„Kocham Jurka, ale przy nim zamieniam się w staruchę bez werwy. Nie oczekuję skoków na bungee, ale odrobiny spontaniczności”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Вадим Пастух
„To stateczny, spokojny facet, ceniący dobrą kuchnię i elegancję u kobiety. Taki duży, ciepły miś, do którego zawsze można się przytulić. Ale to tyle. Ciągle kręcimy się w kółko! Telewizor, kolacja, krótki spacer i tak na zmianę. Kocham go, ale czy to wystarczy?”.
/ 02.05.2022 07:24
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Вадим Пастух

Kiedy Blanka powiedziała, że w najbliższą sobotę mój były mąż z żoną zabierają ją do kina, zrobiło mi się łyso. Wieki całe, jak nie byłam na żadnym filmie, a tak to kiedyś lubiłam! Telewizja to zdecydowanie nie to samo.

Ciężko się skupić, człowiek nie wciąga się w akcję aż tak bardzo, nie przeżywa; wychodzi do kuchni, żeby zrobić herbatę, ciągle patrzy, żeby kot nie ściągnął niczego ze stołu…

– Jesteś zła, że idę z nimi? – próbowała domyślić się córka. – Co, mamuś? Powiedz.

– Nie, no coś ty – wystraszyłam się, że mogła tak pomyśleć. – Bardzo się cieszę, że się razem potraficie dobrze bawić. Zastanawiam się tylko, dlaczego sama na to nie wpadłam.

– Myślałam, że lubisz te swoje soboty z panem Jurkiem… – stropiło się nieco moje kochane, prawie dorosłe dziecko.

Hmm, też mi się tak zdawało, tylk​o czy to prawda? Spotykaliśmy się od kilku miesięcy, ale jak dotąd nigdzie razem nie byliśmy. Nawet w sylwestra, bo gdy zapytałam półżartem, czy nie byłoby fajnie pójść gdzieś potańczyć, Jurek się zdziwił, że jestem taką rozrywkową kobietą.

Bo on myślał, że ze mnie raczej romantyczna dusza, więc kolacja przy świecach sprawi mi więcej przyjemności niż przebywanie wśród pijanego tłumu. Zrobiło mi się głupio, od razu się wycofałam i… tak już zostało.

Bratnie dusze? Wręcz przeciwnie!

No bo w sumie to prawda: jestem domatorką, żadna ze mnie lwica salonowa. Czy głównie nie z tego powodu rozpadło się moje pierwsze małżeństwo? Czy to nie o nieustające imprezy i wyjazdy miałam do Jacka żal? Żal, który zatruł nasz związek, nieodwracalnie oddalając nas od siebie?

Czułam się niedoceniana, bo mój eks wolał zjeść na mieście, byle w dobrym towarzystwie, a jak trzeba było oszczędzać, zadowolił się nawet kanapką. Wciąż mi powtarzał, że nie ożenił się z kucharką i sprzątaczką; ciągał mnie na spływy kajakowe, targał przez górskie szczyty, tak że już na samą myśl o urlopie robiło mi się słabo…

Cóż się dziwić, że gdy w końcu spotkał kobietę o podobnym temperamencie, wszystko się rozsypało. Kiedyś byłam pełna żalu, ale doceniłam spokój, który zapanował wreszcie po rozwodzie.

I bardzo mile zaskoczył mnie fakt, że chociaż moim zdaniem Jacek absolutnie nie nadawał się na męża, to sprawdził się jako ojciec. Blanka spędzała z nim mnóstwo czasu, dzięki czemu
i ja zaczęłam wreszcie myśleć o ponownym związaniu się z kimś, tym razem odpowiednim.

Czułam się samotna. Może nie naznaczona, bo w zawodzie nauczycielskim to częste, jednak ileż można przelewać z pustego w próżne z równie samotnymi koleżankami? Utwierdzać się
w przekonaniu, że tak jest lepiej, a potem wracać do pustego domu i rozmawiać z kotem?!

Kiedy więc podczas jesiennego pobytu w sanatorium poznałam Jurka, wydał mi się odpowiedzią Pana Boga na moje modlitwy… To stateczny, spokojny facet, ceniący dobrą kuchnię i elegancję u kobiety. I naprawdę interesowało go, co mam do powiedzenia.

Chętnie czytał książki, które mu podsuwałam, a potem dyskutował ze mną o nich. Taki duży, ciepły miś, do którego zawsze można się przytulić. Nie bardzo wierzyłam, że będzie chciał kontynuować tę znajomość. Pamiętam jak dziś swoją radość, gdy zadzwonił, że przyjeżdża. Z Blanką nie było problemu, i tak soboty zazwyczaj spędza u ojca lub przyjaciółki.

Chyba nawet się ucieszyła. Pobiegłam do sklepu, a potem zabrałam się do pichcenia pysznej kolacyjki. Nakryłam pięknie stół, wyjęłam świece… No i dzisiaj raptem zdałam sobie sprawę, że od tamtego dnia w zasadzie nic się nie zmieniło.

Nastała wiosna, a my ciągle kręcimy się w kółko!

Może to i fajne, ale do niczego nie prowadzi, a już na pewno nie do związku, który mi się marzył. Jurek ma swoje życie, ja swoje, nic nas nie łączy oprócz weekendowych posiłków i odrobiny seksu, gdy mam pewność, że Blanka spędzi noc poza domem.

Tak mnie zszokowało to odkrycie, że aż sobie usiadłam. A potem się rozpłakałam. Strasznie się jakaś łzawa robię ostatnio… Aż mnie to złości! Zdecydowałam, że musimy porozmawiać. Nie zaraz o deklaracjach, bo wcale nie byłam pewna, czy ich pragnę, lecz o zmianach i wzajemnych oczekiwaniach.

Ja potrzebuję wyrwać się z tego zaklętego kręgu, gdzieś się ruszyć: do kina, do teatru, na spacer do parku, na basen popływać. Wkrótce wakacje – może zaplanować wspólny urlop? Jak już sobie wszystko poukładałam w głowie, od razu mi się lepiej zrobiło.

Skończyłam szykować zapiekankę, przełożyłam ciasto kremem, a potem zaczęłam robić się na bóstwo, w miarę możliwości, rzecz jasna. Jurek przyjechał jak zazwyczaj przed siódmą. Wszedł z kwiatami i butelką wina, chwycił mnie w objęcia, popatrzył.

– Jak zwykle zjawiskowo wyglądasz, Basiu –  pocałował mnie w policzek. – Nie wiem, co ty
widzisz w tym starym dziadzie, co cię napastuje co tydzień.

– Ja też nie – wywinęłam mu się. – Może ojca, który zbyt wcześnie mnie opuścił?

Lubiłam się z nim przekomarzać i, sama nie wiedząc kiedy, wpadłam w krąg stałych żartów.

– Szkoda, że nie poznaliśmy się wcześniej – zauważył Jurek przy jedzeniu. – Otworzylibyśmy knajpkę, ty byś gotowała, ja zajmowałbym się resztą. Bylibyśmy bajecznie bogaci!

– Wakacje spędzalibyśmy na Seszelach, a zimę w szwajcarskich Alpach – rozmarzyłam się.

– Basieńko – spojrzał na mnie ze zdziwieniem. – Błąkałabyś się po hotelach? Po co? Czy nie jest nam cudownie właśnie tak, gdy siedzimy sobie razem w ciepłym domu? Tylko we dwoje?

Nie znalazłam w sobie odwagi na szczerość

„No cóż, było cudownie. Ale czy gdyby to trwało stale, a nie zdarzało się raz w tygodniu, nie zrobiłoby się po prostu nudno?…” – aż się zawstydziłam tych myśli i nie odważyłam się, by je wypowiedzieć na głos.

Oboje mieliśmy za sobą nieudane związki, byliśmy poharatani, Jurek nawet bardziej niż ja, bo żona zabrała mu wspólnie budowany dom i musiał po rozwodzie wrócić do rodziców. Syna widywał rzadko, podczas gdy ja stale byłam z Blanką; patrzyłam jak staje się coraz mądrzejsza. To prawdziwe szczęście.

Siedzieliśmy z Jurkiem, gadaliśmy i przytulaliśmy się, a im dłużej to trwało, tym bardziej mi się wydawało, że wszystkie moje obiekcje są wyssane z palca. Czy naprawdę warto ryzykować taką pełnię i zrozumienie dla wyimaginowanych potrzeb?

Później, gdy Jurek już wyjeżdżał, objął mnie mocno i staliśmy tak przez chwilę, napawając się swoją obecnością.

– Coraz częściej myślę o naszym wspólnym życiu, Basiu – wyznał. – A ty?

Spłoszyłam się.

– Znamy się tak krótko…

– Nie jesteśmy już tacy młodzi – zaszemrał w moje włosy. – Dobrze nam, na co czekać?

Na szczęście akurat Blanka wróciła i nam przerwała. Jurek wyszedł. Patrzyłam potem przez okno, jak wsiada do auta, i myślałam, że chyba tak – chyba naprawdę go kocham. Tylko czy to wystarczy?

Czytaj także:
„Kolega męża chciał rozbić nasze małżeństwo. Wmówił mi, że Darek zabawia się z kochanką i dlatego nie odbiera telefonów”
„Przez pomyłkę prawie straciła miłość życia. Jej ukochany założył, że wróciła do męża i nie chciał mieć z nią nic wspólnego”
„Naiwna Jadzia uwierzyła bratanicy i przepisała jej mieszkanie za opiekę. Smarkula robi wszystko, by wykończyć staruszkę”
 

Redakcja poleca

REKLAMA