„Jak jakaś idiotka dałam się wrobić w zaręczyny. Wyplątałam się z tego bagna dzięki przesądowi. I pewnemu blondasowi”

prawdziwe historie: dałam się wmanewrować w zaręczyny fot. Adobe Stock, Maksim Toome
„Nie potrafiłam zerwać z Jackiem, bo nie chciałam złamać mu serca. Powiedziałam mu >>tak<<, ale czułam, że popełniam błąd. Na samą myśl, że po zaręczynach przyjdzie czas na ślub, czułam panikę. Na szczęście głupi przypadek wszystko odmienił”.
/ 18.05.2023 22:00
prawdziwe historie: dałam się wmanewrować w zaręczyny fot. Adobe Stock, Maksim Toome

Wpatrywałam się zaskoczona w maleńkie puzderko, które trzymał w ręku Jacek. Kamień pierścionka rzucał szlachetne błyski. Mój chłopak klęczał przede mną, jak należy w takiej sytuacji. Czułam, że wszyscy wokół na nas patrzą i są zachwyceni, bo przecież to takie romantyczne, kiedy chłopak oświadcza się dziewczynie w ciepłą tropikalną noc, nad basenem. Goście hotelowi zamarli w oczekiwaniu. Czułam presję, że powinnam jak najszybciej powiedzieć „tak” i kiedy w końcu to zrobiłam, rozległy się brawa i gratulacyjne okrzyki.

Zarumieniony z emocji Jacek wsunął na mój palec pierścionek i złożył na moich ustach pocałunek. Złożył na ustach… Tak, bo to właśnie dokładnie tak sztucznie wyglądało. To nie był namiętny pocałunek dwojga zakochanych, tylko taki wystudiowany „filmowy”. Na użytek tych kilkudziesięciu osób, które nas z ciekawością obserwowały.

Te zaręczyny wcale nie były po mojej myśli

Usiadłam zażenowana przy stoliku. Naprawdę nie spodziewałam się oświadczyn. Jacek zadowolony poszedł do bufetu po kolacyjne dania, a ja siedziałam, wpatrując się w zaręczynowy pierścionek na moim palcu. Skądś go znałam... Po chwili przypomniałam sobie, że sama go sobie „wybrałam”. Na dwa tygodnie przed wyjazdem do Egiptu byłam na zakupach z Jackiem i jego siostrą. Ewa zaciągnęła mnie do jubilera, podziwiała rozmaite cacka i w pewnym momencie zapytała, który pierścionek mi się podoba. Wskazałam pierwszy lepszy, na odczepnego, bo moje myśli zaprzątały akurat inne sprawy. A teraz właśnie ten sam pierścionek lśnił na moim palcu.

Ale nie o niego chodziło, gdy czułam, że te zaręczyny wcale nie są po mojej myśli. Nic by się nie zmieniło, gdybym nawet dostała największy diament świata. Tak samo byłabym… przerażona!

Jacek wrócił z pełnym talerzem  i uśmiechnął się na widok tego, że siedzę wpatrzona w pierścionek od niego. Gdyby tylko znał moje myśli… Nasz związek od dawna zmierzał, moim zdaniem, w niewłaściwym kierunku. Ja… chyba w ogóle nie powinnam była wiązać się z tym facetem. Dlaczego więc z nim byłam i jakim cudem sprawy zaszły tak daleko?

Na twoim ręku jest bezpieczniejszy!

Poznaliśmy się w pracy i to Jacek o mnie bardzo zabiegał. A ja dałam mu się adorować jak głupia. Potrzebowałam wtedy tego, aby ktoś koło mnie skakał, podziwiał mnie i prawił mi komplementy. Miałam zranione serce po ostatnim związku. Były chłopak ze mną zerwał i to w bardzo nieładny sposób, bardzo ucierpiała moja duma.

Związek z Jackiem pomagał mi więc leczyć złamane serce i skutecznie zabliźniał rany. A potem nagle zrobiło się za późno na zatrzymanie tej rozpędzonej lokomotywy. To znaczy może inna dziewczyna potrafiłaby to zrobić, ale ja wciąż pamiętałam, jak bolało mnie porzucenie, abym mogła to samo zrobić Jackowi. I tak na wpół z litości, na wpół z wygodnictwa dałam się wciągnąć w tę grę. A teraz niespodziewanie zostałam narzeczoną! A skoro się zaręczyliśmy, to naturalną koleją rzeczy będzie… ślub! Na samą myśl o tym poczułam atak paniki. Łyknęłam spory haust białego wina i postanowiłam się upić, aby zapomnieć, jaka jestem żałosna.

Na drugi dzień, kiedy szliśmy na plażę, chciałam zdjąć zaręczynowy pierścionek, co nie spodobało się Jackowi.

– Na twoim ręku jest bezpieczniejszy! – stwierdził. – Przez kilka dni przechowywałem go w walizce i cały czas bałem się, że mi go ktoś ukradnie. Wolałbym odpocząć od tego uczucia.

Ja jednak byłam przekonana, że chodzi mu raczej o to, abym wszędzie pokazywała się z pierścionkiem, bo mu sprawiało przyjemność patrzenie, jak ludzie się do nas uśmiechają i pokazują mu uniesione w górę kciuki.

Posłusznie nosiłam pierścionek, tak jak mnie poprosił. I okazało się, że to był błąd. Oboje bowiem nie przewidzieliśmy zupełnie tego, co się potem wydarzyło. Kiedy poszłam kąpać się do morza, pierścionek niespodziewanie zsunął się z mojego palca i... zniknął w głębinie!

Nie mam pojęcia, jak mi się to udało

Zobaczyłam, że go nie mam dopiero, kiedy zaczęliśmy się zbierać na obiad. Nic dziwnego, nie byłam przecież do niego przyzwyczajona, więc mi go nie brakowało! Aż krzyknęłam zaskoczona i spanikowana. Jacek zastygł z płetwami w ręku, a potem zaczął mnie wypytywać, gdzie dokładnie pływałam. Oboje jednak wiedzieliśmy, że znalezienie pierścionka w piasku lub na rafie koralowej to beznadziejna sprawa. Prąd już dawno mógł go zarówno zakopać w piachu, jak i wynieść w morze…

I chociaż Jacek od razu poleciał nurkować, a potem powiedział, komu się tylko dało, że za znalezienie zguby przewiduje nagrodę, to do hotelu wracaliśmy markotni. „To zły znak!” – myślałam.

Kolejne dni mijały, ale wakacyjna atmosfera była już zważona. Jacek chyba mnie obwiniał za zgubienie tego pierścionka, bo prawie się do mnie nie odzywał. W końcu nie wytrzymałam i wykrzyczałam mu, że to przecież on chciał, abym zabrała go na plażę.

– Miałam siedzieć na leżaku i wystawiać tylko rękę, aby wszyscy go widzieli? Nie dość ci było cyrku, który zrobiłeś dzień wcześniej? – wyrwało mi się.

Jacek zbladł, a mnie zrobiło się głupio. Mimo wszystko nie powinnam mu dawać w ten sposób do zrozumienia, że nie podobały mi się zaręczyny. Zastanawiałam się, czy nie rzucić się mu na szyję i go nie przeprosić, kiedy Jacek rzucił chłodno:

– Idę spać, a ty rób, co chcesz!

„Tak? OK!” – pomyślałam wściekła i wyszłam z pokoju na drinka do baru.

Sączyłam właśnie kolejny kieliszek, kiedy ktoś nade mną stanął. Podniosłam wzrok, a tuż przed moimi oczami pojawił się nagle... mój pierścionek! „To niemożliwe!” – przeleciało mi przez głowę. „Ja chyba śnię!”.

– Twój, prawda? – zapytał jasnowłosy przystojny mężczyzna i uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.

Wydawało mi się, że już go gdzieś widziałam... Tak! W bazie nurkowej, w której usiłowano nas namówić na nurkowanie z butlą.

– Znalazłem. Nie mam pojęcia, jak mi się to udało, ale… Proszę! – oddał mi zgubę i przysiadł na sąsiednim leżaku.

Kelner jemu także przyniósł coś do picia i tak sobie siedzieliśmy i gadaliśmy, niespiesznie sącząc swoje drinki. Wyglądało to na niezobowiązującą pogawędkę dwojga nieznajomych, ale…

Czułam na sobie zaskoczone spojrzenia

Już wtedy między mną a Stanem nawiązała się niewidzialna nić porozumienia. Kiedy wróciłam do pokoju, miałam przed oczami jego szczerą ogorzałą twarz i jasne, jakby wymyte przez wodę oczy. Jacek chrapał rozwalony na całej powierzchni łóżka. Wyglądało na to, że nie ma dla mnie obok niego ani odrobiny miejsca. Fizycznie i w przenośni…

Patrzyłam na to przez chwilę, po czym otworzyłam pudełko stojące na nocnym stoliku i wepchnęłam pierścionek głęboko w krem do twarzy. Wiedziałam, że tam go nikt nie znajdzie. Ani egipski sprzątacz, ani Jacek.

Tak, nie powiedziałam mojemu chłopakowi, że pierścionek się znalazł! Czułam, że jego zniknięcie było symboliczne. Pozwoliło mi z całą ostrością zobaczyć moje uczucia i podjąć decyzję. Postanowiłam, że zrywam z Jackiem!

Przez całą noc śnił mi się Stanley. Kiedy się obudziłam, wiedziałam, że znowu pakuję się w coś bez sensu, bo przecież ten nurek jest z Australii! No i z taką przystojną twarzą nie może nie mieć dziewczyny. Pewnie więcej się nie zobaczymy... Ale zobaczyliśmy się. Kiedy przyszłam na śniadanie, Stan kręcił się po restauracji, jakby czegoś lub kogoś szukał. Na mój widok uśmiechnął się, a potem ze zdziwieniem wskazał oczami na mój palec.

– Nie założyłaś go, aby go znowu nie zgubić? – zapytał.

– Nie założyłam go, bo chcę zerwać te zaręczyny! – odparłam.

– Jesteś tego pewna? – nie wydawał się zaskoczony.

Skinęłam tylko głową, a potem zjedliśmy razem śniadanie. Czułam na sobie zaskoczone spojrzenia, szczególnie Polaków z naszej grupy, ale guzik mnie to obchodziło!

Ja widziałam tylko Stanleya

Kiedy dwa dni później wracaliśmy z Jackiem do Polski, byliśmy dwojgiem zupełnie obcych sobie ludzi. Na lotnisku Jacek rzucił mi tylko krótkie „cześć” i poszedł, nie oglądając się za siebie. A ja, gdy tylko wróciłam do domu, od razu włączyłam komputer, aby na skypie porozmawiać ze Stanem. Stęskniłam się za nim. Niestety, wiedziałam, że na długo będzie mi musiał wystarczyć tylko jego głos i obraz na ekranie. Australia, skąd pochodzi, jest przecież tak daleko od Polski! Czternaście tysięcy kilometrów! Nie wiedziałam, czy w związku z tym nasze wakacyjne uczucie przetrwa, ale na szczęście przetrwało.

Po trzech miesiącach Stan przyleciał do Polski, poznał moją rodzinę. Mama mi wtedy powiedziała, iż nie rozumiała mojej decyzji zerwania z Jackiem, dopóki nie zobaczyła, jakim człowiekiem jest Stanley.

– Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi! – przytuliła mnie.

Ja także wierzyłam w nasze szczęście, chociaż zamieszkanie po ślubie w Australii napawało mnie lękiem. Co ja wiedziałam o tym kraju? Kangury, bumerangi, Aborygeni, ogromne piaszczyste przestrzenie… I opera w Sydney, którą widziałam na zdjęciach.

Kiedy po raz pierwszy poleciałam do Australii, zaskoczyło mnie to, jak bardzo nie jest europejska. Podobało mi się, że ludzie żyją tam bardziej „wakacyjnie”, że nie czuje się tam takiego tempa, jak w Polsce. Więcej jest uśmiechu, zadowolenia i optymizmu. Nadal jednak nie byłam pewna, czy dam radę w wieku 32 lat zacząć tam wszystko od początku. Spojrzenie jasnych oczu Stana dodawało mi sił. Gdy był przy mnie, wszystko wydawało się takie proste. Kiedy mu o tym powiedziałam, zaśmiał się szczerze.

– Będzie proste, bo ja przecież będę przy tobie cały czas! – zapewnił mnie.

W końcu poprosił mnie o rękę. W restauracji z widokiem na ocean. Tylko on i ja, i pierścionek w kieliszku szampana. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo chociaż wokół nas było mnóstwo innych gości, to ja widziałam tylko Stanleya. „I tak to powinno być” – przebiegło mi przez głowę. Za kilka miesięcy bierzemy ślub i przeprowadzam się do Australii, do mojego ukochanego.

A co stało się z pierścionkiem od Jacka? Nie, nie zostawiłam go w kremie na zawsze, ani nie oddałam mu go. Nie wiem, dlaczego. Może nie chciałam, aby się nim zaręczył z inną kobietą i aby jej także ten pierścionek przyniósł pecha? Oddałam go na cel charytatywny, gdy w Polsce grała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. A jako ofiarodawcę podałam Jacka.

Czytaj także:
„Siostra zatruwała życie mi i mojej rodzinie. Musiałam jej powiedzieć, żeby się ode mnie w końcu odczepiła”
„Mama dała mi medalik. Nie wierzę w zabobony, ale kto wie, co by się stało, gdybym go nie miał”
„Rodzice byli nieudacznikami. Postanowiłem, że wyrwę się z biedy za wszelką cenę. Nie wiedziałem, że będzie tak wysoka”
 

Redakcja poleca

REKLAMA