Z własnej woli pozostaję samotna. Miałam parę przelotnych romansów, ale żaden z nich nie przetrwał zbyt długo. Faceci, z którymi się spotykałam, oczekiwali, że będę potulną, podporządkowaną im panienką, zależną od ich łaski. Kimś, kto zaraz po pracy leci do domu, żeby nagotować im obiadek, potem przeprać brudne gacie i wyprasować koszule. Ale to zdecydowanie nie moja bajka!
Postawiłam na karierę i nie żałuję
Choć mam zaledwie 32 lata, kieruję sporym działem w dużej firmie. Zarabiam całkiem przyzwoicie, jeżdżę fajną bryką, mogę sobie pozwolić na markowe ciuszki i wizyty u kosmetyczki. A ostatnio udało mi się nawet kupić własne trzypokojowe gniazdko w sercu miasta.
Mieszkam sama, ale samotność to nie mój problem. Kocham dobrą zabawę i spotkania ze znajomymi. A mam ich naprawdę sporo. Zarówno koleżanki, jak i kolegów. Kluby to nie moja bajka, poza tym wśród moich znajomych to już passé, dlatego zazwyczaj organizuję imprezy u siebie. Prawie każdego dnia ktoś mnie odwiedza.
Nie szalejemy, nie katujemy sąsiadów jakąś głośną muzyką. Po prostu razem gotujemy, plotkujemy, żartujemy, a czasami oglądamy jakiś film. Byłam pewna, że żyję jak każdy normalny człowiek i nikomu to nie wadzi. Okazuje się jednak, że jest zupełnie inaczej.
Od pewnego czasu dostrzegam nietypowe zachowanie moich sąsiadów, a szczególnie sąsiadek. Omijają mnie szerokim łukiem na klatce schodowej, nie reagują, gdy mówię „dzień dobry”, a jeśli już, to tylko jakimś burkliwym pomrukiem. Na początku nie zaprzątałam sobie tym zbytnio głowy. Wiadomo, każdy ma teraz jakieś własne problemy, troski i nastroje. A poza tym jestem tu nowa i doszłam do wniosku, że minie trochę czasu, zanim lepiej się poznamy...
O co im wszystkim chodzi?
Sytuacja jednak stawała się coraz bardziej nieznośna. Miałam wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie wilkiem, a niekiedy nawet rzucają w moją stronę nieprzyjemne komentarze. Gdy tylko pojawiałam się w windzie, nagle zapadała cisza, a inne kobiety prześwietlały mnie spojrzeniem od czubka głowy po same stopy. Pewnego dnia kątem oka dostrzegłam, jak jakaś staruszka pluje za mną z obrzydzeniem. Wtedy powiedziałam sobie: „Dosyć tego!”.
Zdecydowałam się zgłębić temat i zrozumieć, o co w tym wszystkim biega. Dwa piętra pod moim mieszkaniem mieszka Monika. Jej mąż pracuje jako kierowca tira, a ona zajmuje się domem i opiekuje dwójką dzieci. Nie ma stałej pracy. Jako jedyna traktowała mnie jak normalnego człowieka, od czasu do czasu nawet gadałyśmy ze sobą, dlatego pomyślałam, że pomoże mi rozwiązać tę tajemnicę.
Poczekałam, aż jej mąż wyruszy w swoją kolejną wyprawę, kupiłam flaszkę wina i słodycze dla dzieciaków, po czym zapukałam do jej drzwi. Monika zdziwiła się na mój widok, ale wpuściła mnie do środka. Zauważyłam jednak, że z pewnym niepokojem popatrzyła dookoła, żeby sprawdzić, czy nikt nie widział, jak do niej wchodzę.
– Czemu to zrobiłaś? Czyżby kumplowanie się ze mną stwarzało ryzyko uszczerbku na zdrowiu albo życiu? – rzuciłam żartobliwie, kiedy rozsiadłyśmy się w jej salonie.
– A daj spokój, nic z tych rzeczy, to tylko taki nawyk. Teraz po klatce schodowej kręcą się przeróżne typy. Lepiej dmuchać na zimne – odpowiedziała, usiłując przybrać nonszalancki ton. Miałam jednak poczucie, że mija się z prawdą.
Odkręciłyśmy butelkę wina i zaczęłyśmy rozmowę. Wyjawiłam jej cel swojej wizyty. Monika z początku zbywała temat, ale gdy opróżniłyśmy trzeci kieliszek, zaczęła mówić jak najęta.
Podejrzewali mnie o nierząd
– Słuchaj, zauważyłam, że prawie codziennie pod wieczór masz gości, głównie facetów. Przychodzą w różnym wieku, zarówno starsi panowie, jak i młodziki. Czasami przesiadują u ciebie godzinami. A kiedy wychodzą, to są tacy radośni i uśmiechnięci – zamilkła na moment.
– No i co z tego? Przecież to moi koledzy!
– Wiesz, ludzie mają swoje wyobrażenia… Według nich kobieta w twoim wieku już dawno powinna być mężatką, wychowywać gromadkę dzieci i zajmować się domem. Ewentualnie chociaż planować ślub z narzeczonym. A ty ciągle wolna! I w dodatku wyglądasz, jakbyś nieźle się bawiła życiem i miała kasę. Świetny samochód, stylówa, fryzura i makijaż z najwyższej półki… Nawet w pobliskim spożywczaku nie sięgasz po zwykłą mortadelę tylko po najdroższą szynkę – kontynuowała swój wywód.
– Jestem zatrudniona w dużej firmie, piastuję wysokie stanowisko i otrzymuję sowite wynagrodzenie. Mogę sobie pozwolić na wygodne życie – oznajmiłam.
– Rozumiem to doskonale, ale nasze sąsiadki... Gros z nich zarabia najniższą pensję w kraju. Nie potrafią ogarnąć umysłem, że kobieta pracująca w uczciwym, jak to ujmują, zawodzie, jest w stanie osiągnąć taki standard życia. Podsumowując, zestawiły ze sobą te męskie odwiedziny i twoją zasobność portfela, no i chyba wiesz, do jakich doszły wniosków... – z trudem dokończyła.
Nie muszę się komukolwiek tłumaczyć
Zatkało mnie z wrażenia. Byłam przygotowana na różne rzeczy, ale zarzut, że świadczę usługi seksualne za pieniądze, kompletnie wybił mnie z równowagi. A to wszystko z powodu mojego trybu życia – jestem singielką, mam dobrą pensję, przywiązuję wagę do swojego wyglądu, uwielbiam rozrywkę i towarzystwo innych osób. W środku aż się zagotowałam z wściekłości.
– Ale zacofanie! – wkurzyłam się. – One chyba mentalnie utknęły w średniowieczu! Nie dotarło do nich, że w dzisiejszych czasach niejedna babka przynosi do domu więcej szmalu niż facet? Że nie każda z nas marzy tylko o tym, by wyjść za mąż i mieć dzieci? Zamiast marnować czas, sterczeć godzinami pod klatką i wygadywać takie głupoty, lepiej by się za uczciwą pracę wzięły. Może wtedy i one miałyby ciekawszą codzienność, pełną różnorodnych doznań.
Monika westchnęła, rozkładając ręce w geście bezsilności.
– Cóż, z sąsiadami to już tak bywa, nie mamy na to wpływu – stwierdziła.
Wpadłam do domu wkurzona jak szerszenie. Pół nocy nie mogłam przestać myśleć o tym, co usłyszałam. Ale z każdą minutą czułam się coraz bardziej zapędzona w kozi róg. No bo jak ja mam to wszystko odkręcić? Mam latać od drzwi do drzwi i każdemu sąsiadowi z osobna wyjaśniać, czemu robię to, a nie tamto, opowiadać, kim jestem i ile hajsu zarabiam? Bez kitu! To jakbym próbowała udowodnić, że nie jestem wielbłądem. Tylko winni się tłumaczą, a ja nic złego przecież nie zrobiłam. Wręcz odwrotnie, to mnie oczerniono, potraktowano niesprawiedliwie!
Postanowiłam, że nic z tym nie zrobię, tylko poczekam w spokoju. Gdzieś tam w głębi duszy liczyłam, że Monika wyjawi sąsiadom prawdę, a wtedy wszystkim zrobi się wstyd i zaczną mnie traktować jak normalną osobę!
Tego było już za wiele
Pomyliłam się jednak! Kompletnie zlekceważyłam to, jaką siłą potrafią być ludzka zawiść, zazdrość i tępota! Ciągle czuję na sobie te nienawistne spojrzenia i słyszę, jak ludzie mnie obrażają. Ale to nie koniec! Ktoś dla żartu przedziurawił mi opony w aucie, a ostatnio na drzwiach do mojego mieszkania ktoś nabazgrał: „tutaj mieszka lafirynda”. Ścierałam to, a łzy same leciały mi z oczu. Ale to, co mnie spotkało wczoraj, to już totalna przesada!
Ledwo co przekroczyłam próg domu po powrocie z pracy i zaczęłam wyciągać z toreb zakupy, kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka. Przed wejściem czekała dwójka ludzi z administracji osiedla. Pani i pan. Otworzyłam, sądząc, że przyszli w sprawie naprawy balustrady. Parę dni temu informowałam ich o pęknięciu, które pojawiło się na głównym elemencie i martwiłam się, że to może zagrozić stabilności całej konstrukcji. Weszli energicznie do środka i zaczęli uważnie zaglądać we wszystkie zakamarki.
– Przepraszam, ale chciałam zapytać, czy w swoim mieszkaniu prowadzi pani jakąś działalność? – w końcu padło to pytanie.
– Działalność? – zrobiłam wielkie oczy ze zdumienia.
Popatrzyli na siebie porozumiewawczo.
– Wie pani, chodzi nam o to, czy nie działa tu może jakaś agencja towarzyska albo coś podobnego – wyjaśnili.
– Co proszę? Niech państwo mówią wprost, o co chodzi! – powiedziałam podniesionym głosem, czując rosnącą irytację.
– Otrzymaliśmy doniesienia, jakoby w tym miejscu funkcjonował dom schadzek.
– Kto wam to powiedział? – z trudem opanowywałam narastającą we mnie złość.
– Zaniepokojeni sąsiedzi. Okoliczni mieszkańcy nie życzą sobie, aby w ich pobliżu działo się coś takiego. Żądają, byśmy podczas najbliższego spotkania pozbawili panią członkostwa we wspólnocie i zmusili do sprzedania lokalu. To nie przelewki. Musi się pani wytłumaczyć – padły słowa z ust rozmówcy.
Zapłacą mi za to
Nie zdzierżyłam. Otworzyłam na oścież drzwi mieszkania i wykopałam gości za próg. Na półpiętrze darłam się wniebogłosy, że nie mam obowiązku z niczego się spowiadać i jeśli chcą mnie skreślić, to droga wolna. Pójdę do sądu. Mam kasę na najlepszą pomoc prawną.
Kiedy prawda wyjdzie na wierzch, połowa osiedla będzie rechotać z ich głupoty, a kochane, współczujące sąsiadki zapłacą mi zadośćuczynienie. Za naruszenie prywatności i godności osobistej. Wrzeszczałam umyślnie tak głośno, jak tylko potrafiłam, aby każdy w budynku to usłyszał...
Szczerze mówiąc, nie wiem, co mnie jeszcze czeka. Ale jedno mogę powiedzieć na pewno. Nie podkulę ogona! Mam już tego serdecznie dosyć. Nie pozwolę tej bandzie nade mną zatriumfować! Nie sprawię im tej radości. Mimo że zdrowy rozsądek podpowiada, żeby sprzedać mieszkanie, jeszcze tego nie zrobię. Najpierw odwdzięczę się im z nawiązką, a dopiero później zmienię adres. W końcu nie mam zamiaru dzielić domu z takimi typami!
Adrianna, 32 lata
Czytaj także:
„Wredna księgowa zarzuciła sidła na mojego męża. W głowie wymyśliła sobie plan, który realizowała krok po kroku”
„Mój mąż był kościółkowym dewotem i prawił kazania o mojej przyjaciółce. Ale za moimi plecami zaproponował jej romans”
„Brat rzucił żonę dla chciwej kobiety z kalafiorem zamiast mózgu. Wpycha mu łapy do portfela i czeka na drogie prezenty”