zasadzie niewiele brakowało, abym opowiadała dzisiaj zupełnie inną historię…

Mimo upływu lat wciąż dokładnie pamiętam dzień, kiedy dowiedziałam się, że mój mąż ma kochankę. Rano, jak zwykle, włączyłam w pracy komputer i poszłam zaparzyć sobie szatańsko mocną kawę.

Potrzebowałam czegoś, co w kwadrans postawiłoby mnie na nogi, bo ostatnio nie sypiałam dobrze. Czułam niepokój, lecz wstydziłam się komukolwiek przyznać, że w moim związku po zaledwie półtora roku małżeństwa wieje chłodem.

Wyedukowana na poradnikach psychologicznych, świadoma, że należy, a nawet warto rozmawiać, próbowałam przebić się przez mur milczenia Artura. Tyle że on sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, o co mi chodzi.

Na wszelkie moje próby odpowiadał: „Po prostu jestem przepracowany, a życie to nie bajka. Nie będę cię ciągle nosił na rękach”. Mówił tak, jakby do tej pory nieustannie mi nadskakiwał i sypał płatki róż przed stopy!

Zdawałam sobie sprawę, że Artur nie ma łatwego charakteru, nie sądziłam jednak, że będzie mnie traktował tak obcesowo! Kiedy przeziębiona, z temperaturą, poprosiłam go o kupienie mi leków, burknął, że apteka jest dwa kroki od domu, a on spieszy się do pracy.

Teraz wiem, że już wtedy w mojej głowie powinna była się zapalić czerwona lampka. Tak się jednak nie stało. Może dlatego, że byłam młoda, naiwna i nawet do głowy mi nie przyszło, że mogę tak szybko znudzić się świeżo poślubionemu małżonkowi.

Tamtego ranka, gdy nieprzytomna odpalałam firmowy komputer, postanowiłam, że po pierwsze, przestanę narzekać i zacznę szukać jasnych stron naszego związku. Po drugie, będę więcej czasu spędzać z Arturem, nie oczekując w zamian rozmów, bo jak wiadomo, faceci nie znoszą gadać o uczuciach.

Po trzecie, dziś kupię erotyczną bieliznę i podkręcę temperaturę doznań w naszej sypialni. Może zdążyłabym wysnuć kolejne, równie błyskotliwe wnioski, gdyby mojego wzroku nie przyciągnął e-mail z nagłówkiem wypisanym wielkimi literami:

„JESTEŚ OD NIEJ STO RAZY LEPSZA, A JEDNAK ON WOLI JĄ”.

Do końca życia nie zapomnę zalewającej mnie wtedy fali gorąca. Autor listu – nigdy nie dowiedziałam się, kto nim był – porównał nas do bohaterek popularnego serialu. Ja byłam niczego nieświadomą, dobrą istotą, a „ta trzecia" wcielonym złem. Gdy skończyłam czytać e-mail, otworzyłam załącznik i zobaczyłam zdjęcie, na którym mój obściskiwał się z jakąś kobietą.

Wieczorem pokazałam Arturowi wydruk listu. Najpierw wszystkiemu zaprzeczał, starając się przekonać mnie, że to jakiś głupi żart. Kiedy nalegałam, żeby się przyznał, obraził się i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Czułam, że poszedł do niej. Chciałam go zawrócić, zmusić do szczerości, ale przez całą noc miał wyłączony telefon.

– To koniec? – zapytał, wchodząc o świcie do naszego mieszkania.

Może łudził się, że to ja pierwsza zerwę?

Nie dałam mu jednak tej satysfakcji i wciąż leżąc na kanapie, bez słowa odwróciłam się do niego plecami. Zagryzałam usta, żeby nie krzyczeć z rozpaczy, kiedy się pakował. Udawałam, że śpię, gdy wychodził.

Nie wstałam z łóżka przez kilka następnych dni i nie wiem, czy w końcu bym się z niego podniosła, gdyby nie zaniepokojony moją nieobecnością pracodawca. Rozsypałabym się w proch bez bliskich i bez zajęcia. Zdruzgotana trafiłam do psychiatry, ale zapisane przez niego lekarstwa nie były w stanie uśmierzyć mojego bólu. Nikt nie mógł mi pomóc.

Długo żyłam jak w letargu, wstydząc się przyznać, jak bardzo czuję się upokorzona zdradą Artura i własną głupotą. Przed znajomymi i rodziną robiłam dobrą minę do złej gry, udając silniejszą, niż byłam.

Pozwalałam podrywać się mężczyznom i snułam nieprawdopodobne plany na przyszłość, choć w głębi duszy tęskniłam za mężem. Kochałam go mimo bólu, który mi sprawił, lecz do tego również wstydziłam się przyznać.

Niełatwo wybaczyć zdradę, ale warto spróbować

Rodzina i przyjaciele dziwili się, dlaczego wciąż nie składam pozwu rozwodowego. A mnie zwyczajnie brakowało sił, żeby go napisać. Próbowałam wiele razy. Opłakiwałam każde zaczęte zdanie i wspomnienie, które we mnie wywoływało, nie mogąc uwierzyć, że dla Artura nasz ślub był jedynie nic nieznaczącym epizodem.

To on odezwał się pierwszy. Zadzwonił w chwili, gdy znajomi zaczęli mnie już swatać. Z ulgą przyjęłam jego propozycję spotkania, bo miałam dość koszmarnych randek z przypadkowymi mężczyznami, którzy kompletnie nic mnie nie obchodzili. Artur nie błagał o litość, nie żebrał o drugą szansę, nie bił się w piersi, tylko panując nad emocjami, starał się opowiedzieć mi, co czuł.

– Musiałem dojrzeć, żeby zrozumieć, że ślub jest zaledwie początkiem długiej i wyboistej, wspólnej drogi. Nikt mnie na to nie przygotował. Chyba się spodziewałem, że będzie jak w bajce: najpierw huczne wesele, a potem niekończące się szczęście. Zamiast tego pojawiły się pierwsze problemy. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Wiem, że powinienem był porozmawiać z tobą o swoich oczekiwaniach i rozczarowaniach, a nie uciekać w romans...

Zamilkł, chyba mówienie o tym wciąż było dla niego trudne. Przez chwilę milczeliśmy, patrząc sobie w oczy, jakbyśmy próbowali w swoich duszach odszukać dawną bliskość.

– Tamta dziewczyna nie była niczemu winna – odezwał się w końcu. – Na jej miejscu mogła być jakakolwiek inna kobieta, bo nie o nią chodziło, tylko o mnie.

Wzięłam głęboki oddech. Z jednej strony chciałam rzucić mu się na szyję w podziękowaniu za mądre słowa, z drugiej – najchętniej okładałabym go pięściami do utraty tchu. Ostatecznie nie wykonałam żadnego gestu, cierpliwie czekając, co będzie dalej.

– Jeśli jesteś w stanie mi wybaczyć, to chciałbym od dzisiaj, od teraz, zacząć pracować nad naszym związkiem. Od dawna mieszkam sam i chyba nieźle sobie radzę, wiec nie proszę, żebyś użyczyła mi dachu nad głową, bo nie umiem przygotować obiadu. Umiem! – uśmiechnął się lekko. – I podobno jestem całkiem niezłym kucharzem.

Przypomniało mi się pierwsze zrobione przez Artura śniadanie – ścięta na wiór jajecznica i mimowolnie się uśmiechnęłam

– Znasz mój numer telefonu, a to jest adres, pod którym mieszkam – pospiesznie zapisał coś na kartce. – Odezwij się, jeśli uznasz, że warto dać mi drugą szansę.

– Ale to może potrwać – odparłam.

