„Kazałem żonie rzucić pracę i zajmować się dziećmi. Jako >>kura domowa<< przestała mnie pociągać, więc ją zdradziłem”

Zdradziłem żonę, bo nie pociągała mnie jako kura domowa fot. Adobe Stock, estradaanton
„Beata chciała pracować, ale mnie było dobrze z poczuciem, że to ja zarabiam na całą rodzinę i to ode mnie jest zależna. No i przecież należało mi się coś od życia. Iwona, Monika, Klaudia... Traktowałem je jako nagrodę za ciężką pracę dla rodziny”.
/ 28.05.2022 05:30
Zdradziłem żonę, bo nie pociągała mnie jako kura domowa fot. Adobe Stock, estradaanton

Wczoraj, gdy sprzątałem biurko, znalazłem książkę, którą czytałem tamtego lata, a w niej zasuszony polny kwiat. Beata robiła z nich wianki i bransoletki. Pamiętam, jak leżeliśmy na łące, a wokół nas pełno było kolorów i wszystko pachniało. Teraz kwiatek niemal rozsypał mi się w rękach. Tak jak mój związek z Beatą.

Poznaliśmy się banalnie, na dyskotece

Wcale nie chciałem tam iść, bo nie przepadam za takimi miejscami. Poza tym nie umiem tańczyć. W końcu jednak dałem się namówić kolegom.

– Stary! – Kuba klepnął mnie w ramię tak, że aż zabolało. – To nie o żadne tańce chodzi, tylko o dziewczyny!

Nie nęciła mnie przypadkowa znajomość z dyskoteki. Wystarczyła mi ostatnia przygoda z dziewczyną, która podczas wspólnej nocy zaczęła płakać za swoim byłym. Doświadczenia tamtej nocy sprawiły, że powiedziałem: basta, nigdy więcej przygodnych romansów!

Szukałem prawdziwego związku, nie takiego z dyskoteki. Właśnie kończyłem architekturę, miałem opinię zdolnego. Wygrałem kilka konkursów. Posypały się pieniądze i propozycje pracy z kilku biur projektowych. W przyszłości chciałem mieć własne. To był dobry czas na założenie rodziny. Tyle że nie miałem z kim. Beatę pierwszy raz zobaczyłem przy barze (bo w końcu poszedłem na tę dyskotekę). Siedziała na stołku, odwrócona tyłem, i piła drinka. Długie włosy niemal przykrywały jej plecy. Rozmawiała i śmiała się z koleżanką. Miała w sobie jakąś uroczą dziecięcą naiwność i od razu widać było, że jest inna niż dziewczyny w tym miejscu – czysta jak łza. I niewiele potrzebowała, by się dobrze bawić.

To pierwsze odczucie było prawdziwe. Przekonałem się o tym kilka dni później, na rzeczonej łące, za miastem. Tarzaliśmy się po trawie jak dzieciaki.

Później w tym samym miejscu poprosiłem ją o rękę

Ale jeszcze chciałbym wrócić do tamtej zatłoczonej dyskoteki. Podszedłem wtedy do Beaty niepewnie, zagadnąłem ją o coś i tak zaczęliśmy rozmawiać. Przedstawiła się, ale huk muzyki zagłuszył jej imię. Wykrzyczała mi je dopiero później, gdy już tańczyliśmy. Miała taki beztroski śmiech...

Byłem zauroczony od pierwszej chwili, gdy ją ujrzałem, i nie zmieniło się to także przy bliższym poznaniu. Wręcz przeciwnie. Wyszliśmy stamtąd razem, we czwórkę. Beata ze mną, a jej koleżanka, Marysia, z moim przyjacielem Kubą.

– Jak tu pięknie! Bóg wysypał dziś wszystkie swoje błyskotki. – wymruczała Beata, patrząc z zachwytem w rozgwieżdżone niebo, a ja zauważyłem, że jej oczy świecą jeszcze mocniej niż gwiazdy.

Była drobna, ruchliwa i lubiła dużo mówić. Jej paplanina jednak mnie nie irytowała, jak to zazwyczaj bywało w przypadku gadatliwych kobiet. Słuchałem jej z zafascynowaniem, bo opowiadała z wielką pasją, nawet o rzeczach mało istotnych. Miała przenikliwe, niebieskie oczy. Zdawało się, że z uwagą obserwują wszystko wokół niej.

– Zobacz – Beata lekko trąciła mnie łokciem, gdy w czwórkę siedzieliśmy w kawiarni. – Ta staruszka z psem! Była tu przed chwilą, prosiła o jedzenie...

Beata podniosła się z krzesła.

– Dokąd idziesz? – spytałem.

Ona jednak już stała przy barze i rozmawiała z kelnerką. Zamieniła z nią kilka słów, po czym szybko wybiegła z kawiarni. A ja za nią. Patrzyłem zdumiony, jak dogania kobietę z psem, mówi coś do niej, a następnie obie zawracają.

– Czy ty wiesz, że oni wyrzucili tę panią z kawiarni? Nie dali jej nawet herbaty! – Beata zwróciła się do mnie wzburzona. – A przecież w kuchni na pewno znalazłyby się jakieś resztki jedzenia dla psa! Ludzie są naprawdę bez serca!

Kompletnie oszołomiony patrzyłem, jak Beata robi wyrzuty niskiemu chłopakowi, którego wezwano z kuchni.

3 minuty później starsza pani siedziała już w rogu sali

Przed nią na stoliku stała filiżanka gorącej herbaty i talerz z jajecznicą. A pies siedział obok i pałaszował coś z plastikowej miski, którą kelnerka postawiła mu na podłodze. Byliśmy z Kubą pod wrażeniem. Nie tylko z powodu dobroci serca Beaty. Zastanawialiśmy się, jakim cudem udało jej się przekonać pracowników kawiarni, by nakarmili głodną staruszkę! Tylko Marysia wzruszyła ramionami.

– Ona tak zawsze! – rzuciła. – Najchętniej cały świat by zbawiła...

No powiedzcie, jak mogłem się nie zakochać w takiej dziewczynie? Nasza miłość była niezwykła. Nigdy nie doświadczyłem podobnego uczucia. Beata była taka piękna i dobra, chciałem jej nieba przychylić. Gdy na nartach złamałem nogę i uszkodziłem kręgosłup, opiekowała się mną z oddaniem. Istniała groźba, że już nigdy nie będę chodził. Wtedy jeszcze studiowała na ASP na wydziale tkaniny i ubioru.

Specjalizowała się w gobelinach. Jeden z nich kupił nawet jakiś szejk z Dubaju. Zarobiła dzięki temu spore pieniądze. Potem miała miała kolejne wystawy i odniosła naprawdę duży sukces. To był dobry czas...

Pobraliśmy się, gdy tylko wróciłem do zdrowia. Szybko urodziły nam się dzieci. Najpierw bliźniaczki, potem Olek. Beata zajęła się domem i wychowaniem naszych pociech. Wciąż tkała, ale tylko nocami. Lalki naszych córek miały najlepsze sukienki w mieście, na ścianach mieszkania wisiały jej dzieła. Znajomi się zachwycali.

Myślałem, że to żonie wystarcza

A jednak pewnego dnia oświadczyła, że chciałaby wrócić do pracy. Ten pomysł niezbyt mi się spodobał.

– A kto się zajmie dziećmi, domem? Poza tym takich pieniędzy jak ja nigdy nie zarobisz – mówiłem. – Na sztuce zarabia się albo ogromną kasę, albo psi grosz. Szansa, że tobie się uda, jest jak prawdopodobieństwo trafienia szóstki w lotka.

Za to moja kariera nabierała tempa. Podpisywałem coraz więcej kontraktów. Beata zawsze mnie w tym wspierała, uważała, że mam superpomysły i jestem wyjątkowo zdolny. Moi klienci najwyraźniej też tak sądzili, skoro miałem aż tyle zleceń. Żyliśmy na wysokim poziomie. Wydawało mi się, że Beata jest szczęśliwa. Prowadziła zajęcia plastyczne w dwóch społecznych świetlicach. Razem z dziećmi pracowała w schronisku dla zwierząt. I pomagała wielu osobom. Przyznam, że ta jej dobrotliwość czasami mnie wkurzała. Paradoksalnie, bo przecież właśnie to mnie w niej na początku urzekło.

Robiłem jej wyrzuty, że traci energię na jakiegoś schorowanego sąsiada albo pożycza pieniądze pani Kazimierze z kiosku. Kiedy zdarzyło się to po raz kolejny, nie wytrzymałem.

Tak łatwo rozdajesz moją kasę? – nakrzyczałem na nią. – Ciekawe, czy tak samo byś robiła ze swoją?!

Pamiętam, że rozpłakała się wtedy.

– Nie rozdaję – chlipnęła. – Pożyczyłam jej na lekarstwa. Kazia choruje na cukrzycę, musi je brać stale. Zabrakło jej.

– Akurat! – prychnąłem. – Zabraniam ci robić takie rzeczy! Rozumiesz?

Od tamtej pory Beata stała się dziwnie milcząca i jakby nieobecna. Nie zwróciłem na to uwagi, bo właśnie wtedy poznałem Iwonę. Jeździła czerwonym audi i wyglądała jak młodsza siostry Angeliny Jolie. Była kompletnie inna od mojej Beaty i ta jej inność mnie pociągała. A potem były Gośka, Monika, Klaudia...

Traktowałem je jako nagrodę za swoją ciężką pracę

„Należy mi się coś od życia” – myślałem.

Beata musiała się czegoś domyślać, bo często po powrocie do domu zastawałem ją z czerwonymi, zapuchniętymi od płaczu oczami. Któregoś razu po prostu nas zobaczyła. Bez zapowiedzi przyjechała do mojego biura i weszła do pokoju, zmieszana sekretarka nie zdołała jej zatrzymać. Tak się niefortunnie złożyło, że akurat byłem zajęty całowaniem Klaudii. Czyli żona zastała mnie w sytuacji mocno intymnej…

Spojrzała na nas i bez słowa wyszła. Tak mnie zaskoczyła, że nie od razu dotarło do mnie, co się stało. Gdy wróciłem do domu, pakowała moją walizkę. Wydawała się spokojna.

– Gdyby chodziło tylko o mnie, sama bym się wyprowadziła – powiedziała. – Ale tu jest dom naszych dzieci. Nie mogę im go zabierać. Dlatego to ty się wyniesiesz. To koniec naszego związku.

Poczułem się tak, jakby mi ktoś umarł. Wczoraj, gdy dzieci były w szkole, zabierałem ostatnie rzeczy z naszego domu. Maleńki zasuszony kwiatek, który wypadł z książki, wstrząsnął mną bardziej niż dokumenty rozwodowe przesłane mi ostatnio przez jej adwokata. Nie chcę się z nią rozstawać! Kocham ją tak samo mocno jak wtedy, na łące, gdy prosiłem o jej rękę!

Beata była w kuchni. Miała zamknięte oczy. Gdy stanąłem przed nią, gwałtownie je otworzyła. Wtedy wyciągnąłem rękę i pokazałem jej resztki kwiatka.

– Pamiętasz? – spytałem cicho.

Milczała, lecz gdy delikatnie wziąłem ją za rękę, nie nie cofnęła jej. Może jeszcze mógłbym to wszystko naprawić?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA