„Dbanie o dom i dziecko to dla mnie udręka, a maż ciągle dokłada mi roboty. Myśli, że jestem darmową niańką?”

Wszystkie moje dzieci są wpadkami fot. Adobe Stock, Liza5450
„– Kasy nam nie brakuje, nie musisz wracać do kieratu. Ciesz się każdą chwilą z małym, bo to się już nie powtórzy – powiedział mąż. Miałam nadzieję, że się nie powtórzy. Po tych trzech latach czułam się kompletnie odmóżdżona! Kocham synka nad życie, ale męcząca codzienność matki zaczyna mnie już dobijać”.
/ 28.03.2023 15:15
Wszystkie moje dzieci są wpadkami fot. Adobe Stock, Liza5450

Kiedy okazało się, że Rafałka nie przyjmą do przedszkola, załamałam się… Pani dyrektor stwierdziła, że skoro chłopczyk ma niepracującą mamę, która się nim zajmuje, może poczekać.

– A niby jak mam wrócić do zawodu? – żaliłam się mężowi. – Pierwsza rzecz, o którą spytali mnie w firmie, to, czy mam opiekę dla synka... To błędne koło!

– Faktycznie, masz się czym przejmować – Jacek puścił do mnie oko znad gazety. – Kasy nam nie brakuje, nie musisz wracać do kieratu. Ciesz się każdą chwilą z małym, bo to się już nie powtórzy.

Miałam nadzieję, że się nie powtórzy

Po tych trzech latach czułam się kompletnie odmóżdżona! Żeby nie było wątpliwości: kocham synka nad życie, ale sytuację w domu mam opanowaną do perfekcji i codzienność zaczyna mnie już dobijać. Nie chciałabym przesadzać, ale ostatnio moje życie przypomina „Dzień świstaka”. Potrzebuję zmiany i wyzwań. Nie minęły dwa tygodnie i doczekałam się „spełnienia marzeń”.

Wujek Maciej przyjeżdża z Kanady na trzy miesiące i część tego czasu spędzi u nas – oznajmił radośnie mój mąż po powrocie od teściowej. – Nie mogę się doczekać, tak świetnie się rozumieliśmy, gdy byłem mały. To on zaraził mnie miłością do historii, oko mu zbieleje, gdy zobaczy, jakie mam zaplecze! W każdej wolnej chwili Jacek zajmuje się toczeniem bitew na planszach, którymi obstawił pralnię. A na ścianach wiszą półki z żołnierzykami w strojach z epoki.

– No, i ty wreszcie będziesz miała towarzystwo, gdy będę w pracy – przypomniał sobie o moim istnieniu.

„Też mi towarzystwo! Przecież ten cały wujek musi mieć najmniej z siedemdziesiąt lat! A mąż pracuje po dziesięć godzin dziennie! Mam przez najbliższy czas zajmować się dzieckiem i do tego jeszcze staruszkiem?”.

– Strasznie się cieszę, Anka – rozmarzył się Jacek, zupełnie nieświadomy burzy, jaka szaleje w moim umyśle. – Wujek to idol mojego dzieciństwa.

– A mojego nie. Mogłeś przynajmniej zapytać, czy nie mam nic przeciwko temu! Nie przyszło ci do głowy, że właśnie mi zafundowałeś podwójne obciążenie? – wypaliłam.

Wtedy Jacek, niby skruszony, zaczął się kajać i stwierdził, że wszystko odwoła. Mowa-trawa, znam to na pamięć. I znów będziemy mówić tylko o nim, jego uczuciach, rozczarowaniu… A także, między wierszami (bo przecież nie wprost!) o biednym super wujku – przeleci chłopina pół świata, żeby wpaść na całe tygodnie w łapy mojej teściowej. A to wszystko przeze mnie, wiadomo, bo ja zła kobieta jestem. Tak więc zostało postanowione: wspaniały wuj Maciej zamieszka u nas. Postawiona pod ścianą, wynegocjowałam przynajmniej tyle, że pora i Rafała zarazić pasją historyczną – mają go brać ze sobą, ilekroć będą bawić się w wojnę.

– Tylko nie bawić! – oburzył się Jacek. – Robimy inscenizacje według materiałów źródłowych.

– Jak zwał, tak zwał.

Nie zamierzałam ustępować

– Muszę mieć trochę czasu dla siebie, bo inaczej, przyrzekam, zwariuję i to w bardzo widowiskowy sposób.