– Poczekam, ile będzie trzeba. Nie ożeniłem się z tobą dla hecy czy z przymusu, ale dlatego, że nie wyobrażałem sobie, żebym mógł się starzeć przy kimś innym. Kocham cię, choć wiem, że zniszczyłem wszystko, co było dobrego między nami…

I położył dłoń na mojej dłoni. Zanim do siebie wróciliśmy, przegadaliśmy wiele godzin. Niełatwo przyszło mi wybaczyć zdradę, nigdy też nie wymazałam jej z pamięci, ale nowa wersja mojego męża spodobała mi się na tyle, że postanowiłam dać nam obojgu szansę.

Rodzina i znajomi nie wierzyli w przemianę Artura

Ostrzegali, że będę żałować swojej decyzji. Mówili: „Jesteś jeszcze młoda, poznasz kogoś wartościowego”, jakby nie rozumieli, że kilka lat temu wybrałam kogoś takiego na swojego męża.

– Nie musisz być z nim tylko dlatego, że łączy was papierek. Czasy się zmieniły. Nie poświęcaj się, tylu jest fajnych facetów na świecie – przekonywały przyjaciółki, chcąc chronić mnie przed kolejnym ciosem.

Wiedziałam, że życzą mi jak najlepiej, ale nie zmieniłam decyzji, bo zaufałam swojej intuicji. Ryzykowałam, to prawda, lecz czy życie nie przypomina młyńskiego koła z wesołego miasteczka? Raz jesteśmy na górze, a raz na dole, jednak dopóki koło się kręci, zawsze mamy szansę.

Zostałam przy Arturze i chociaż moja rana nieprędko się zagoiła, każdy następny wspólnie spędzony rok utwierdzał mnie w przekonaniu, że postąpiłam słusznie. Zdrada i rozstanie bardzo zmieniły mojego męża.

Z dzieciaka, za którego wyszłam, Artur przeistoczył się w odpowiedzialnego mężczyznę, który nie ucieka od problemów. Od czczych deklaracji woli czyny – i właśnie nimi przekonał mnie na nowo do siebie.

Jest przy mnie zawsze, kiedy go potrzebuję. Dba o mnie w sposób niemal niezauważalny, jakby czytał w moich myślach. I czuję, że to codzienne adorowanie mnie sprawia mu przyjemność.

Nasz długi powrót do siebie sprawił, że z kochanków staliśmy się przyjaciółmi. Nigdy, nawet z oddanymi mi dziewczynami, nie byłam tak szczera jak z nim. Z przyjemnością patrzę, jak Artur opiekuje się naszymi dziećmi i dzieli ze mną domowe obowiązki, z jakim oddaniem angażuje się w sprawy rodziny.

Dawny Artur pewnie myślałby, że dzieci odbierają mu wolność, i unikałby pieluch jak ognia. Ten nowy potrafi zabrać maluchy nawet na spotkanie z kumplami, zamieniając duszny pub na przyjazną dzieciakom kawiarnię.

Mój mąż dobrze wie, jak smakuje zakazany owoc i ma świadomość, że jego słodycz wcześniej czy później zamieni się w gorycz. Kiedy więc przyjaciółki pytają mnie, czy było warto dać mu szansę, niezmiennie odpowiadam, że tak. Jestem przekonana, że bez tamtego niezwykle trudnego doświadczenia nie byłabym dzisiaj taka szczęśliwa. 

Czytaj także:
„Moja była wymyśliła wyrafinowaną zemstę, za to że zerwałem z nią SMS-em. Podrzuciła mi psa ze schroniska”
„Siostra kazała mi jechać 600 km tylko dlatego, że nasz 80-letni ojciec wygrał kasę i nie chciał się nią podzielić”
„Nieznajomy z pociągu zaprosił mnie na randkę. Zaproszenie napisał na... murze. To był początek niezwykłej przygody”

Redakcja poleca

REKLAMA