„Już 40 lat minęło od tamtej nocy, a ja wciąż o niej myślę. On nie pamięta mojego imienia, a ja żyję tylko tą chwilą”

poważna kobieta fot. Getty Images, Westend61
„W jednej chwili serce zabiło mocniej i zakochałam się bez reszty. Po raz pierwszy w moim życiu. I od razu z całych sił. Nagle wszystko, co do tej pory myślałam o sobie – zimno, brak zainteresowania mężczyznami i niechęć do gwałtownych emocji – okazało się nonsensem”.
/ 14.03.2024 22:00
poważna kobieta fot. Getty Images, Westend61

Tych chwil nie zapomnę nigdy. Tego, gdy czułam ciepło jego ciała, jego oddechu przy mojej twarzy. Te wspomnienia zostaną we mnie już na zawsze.

Poszłam tam z ciekawości

Moja koleżanka, Danka, regularnie namawia mnie na różnego rodzaju eventy w klubie dla seniorów. Raczej nie lubię tego typu spotkań, ponieważ tłok i zgiełk wzbudzają we mnie niepokój i lęk. Tego dnia jednak uległam jej namowom, ponieważ był również zaplanowany wykład podróżniczy z prezentacją zdjęć i autorskim podpisem w książce. To nic nadmiernie szalonego i głośnego.

Pomieszczenie nie było przestronne, mogło pomieścić około pięćdziesiąt osób. Prawie wszystkie siedzenia były już zajęte przez osoby w moim wieku. Zajęłyśmy miejsca w piątym rzędzie. Na małej platformie, nieco na uboczu, znajdował się stolik z laptopem i obok niego krzesło. Na ścianie zawieszony był duży biały ekran, na którym, jak przypuszczałam, miały być pokazywane zdjęcia.

Punktualnie o osiemnastej do pokoju wkroczyła dyrektorka klubu wraz z zaproszonym gościem. Był to smukły mężczyzna w wieku około siedemdziesięciu lat, o twarzy wypalonej od słońca i wiatru, lecz pomimo tego prezentował się wyjątkowo przystojnie. W jego twarzy błyszczały lodowate, niebieskie oczy. Całkiem już siwe włosy, długie i związane w kucyk, dodawały mu powagi i uroku. Przywitał wszystkich uśmiechając się promiennie, a następnie swoim niskim, aksamitnym głosem zaczął opowiadać o swojej podróży do Afryki.

Nie ujrzałam jednak afrykańskich metropolii ani ciemnoskórej ludności egzotycznej Afryki. Zamiast tego, moim oczom ukazał się błękit Adriatyku i malownicze, wąskie alejki małego chorwackiego miasteczka. Na szczycie wzgórza dumnie górował masywny, kamienny zamek, który został przekształcony w luksusowy hotel dla gości z zagranicy.

Rok 1985 to czas pełnego rozkwitu turystyki. Chorwacja, choć wciąż formalnie stanowiąca część Jugosławii, nieustannie podgrzewała atmosferę rosnącymi rozmowami o secesji. Państwo utrzymane przy życiu jedynie dzięki charyzmie Tito, waliło się w gruzy od dnia, gdy odszedł ze świata żywych.

Z każdej strony zjeżdżały się tutaj sępy, czekając na moment, kiedy będzie można wyrwać dla siebie kawałek apetycznego ciasta. W tamtym okresie latem, wraz z mężem zdecydowaliśmy się na trzytygodniowy odpoczynek w tym przepięknym hotelu. To znaczy ja zamierzałam wypoczywać, podczas gdy Jacek planował tutaj zająć się sprawami biznesowymi. Z ludźmi, którzy również zdecydowali się na pobyt w tym hotelu, w towarzystwie żon, jako misternie przemyślany kamuflaż. Byłyśmy niczym zasłona, za którą nasi mężowie prowadzili niebezpieczne gry.

Małżeństwo z rozsądku

Posiadałam niewielką wiedzę na temat pracy mojego męża i nie miałam ochoty tej wiedzy zgłębiać. Moim obowiązkiem było towarzyszyć jako małżonka, opiekować się domostwem oraz dziećmi, które wkrótce się pojawiły. Było mi to na rękę, nie pragnęłam niczego więcej niż rola troskliwej żony i matki. Czułam się spełniona, wiedząc, że nie jestem ofiarą przemocy ze strony męża (tak jak moja mama ze strony mojego ojca) ani nie jestem zmuszana do cierpienia psychicznego (jak moja siostra przez jej szwagra).

Moje małżeństwo było raczej stonowane, ułożone i bez silnych emocji. Dla męża byłam jakby częścią wyposażenia domu, raz bardziej, raz mniej potrzebną. To sprawiało mi radość. Nigdy nie marzyłam o nieskończonym uczuciu czy pasji w miłości. Głębsze zainteresowanie ze strony mężczyzny kojarzyło mi się z cierpieniem i zagrożeniem.

Na drugi dzień mojego pobytu spotkałam M. Ktoś go mi przedstawił jako biznesmena z Niemiec o polskich korzeniach. Subtelnie pocałował mi dłoń, wypowiedział komplement, którego nie zrozumiałam, ponieważ nagle poczułam się jak żona Lota, oślepiona nagłym błyskiem. W jednej chwili serce zbiło mi mocniej i zakochałam się bez reszty. Po raz pierwszy w moim życiu. I od razu z całych sił.

Nagle wszystko, co dotąd myślałam o sobie, co uznawałam za cząstkę mojego charakteru – aseksualność, zimno, brak zainteresowania płcią przeciwną i niechęć do silniejszych uczuć – okazało się kompletną bzdurą. Po prostu nigdy wcześniej nie spotkałam na swojej drodze odpowiedniego mężczyzny. I oto pojawił się on. Niestety, nie zrobiłam na nim absolutnie żadnego wrażenia... Podczas gdy moje uczucia płonęły, on już wyszedł na spotkanie innej kobiety, całując ją w dłoń i składając kolejny obojętny komplement.

W ciągu kolejnych trzech tygodni moje życie przypominało jazdę na karuzeli. Momenty euforii – kiedy byłam obok niego, kiedy słyszałam jego głos, kiedy spoglądał na mnie – przeplatały się z piekielnym odczuciem odrzucenia i świadomością, że ta miłość nie ma szans na spełnienie.

Z trudem docierało do mnie, że w hotelu nie jestem sama, w tej grze uczestniczył zarówno mój mąż, jak i M. Powietrze było niesamowicie gęste, a sytuacja nerwowa. Ale dla mnie kluczowe było to, że dni mijały, a moment wyjazdu i pożegnania zbliżał się nieubłaganie. Na samą myśl o tym łzy napływały do oczu. Niemniej jednak, jak zwykle, miałam spokojną twarz i odgrywałam rolę dobrej i lojalnej żony...

Ciągle o nim myślałam

Ostatniego wieczoru planowane było przyjęcie pożegnalne, ale Jacek zasugerował, że lepiej byłoby, gdybym pozostała w pokoju. Jak to ujął: „Rozmowy dobiegają końca i mogą nabrać nieprzyjemnego charakteru”. Nie znałam bliżej całej sprawy, ale nawet gdybym chciała to wiedzieć, prawdopodobnie by mi się nie zwierzył. Pomyślałam, że może to i lepiej. Nie mogłam zasnąć. Okno było szeroko otwarte, a do środka wpływał ciepły, wilgotny morski powiew. Z innych części hotelu dochodziły dźwięki muzyki.

Z pewnością M. tańczył z kobietami, otulając je swoimi mocnymi ramionami... Dlaczego nie mógł poprosić mnie do tańca? Dlaczego nie miałam okazji doznać dotyku jego rąk? Jego płonącego wzroku? Złożyłam się w kłębek na łóżku, odczuwając tęsknotę i pragnienie, które mnie przenikało. Serce doznawało bólu, krwawiło...

Dłużej tak nie mogłam. Podniosłam się, ubrałam i opuściłam pokój. Musiałam go znowu zobaczyć, nawet jeśli tylko na odległość. Po raz ostatni. Utrwalić w pamięci jego oblicze, iskrę w oczach, kształt warg, aby móc je przywoływać do końca moich dni. Wyobrażać sobie...

To był niecodzienny stan emocjonalno-psychiczny. Byłam przekonana, że gdybym spotkała go w korytarzu i podałby mi dłoń, podążyłabym za nim na ślepo, nieważne gdzie by poszedł. Na kraniec świata, do piekła, wszędzie. Byłam nim oczarowana, przepełniona gorącą i niepojętą miłością.

Idąc na pierwszym piętrze obok szklanych drzwi prowadzących na rozległy taras zawieszony nad stromą nadmorską krawędzią, usłyszałam dobiegający z niego podniesiony ton M. A potem pełen złości głos innego mężczyzny.

Nie zrozumiałam o czym mówili, bo rozmawiali w języku niemieckim. Delikatnie odsunęłam drzwi i spojrzałam na zewnątrz – dwóch mężczyzn ze sobą walczyło. Pierwszy raz w życiu byłam świadkiem prawdziwej bójki. Niespodziewanie współtowarzysz zadał M. tak mocny cios w szczękę, że ten odleciał do tyłu, upadł na plecy i nie ruszał się. Zemdlał. Chciałam coś krzyknąć, ale nie mogłam wydusić słowa. Wówczas ten człowiek wydobył spod marynarki jakąś metalową rurkę.

Był tylko on i ja

Ten impuls był niczym iskierka, która zapaliła we mnie coś – złość, niespełnione emocje, ukryte pragnienia, które do dziś były stłumione, zgniecione... Nie jestem pewna, co dokładnie wydarzyło się później, ale nagle przekształciłam się z kobiety, która według mojego ojca i męża, nie posiadała w sobie ani odrobiny energii ani determinacji, w istotę pełną wigoru. W ciszy ruszyłam na tego mężczyznę.

Schylona, uderzyłam go w plecy z całych sił swojego rozpędzonego ciała. Wydał okrzyk, rozłożył ręce, potknął się o ciało M., uderzył brzuchem o niską barierę. Stracił kontrolę nad ciałem. A ja wtedy – nie wiem, skąd wziął mi się ten pomysł – złapałam za jego lewą nogę i z całych sił podniosłam ją w górę. Facet z hukiem przefrunął przez poręcz i stoczył się w dół.

Wyciszyłam w sobie nadchodzącą falę krzyku. Odwróciłam się i prawie od razu wymazałam z pamięci twarz agresora. To nie miało żadnego znaczenia. Schyliłam się do M. Nadal był nieświadomy. Czułam drżenie, choć nie była mi znana przyczyna mojego zachowania. Czy to była reakcja na moje czyny? Czy raczej fakt, że w końcu miałam obok siebie człowieka, którego darzyłam płomiennym uczuciem? Że mogłam go dotykać? Przemieszczałam palce po jego gładko ogolonej skórze, od oczu aż do uroczych ust. Przełykałam ślinę.

Zahipnotyzowana i przyparta jak magnes, skłoniłam się i przyłożyłam swoje usta do jego. Tylko na krótką sekundę. Moje serce chciało wyskoczyć. Jęknął, dał znak życia. Jego wargi poruszyły się i dla mnie to było jak odpowiedź na pocałunek. Nigdy dotąd nie doświadczyłam takiej przyjemności. Ale on wracał do świata żywych. Nie mógł mnie dojrzeć.

Zaczęłam myśleć z rozsądkiem i logiką, choć nie jestem pewna, czy powinnam tak postąpić. Jak by wyglądało moje życie, gdybym zdecydowała się zostać? Ale wszystko potoczyło się inaczej. Wyprostowałam plecy i wybiegłam z tarasu.

Nie jestem pewna, co wydarzyło się później. Po śniadaniu mąż kazał mi zapakować bagaże i opuściliśmy to miejsce, nie widziałam już M. Znów znalazłam się w moim bezpiecznym, spokojnym świecie. Do końca troszczyłam się o Jacka. Wychowałam dwoje wspaniałych dzieci. Wciąż uchodzę za najspokojniejszą kobietę na ziemi, która nie jest w stanie skrzywdzić nawet muchy.

Nikomu nie wyjawiłam swojego sekretu. Właśnie M. zakończył swoją prelekcję. Pytania zaczęły spływać w stronę mówcy. Na sam koniec podarował nam uśmiech, który oczarował większość zebranych kobiet (i zapewne kilku mężczyzn). Ustawiłam się w kolejce z książką w ręku, czekając na autograf.

– Komu mam zapisać dedykację? – zapytał, patrząc na mnie swoimi zimno błękitnymi oczami.

– Dla Łucji – odpowiedziałam.

Jego spojrzenie mnie nie opuszczało. Brwi delikatnie się zacisnęły.

– Czy kiedykolwiek wcześniej się spotkaliśmy? – w jego tonie dało się wyczuć niepewność.

Na chwilę przemknęło mi przez myśl, żeby wykrzyczeć: „Tak, to ja uratowałam ci życie”. Ale to by było idiotyczne, nieprawdaż?

– Na pewno nie. Na pewno bym zapamiętała.

Czytaj także:
„Ciągle w biegu, z zegarkiem w ręku, nie pozwalałam sobie na chwilę oddechu. Chcę się cieszyć z życia, ale nie umiem”
„Wiejskie życie miało być sielskie i anielskie, a okazało się nudne jak flaki z olejem. Czuję się jak w więzieniu”
„Marnuję swoje życie w pracy, która nie ma sensu. Jestem trybikiem w maszynce nabijającym portfel szefa dużą kasą”

Redakcja poleca

REKLAMA