„Każda kolejna randka była nudniejsza od poprzedniej. Gdy rzuciłam facetom wyzwanie, znalazłam perłę wśród chwastów”

dziewczyna fot. iStock by Getty Images, Willie B. Thomas
„– Nie umawiaj się za każdym razem na nudną kawę w tej samej dzielnicy – doradziła mi przyjaciółka. – Wymyśl coś oryginalnego. Idź z nim do wesołego miasteczka, cokolwiek… puść wodze fantazji!”.
/ 08.08.2024 19:30
dziewczyna fot. iStock by Getty Images, Willie B. Thomas

Swego czasu korzystałam z portali randkowych, jednak z biegiem lat to zajęcie przestało mnie bawić.

– Odnoszę wrażenie, że utknęłam w powtarzającej się pętli, jak w filmie Dzień Świstaka – zwierzyłam się Mirce, bliskiej koleżance. – To tak, jakbym w kółko uczestniczyła w pierwszej randce. Jedyne, co ulega zmianie, to osoba po drugiej stronie stolika, bo nierzadko nawet otoczenie pozostaje niezmienne.

Miałam ich dość

Zawsze kiedy szłam na randkę, scenariusz był taki sam. Szykowałam się, nakładałam makijaż, dobierałam ciuchy i dodatki, po czym ruszałam na spotkanie, pełna nadziei i lekko zestresowana. Poznawałam kolejnego faceta, którego Mirka określała jako „mojego przyszłego byłego” i zaczynaliśmy gadać.

– Czym się zajmujesz? Mieszkasz tu od dawna? Masz brata albo siostrę? A zwierzaka jakiegoś, pieska lub kotka? Taka praca? No nieźle, brzmi interesująco. No pewnie, pokaż mi fotki swojego czworonoga. Ale słodziak. Jak się nazywa? Ja w domu mam kociaka. Robię w księgarni. No tak, sporo książek już w życiu przeczytałam. Nie mam pojęcia ile dokładnie, nie liczyłam…

Nasze konwersacje przy pierwszym spotkaniu zazwyczaj wyglądały podobnie, choć nie brakowało drobnych różnic. Zdarzały się momenty ciszy, kiedy chyba oboje głowiliśmy się, co powiedzieć. Czasem odprowadzał mnie główną drogą pod dom, ale najczęściej tłumaczyłam, że muszę dokądś jeszcze iść. Albo on to robił, bo nie zawsze to ja chciałam już pożegnać się z nim.

Opowiedziałam o tym Mirce, a ona jedynie przewróciła oczami.

– Dziewczyno, nie umawiaj się za każdym razem na nudną kawę w tej samej dzielnicy – doradziła mi. – Wymyśl coś oryginalnego. Idź z tym kolesiem do wesołego miasteczka, na ślizgawkę, do cyrku, cokolwiek… puść wodze fantazji, bo to, co opisujesz, brzmi jak jakaś psychiczna tortura!

Koniec z tym!

W naszym mieście nie było żadnego lunaparku, a na łyżwy to nie ta pora roku, ale i tak postanowiłam, że kolejnemu facetowi, który będzie chciał się ze mną umówić, rzucę wyzwanie. W swoim profilu napisałam, że nie pijam kawy i że chciałabym, aby mój przyszły chłopak zabrał mnie na pierwszą randkę gdzieś, gdzie będzie ciekawie, ale jednocześnie będzie to miejsce publiczne.

Jeden napisał do mnie z pomysłem wspólnego wyjścia na pływalnię, a jeszcze inny proponował randkę w salonie z meblami i „sprawdzanie materacy”. Obu szybko dałam kosza.

Niedługo potem odezwał się do mnie niejaki Darek. „Również nie przepadam za kawą, ale za to kocham dynie. W tym sezonie planuję wybrać się na festyn dyniowy i poszukuję kogoś do towarzystwa. Masz ochotę zobaczyć na własne oczy zawody o tytuł najbardziej okazałej dyni w całej Europie? Podobno to coś nieziemskiego”.

Jak mi się to spodobało! W odpowiedzi napisałam mu, że w zasadzie to jak większość kobiet od czasu do czasu marzę o byciu Kopciuszkiem, ale na początek muszę poszukać wystarczająco okazałej dyni, która mogłaby przemienić się w powóz oraz kilka sprawnie galopujących myszek do przeobrażenia w rumaki.

Darek odpisał, że z myszami nie będzie problemu na tym festiwalu, ponieważ mają tam również labirynt w kukurydzianym polu, który z pewnością ściąga mnóstwo gryzoni. Czytając jego wiadomość, parsknęłam śmiechem.

Chciałam czegoś innego

– Nawet jeśli mój randkowicz okaże się niewypałem, impreza i tak zapowiada się ekstra – powiedziałam do Mirki, wciągając na siebie jej dżinsowe spodnie z szelkami, żeby wtopić się w dyniowo-festiwalowy tłum. – No bez jaj, kto by nie marzył o ujrzeniu na własne oczy największej dyni na naszym kontynencie?

Do celu dotarłam koleją, a potem jeszcze kawałek pieszo. Pilnowałam podstawowych zasad bezpieczeństwa przy umawianiu się z obcymi – zero pakowania się do auta z typem, którego ledwo znam i żadnych schadzek na odludziu. Spotkanie tylko za dnia i w otoczeniu innych ludzi.

