Zawsze byłam wierząca. Moja głęboka wiara kosztowała mnie już kilka związków w życiu. Gdy tylko oznajmiałam mężczyznom, że chciałabym czekać z pożyciem do ślubu, nawet najbardziej obiecujący kandydaci szybko znikali z mojego życia – z mniejszą lub większą klasą.
Myślałam, że mnie szanuje
Karol był pierwszym, który na to wyznanie zareagował ciepłą wyrozumiałością, co od razu mnie ujęło.
– Oczywiście, rozumiem to i szanuję – odparł, gdy pewnego wieczoru przerwałam mu pieszczoty.
– I nie uważasz mnie za dziwaczkę? – zapytałam nieśmiało.
– A skąd! Masz swoje zasady, to jest seksowne – odpowiedział.
Zaśmiałam się cicho. W życiu bym nie pomyślała, że ktoś może uznać moje zasady za seksowne. Słyszałam o nich wiele. Że są średniowieczne, przestarzałe, kompletnie odklejone, ale nie seksowne.
Karol okazywał mi jednak tyle cierpliwości i szacunku, że szybko uwierzyłam, że może być „tym jedynym”. Gdy więc poprosił mnie o rękę, zgodziłam się bez namysłu, chociaż bliscy ostrzegali mnie, że przecież jesteśmy ze sobą od niedawna i zbyt mało się znamy.
– Czasem wystarczy tylko kilka najważniejszych informacji, żeby wiedzieć, że chcemy z kimś spędzić resztę życia – odpowiadałam pewnie.
I naprawdę głęboko w to wierzyłam.
Tylko ślub był jak z bajki
Wszystko wydawało się idealne i takie, jak to sobie wymarzyłam – piękna suknia, uśmiechnięci goście, romantyczna ceremonia. I w tym wszystkim Karol, mój świeżo upieczony mąż, uosobienie mojego rycerza na białym koniu.
Gdy wypowiadałam słowa przysięgi, byłam przekonana, że wychodzę za najwspanialszego mężczyznę na świecie. Szarmanckiego, mądrego, ale przede wszystkim dojrzałego. Ale już w noc poślubną zrozumiałam, że nie wszystko było takie, jak się wydawało...
Po przyjęciu weselnym, kiedy w końcu zostaliśmy sami w naszym luksusowym apartamencie hotelowym, Karol zaczął się zachowywać dziwnie. Choć wiedziałam, że z pewnością czeka na naszą noc poślubną z taką samą, jeśli nie większą ekscytacją co ja, spodziewałam się, że przebiegnie ona bardzo romantycznie i czule. Ale gdy tylko zdjęłam z siebie suknię ślubną, z jego oczu zniknęła czułość, a pojawiło się coś, co wywołało we mnie... zawstydzenie? Dyskomfort? Nie było już romantycznych gestów i czułych słów. Zamiast tego, Karol patrzył na mnie pociemniałymi oczami jak jakieś wygłodniałe zwierzę.
Myślałam, że żartuje
– Nawet nie wiesz, jak mnie to rajcuje, że będę twoim pierwszym mężczyzną... W końcu jesteś moja i możemy zrealizować wszystkie fantazje. Nie musisz już udawać grzecznej dziewczynki, zdobyłaś mnie – szepnął.
– Udawać? Fantazje? O czym ty opowiadasz, Karol? – zachichotałam nieśmiało, bo byłam zupełnie skołowana.
– Oj, kochanie, daj spokój, zrzuć już tę maskę. Już nie mogę się doczekać, aż zrobimy to na wszystkie możliwe sposoby... Mam co do ciebie wielkie plany – mruknął, przyciągając mnie do siebie.
Nie opierałam się, bo sama pragnęłam Karola, ale nie ułatwiał mi w żaden sposób tego ważnego dla mnie momentu. Jako bardziej doświadczony w tych sprawach partner, Karol miał subtelnie i z troską wprowadzić mnie w tajniki pożycia między kobietą a mężczyzną.
Byłam rozczarowana
I owszem, tej nocy kochaliśmy się po raz pierwszy, ale nic nie było takie, jak sobie wyobrażałam. Jego gesty nie były czułe i delikatne, jak się spodziewałam. Nie obsypywał mnie też komplementami, nie powtarzał mi, jak bardzo mnie kocha. W zamian za to rzucał dość obsceniczne uwagi na temat mojego ciała. Nie były w żaden sposób agresywne, ale... zdecydowanie zbyt śmiałe, ja na mój gust. Po wszystkim czułam się dziwnie. Gdy Karol chrapał koło mnie, ja biłam się z myślami, nie mogąc wywnioskować, co o tym wszystkim sądzić.
Następnego dnia Karol zachowywał się, jakby nic się nie stało. Był czuły, troskliwy i pełen entuzjazmu. Chociaż próbowałam zapomnieć o dziwnym zachowaniu z poprzedniej nocy, uznając je za wynik stresu czy zbyt wielu kieliszków wina, czułam się z całą sytuacją niezbyt komfortowo.
Nie podobało mi się to
W dodatku, każde kolejne spotkanie w sypialni było dla mnie coraz dziwniejsze. Karol jak z rękawa sypał dziwacznymi pomysłami na urozmaicenie naszego pożycia.
– Ale co tu urozmaicać, przecież dopiero zaczęliśmy... – zdziwiłam się.
– Och, kochanie... W końcu jesteśmy małżeństwem i możemy robić wszystko, na co mamy ochotę. I to za boskim przyzwoleniem, na którym ci tak zależało – zarechotał.
– Możemy, ale to nie znaczy, że musimy... Ja chyba nie czuję się dobrze z takimi... udziwnieniami. To wszystko wydaje się dosyć perwersyjne...
– Perwersyjne? – zachichotał. – Och, głuptasku, pozwól sobie na trochę przyjemności...
Karol spojrzał na mnie tym samym onieśmielającym, niekomfortowym wzrokiem, co wcześniej, po czym zaczął wymieniać wszystkie swoje propozycje urozmaiceń. Na liście znajdowały się rzeczy, które sprawiały, że byłam czerwona jak burak od samego słuchania... A niektóre były dla mnie absolutnie nie do pomyślenia.
Nasze ciche dni trwały długo
Tamtej nocy po raz pierwszy poważnie się pokłóciliśmy. Karol poszedł spać obrażony i na odchodne nazwał mnie cnotką. Było mi przykro. Po raz pierwszy naszła mnie myśl, że mój ukochany może być zupełnie inną osobą niż ta, za którą go brałam. Nie chciałam też robić rzeczy, które były sprzeczne z moimi wartościami i wiarą. Przygnębiona, zaczynałam zachodzić w głowę czy nasz związek nie oparty był na iluzji i czy Karol nie udawał kogoś, kim nie był, byle tylko mnie zdobyć.
W końcu postanowiłam poważnie porozmawiać z ukochanym. „W końcu jesteśmy małżeństwem, przysięgał mi wierność i miłość! Musimy się jakoś porozumieć”, myślałam z nadzieją. Gdy jednak zaczęłam przedstawiać swoje racje, Karol wydawał się być zirytowany.
Nie dojdziemy do porozumienia
– O czym ty mówisz? Myślałem, że to ci się podoba. Że właśnie tego chcesz. Że ta cała cnotliwość to tylko taka gierka, żeby szybko zaciągnąć mnie przed ołtarz... – odparł od niechcenia.
– Jak możesz w ogóle tak mówić?! – wybuchłam. – Nie, nie podoba mi się. To, co robisz, jest dla mnie zbyt... ekstremalne. Myślałam, że szanujesz moje wartości i wiarę – odpowiedziałam.
– Szanuję, przecież cierpliwie czekałem do ślubu, nie naciskałem! Ale myślałem, że teraz, gdy jesteśmy małżeństwem, będziesz bardziej otwarta na nowe doświadczenia... Wszystkie katoliczki, z którymi spotykałem się dotychczas, były bestiami w sypialni. Ale niestety, żadna nie była interesująca... A potem pojawiłaś się ty i... – tłumaczył się pokrętnie, jeszcze bardziej pogarszając swoją sytuację.
Było mi wstyd
Jego słowa zraniły mnie głęboko. Poczułam się oszukana i wykorzystana. Później próbowałam podejmować rozmowę jeszcze kilkukrotnie, siląc się na anielską cierpliwość, ale podczas każdej kolejnej słyszałam z ust męża jeszcze więcej żenujących i bolesnych uwag.
Już tamtego dnia, zaledwie kilka tygodni po naszym ślubie, wiedziałam, że muszę podjąć trudną decyzję. Nie mogłam żyć w małżeństwie, w którym moje wartości były ignorowane i deprecjonowane. Rodzina miała rację: wyszłam za człowieka, którego kompletnie nie znałam.
Dałam się zmanipulować i zwieść pozorom. Było mi zwyczajnie wstyd, bo szczerze przysięgałam Karolowi miłość i wierność aż do śmierci i, jako osoba wierząca, nie zamierzałam złamać tej przysięgi. Ale co miałam zrobić, kiedy odkryłam, że całe to małżeństwo to jedna wielka farsa, a ja zostałam zwiedziona przez zwykłego prostaka i bawidamka.
Alina, 25 lat
Czytaj także: „Życie z teściową odbiera mi resztki godności. Jędza się panoszy, a ja z grymasem na twarzy piorę jej sparciałe gacie”
„Wyjazd na emigrację za kasą nie był wart tego, co przeżyłam. Miłości rodziny nie odkupię na wypłatę w euro”
„Mąż zaserwował mi zdradę na śniadanie, a ja jemu zemstę na kolację. Dziś błaga mnie o kasę i przeprasza na kolanach”