Nie miałam w życiu szczęścia do facetów. Wyszłam za mąż w wieku dwudziestu czterech lat za kolegę ze studiów. Wydawał mi się taki inteligentny i światowy, że błyskawicznie zawrócił mi w głowie. Kiedy po dwóch latach spotykania się zapytał, czy zostane jego żoną, zgodziłam się bez wahania.
Umierałam z nudów
Michał był dobrym mężem. Nie krzyczał, zmywał po sobie naczynia i zamykał klapę od sedesu. Co z tego, skoro po pół roku małżeństwa doszłam do wniosku, że każdy nasz dzień wygląda identycznie? Pobudka, śniadanie, praca, potem powrót, późny obiad i wspólne oglądanie filmów. Michał nie był specjalnie towarzyski, więc jedyni goście, jacy nas czasem odwiedzali, to rodzice i rodzeństwo.
W weekendy zazwyczaj sprzątaliśmy, robiliśmy większe zakupy na cały tydzień i odwiedzaliśmy rodzinę. Wakacje co roku w tym samym pensjonacie w Beskidach, bo Michał był zżyty z gospodarzami, w końcu jeździł tam od dziecka.
Powoli zaczęłam umierać z nudów. Oczywiście próbowałam coś zmienić, wprowadzić nowy kierunek letnich wypadów czy wyciągnąć go do knajpy, ale zawsze spotykało się to z pomrukami niezadowolenia z jego strony.
Kiedy raz udało mi się go namówić na wypad do knajpy z naszymi znajomymi ze studiów, przez całe spotkanie siedział z miną, jakby mu ktoś z całej siły przydeptywał stopę. Po powrocie do domu nie odzywał się do mnie aż do następnego dnia.
Wreszcie uznałam, że nie mam dłużej siły męczyć się z takim ponurakiem. Powiedziałam, że chcę odejść. Był zaskoczony, ale nie protestował. Sprawa rozwodowa była w zasadzie formalnością, bo nie mieliśmy dzieci ani wspólnego majątku.
Nie mieliśmy o czym gadać
Po wyprowadzce do wynajętego mieszkania i dojściu do siebie zaczęłam odnajdywać się w samotności. Niedługo potem koleżanka namówiła mnie na założenie konta w portalu randkowym. Długo się wzbraniałam, wydawało mi się, że żeby poznać kogoś trzeba go spotkać w realu. Postanowiłam jednak spróbować.
Pierwszym facetem którego tam poznałam był Paweł. Sympatyczny urzędnik, z którym dość długo pisaliśmy o książkach. Okazało się, że lubimy tych samych autorów. Po miesiącu postanowiliśmy się spotkać.
Miał zupełnie zwyczajny wygląd: niewysoki blondyn w okularach, szczupły i ubrany dość skromnie. Umówiliśmy się w modnej w mieście kawiarni. Prawdę mówiąc spodziewałam się, że nie będziemy mogli się nagadać, tymczasem… tematy skończyły nam się po dwudziestu minutach. Paweł po prostu nie miał żadnych zainteresowań poza czytaniem książek.
Przez kolejne czterdzieści minut szukałam sposobu żeby zmyć się z tej krępującej randki, aż zupełnie przypadkiem wyratowała mnie kumpela, która akurat wtedy zadzwoniła:
– Słuchaj, idziemy we czwórkę do kina: my z Mariuszem i jakichś dwóch jego kolegów, których nie znam. Może dołączysz? Podobno to fajne chłopaki.
– Oczywiście, zaraz będę – odpowiedziałam starając się, żeby mój głos brzmiał nieco przejmująco. – Muszę lecieć, przyjaciółka pilnie potrzebuje mojej pomocy, pękła jej rura w mieszkaniu – rzuciłam do Pawła, ciesząc się w duchu, że mogę urwać się z tego arcynudnego wieczoru.
– Jasne rozumiem… zobaczymy się w weekend?
– Eee… na weekend mam już plany. No to cześć!
Ignorował mnie
Koledzy Mariusza, chłopaka Beaty, byli naprawdę uroczy. Okazało się, że wszyscy trzej studiowali razem na tym samym roku na politechnice. Moją uwagę od razu przykuł Tomek. Miał niesamowite niebieskie oczy, niemalże hipnotyzujące.
Przez cały wieczór szukałam sposobu, żeby znaleźć się jak najbliżej niego, ale on nie wydawał się zainteresowany. „Cóż, widocznie nie jestem w jego typie” – pomyślałam. Trzy dni później zadzwoniła do mnie Beata.
– Tomek pytał, czy miałabyś ochotę się z nim spotkać. Powiedziałam, żeby sam się do ciebie odezwał i dałam mu twój numer. Chyba nie masz mi tego za złe?
– Jasne… No co ty, pewnie że się nie gniewam! – wykrzyknęłam entuzjastycznie, w myślach już planując, co założę na pierwsze spotkanie z nim.
Następnego dnia odebrałam połączenie z nieznanego numeru.
– Cześć, tu Tomek. Może pamiętasz, poznaliśmy się w kinie… Wiesz, tak pomyślałem… Może akurat nie masz planów na piątkowy wieczór i dasz się zaprosić na jakąś pizzę?
– Pewnie, z przyjemnością – odparłam.
Byłam podekscytowana
Przez cały piątek nie mogłam usiedzieć w miejscu. Koleżanki z pracy podśmiewały się ze mnie, że zachowuję się jak nastolatka, która idzie na pierwszą randkę. Tak zresztą się czułam.
Kiedy wreszcie nadszedł wieczór, udałam się do restauracji, w której się umówiliśmy. Tomek już tam na mnie czekał.
– Cześć. To… czego się napijesz? – zapytał. Kiedy złożyliśmy zamówienie, myślałam, że zacznie jakąś konwersację. On jednak czekał, aż to ja przejmę pałeczkę.
– Czym się zajmujesz?
– Pracuję w firmie która instaluje systemy do samochodów. Jestem programistą – odparł, spuszczając wzrok jakby to było straszne przestępstwo.
– To… fascynujące. A co robisz po pracy? Masz jakieś hobby?
– Zazwyczaj gramy z kumplami w gry RPG w internecie.
I tu skończyły mi się tematy, a cały urok nowo poznanego przystojniaka wyparował jak kamfora. Nie miałam pojęcia o czym mogłabym z nim rozmawiać, zresztą chyba nie palił się do tego, żeby poznać mnie. Nie zadał mi ani jednego pytania.
Zjedliśmy pizzę i pożegnaliśmy się. Kolejna randka, która wycisnęła ze mnie resztki energii. Czułam się totalnie zrezygnowana. Czy na świecie pozostali już sami najnudniejsi faceci, a ci z pasjami są pozajmowani?
To jednak nie dla mnie
Postanowiłam kolejny raz dać szansę aplikacji randkowej. Po kilku tygodniach poznałam Adama. Dużo w życiu jeździł po świecie, jego opowieści mnie fascynowały. Miał tylko jedną wadę: uwielbiał łowienie ryb. Uważam, że ie ma nudniejszego zajęcia niż wędkarstwo.
Kiedy zaproponował spotkanie, miałam pewne opory. Dwie poprzednie randki nie należały do udanych. Obawiałam się, że znów będę myślała tylko o tym, jak uciec ze spotkania. Postanowiłam jednak ostatni raz dać facetom szansę.
Adam zaproponował, żebyśmy poszli na kręgle, a potem do knajpy. Spodobał mi się ten pomysł. Zawsze to coś fajniejszego niż smętne siedzenie przy stoliku przez cały wieczór. Tym bardziej że nigdy wcześniej nie grałam w kręgle.
– Nie tak! Musisz ją rzucić takim ruchem, jakbyś chciała ją położyć i popchnąć! – irytował się, gdy po raz kolejny nie trafiłam kulą w kręgle.
Po jakimś czasie zaczęło mi to przeszkadzać. Chciałam się dobrze bawić, a nie grać o mistrzostwo. Kiedy postanowiliśmy pójść do knajpy, miałam nienajlepszy nastrój.
– …kumpel załatwił mi taki nowoczesny spławik typu waggler. Jeszcze go nie testowałem, ale może chcesz się ze mną wybrać w weekend nad wodę?
W tym momencie spanikowałam.
– Nie! To znaczy… nie, wiesz, w weekend opiekuję się mamą… i w ogóle…
Kiedy wróciłam do domu, poczułam ulgę. Cieszę się, że jestem sama, że mogę spędzać czas tak jak ja chcę. I że nie muszę chodzić na żadne ryby!
Klaudia, 29 lat
Czytaj także:
„Żona pragnęła kolejnego dziecka i wpadła w furię. Ja wychowywałem już dwie latorośle i myśl o bobasie mnie przerażała”
„Rodzice narzeczonego chcą, bym zamieszkała na wsi. Baba powinna gotować i szorować podłogi, a nie siedzieć za biurkiem”
„Myślałam, że Tomasz to przystojny ideał. A potem dowiedziałam się, że w pakiecie z nim jest para 5-letnich bliźniaków”