„Jako żona prawnika pławiłam się w luksusach. Zapomniałam, że on specjalizuje się w rozwodach i puścił mnie z torbami”

poważna młoda kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Jesteś szczęśliwą żoną, bo nie musisz nic robić i żyjesz jak pączek w maśle – warknął w odpowiedzi. – Skończyło się dojenie bogatego męża. Odbiorę ci wszystko, żebyś w końcu zrozumiała, że ma się tylko to, na co się zapracuje”.
/ 16.12.2023 09:15
poważna młoda kobieta fot. Getty Images, Westend61

Miałam życie jak w bajce, dokładnie takie, jakie sobie wymarzyłam. Tym większy był mój szok, gdy mąż oświadczył, że ode mnie odchodzi, bo nic sobą nie reprezentuję.

Kolejna nieudana randka

Weszłam do domu trzaskając drzwiami. Byłam naprawdę wściekła. „Nie ma już na świecie prawdziwych mężczyzn, nie ma!”, myślałam z goryczą.

– Co się stało, Marcysiu? – zapytała mnie mama, wychodząc z kuchni.

– Mam dosyć! Koniec z facetami! – oznajmiłam głośno.

Mama spojrzała na mnie z troską.

– Co, nudziarz?

– Gorzej! Skąpiec! Zaproponował, żebyśmy rozdzielili rachunek na pół! Wyobrażasz sobie? – piekliłam się.

– No to faktycznie żaden dżentelmen... To ciesz się, że widzieliście się po raz ostatni – skwitowała mama odsuwając mi krzesło przy kuchennym stole.

– Czy ja naprawdę mam takie wielkie wymagania? Czy szarmanccy mężczyźni, którzy potrafią zadbać o kobietę odeszli już zupełnie do lamusa? Są tylko maminsynkowie z kiepskimi robotami, żenującymi manierami i zupełnym brakiem polotu... – psioczyłam.

– Córcia, od dawna ci mówię: zwracaj uwagę na zawód, zanim się z kimś umówisz – upomniała mnie mama. – Szukaj lekarzy i prawników, zaufaj mi!

– No nie wiem, może masz rację? Ale dotychczas myślałam, że to taki stereotyp... Teraz jest dużo jakichś nowoczesnych stanowisk o zagranicznych nazwach... Brzmią poważnie, a w praktyce – szkoda gadać!

– Ja za lekarza wyszłam i proszę, biedy nigdy nie było! A i sama za siebie nigdy nie zapłaciłam w restauracji – zaśmiała się mama. – Nie martw się, Marcysia, jeszcze się znajdzie odpowiedni.

No cóż, ja nie byłam tego taka pewna. Od dwóch lat intensywnie szukałam męża na aplikacjach randkowych i imprezach. Bezskutecznie. A przecież niczego mi nie brakowało: byłam ładna, zgrabna, mądra i wygadana. Nie miałam pojęcia, w czym może być problem.

Te jej nowoczesne poglądy...

– Czasem trzeba się naszukać! – powtarzała mi przyjaciółka. – Zabierz się za jakąś robotę, sama będziesz panią swojego losu! Na co ci bogaty mąż? Nie wolisz sama być bogata?

– Nie chcę! Kobieta i tak nigdy nie zarobi tyle, co mężczyzna, a ja nie chcę spędzić kolejnych dwudziestu lat na jakimś podrzędnym stanowisku w korporacji, harując na podstawowe rachunki. To żadna wolność – tłumaczyłam do znudzenia.

– Wolisz, żeby facet wydzielał ci pieniądze? A co jak odejdzie i zostawi cię bez kasy?

– A co jak ciebie zwolni szef z pracy? – irytowałam się, gdy wysuwała takie argumenty.

– To znajdę kolejną, bo mam doświadczenie i jestem wykształcona. A ty co? Będziesz szukać kolejnego męża, bo sama sobie nie poradzisz? – zakpiła.

– A będę, żebyś wiedziała!

Ada machnęła na mnie tylko ręką i zmieniła temat. Sama była w związku już od roku, ale wcale nie podobał mi się ten jej Tomek. Pracę miał gorszą od niej, drogich prezentów nigdy jej nie robił... Nie widziałam w nim mężczyzny, tylko niedojrzałego chłopaczka. Prawdziwy facet nie pozwoliłby sobie na to, żeby kobieta przynosiła do domu więcej pieniędzy niż on!

– A może chciałabyś się umówić z którymś z kolegów Tomka? – zaproponowała nagle Ada przerywając mój ciąg myśli, jakby telepatycznie.

– Boże broń! – zaprotestowałam trochę zbyt żarliwie.

Przyjaciółka uniosła brwi pytająco.

– Nie ma co się mieszać w takie rzeczy, potem są tylko kwasy. Ktoś się rozstanie, ktoś będzie miał do kogoś pretensje i potem znajomi są pośrodku takiej dramy... Nie będę ci tego robić – wytłumaczyłam się, a Ada na szczęście mi uwierzyła. – No cóż, popróbuję jeszcze trochę... Jutro mam kolejną randkę. Tym razem poszłam za radą mamy i umówiłam się z prawnikiem.

– No to powodzenia! Chociaż słyszałam, że to wyjątkowi nudziarze... – skomentowała tylko przyjaciółka.

Nie wiązałam dużych nadziei z tą randką

Po całych latach niepowodzeń, randki przestały być dla mnie ekscytującymi okazjami na romantyczne uniesienia, a zaczęły być bardziej suchymi przesłuchaniami. Po kolei odhaczałam wszystkie istotne dla mnie tematy, żeby wybadać, jakie miał do nich podejście mój kandydat. Nie chciałam marnować czasu na tych, z którymi nie miałam szans się dogadać. Robert jednak od razu zrobił na mnie wrażenie. Po pierwsze, czekał na mnie w kawiarni z różami.

– Wybacz, to taki banalny wybór, ale uznałem, że bezpieczny... – wyznał nieśmiało.

Przez resztę wieczoru rozmawialiśmy głównie o jego pracy. Ada uznałaby to pewnie za nudne, a ja nie mogłam się nasłuchać. Był taki ambitny i taki zaradny! Natychmiast przepadłam. Gdy zaproponował kolejne spotkanie, oczywiście się zgodziłam. Do domu po raz pierwszy od dawna wracałam w szampańskim nastroju.

Po kilku udanych randkach z Robertem zaczęłam zastanawiać się, czy przypadkiem nie znalazłam tego jedynego. Był przemiłym, troskliwym mężczyzną, który doceniał moje aspiracje i szanował moje poglądy. Jego prawnicza wiedza pozwalała nam na ciekawe rozmowy, a jednocześnie potrafił również wzbudzić we mnie śmiech swoim inteligentnym poczuciem humoru.

Moje marzenia zaczęły się spełniać

Nasza relacja potoczyła się bardzo szybko. Robert zaczął mnie zapraszać na eleganckie kolacje, weekendowe wypady, a nawet ofiarowywać mi niespodziewane prezenty. Czułam się, jakbym wreszcie trafiła na tego jedynego, który zna wartość prawdziwego związku. Byłam traktowana jak księżniczka i właśnie o to mi chodziło.

Mojego ukochanego natychmiast polubili także moi rodzice, a wiedziałam, że będą mieli wysokie wymagania wobec kandydata, którego przyprowadzę do domu jako pierwszego – bo przecież żaden z poprzednich nie dotrwał do tego etapu.

Już rok później byliśmy małżeństwem, a moje życie zmieniło się w bajkę. Nie pracowałam, całe dnie spędzałam na gotowaniu i aranżowaniu wnętrz, chodziłam na siłownię, na zakupy, do kina... Miałam wszystko, co mogłam sobie tylko wymarzyć, bo Robert zarabiał naprawdę świetnie. Jednak pewnego dnia, gdy siedzieliśmy przy kolacji w jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji w mieście, Robert nagle zaczął rozmawiać o... rozwodach.

Zdziwiło mnie to, bo nigdy wcześniej nie przynosił tego tematu do domu. Tak, mój mąż był specjalistą od rozwodów, ale nie miał w zwyczaju opowiadać mi o szczegółach swoich spraw. Wiedziałam oczywiście, gdzie pracował, jakie miał osiągnięcia i odznaczenia, jakie branżowe nagrody zdobywał... Bardzo mi to imponowało. Ale nigdy nie rozmawialiśmy o jego „standardowym dniu w pracy”.

Tego dnia jednak Robert zaczął opowiadać o skomplikowanych sprawach rozwodowych swoich klientów... W połowie historii o jakiejś paskudnej, chciwej babce, co to całymi dniami się obijała i doiła męża na swoje wszystkie zachcianki, przerwałam mu:

– Kochanie, po co mi to opowiadasz?

– Myślałem, że może cię zainteresuje... To taka historia z życia wzięta. Ale możemy zmienić temat – mruknął mąż i posłał mi uśmiech, który był... dziwny. Jakby wymuszony?

Reszta kolacji ubiegła nam w przyjemnej atmosferze i nie wracaliśmy już do tego tematu.

Trzy miesiące później zrozumiałam

Zupełnie zapomniałabym o tej sytuacji, gdyby nie to, co stało się już parę miesięcy później. Tego dnia wracałam właśnie z cotygodniowych zakupów. Tym razem wyjątkowo zaszalałam, bo kupiłam aż trzy pary nowych butów i torebkę. Wydałam sporo pieniędzy, ale Robert nigdy mi ich nie wyliczał, więc byłam przekonana, że te kwoty są dla niego po prostu drobne. Po wejściu do domu zastałam męża siedzącego w fotelu w salonie. Wyglądał, jakby na mnie czekał.

– No cześć. Co tam? – zagaiłam, stawiając na ziemi torby z zakupami.

– Kolejne ciuchy? – zapytał dość nieprzyjemnie.

– No... A to jakiś problem?

Mąż głęboko westchnął.

– Widzę, że historia, którą ci opowiedziałem na kolacji, nie zrobiła na tobie najmniejszego wrażenia... – mruknął.

– Jaka znowu historia?

– O kobiecie, która całymi dniami się byczyła i przepuszczała ciężko zarobione pieniądze swojego męża. Marcelina, odchodzę. Nie na taki związek się pisałem. Myślałem, że jesteś ambitną, zdecydowaną kobietą, a ty jesteś zwyczajną księżniczką, której marzy się bycie utrzymanką! – krzyknął na mnie.

Byłam w szoku.

– O czym ty mówisz, Robert? Przecież jesteśmy szczęśliwym małżeństwem! – wydukałam.

– Jesteśmy? Czy tylko ty jesteś szczęśliwą żoną, bo nie musisz nic robić i żyjesz jak pączek w maśle? – warknął w odpowiedzi. – Jesteś dorosłą kobietą, naprawdę nie muszę ci tłumaczyć, co zrobiłaś źle. Wiedz tylko, że skończyło się dojenie bogatego męża. Odbiorę ci wszystko, żebyś w końcu zrozumiała, że ma się tylko to, na co się zapracuje. Powodzenia.

Robert spojrzał na mnie po raz ostatni, po czym chwycił za walizkę stojącą w rogu salonu i wyszedł.

Czytaj także:
„Mąż nabrał sobie kredytów i zmarł. O niczym nie wiedziałam do momentu, gdy komornik zabrał mi nawet cukiernicę po babci”
„Mąż ma pretensje, że wieczorem nie padam na kolana i się z nim nie modlę. Wolę obejrzeć serial, niż klepać zdrowaśki”
„Po 25 latach małżeństwa mąż znalazł sobie młodszą i odszedł. Za chwilę zrobił jej dziecko, a ja poczułam się staro"

Redakcja poleca

REKLAMA