Darka zobaczyłam już na parkingu. Okazał się wyższy niż sądziłam, ale dość szczupły. Jego broda była całkiem w porządku, jednak określenie go mianem przystojnego byłoby nadużyciem. Ale dobra, nie chciałam marudzić. W planach miałam zawody na najbardziej okazałą dynię, próbowanie słoików z przetworami i ciast dyniowych, różne zabawy oraz zdjęcia w pomarańczowej tonacji. Nie nastawiałam się, że oprócz tego wszystkiego mój towarzysz randkowy będzie jeszcze wyglądał jak młody bóg.

Wyglądał na pewnego siebie

– Siemka! – powitał mnie, sprawiając wrażenie bardziej ucieszonego naszym spotkaniem niż ja. – Umieram z głodu, a słyszałem, że serwują tu wyśmienity gulasz z dyni. Masz ochotę?

– Ja raczej zdecydowałabym się na placki – odparłam. – Jak myślisz, dostaniemy tu dyniową latte?

– Wydawało mi się, że nie przepadasz za kawą? – zerknął na mnie z przekornym zaciekawieniem. – Na pewno to z tobą pisałem?

Parsknęłam śmiechem i szczerze wyjaśniłam mu, czemu wspomniałam o swojej niechęci do kawy. Przytaknął, że to był niezły pomysł – on też miał już parę nieudanych spotkań. Niestety, nie udało nam się dostać dyniowego latte, ale za to popijaliśmy pyszną nalewkę z dyni, której nie szczędziłam, zajadając się przy tym rewelacyjnymi wypiekami.

Spacerowaliśmy pośród kolorowych budek, radośnie hasających maluchów i zabieganych sprzedawców, a nasze samopoczucie w swoim towarzystwie stale się poprawiało. W pewnym momencie postanowiliśmy sprawdzić, o co chodzi z tym całym kukurydzianym labiryntem.

Zwiedzanie labiryntu okazało się niezłą przygodą. Ścieżki były wąziutkie, a kukurydza sięgała grubo ponad głowę, więc szybko straciliśmy orientację. Tak się zagadaliśmy, że nawet nie zorientowaliśmy się, gdy dotarliśmy do samego środka tego kukurydzianego pola. Powierzchnia była całkiem spora, więc błądziliśmy po tych alejkach.

To był moment

– Wygląda na to, że kręcimy się w kółko – rzucił Darek. – Patrz, leży tu frotka do włosów, którą już wcześniej widzieliśmy.

Nagle dźwięki melodii płynące z głośnika ustały, a w ich miejsce pojawił się anons informujący o starcie konkursu na najbardziej okazałą dynię na naszym kontynencie. Dodatkowo za chwilę miało się odbyć losowanie upominków dla zebranych gości. Krążyliśmy po ślepym zaułku w labiryncie, ale do naszych uszu dochodziły odgłosy innych zwiedzających, którzy podążali w kierunku głównego placu, oddalonego od nas o parę kroków. Również chcieliśmy wydostać się z tego miejsca, jednak po raz kolejny zawróciliśmy, by odszukać porzuconą czerwoną frotkę.

– Podnieś mnie do góry, to się rozejrzę i wykombinuję, jak się stąd wydostać – zaproponowałam.

Darek stwierdził, że plan jest całkiem niezły. Chwycił mnie w pasie i uniósł jakieś pół metra nad ziemią.

– Jeszcze kawałek! – już prawie udało mi się dojrzeć wyjście. – Poczekaj chwilę, cyknę fotkę!

Kiedy wykonałam gwałtowny ruch, żeby sięgnąć po komórkę, on stracił równowagę, a ja odruchowo zaczęłam wymachiwać nogami i… wpadliśmy prosto w kukurydziane łodygi.

– Wszystko w porządku? – spytał.

Liczę na kolejną randkę

Leżałam w dziwnej pozycji, ułożona na jego ciele, ale nic mi się nie stało. Miałam jednak ogromną ochotę śmiać się. Przekręciłam się przodem do niego i… Sama nie jestem pewna, kto zainicjował ten pocałunek – ja czy on. Jedyne, co zapamiętałam, to nagły przypływ pożądania, a myśl, że ktoś oprócz nas może przebywać na tym polu, wcale mnie nie powstrzymała przed dalszym całowaniem. Niedługo potem jego ręce spoczęły na mojej talii.

– Mogą tu wejść ludzie… – wyszeptałam, ale uciszył mnie, składając na moich wargach namiętny pocałunek.

W końcu znajdowaliśmy się pośród kukurydzy! Gdzieś niedaleko odbywał się festyn, istniało spore ryzyko, że ktoś natknie się na nas lada moment… To, co wydarzyło się później, przerosło moje najśmielsze oczekiwania względem pierwszej randki.

Zgodziłam się, żeby mnie podrzucił pod dom. Stwierdziłam, że raczej nie zrobi nic niestosownego wbrew mojej woli. Gdy się żegnaliśmy, zagadnął mnie, kiedy następnym razem się umówimy.

– Obiło mi się o uszy, że niedługo w okolicy jest jakiś zjazd kapel z regionu – odparłam. – Trochę daleko, ale może byśmy się przejechali?

– A mają jakiś labirynt? – zerknął na mnie w taki sposób, że zrobiło mi się gorąco.

Myślę, że szykuje nam się niezła jazda na drugiej randce! Oby tylko tak właśnie było!

Ula, 21 lat

Czytaj także:
„W mojej firmie wybuchł skandal. Gdy dotarłyśmy do prawdy, nie mogłyśmy uwierzyć własnym oczom”
„Mąż skąpił kasy na wakacje nad morzem. Zdziwił się, bo liczył na luksus za grosze, a musiał spać w brudnym łóżku”
„Sądziłem, że gdy ja zarabiam na życie, żona baraszkuje z kochankiem. To, co wyprawiała, było o wiele gorsze”

Redakcja poleca

REKLAMA