Byłam pewna na sto procent, że Rafałek będzie w siódmym niebie… Już nieraz próbował się dorwać do skarbów Jacka ale mąż fukał na niego, że zniszczy. Myślałby kto, że ołowiane żołnierzyki zostały wymyślone dla dorosłych! Nadszedł wreszcie wielki dzień i w naszym domu pojawił się gość. Umęczona całodziennym staniem przy garach, bo przecież trzeba go było godnie przyjąć, nie byłam nastawiona zbyt przychylnie, bo i co tu oczy mydlić? Dla Jacka to może i radość, ale dla mnie... Zaraz po powitaniach mąż zaciągnął wujka do swojego azylu, Rafałek pobiegł za nimi, więc i ja poszłam…

– Patrz, wuju – pochwalił się mój ślubny. – Wszystko jak za dawnych lat!

Stał taki dumny i spięty jednocześnie… Normalnie jak dzieciak, czekający na pochwalę! Dostanie lizaka, czy nie?

– No, co ty, chłopie? – zdziwił się gość z Kanady. – Jeszcze się tym bawisz?

Powstrzymałam się, aby nie parsknąć śmiechem. Jacek zaczął się tłumaczyć, że teraz robi to z myślą o synu… Wkręcał kit z zapałem, ale jednak nie wytrzymał i spytał, jak to możliwe, że wuj się już nie interesuje inscenizacjami?

– Normalnie, znudziło mnie to. Trzeba się rozwijać – wuj poklepał go po ramieniu. – Chodźmy, przywiozłem fantastyczną chińską herbatę, napijemy się.

Mąż miał zwarzony humor do końca dnia, nawet nie chciał ze mną rozmawiać, bąknął coś tylko o fatalnym spustoszeniu, które starość czyni w ludzkich umysłach. A nazajutrz oznajmił, że musi koniecznie wyjechać służbowo na dwa dni.

Bardzo mi przykro, że cię zostawiam samą z tym wszystkim – kajał się. – Rzeczywiście, miałaś rację, okropny ze mnie egoista i myślę zawsze głównie o sobie…

Tak jakby teraz było inaczej! Przecież to jego wuj rozczarował, jego nadzieje zawiódł. Mnie na razie nie przeszkadzał... Następnego dnia wstałam rano i pewna, że wszyscy, poza Jackiem, który bladym świtem wyjechał do Krakowa, jeszcze śpią, usiadłam z kawą w kuchni. Nagle…

No nie, czy ja śnię?

Zobaczyłam wuja i Rafałka w ogrodzie! Pora chyba na wyjaśnienie pewnej kwestii. Otóż, zaraz po wprowadzeniu się, pewna znajoma znajomej, podobno architekt zieleni, zaprojektowała otoczenie wokół domu. Było okropne, i nawet dopóki nie zaszłam w ciążę, myślałam, żeby coś zmienić, ale potem wszystko inne było ważniejsze… Może i dobrze, bo kompletnie się na tym nie znam. Dokończyłam kawę i wyszłam na dwór, wskakując w rolę gospodyni. Okazało się jednak, że wszyscy są po śniadaniu, nawet Rafałek, który zazwyczaj mamle godzinę swoje płatki.

– Aniu – powiedział wuj. – Ogród…

– Wiem – przerwałam. – Z tymi tujami wygląda jak cmentarz, brr…

– No, właśnie – podchwycił. – A przecież mogłoby tu być tak pięknie. Tyle miejsca, starczyłoby na kilka drzewek owocowych, rabatę z ziołami pod oknem…

Stał na środku i opowiadał w tak plastyczny sposób, że prawie to zobaczyłam.

– A ty, co byś chciała tu mieć? – zapytał wuj. – To ma być w końcu twój ogród...

– Róże – wypaliłam.

– Poszalejemy! – przyklasnął wuj.

Chodziliśmy po terenie, planując, co gdzie posadzić, a wieczorem buszowaliśmy w Internecie, szukając adresów szkółek w okolicy.

– Ja stawiam – zastrzegł wuj.

– Ale… – usiłowałam protestować.

– Żadne „ale” – podniósł ręce. – Chcę, żeby coś po mnie zostało.

Już następnego dnia zajęliśmy się przycinaniem iglaków. Rafałek uznał, że noszenie gałęzi to świetna zabawa. Wtedy zadzwonił mój mąż:

– Jutro wracam – zaczął Jacek. – Co u ciebie? Pewnie jesteś znużona? Wujek jednak jest stary… No, zmienił się.

Właśnie zobaczyłam, że Rafałek wziął piłkę do drzewek. Pogroziłam mu palcem.

– To wiesz, jutro jak wrócę – ciągnął tymczasem mąż – zabiorę cię do kina.

– Jacuś, jutro, to my jedziemy do szkółki po róże. Pogadamy, jak wrócisz. Pa!

Do kina?! Chyba zwariował! Spojrzałam na swoje ręce uwalane ziemią i roześmiałam się. Coś mi mówiło, że długo potrwa, zanim znów zacznę narzekać. Prędzej wuj Maciej się znudzi, widać, że potrafi zarazić innych swoimi pasjami, choć sam miewa raczej słomiany zapał. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA