Ta historia zaczęła się na tydzień przed przyjęciem z okazji pięćdziesiątych urodzin mojego męża.
Pierwszy raz tę dziewczynę zobaczyłam w poniedziałek. Ładna, z burzą kręconych czarnych włosów. Najpierw zauważyłam ją w odbiciu wystawy z butami (mój wzrok przyciągnęły szpilki w kolorze lawendy), potem w lusterku u jubilera, gdy przymierzałam kolczyki. Wtedy odwróciłam się, ale już jej za mną nie było.
Dopiero następnego dnia, gdy dostrzegłam ją w szklanej tafli drzwi obrotowych, przyszło mi do głowy, że chyba za mną chodzi. Bo to byłby naprawdę dziwny zbieg okoliczności, gdybym ją spotkała ot tak, w dwóch różnych miejscach miasta. No i ona wyraźnie patrzyła na mnie.
– Chyba mam fankę – zażartowałam przy obiedzie. – Chodzi za mną po sklepach.
– Hm? – mruknął Karol, przeglądając coś na tablecie.
– Jemy obiad – powiedziałam i zabrałam mu urządzenie. – Mówię, że ktoś za mną chodzi. Zrozumiałabym, gdyby to był jakiś mężczyzna – tu spojrzałam badawczo na męża, czy zareaguje. Zmarszczył tylko brwi. – Ale to młoda kobieta. Śliczna. Zazdroszczę jej włosów. Gęste, czarne, kręcone – westchnęłam i dotknęłam swoich krótko obciętych jasnych, cieniutkich włosków.
On wie, kim ona jest!
Gdybym akurat nie obserwowała oczu Karola, nie dostrzegłabym, że drgnął, że jego źrenice gwałtownie się zwęziły, co było oznaką silnego stresu. On wiedział, o kim mówię! Byłam tego pewna.
– Ten opis coś ci mówi? – spytałam spokojnie i niewinnie.
– Jaki opis? – głos Karola był wystudiowany, by brzmieć obojętnie.
– Dziewczyny. Śliczna, może dwadzieścia pięć lat, czarne kręcone włosy do łopatek. Seksowne usta.
– Pierwsze słyszę – burknął, a potem wstał, WZIĄŁ SWÓJ TALERZ I WŁOŻYŁ DO ZLEWU. Pierwszy raz od… nie pamiętam kiedy. Zdrętwiałam. – Dzięki za obiad, kochanie, ale muszę popracować. Mam duże zaległości.
Przechodząc obok mnie, pochylił się i pocałował mój czubek głowy.
Drgnęłam.
Po dwudziestu pięciu latach małżeństwa znałam mojego męża jak nikt. Wiedziałam, kiedy się cieszy, kiedy smuci, kiedy denerwuje. I kiedy kłamie. A w tej chwili łgał jak pies. Znał tę dziewczynę, a teraz był bardzo zdenerwowany.
Przez kolejne dni, przechodząc obok wystaw sklepowych, patrzyłam w nie, szukając znajomej postaci. I znajdowałam ją – dwa, trzy razy dziennie. Patrzyła na mnie bez uśmiechu. Zaczynałam się niepokoić. Ale kiedy się odwracałam, nigdzie jej nie widziałam.
– Znowu ją widziałam – oznajmiłam Karolowi w piątek przy kolacji. – Ciekawe, że ciągle ma na sobie ten sam strój. Różową bluzkę i jasnoniebieskie dżinsy.
Karol się zakrztusił. Patrzyłam na niego nieruchomo.
– Masz mi coś do powiedzenia? – spytałam obojętnym tonem.
– Co ty mi insynuujesz? – powiedział ostro, wyprostował się i spojrzał mi w oczy. – Nie znam tej dziewczyny. Przecież już ci mówiłem.
Do tej pory Karol nigdy nie okłamywał mnie w poważnych sprawach. Byliśmy przyjaciółmi. Mówiliśmy sobie o wszystkim. Wspieraliśmy się w trudnych chwilach. Nie chciałam tego stracić. Ale nie wiedziałam, co myśleć o dziewczynie, którą widywałam i o reakcji Karola. Chciałam mu wierzyć, naprawdę, ale nie potrafiłam. Postanowiłam jednak nie drążyć. Czekałam, aż sytuacja sama się rozwinie. „Będzie jak ma być”
– myślałam. Nie będę się sama prosić o nieszczęście.
To ona!
