„Jestem magnesem na nieudaczników. Każdy z moich związków wyglądał tak samo – uwiódł, przeleciał i porzucił”

Zraniona kobieta fot. Adobe Stock, Goffkein
„Czy ze mną jest coś nie tak? Nie rozumiem. Moje serce to teraz jedna wielka krwawiąca rana. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zdołam kogoś pokochać. Czy zaufam na tyle, aby z kimś się związać bez strachu, że kiedy pewnego dnia wrócę z pracy, zastanę puste mieszkanie”.
/ 21.09.2021 13:26
Zraniona kobieta fot. Adobe Stock, Goffkein

Moja pierwsza wielka miłość skończyła się wielką porażką. Rafała poznałam jeszcze na studiach. Po roku zamieszkaliśmy razem. Były wspólne plany na przyszłość. Może jeszcze nie małżeńskie, na całe życie, ale na pewno na najbliższe wakacje.

Niestety, nic z nich nie wyszło, bo pewnego dnia mój ukochany wrócił do domu, zjadł ze smakiem kolację, którą mu przygotowałam i kiedy już zapalił po niej papierosa, spokojnym tonem oświadczył mi, że się przenosi. Na inną uczelnię, do innego miasta. Od października.

Pamiętam, że w pierwszym momencie się roześmiałam, bo byłam pewna, że to jakiś żart. Tak po prostu wyjeżdża? Przecież do tej pory nigdy ze mną o tym nie rozmawiał!

Ale kiedy do mnie dotarło, że on mówi zupełnie serio…

– No i jak ty sobie wyobrażasz nasz związek? – to było pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy.
Wydawało mi się, że ta sytuacja wymaga omówienia. Trzeba było zadecydować, czy ja zostaję na swojej uczelni i wtedy widujemy się w weekendy, czy może również powinnam się starać o przeniesienie…

– Mam rok do licencjatu, ale magisterskie mogłabym robić gdzie indziej… – zaczęłam planować, kiedy nagle zamilkłam, bo zdałam sobie sprawę, że on wcale nie brał mnie pod uwagę w swoich planach!

– Zrywasz ze mną? – spytałam cicho.

– No wiesz, w tej sytuacji chyba będzie lepiej, jeśli się rozstaniemy – przyznał z ulgą, że to ja powiedziałam te słowa i nie musiał mi niczego tłumaczyć.

Nie wiem, czemu zawdzięczam to, że wtedy nie padłam trupem na miejscu! Resztką sił zachowałam godność, poszłam do pokoju i zaczęłam bez ładu i składu pakować swoje rzeczy do torby.

– A ty dokąd? – wpadł za mną i patrzył zdziwiony, jak opróżniam szuflady. Jedną po drugiej.

– Wyprowadzam się – poinformowałam go, jakby naprawdę nie widział, co robię.

– Ale dlaczego? Przecież mieszkanie mamy opłacone jeszcze przez miesiąc! – stwierdził, jak zwykle pragmatyczny.

Spojrzałam na niego przenikliwie i już nie wytrzymałam.

– Naprawdę sądzisz, że tutaj zostanę? Będę ci sprzątała, gotowała, a może i kochała się z tobą, jeśli ci się nagle zachce kobiety? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.

Nic nie odparł, ale w jego oczach wyczytałam, że dokładnie tak sądził…

No to się ciężko pomylił! Jeszcze tego samego wieczora wylądowałam u koleżanki, która zgodziła się, abym mieszkała z nią w czasie sesji. Nie wiem, jakim cudem zdałam jednak wszystkie swoje egzaminy. Byłam na jakimś haju. Oderwana od rzeczywistości, starałam się nie myśleć o tym, jak Rafał ze mną postąpił, bo inaczej bym chyba zwariowała.

Nigdy nie dowiedziałam się, o co tak naprawdę chodziło. Bo podobno wcale nie o inną dziewczynę. Ale i tak mój były chłopak zachował się paskudnie. Ponieważ wieść o tym, że się rozstajemy rozniosła się po uczelni lotem błyskawicy, nie chciał wyjść na drania i wszystkim wokoło opowiadał, że przecież nie miał ze mną ślubu i trójki dzieci, więc nie był związany na śmierć i życie. I mógł sobie podjąć taką decyzję, jaką chciał.

Ano mógł… A ja głupia myślałam, że kocham i jestem kochana.

Przez wakacje jakoś doszłam do siebie. I kiedy w październiku wróciłam na uczelnię, starałam się już nie myśleć o tym facecie. Było mi o tyle łatwiej, że faktycznie zniknął z mojego życia. Mimo to długo nie umiałam się zaangażować w kolejny związek.

Irek wytrwale za mną chodził przez kilka miesięcy, zanim się z nim umówiłam. Byłam nieufna, bo już raz się sparzyłam, o czym mu zresztą powiedziałam. Przysięgał, że on będzie ze mną szczery i tak pięknie opowiadał o swojej miłości. Naprawdę, chciałam mu wierzyć, chciałam być znowu szczęśliwa…

Miałam dwadzieścia sześć lat, skończone studia i pracę, która może nie była szczytem moich marzeń, ale dawała mi stabilizację. Brakowało mi tylko mężczyzny, obok którego będę mogła budzić się co rano. Wyglądało na to, że Irek jest dobrym kandydatem, aby wypełnić tę pustkę w moim życiu. Pogodny, żywiołowy... Kiedy już się zdecydowałam, aby się do mnie wprowadził, od razu zrozumiałam, że nie będę się z nim nudziła.

Miłosne wyznania na lustrze w łazience, kawa z mleczną pianką i serduszkiem wyczarowanym czekoladą, płatki kwiatów rozsypane na łóżku w sypialni… To wszystko, chociaż może brzmi banalnie, wywoływało u mnie drżenie serca i dawało mi poczucie, że jestem kochana.

Irek był idealnym „włoskim” kochankiem. Sprawiał, że u jego boku czułam się jak księżniczka. Wiedziałam, że przyciąga kobiece spojrzenia swoją południową urodą i opalenizną. Zawsze się dziwiłam, jak on to robi, że ma taką piękną cerę.

– Przecież nie chodzisz na solarium, kiedy nie widzę? – przekomarzałam się

A on mi ze śmiechem tłumaczył, że jego przodkowie od strony ojca byli Cyganami. Miał w sobie po nich coś z wagabundy, to prawda. Pracował jako kierowca TIR-a i czasami był w trasie nawet przez dwa-trzy tygodnie. Pisał mi wtedy czułe SMS-y, a ja tęskniłam. Tak bardzo za nim tęskniłam!

Byliśmy razem już półtora roku i nadal było idealnie. Zaczęłam się więc zastanawiać, czy nie powinnam przypadkiem sama naprowadzić rozmowy na temat ślubu... Irek przecież wspominał wiele razy, że chciałby mieć rodzinę, dzieci. Na co więc czekać?

Uważałam tylko, że jeśli się zdecydujemy na małżeństwo, to mój ukochany powinien zmienić pracę, bo te jego ciągłe wyjazdy zaczynały mi już ciążyć. Mówiłam mu o tym, ale cały czas słyszałam, że to dobra praca, doskonale płatna.

– Przecież robię to dla nas – powtarzał, sugerując, że oszczędności są ważne, kiedy się zakłada rodzinę.

Przyjmowałam jego argumenty. Nigdy jednak nie zapytałam, ile Irek ma oszczędności, ale z tego co opowiadał, zakładałam, że spore. Aż pewnego dnia przez pomyłkę wysłał mi potwierdzenie przelewu, na którym było widać stan jego konta.

„Debet? 15 tysięcy złotych?!” – złapałam się za głowę. Nie dosyć, że Irek nie miał w ogóle żadnych odłożonych pieniędzy, to jeszcze był na minusie!

Nie jestem materialistką, i tak naprawdę nie chodziło mi nigdy o stan oszczędności Irka, ale kiedy zobaczyłam jego debet, poczułam się nagle jakbym dostała cios w splot słoneczny! Zrozumiałam bowiem, że mnie okłamywał. Po co mówił, że zbiera pracowicie na naszą wspólną przyszłość? Jak ona niby miała wyglądać?

W pierwszym odruchu chciałam od razu się z nim rozmówić. Ale się powstrzymałam. „A może on ma jakieś kłopoty? Może… jest hazardzistą i zostawia wszystkie pieniądze w automatach, albo w kasynie?” – główkowałam. No, bo przecież zarabiał, więc musiał na coś wydawać kasę!

Byłam zdenerwowana, ale im dłużej o tym wszystkim myślałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że cokolwiek to jest, razem sobie poradzimy! „Najważniejsze, żeby rozmawiać o kłopotach, a wtedy na pewno uda nam się je jakoś rozwiązać” – tego byłam pewna.

Zastanawiałam się tylko nad tym, co zrobić, aby Irek się przede mną otworzył i wszystko mi wyznał.
Właśnie miał wyruszyć w kolejną trasę, więc nie chciałam rozpoczynać poważnej rozmowy przed jego wyjazdem. Uważałam, że ten czas, kiedy go nie będzie w domu, to będzie dla mnie dobra okazja aby sobie jeszcze raz przemyśleć, jak to wszystko należy rozegrać.

Tylko że mój ukochany wyjechał następnego dnia i… już nigdy do mnie nie wrócił.

Kiedy minęły dwa tygodnie i powinien był pojawić się w domu, stęskniony jak ja, dostałam od niego SMS-a, że… zostaje na zawsze za granicą. „Nie bierz tego do siebie, jesteś fantastyczną kobietą, ale czuję, że powinienem zrealizować swoje marzenie, jakim zawsze było zamieszkanie na Ibizie” – przeczytałam zdumiona.

„Co?! To chyba głupi żart!” – byłam w takim szoku, że długo nie mogłam uwierzyć w to, co przeczytałam. Zaczęłam do Irka dzwonić jak szalona, ale nie odbierał moich telefonów! Zrozpaczona pojechałam więc do jego bazy transportowej, licząc na to, że może spotkam tam gdzieś jego kolegę i zmiennika, Marka. 

„Może on będzie wiedział coś więcej?” – kombinowałam.

Miałam szczęście, że go zastałam

Kiedy mnie zobaczył, na jego twarzy odmalowała się panika. Zrozumiałam więc, iż doskonale wie, że zostałam porzucona. A więc potrafi także odpowiedzieć na moje pytania i wyjaśni mi tę chorą sytuację. Wzbraniał się, nie chciał. Jednak ja nalegałam, więc w końcu przyznał, że to co mi powie, może mnie zranić.

– Ja już jestem zraniona, nie rozumiesz? Drugi facet porzuca mnie z dnia na dzień, bez słowa wyjaśnienia! Co ze mną jest nie tak?! – nie chciałam się przy nim rozpłakać, ale jednak to zrobiłam…

– A może to nie z tobą jest coś nie tak, tylko z nimi? – zapytał mnie wtedy. – To znaczy, nie mogę się wypowiadać co do twojego pierwszego faceta, ale jeśli chodzi o Irka, to… źle ulokowałaś swoje uczucia, dziewczyno!

Marek zabrał mnie na herbatę do służbowego barku i wszystko mi opowiedział.

– Znam Irka od trzech lat i wiem, że zawsze przyświecał mu jeden cel. Znaleźć sobie ciepłą wdówkę, która go będzie utrzymywać miesiącami, latami, a może nawet i do końca życia. Myślisz, że po co zatrudnił się jako kierowca TiR-a? Chodziło o pieniądze? Zgoda, te były mu potrzebne, żeby kupować sobie modne ciuchy, kosmetyki i ogólnie utrzymywać ciało w dobrej formie. Ale najważniejsze były te darmowe wyjazdy! To krążenie po Europie, szczególnie po Hiszpanii. Ile razy mówił ci, że wyjeżdża w trasę na dwa tygodnie, a tak naprawdę pracował tylko tydzień, a drugi za te pieniądze spędzał gdzieś na Gran Canarii albo na Ibizie, to nie zliczę! To tam szukał sobie dobrej partii. Zamożnej starszej Angielki albo Francuzki, której zależy na młodym kochanku. Nie znasz takich historii? Będzie go utrzymywać, a potem może zapisze mu coś w spadku. Sama wiesz, jaki Irek był dobry w bajerowaniu, musiał tyko podszkolić język i rozmaite sztuczki. No i w końcu mu się udało! Dopiął swego.

Słuchałam tego i nie wierzyłam własnym uszom! Facet, o którym myślałam jako o przyszłym ojcu moich dzieci, szedł do łóżka z jakąś nadzianą starą babą? I robił to dla jej pieniędzy?

– Jak męska dziwka…– wyszeptałam.

– Nic dodać, nic ująć – podsumował Marek. – Najlepiej będzie, jeśli jak najszybciej wyrzucisz go ze swojej pamięci – poradził mi.

Łatwo mu było mówić… Wiedziałam, że tak powinnam zrobić, ale rozum to jedno, a serce to drugie. Przecież ja oddałam je temu człowiekowi. Spędziłam z nim dwa lata, a planowałam spędzić z nim całe życie. A on nigdy nie dał mi odczuć, że ma inne plany, że kombinuje, jakby tutaj ułożyć sobie życie z kimś innym.

Moje serce to teraz jedna wielka krwawiąca rana. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zdołam kogoś pokochać. Czy zaufam na tyle, aby z kimś się związać bez strachu, że kiedy pewnego dnia wrócę z pracy, zastanę puste mieszkanie.

Czytaj także:
„Opiekowałam się mężem z obowiązku, nie z potrzeby serca. Obwiniałam go o to, że zmarnował mi życie i zburzył marzenia”
„Ożeniłem się z żoną zmarłego przyjaciela, a ona usiłowała zmienić mnie w byłego męża. Czułem się, jakbym żył w trójkącie”
„Matka złamała mi serce 2 razy. Raz, gdy oddała mnie do domu dziecka. Drugi, gdy porzuciła mnie w dniu ślubu”

Redakcja poleca

REKLAMA