Jak ładnie wyglądasz, to jakaś okazja? – Krystian spojrzał na mnie zaskoczony po powrocie z pracy. Zwykle nie witałam go w progu w czerwonej sukience. Po chwili załapał i pacnął się dłonią w czoło.
– Nasza rocznica!
Oczywiście, zapomniał. Jak co roku! Nie robiłam mu wymówek. Nie dlatego, że jestem taką wyrozumiałą i wspaniałomyślną żoną. Po prostu sama mam swoje za uszami, więc pewne rzeczy puszczam mu płazem. A wszystko z powodu tajemnic, które nigdy nie wyjdą na jaw…
Historia mojego sekretu sięga niemal 20 lat wstecz
Zbliżała się nasza siódma rocznica ślubu. Teraz często słyszę, że to najtrudniejszy okres dla małżeństwa, bo mija czas romantycznych uniesień, a związek wciąż jest nieprzygotowany na stabilizację i idącą z nią w parze monotonię.
Liczyłam, że nasz będzie zawsze tak udany, jak na początku. Mieliśmy wspólne pasje, podobne poczucie humoru, wyznawaliśmy podobne wartości… Tymczasem po urodzeniu się Marysi wszystko zaczęło się psuć. Krystian nie mógł odnaleźć się w roli ojca. Miał do mnie ciągłe pretensje o wszystko – o to, że poświęcam czas dziecku, że ciągle jestem zmęczona i że w domu panuje bałagan.
– To może sam posprzątasz, panie pedancie?! – wrzeszczałam na niego. – To ja nie sypiam po nocach, bo karmię dziecko!
Na to Krystian wstawał i teatralnie sprzątał. Niby udawał pomocnego, ale pretensje w nim narastały. We mnie także. Podobnie jak wyrzuty sumienia, że nie jestem wystarczająco dobrą mamą i żoną.
Kryzys wisiał w powietrzu. Bywały lepsze dni, kiedy spędzaliśmy razem cudowne popołudnie, wychodząc na spacer, rozmawiając i śmiejąc się, a za chwilę znów wracały wzajemne pretensje. Nie było mi lekko. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale wyjaśnić, skąd wzięła się w naszym związku przestrzeń do tego, co się później wydarzyło. Po prostu ochłodzenie uczuć skutkowało poczuciem osamotnienia w związku, a brak czułości stał się przyczyną późniejszych błędów.
Pamiętam, jakby to było dziś, kiedy spotkałam go po raz pierwszy. Szłam z Marysią na spacer i musiałam wejść do sklepu, w którym nie było podjazdu dla wózków. Przeklęłam pod nosem i z trudem zaczęłam szarpać się z wózkiem, żeby jakoś go wtoczyć po schodkach.
– Pomogę pani! – powiedział, a ja poczułam ulgę, że w końcu ktoś ulitował się nad bezradną matką.
Kiedy podniosłam wzrok, aż zrobiło mi się gorąco. To był niesamowicie przystojny mężczyzna o stalowoszarych oczach i uroczym uśmiechu. Nie myślałam o nim w kategoriach romansu. Przecież jestem zamężna i mam dziecko. A na dokładkę byłam wtedy wykończona, spocona i okropnie ubrana, więc w życiu nie przypuszczałam, że ta wymiana spojrzeń mogłaby doprowadzić mnie do zdrady.
Mężczyzna wszedł za mną do sklepu i poprosił kierowniczkę, a kiedy jedna ze sprzedawczyń oznajmiła, że to ona tu szefuje, z oburzeniem oświadczył, że to niedopuszczalne, aby przed sklepem spożywczym nie było podjazdu dla wózków.
Gdybym to ja powiedziała, ekspedientka uznałaby mnie za roszczeniową mamuśkę, która się czepia, bo jej dziecko ząbkuje. Ale skoro powiedział to przystojny facet, od razu położyła uszy po sobie i przeprosiła. Mało tego! Dodała, że się z nim zgadza i postara się jak najszybciej załatwić tę sprawę. To była jakaś magia. Podziękowałam mu i ruszyłam na zakupy. Kiedy wychodziłam, zastałam go czekającego na ławce. Podszedł, żeby znów mi pomóc z wózkiem.
– Tylko niech pan nie mówi, że specjalnie pan na mnie czekał! – zaśmiałam się.
– Oczywiście, że specjalnie na panią – odpowiedział. – Inaczej nie poradziłaby sobie pani sama z tymi schodami.
– Zawsze sobie ze wszystkim radzę sama – jęknęłam bezsilnie.
Myślę, że to zdanie otworzyło przed nim furtkę.
Gdybym po prostu podziękowała i poszła dalej…
Ech, wiele razy o tym myślałam, rozważając różne scenariusze. Powiedziałam jednak właśnie to, a nie nic innego, a on spojrzał zatroskany, sądząc chyba, że jestem samotną matką. Nie wiem, czemu nie wyprowadziłam go z błędu natychmiast, gdy się zorientowałam, że może tak myśleć.
Chyba po prostu bałam się, że gdy się dowie, że mam męża i z nim mieszkam, od razu utnie słodki flirt, a ja chciałam się nim jeszcze chwilę pocieszyć. Podobało mi się to, jak do mnie mówi, jak słucha, jak prawi komplementy…
Krystian już dawno nie mówił mi, że jestem piękna, dzielna i że świetnie sobie ze wszystkim radzę. A ja bardzo potrzebowałam tych słów, potwierdzenia, że dostrzega moje poświęcenie, pracę i energię, którą jestem w stanie z siebie jakoś wykrzesać mimo nieprzespanych nocy.
Krystian właściwie nigdy mi tego nie mówił. Nie dlatego, że był ślepy. Po prostu nie chciał doceniać. Wolał szukać dziury w całym. Zauważał, że naczynia są nieumyte i w koszu piętrzy się brudna bielizna. Tak, to widział od razu. Ale już przewiniętego, wykąpanego i ubranego w czyste śpioszki dziecka – nie.
Wiktor usiadł ze mną w parku i zaczął pytać, jak sobie radzę z takim maleństwem, jak się czuję, czy brakuje mi dawnego życia. Przyznał, że sam zawsze marzył o dziecku, ale jak dotąd jeszcze nie miał tyle szczęścia, żeby się go doczekać. To chyba w tamtym momencie wyobraziłam sobie po raz pierwszy, że mogłabym uciec z Marysią do niego i nigdy nie wrócić.
Prawie w ogóle go nie znałam, a już byłam gotowa zrezygnować z dziesięcioletniej zażyłości i zacząć wszystko od nowa. W głębi duszy nie byłam taka odważna. Wiedziałam, że to zwykłe mrzonki, ale były niezmiernie kuszące.
Od tamtej pory często gdy wychodziłam na spacer, spotykałam Wiktora w parku. Powiedział, że planuje wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Trochę zrobiło mi się przykro, bo przywykłam już do tych naszych schadzek, ale przecież to było jego życie. Nie śmiałabym nawet ingerować w to, co planuje.
– Nie chciałabyś powiedzieć: „Nie, nie jedź!”? – zapytał nagle, a mnie zatkało.
Wtedy zbliżył się i mnie pocałował. Staliśmy na środku parku, niedaleko mojego domu. Poczułam, jak nogi się pode mną uginają. To było tak niebezpieczne, że aż niemożliwe. Przecież w okolicy mieszkało mnóstwo moich znajomych, sąsiadów. Ktoś mógł nas zobaczyć! Co ja bym wtedy zrobiła?! Nie chciałam nawet o tym myśleć. Z drugiej strony jego pocałunek… To było coś cudownego!
Nie odpowiedziałam nic na jego pytanie.
Następnego dnia podrzuciłam Marysię swojej mamie. Wracając od niej mniej więcej o godzinie, o której na siebie „wpadaliśmy” w parku, wypatrywałam Wiktora.
– Hej… bez Marysi? – zapytał, niemal wyskakując zza drzewa.
– Jest u mojej mamy – odpowiedziałam, starając się utrzymać równy oddech.
Nie było to przy nim łatwe. Powiedział, że zaprasza mnie na kawę i… Nie wiem kiedy i jak, wkrótce znaleźliśmy się w jego sypialni. Nie będę szukała słów na usprawiedliwienie tego, co zrobiłam. Po prostu dałam się ponieść namiętności i tęsknocie za czymś, czego nie miałam.
Po wszystkim nie mogłam wytrzymać i powiedziałam mu, że mam męża, na co on odparł ze spokojem, że przecież wie. Wtedy zaczęłam płakać. „Wiedział? Jak to możliwe? A zatem zrobił to wszystko z premedytacją. Uwiódł mężatkę, bo wiedział, że za nim nie pojadę. Może tak naprawdę tego nie chciał. Może i dobrze…” – w głowie miałam zbyt dużo myśli.
Wyszłam z jego mieszkania. Czułam się okropnie. Miałam wrażenie, że jestem brudna i wciąż nim pachnę. W domu od razu weszłam pod prysznic, a kiedy mąż zapukał do drzwi i zapytał, czy może się przyłączyć, skoro nie ma Marysi, warknęłam tylko, że nie!
Szorowałam się gąbką, jakby niewierność dało się zmyć wodą i mydłem. Sumienie mnie gryzło. W nocy nie mogłam zasnąć.
Galopada myśli wciąż powracała. „Zdrada, zdrada, zdrada! Jak mogłam to zrobić. Przecież jestem z Krystianem tak długo. Przecież się kochamy. On nigdy by mnie nie zdradził. Powinnam mu powiedzieć, tylko jak? Jak on zareaguje? Czy mi wybaczy? A może odbierze mi Marysię i sam gdzieś wyjedzie?”.
Nie potrafiłam już dłużej wytrzymać
Musiałam komuś powiedzieć. Padło na najbliższą mi osobę – moją mamę. Może niektórych zdziwi ten wybór, ale jesteśmy z mamą sobie bardzo bliskie i wiedziałam, że jest osobą, która potrafi mnie zrozumieć i doradzić. Opowiedziałam jej wszystko, a ona tylko kiwała głową. Gdy doszłam do moich wątpliwości, powiedziała:
– Nigdy nie mów mu o tej zdradzie! Zastanów się, co to wam da jako małżeństwu? Jako rodzinie?! Jeśli w ogóle to przetrwacie, bo być może nie! Tylko poczucie niepewności, zazdrość i nieufność. Chcesz się przyznać, żeby pozbyć się wyrzutów sumienia! O nie! Zrobiłaś to, teraz z tym żyj, ale nie zrzucaj tego na niego. On nic nie zrobił. Nie powinien więc za to cierpieć. Poza tym, to tylko jeden raz. Nie zamierzasz tego ciągnąć, więc po prostu bądź z mężem i o tym nie myśl.
Posłuchałam jej rady. Nie powiedziałam Krystianowi. Wiktor, tak jak zapowiadał, wyjechał do Stanów. Nigdy więcej go nie widziałam.
Od razu po rozmowie z mamą poczułam, że coś się między mną a Krystianem zmieniło. Może to ja, z powodu wyrzutów sumienia, stałam się dla niego milsza i czulsza? Może on podświadomie wyczuł zagrożenie i konkurencję? W każdym razie nasz związek się poprawił i do dziś jesteśmy udanym małżeństwem.
Czytaj także:
„Mama mówiła, że jestem jej karą za grzechy i nasyłała na mnie księdza. Wmawiała mi, że to przeze mnie ojciec odszedł"
„Gdy zaszłam w ciążę ze Zbyszkiem, najpierw kłamałam że to nie jego dziecko. Wolałam myśleć, że tylko moje”
„Moje życie to cholerna telenowela. Pierwszy mąż okazał się gejem, a drugi miał fetysze i zdradzał mnie z tabunem kobiet"