Impreza urodzinowa była w toku, goście bawili się świetnie. Koło dziesiątej wieczorem Karol zarządził pokaz slajdów ze swojej ostatniej podróży. Tym razem przez miesiąc był na Kaukazie, organizując budowę nowego hotelu. Przy okazji zwiedzał okolice i teraz na ekranie dużego telewizora pokazywał nam zdjęcia i opowiadał.
– A to rodzina, u której mieszkałem – powiedział krótko i przesunął szybko zdjęcie.
– Zaraz, cofnij – zawołałam, czując, że skoczyło mi ciśnienie.
– To nic ciekawego – odparł. – A tu widzimy…
– Karol, cofnij, proszę.
Przez chwilę mocowaliśmy się spojrzeniami, ale w końcu spełnił moją prośbę. Na fotografii gospodarzy widziałam kilka osób, w tym uśmiechniętego Karola. Obok starszej kobiety stała młoda dziewczyna z burzą czarnych włosów. Tym razem miała na sobie sukienkę w kwiaty.
– Ta dziewczyna z kręconymi włosami. Kto to jest? – spytałam.
– To córka gospodarzy. Nastia.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Miałam kilka pytań, ale w pokoju był tłum, który słuchał naszej wymiany zdań, a ja nie znosiłam robić z siebie widowiska. Skinęłam głową. Karol wrócił do prezentacji. Dotrwałam jakoś do końca imprezy, która odbywała się w obszernym domu Staszka, brata Karola. Spaliśmy w pokoju gościnnym. Kiedy mąż położył się obok mnie, wstawiony, ale nie pijany, czułam jego napięcie.
– Odpuść – powiedział.
– To ona za mną chodzi. Dlaczego?
– Niemożliwe. To na pewno nie ona, nie Nastia. Ona została. – Karol był pewny tego, co mówił. Nie kłamał. – Uwierz mi. Zaufaj. Chyba możesz po dwudziestu pięciu latach dobrego małżeństwa, prawda? Kocham cię.
Przytulił się do mnie, zaczął całować. Zawsze udawało mu się mnie tym rozmiękczyć. Postanowiłam odpuścić. Kochałam go, nie chciałam, by coś zniszczyło nasz związek. Ufałam mu.
Jak on mógł mi to zrobić?!
Po powrocie do domu nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Co jakiś czas ta dziewczyna migała mi przed oczami. Postanowiłam zagrać va bank.
– Rozmawiałam z nią. Możesz przestać kłamać. Chyba powinieneś się spakować – powiedziałam ze spokojem.
Ten blef zadziałał. Karol załamał się i wszystko mi opowiedział.
Podobno nigdy nie czuł takiego pożądania do kobiety. Musiał mieć Nastię. Nie mógł o niczym innym myśleć. Omotał dziewczynę i dwa tygodnie później była już jego. Obiecał jej, że zabierze ją do Polski, rozwiedzie się z żoną i ożeni z nią.
Ale im bliżej było do powrotu do domu, tym zaczynał myśleć bardziej rozsądnie. Żądza mijała, a on coraz wyraźniej rozumiał, że nie chce zmieniać swojego życia. Że kocha żonę, i że to było tylko chwilowe szaleństwo. Próbował wytłumaczyć to Nastii, ale ona nie chciała zrozumieć. Godzinę przed wyjazdem spotkali się na skarpie. Próbował jeszcze raz przemówić jej do rozsądku. Nie słuchała. Więc kilka dni później on Karol wyjechał bez słowa.
– I co, zabawiasz się na boku i myślisz, że ujdzie ci to płazem?! – cała się trzęsłam.
– Nie chciałem, żebyś się dowiedziała. Nie chciałem cię stracić. Kocham tylko ciebie, Marysiu
– skamlał.
Patrzyłam na męża. Był mi kompletnie obcy. Żyłam z nim dwadzieścia pięć lat i wierzyłam, że jest dobrym, uczciwym mężczyzną. Każdy może zrobić błąd, ale o wartości człowieka mówi to, jak zechce go naprawić.
Dla mnie ten człowiek przestał istnieć.
Podczas rozprawy rozwodowej okazało się, że na świat właśnie przyszedł owoc tego romansu. Nie mam pojęcia, jakie plany ma teraz Karol. Nie chcę go znać.
Czytaj także:
„Wszystko wskazuje na to, że mam nieślubną córkę. Jest tak piękna, jak jej matka, ale obie nie chcą mnie znać”
"Syn zaszczuł mojego męża, odebrał mu firmę i dom, mnie wysłał do domu opieki. Teraz nawet znicza na grobie nie zapali"
„Bałem się walczyć o miłość dziedziczki małej fortuny, bo byłem goły i wesoły. Ona i tak postanowiła klepać ze mną biedę”