„Jadąc do sanatorium miałam nadzieję na płomienny romans. Jednak po 60. trzeba mieć więcej rozsądku w głowie niż emocji”

kobieta fot. iStock by Getty Images, RuslanGuzov
„Rozmowa zaczęła się nieśmiało. Powoli wspominaliśmy dawne czasy, miejsca, które odwiedziliśmy razem, i ludzi, których znaliśmy. Przypadkowe spotkanie przerodziło się w spacer wzdłuż alejek, podczas którego czułam, że wracam do lat młodości”.
/ 24.01.2025 19:30
kobieta fot. iStock by Getty Images, RuslanGuzov

Sanatorium było miejscem, które nigdy nie wydawało mi się potrzebne, dopóki sama nie poczułam, że codzienność zaczyna mnie przytłaczać. Kiedy przekraczałam jego progi, towarzyszyła mi mieszanina niepewności i cichej nadziei na odrobinę spokoju. Panująca tu atmosfera różniła się od mojego szarego życia.

Myślałam o nim

Miałam przed sobą miesiąc oderwania od codzienności, miesiąc spędzony na długich spacerach, kąpielach w mineralnych wodach i drobnych przyjemnościach, których w domu sobie odmawiałam. Wieczorami siadałam na tarasie z kubkiem herbaty. Zmierzch przynosił wspomnienia, które często powracają niczym nieproszeni goście. Wracałam myślami do Edwarda, mojej pierwszej miłości. Często łapałam się na tym, że wspominam jego uśmiech.

Mój mąż to człowiek dobry, lecz często czułam, że żyjemy obok siebie, a nie razem. Każde wspomnienie o Edwardzie przynosiło ze sobą tęsknotę za czymś, czego los mi odmówił.

Któregoś dnia, po śniadaniu i rozmowie z innymi kuracjuszami, postanowiłam udać się na spacer po parku. W powietrzu unosił się zapach świeżych kwiatów, a słońce przyjemnie grzało skórę. Zatopiona w myślach, nie zauważyłam, kiedy ktoś zbliżył się do mnie.

– Elżbieto? Czy to naprawdę ty? – Usłyszałam nagle znajomy głos, który przerwał moje zamyślenie.

Odwróciłam się z zaskoczeniem i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przede mną stał Edward, jego włosy posiwiały, ale oczy wciąż miały ten sam ciepły blask. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę, a wokół nas świat zdawał się zatrzymać.

– Edek… to naprawdę ty?

– Tak, to ja – odparł z uśmiechem, który przywołał wszystkie wspomnienia z przeszłości. – Co za niespodzianka cię tu zobaczyć.

Byłam zaskoczona

Rozmowa zaczęła się nieśmiało. Powoli wspominaliśmy dawne czasy, miejsca, które odwiedziliśmy razem, i ludzi, których znaliśmy. Przypadkowe spotkanie przerodziło się w spacer wzdłuż alejek, podczas którego czułam, że wracam do lat młodości.

– Nigdy bym nie przypuszczał, że spotkam cię tutaj. Wiesz, często myślałem o tym, co się z tobą stało.

Słuchając jego słów, czułam, jakby coś we mnie się przebudziło. Moje myśli wirowały. Czy dawne uczucia naprawdę mogą ożyć po tylu latach? A co z moim mężem? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.

Od tamtego dnia nasze spotkania stały się codziennością. Spędzaliśmy coraz więcej czasu razem. Było w tym coś niewinnego, a zarazem niebezpiecznego. Czułam się jak nastolatka, której serce bije szybciej na widok pierwszej miłości. A jednak, gdzieś w głębi duszy, wiedziałam, że balansujemy na cienkiej linii.

Nasze rozmowy stały się coraz bardziej intymne, dotykaliśmy tematów, które przez lata były uśpione w naszych sercach. Często nasze spojrzenia mówiły więcej niż słowa. To było piękne, ale i przerażające.

Zaskoczyła nas

– Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, co by było, gdybyśmy wtedy się nie rozstali? – zapytał nagle Edward.

Zamarłam, słysząc jego pytanie. Wiele razy zadawałam sobie to samo pytanie, ale teraz, kiedy usłyszałam je na głos, wywołało we mnie lawinę emocji.

– Czasami się zastanawiałam… – przyznałam. – Ale życie potoczyło się inaczej.

Za każdym razem, gdy wracałam do pokoju w sanatorium, myśli o moim mężu powracały jak wyrzuty sumienia. Czułam, że muszę podjąć decyzję. Czy warto ryzykować wszystko dla uczucia, które rozkwitało na nowo po tylu latach?

Któregoś wieczoru siedzieliśmy z Edwardem na w kawiarni w ośrodku. Nagle nasz spokój został zakłócony. Oboje podnieśliśmy wzrok i zobaczyliśmy postać zbliżającą się w naszą stronę.

– Edwardzie! – Zawołała kobieta z wyraźnym zaskoczeniem w głosie.

Edward poderwał się, widocznie zmieszany. Ja zamarłam, nie wiedząc, co powiedzieć i jak się zachować. Atmosfera stała się gęsta i ciężka od napięcia.

– To jest… Elżbieta – przedstawił mnie Edward, starając się opanować sytuację. – Stara znajoma.

– Miło mi panią poznać – odparła jego żona z serdecznym uśmiechem, zupełnie nieświadoma, co się dzieje.

Chciałam to wyjaśnić

Przez chwilę rozmawialiśmy wszyscy razem, ale dialogi były urywane. Edward wyglądał na zagubionego, a ja czułam, jak ból ściska mi serce. Wiedziałam, że ten moment musi kiedyś nadejść, ale nie byłam na niego gotowa.

Gdy jego żona odeszła, zostaliśmy sami w ciszy, która była głośniejsza niż cokolwiek, co moglibyśmy powiedzieć. Edward w końcu przerwał milczenie, dotykając mojej dłoni.

– Elżbieto… – zaczął, ale nie dokończył.

– Wiem – odpowiedziałam cicho. Musieliśmy zakończyć to, co ledwo się zaczęło.

Po tamtym wieczorze nasze spotkania stały się rzadsze i bardziej formalne. Wciąż byliśmy dla siebie mili, lecz coś się zmieniło. Unikaliśmy wspólnych spacerów, a nasze dialogi były krótkie i pełne uprzejmości, która bardziej bolała niż otwarta szczerość.

Pewnego dnia, siedząc samotnie w kawiarni, zobaczyłam go. Nasze spojrzenia się spotkały, ale zaraz uciekły w przeciwnych kierunkach. Wiedziałam, że i on zmaga się z emocjami. Musieliśmy znaleźć sposób, aby zamknąć ten rozdział naszego życia, nie raniąc swoich współmałżonków.

– Może porozmawiamy? – zaproponował.

Musieliśmy to zakończyć

Przytaknęłam, wiedząc, że to konieczne. Słowa przychodziły z trudem, ale w końcu rozpoczęliśmy rozmowę o tym, co nas łączyło i co musiało się zakończyć.

– Chciałbym, abyśmy oboje byli szczęśliwi – zaczął. – Ale nie możemy budować tego szczęścia na czyimś bólu.

– Wiem. Kocham swojego męża i nie chcę go ranić – dodałam.

Nawet w tym trudnym momencie czułam, że Edek jest dla mnie kimś wyjątkowym, ale musiałam podjąć decyzję, która będzie najlepsza dla nas wszystkich. Była to rozmowa, którą oboje odkładaliśmy, ale wiedzieliśmy, że musi się odbyć. W głębi serca miałam nadzieję, że znajdziemy sposób, aby to, co było między nami, mogło przetrwać, choćby w innej formie.

– Chociaż te ostatnie tygodnie były dla mnie jak podróż w przeszłość, jak coś pięknego i cennego, to wiem, że musimy wrócić do naszych żyć – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Jego wzrok był pełen żalu, ale także zrozumienia.

Zostaliśmy w przyjaźni

– Ja również czuję to samo. Choć ciężko mi to przyznać, kocham swojego męża i nie mogę go ranić – odparłam, czując, jak moje słowa ważą tyle, co kamienie. – To, co było między nami, było wyjątkowe, ale nie możemy pozwolić, aby to zniszczyło to, co mamy teraz.

Milczeliśmy przez chwilę, oboje pogrążeni w myślach. Czułam, że choć nasze słowa były logiczne i prawdziwe, serce krzyczało coś innego.

– Chciałbym, żebyśmy pozostali przyjaciółmi – zaproponował Edward z nieśmiałym uśmiechem, jakby sam nie był pewien, czy to możliwe.

– Też bym tego chciała – zgodziłam się, choć wiedziałam, że potrzeba będzie czasu, aby to naprawdę się stało.

Rozmowa była pełna emocji, ale zakończyliśmy ją z poczuciem, że podjęliśmy najlepszą możliwą decyzję. Obaj zrozumieliśmy, że życie nie zawsze pozwala na spełnienie wszystkich pragnień, ale ważne jest, aby być uczciwym wobec siebie i innych.

Żegnaliśmy się z Edwardem na parkingu sanatorium, a nasze pożegnanie było pełne czułości i smutku. Wiedziałam, że to koniec pewnego etapu, ale także początek nowego, choć nieznanego.

Elżbieta, 61 lat

Czytaj także:
„Brat przyjechał z drogimi prezentami i udawał panisko. Czułam się upokorzona, bo nam się nie przelewa”
„Po śmierci syna mój świat się zawalił. Wtedy w moim życiu pojawił się ktoś, kogo już dawno pochowałam w swojej pamięci”
„Narzeczony dał mi wybór: albo on, albo studia. Nie zamierzam całe życie tyrać przy garach jak niedouczona wieśniaczka”

Redakcja poleca

REKLAMA