Rzucił mnie, gnojek jeden! W dodatku moment wybrał wprost znakomity. Dokładnie dwa dni przed walentynkami! Świętem zakochanych, cholera jasna! Jak sobie przypomnę nasze ostatnie spotkanie, to aż mną telepie ze złości!
Zadzwonił i powiedział, że przyjdzie do mnie wieczorem
Już to mnie powinno było zastanowić, bo od pewnego czasu to głównie ja dzwoniłam do niego, a nie odwrotnie. Twierdził, że ma dużo roboty, sesję na głowie i po prostu jest strasznie zmęczony.
Faktycznie, gdy już się pojawiał, to zamiast rzucać się na mnie już w progu – jak to miał w zwyczaju jeszcze niedawno – on ledwie cmokał mnie w policzek, zasiadał przed telewizorem i zdarzało się, że po godzinie już pochrapywał.
A ja, naiwna kretynka, jeszcze się nad nim rozczulałam! Jaki to biedny, zapracowany… Podsuwałam kolacyjkę, otwierałam piwko. No naprawdę, powinnam wystartować w konkursie na najbardziej typową blondynkę świata!
Wtedy jak przyszedł, to nawet wino przyniósł. Widziałam, że jest jakiś dziwny i spięty. Pomyślałam, że może wymyślił jakąś niespodziankę na walentynki i nie wie, jak mi o tym powiedzieć. Wymyślił, a i owszem! Żeby go jasny szlag trafił!
Kręcił się na kanapie, jakby go coś uwierało, był milczący i roztargniony. W końcu nie wytrzymałam.
–No mówże, o co chodzi – powiedziałam zniecierpliwionym tonem. – Widzę, że coś cię gryzie.
Spojrzał na mnie z wdzięcznością, jakby właśnie tego oczekiwał – że zapytam go wprost, bez owijania w bawełnę.
– Nie bardzo wiem, jak zacząć... – odezwał się nieśmiało, a ja zamieniłam się w jedno wielkie oczekiwanie. – Myślę, że to nie ma sensu. Znaczy ty i ja. Sama pewnie widzisz, jak to wygląda od pewnego czasu. To pewnie moja wina, ciągle jestem zmęczony i w ogóle. Ale... no po prostu… Musimy się rozstać – wydusił wreszcie z siebie, a ja zamarłam.
– Jak to, rozstać? Dlaczego? – spytałam jak idiotka, która nic nie rozumie. – Przecież jest nam dobrze ze sobą… Planowaliśmy wyjazd na wakacje za granicę, mieliśmy w Norwegii wziąć ślub, zapomniałeś? Jak to rozstać?!
– Normalnie – Jarek, gdy już powiedział to, co najgorsze, odzyskał pewność siebie. – Po prostu już nie będziemy razem i tyle. Koniec z nami.
– Co ty opowiadasz?! – dopiero teraz do mnie dotarło. – Ale ja cię kocham! Myślałam, że ty mnie też…
– Ja też tak myślałem, ale pomyliłem się – westchnął. – Nie pasujemy do siebie.
– Może to jeszcze przemyślisz – rzuciłam błagalnie. – Może po prostu dajmy sobie czas, odpocznijmy od siebie...
– To nie ma sensu – Jarek tracił cierpliwość. – Zresztą… Poznałem kogoś.
2 słowa, które wszystko wyjaśniały i zamykały dyskusję
Patrzyłam z narastającą rozpaczą, jak Jarek zabiera swoje rzeczy, chowa do kosmetyczki szczoteczkę do zębów. Nie byłam jednak w stanie się ruszyć ani nic powiedzieć. Wreszcie podszedł i położył na stole klucze do mojego mieszkania.
– Wiem, że ci ciężko, ale nie gniewaj się na mnie – powiedział cicho. – Nie chciałem cię oszukiwać, dlatego odchodzę. Kochałem cię, ale to się zmieniło. Przykro mi.
I już. Po wszystkim.
Zupełnie nie mogłam się pozbierać. Po godzinie zadzwoniłam do przyjaciółki. Kochana jest, rzuciła wszystko i przyjechała do mnie, chociaż było późno. Ja ryczałam jak bóbr, a ona pozwoliła mi na to. Podsuwała chusteczki, robiła drinki i cierpliwie słuchała. Po pewnym czasie, gdy byłam już zapuchnięta i ochrypła od płaczu i wrzasków, powiedziała:
– Teraz pójdziesz się wykąpać, a ja tu posprzątam. Koniec z drinkami, zrobię ci herbatę, a ty ją grzecznie wypijesz i położysz się do łóżka. Ja zostanę, będę spała na kanapie, tylko zadzwonię do mamy.
Siedziałam w ciepłej wodzie, czując, jak spływa ze mnie napięcie. Potem wypiłam herbatę i zgodnie z zaleceniem Eli położyłam się do łóżka przekonana, że i tak nie zasnę. Jednak zmęczenie, alkohol i nadmiar emocji zrobiły swoje. Kiedy się ocknęłam, za oknami było już jasno, a z kuchni dochodzi rozkoszny zapach kawy.
– Cześć, śpiochu, już prawie południe, wiesz? – Ela postawiła na stole kubek i talerz z grzankami. – Zjesz to, nawet gdybym musiała cię karmić siłą.
– Nie wiem, jak ja mam teraz żyć – powiedziałam, patrząc tępo przed siebie. – Przez dwa lata byłam zawsze z nim.
– Nie zawsze – tym razem Ela nie dała mi się wygadać. – Od dobrych paru miesięcy raczej czekałaś, aż on raczy być z tobą. A pamiętasz ostatniego sylwestra? Przyszedł po dziesiątej, bo musiał najpierw iść z kumplami z pracy na piwo. I ledwo trzymał się na nogach! O północy chrapał jak zarzynany bawół, a ty praktycznie całą noc musiałaś bawić się sama.
– Zmęczony był... – powiedziałam niepewnym tonem, przypominając sobie jednocześnie, jak mnie wtedy wkurzył.
– Akurat! – prychnęła z potępieniem. – Wszyscy ci mówili, że on nie jest dla ciebie, a ty nie chciałaś słuchać. Ale sama też nieraz mówiłaś, że inaczej byś chciała.
– Byłam pijana… – stwierdziłam.
– I dlatego szczera! Ja rozumiem, że to nie jest łatwe, jednak nie pozwolę, żebyś przez takiego fiuta – przepraszam, ale dobrze wiesz, co o nim sądziłam – więc żebyś przez niego wpadła w jakąś depresję.
Niby miała rację
Lecz z drugiej strony, gdy tylko sobie przypomniałam naszą rozmowę, zbierało mi się na płacz.
– Powiedział, że kogoś poznał – chlipnęłam i łzy popłynęły mi strumieniem.
– I ty za nim płaczesz? – wkurzyła się Elka. – A że poznał, to ja się od dawna domyślałam. Mówiłam ci na jesieni, że moim zdaniem się zmienił. Ale ty oczywiście go broniłaś, że niby dużo pracuje
i się uczy. Uczy, tak – anatomii człowieka!
Ostatnia uwaga spowodowała u mnie kolejny wybuch płaczu. Moja przyjaciółka milczała wyrozumiale, jednak po chwili westchnęła i poszła wstawić wodę. Chyba miał dość tych lamentów.
– Alkoholu ci nie dam – oznajmiła stanowczo, uprzedzając moją prośbę. – Wypijesz melisę. A teraz przestań się mazać, weź się w garść i chodź do łazienki.
– Po co? – wychlipałam.
– Chodź, to zobaczysz – wzięła mnie za rękę i poprowadziła do lustra.
Spojrzałam i przeraziłam się. Zapuchnięta twarz, czerwony nos, oczy kaprawe. Nie poprawiło mi to nastroju... Ela zmusiła mnie do umycia się. Potem położyła mnie na wersalce, przyłożyła okład z herbaty na oczy i podała melisę.
– Masz się pozbierać, słyszysz? – nakazała. – Ja muszę wyjść, a nie zostawię cię samej. Pojedziesz do mnie. Wieczorem wpadną Anka, Miśka i Emilka. Już wiedzą. I nie jęcz mi tu, musiałam im powiedzieć, inaczej zadawałyby głupie pytania. Posiedzimy, pogadamy. Odżyjesz.
Nie wiem, czy odżyłam, ale dobrze mi to zrobiło
Dziewczyny taktownie unikały rozmów o Jarku i swoich chłopakach. Zresztą, z nich wszystkich tylko Emilka miała kogoś na stałe. Elka dopiero co poznała jakiegoś faceta; nawet nie wiem, czy traktowała to poważnie.
Ale następnego dnia były walentynki! Uświadomiłam to sobie w środku naszego babskiego spotkania i zastanawiałam się, co zrobić. Chyba znowu się upiję.
– Jutro idziemy do knajpy, ty też, słyszysz? – Miśka szturchnęła mnie w ramię. – I bez wykrętów. Zresztą, spotkanie jest u ciebie. Najpierw każda zrobi sobie makijaż, a potem ruszymy na podbój świata!
Wiedziałam, że protesty na nic się nie zdadzą, choć najchętniej jutrzejszy dzień bym przespała i udawała, że mnie nie ma. Ale gdybym ich nie wpuściła, pewnie zawiadomiłyby policję i wyważyły drzwi, ja je znam! Więc trudno, jakoś to przeżyję.
A potem się zamknę w skorupce i już
Następnego dnia na wszelki wypadek nie włączyłam radia ani telewizora, żeby nie słuchać głupich tekstów. Lecz jak tylko wyszłam z domu, zrozumiałam, że świat nie da mi zapomnieć o święcie zakochanych.
Nie zdążyłam dojść do mojego starego rzęcha, gdy dopadły mnie jakieś dwie dziewczynki z puszką i kokardkami.
– Dziś dzień miłości, a my zbieramy pieniądze na dla dzieci z domu dziecka – zaszczebiotały. – Proszę nas wspomóc, dostanie pani kokardkę miłości.
– Ale to święto zakochanych – wymamrotałam, szukając drobnych w portfelu.
– Nie, to święto miłości, wszyscy ludzie muszą się kochać – odpowiedziały.
Wrzuciłam monetę do puszki, a one, chichocząc, wręczyły mi kolorową kokardkę i odbiegły. Wzruszyłam ramionami i wsiadłam do samochodu. Jednak cały czas rozmyślałam o tym, co powiedziały. Wszyscy ludzie powinni się kochać. „Dziecięcy świat jest prosty” – pomyślałam i wtedy usłyszałam gwizdek.
Cholera, zagapiłam się i nie zatrzymałam przed znakiem stop. I oczywiście akurat musiał się napatoczyć policjant!
– Pewnie zakochana, co? – zapytał, wyciągając rękę po moje dokumenty.
– Wręcz przeciwnie, właśnie mnie rzucił – odparłam sama nie wiem dlaczego, bo przecież nie miałam zamiaru oznajmiać całemu światu o swoim nieszczęściu.
– W takim razie głupi jest – skomentował policjant, wertując moje dokumenty. – Taką kobietę? Pani się nie przejmuje! Skoro tak, to nie był pani wart. Ale przed znakiem trzeba się zatrzymać.
– Wiem, zawsze to robię, tylko teraz tak wyszło... – broniłam się automatycznie. – Niech pan sprawdzi, nawet jednego punktu karnego nie mam.
– No nie ma. I szkoda kalać takie dziewicze konto – przyznał i mrugnął do mnie. – To zrobimy tak: ja panią tylko pouczę, a pani przestanie myśleć o facecie, który na panią nie zasługuje, okej?
Skinęłam głową i też się uśmiechnęłam. Miły gość. A jednak samotne walentynki także mają swoje dobre strony...
W pracy też mnie zaskoczyli
Dostałam różę – jak wszystkie kobiety – i kartkę od koleżanki. Spojrzałam na nią zdziwiona.
– No co?! – zapytała, szczerząc się.
– Lubię cię, więc dałam ci walentynkę. Nie mogę? Podobno to święto miłości!
– To ja cię zapraszam na ciastko – jakoś poprawił mi się humor. – Zamiast obiadu.
Otworzyłam maile i aż musiałam się uśmiechnąć. Moi klienci też o mnie pamiętali! Jakie to miłe, gdy dostaje się życzenia od praktycznie obcych osób…
To wszystko nastroiło mnie na tyle pozytywnie do świata, że postanowiłam iść do tej knajpy i dobrze się bawić. Co prawda, po drodze do domu widziałam kilka zakochanych par, ale zniosłam to dzielnie.
„Nie ten, to będzie inny” – pomyślałam.
Zresztą, Ela miała rację. Z Jarkiem wcale nie było tak cudownie. A może tylko wmówiłam sobie, że go kocham?... Kiedy wróciłam do domu, na klamce moich drzwi wisiała mała paczuszka. W środku był batonik i karteczka: „Od uciążliwego sąsiada z życzeniami szczęścia”. Roześmiałam się.
To od Mariusza – parę lat ode mnie młodszego dzieciaka, któremu przed rokiem pomagałam w matematyce. Nic nie kumał i namęczyłam się z nim straszliwie, ale maturę zdał.
Dziewczyny przyszły się szykować i nieco się zdziwiły, bo ja byłam już gotowa. W ulubionej kiecce, z błyszczącymi kolczykami. Nawet włosy miałam zrobione, choć zazwyczaj nie chce mi się ich układać. Wyglądałam całkiem dobrze. Wprawdzie na mojej twarzy widać było zmęczenie, bo ostatnie dni dały mi jednak mocno w kość, ale Miśka od razu zawołała:
– No i super! Kobieto, jesteś cudna i zasługujesz na księcia! Czekaj, tylko jeszcze drobna poprawka – chwyciła mnie za rękę i zaciągnęła do łazienki, po czym zaczęła mi nakładać na twarz fluid i puder.
Kiedy spojrzałam w lustro, sama siebie nie poznałam
Cienie pod oczami i zaczerwienienia od długiego płaczu zniknęły. Teraz już wszystko było na medal. Po prostu promieniałam! Knajpka, którą wybrały moje koleżanki, wydawała się fajnym miejscem. Mało tu było par, za to dużo grup.
Widać, że wszyscy przyszli uczcić walentynki po swojemu. Poza tym w knajpie organizowany był koncert i festyn na rzecz domu starców.
– Oni kiedyś kochali, a teraz ich nie ma kto kochać – mówił prowadzący. – Często są sami, chociaż jeszcze wiele mogą światu ofiarować. My im też możemy – nasze towarzystwo i pomoc. Zbieramy na przyjęcia karnawałowe dla starszych państwa!
Okazało się, że pensjonariusze domu opieki własnoręcznie przygotowali walentynkowe kartki. Każdy, kto chciał im pomóc, mógł sobie jedną wybrać.
Podeszłam do stołu, na którym leżała sterta kolorowych kart. Jedne prostokątne, inne wycięte w serduszka. Niektóre były zrobione z wielkim kunsztem, inne wyglądały jak dzieło kilkulatka. A na wszystkich wypisano sentencje o miłości. Ale nie takiej między kobietą a mężczyzną, tylko o tym,
co jest sensem prawdziwego uczucia.
Był psalm o miłości, były wiersze Twardowskiego, Szymborskiej, Asnyka, cytaty z Coelho. Czytałam je i czułam, że zaraz wystrzałowy makijaż popłynie mi po policzku. Takie samo wzruszenie widziałam też na twarzach innych ludzi.
Wybrałam dla siebie kartę, która dawała mi nadzieję. Z przodu narysowane było drzewo w połowie zielone i obsypane owocami, a w połowie jesienne, też piękne. Z tyłu drżącą ręką ktoś napisał:
Miłość to dwie samotności, które spotykają się i wzajemnie wspierają.
Usiadłyśmy potem z dziewczynami przy stole i każda w milczeniu oglądała swoją walentynkę. Tak, miłość jest piękna, jeżeli jest prawdziwa. Warto kochać wszystkich… A na tego jedynego to ja po prostu poczekam. Bo właśnie zrozumiałam, że pewnego dnia go spotkam.
Czytaj także:
„Najpierw znalazłam ślubną obrączkę, a dopiero później męża. To starsza sąsiadka maczała w tym swoje łapska”
„Pierwszy mąż jest na rozruch, a drugi dla doświadczenia. Trzeciego znalazłam po 70-tce i dopiero on był moją prawdziwą miłością”
„Byłam załamana, kiedy moja 16-letnia córka zaczęła mieć swoje życie. Chciałam odzyskać swoje małe dziecko!”