„Irek traktował nasze randki jak inwestycje, które muszą się zwrócić. Droga kolacja i prezenty dla mnie, a dla niego seks”

Kobieta, która umawia się z materialistą fot. Adobe Stock, WDnet Studio
„Uznał, że wyda na mnie trochę pieniędzy, a potem dostanie seks. To było dla niego oczywiste. Uznał, iż jestem mu to winna, jakby istniał jakiś cennik, zgodnie z którym za kolację należy się pocałunek, a za całodzienną wycieczkę – stosunek. Całkiem prosta matematyka”.
/ 22.02.2022 08:12
Kobieta, która umawia się z materialistą fot. Adobe Stock, WDnet Studio

Kiedy się rozwiodłam, wszystkie moje znajome zapragnęły znowu wydać mnie za mąż. Co rusz któraś reklamowała przede mną swojego kuzyna, brata, kumpla. Irek był znajomym Werki, z którą pracowałam. Określiła Irka jako faceta, który wie, czego chce, i ma duże możliwości.

Pokazała mi jego zdjęcia na profilu społecznościowym. Zobaczyłam faceta z włosami i bez brzucha, pozującego z rowerem, rudym psem i starszą panią, którą opisywał jako swoją kochaną ciocię. Czyli był rodzinny, wysportowany i lubił zwierzęta, więc założyłam, że jest dobrym człowiekiem.

– I jest bogaty – dodała Werka. – Ma dwie firmy i nawet covid go nie położył. Z tego, co wiem, to nawet zarobił więcej podczas pandemii, bo robi jakieś reklamy internetowe czy coś.

To zrobiło na mnie wrażenie. To znaczy, nie zamożność Irka, ale fakt, że idzie z duchem czasu, zna się na nowinkach technologicznych i nie daje się wyprzedzić młodemu pokoleniu.

– Niech do mnie zadzwoni – zgodziłam się.

Odczekał elegancko kilka godzin, a potem zadzwonił i zapytał, czy lubię sushi. Jadłam je wcześniej może ze trzy razy w życiu, więc powiedziałam, że właściwie nie mam zdania.

– To może wyrobisz sobie zdanie po kolacji w japońskiej restauracji? – zaproponował. – Znam taką, gdzie pracują sami Japończycy.

– Serio? U nas w mieście? – zdziwiłam się, bo nie sądziłam, że mamy takie atrakcje.

– Nie, nie – roześmiał się przyjemnym barytonem. – We Wrocławiu. To tylko godzina drogi samochodem, a obiecuję ci, że będziesz zachwycona.

Kiedy po mnie przyjechał, pomyślałam, że jestem winna koleżance przynajmniej markowe czekoladki. Irek wyglądał świetnie. Facet był bliżej pięćdziesiątki niż czterdziestki, ale zadbany, szczupły, o pięknym uśmiechu.

Gdy mościłam się na siedzeniu pasażera jego małego, sportowego autka, wyjaśnił, że dopiero co je kupił i nie może się nim nacieszyć. Po drodze cały czas rozmawialiśmy. Pytał o to, co lubię, ale nie chodziło mu tylko o jedzenie czy gatunki muzyczne.

– Jaki jest twój ulubiony zapach? – zapytał. – Ja uwielbiam, jak pachnie świeże drewno!

– Lubię zapach mokrych konwalii – odpowiedziałam po namyśle.

– A perfumy? Ja odkryłem Diora… – wymienił nazwę najnowszego męskiego zapachu.

Podałam mu nazwę swoich ulubionych perfum i kiwnął głową, jakby świetnie je znał i doceniał… Rozmawialiśmy też o ulubionym kolorze, zwierzęciu i miejscu na Ziemi. Czułam, że Irek naprawdę interesuje się tym, kim jestem.

Japońska restauracja była egzotyczna i czułam się w niej trochę jak na planie filmu. Kiedy dostałam menu, przez moment zastanawiałam się, w jakiej walucie podane są ceny, tak były wysokie. Zrobiło mi się głupio, bo nie byłam przyzwyczajona do takich standardów, i usiłowałam wybrać coś najtańszego z karty.

– Widzę, że nie wiesz, czego się spodziewać – uśmiechnął się Irek. – Może ja zamówię?

Tak zrobiliśmy i miałam wrażenie, że potem zapłacił kilkaset złotych za rachunek. Ale najwyraźniej był na to przygotowany. Po kolacji zaproponował spacer. Przeszliśmy się więc pod rękę, wstąpiliśmy na grzane wino, kupił mi nawet różę od ulicznej kwiaciarki. A potem popędziliśmy autostradą do domu.

Odstawił mnie pod same drzwi wejściowe do mojej kamienicy i przez moment zastanawiałam się, czy czasem nie oczekuje, bym go zaprosiła do środka. Nie byłam na to gotowa, to była nasza pierwsza randka. Na szczęście tylko życzył mi dobrej nocy i rzucił jakiś żart.

A potem, nim zdążyłam zareagować, pocałował mnie w usta. Nie cmoknął, tylko pocałował, tak, że poczułam wilgoć jego warg na swoich. Zrobił to tak, jakbyśmy całowali się już nieraz, a potem po prostu odszedł do samochodu. Oczywiście Weronika zadzwoniła następnego dnia z pytaniem, jak było.

– Fajnie – odpowiedziałam, bo naprawdę dobrze się bawiłam. Nie wspomniałam tylko o pocałunku, który tak mnie zaskoczył. – Umówiliśmy się na sobotę.

Jedna kolacja, druga, przyszła pora na rewanż

W sobotę też było przyjemnie. Irek zabrał mnie do pałacu, w którym urządzono restaurację i hotel. Mieli tam cudny ogród zimowy, oszklony i ogrzewany, pełen egzotycznych roślin. Siedzieliśmy więc pod drzewkami pomarańczowymi i obserwowaliśmy park z ośnieżonymi drzewami za ogromnymi oknami.

Tym razem nawet nie zaglądałam do karty, pozwoliłam sobie zamówić to, co wybrał dla mnie Irek, i przyznałam mu rację – jedzenie było naprawdę niesamowite. Oraz niesamowicie drogie, ale przy Irku było nie do pomyślenia, bym chociażby zaproponowała pokrycie połowy rachunku. Płacił za wszystko – jedzenie, drinki, przejażdżkę saniami.

Właśnie w saniach objął mnie i pocałował. Tym razem dłużej i mocniej. Nie mogłam powiedzieć, by to mi się nie podobało – było romantycznie, siedzieliśmy blisko siebie pod owczą skórą, sanie sunęły przez cudny, zimowy krajobraz nad rzeką, byłam rozgrzana likierem migdałowym, a mężczyzna obok mnie był czarujący i traktował mnie jak księżniczkę.

A jednak czułam się spięta i zakończyłam pocałunek, podając za powód to, że panował mróz i spierzchną nam usta.

– Więc musimy wrócić do sali kominkowej – rzucił i faktycznie, kwadrans później siedzieliśmy, racząc się płonącym deserem w pięknej sali zabytkowego pałacu. Kiedy się nade mną nachylił, wyraźnie do pocałunku, szepnęłam, że wokoło jest sporo ludzi, i dał sobie spokój.

Ale w samochodzie nie miałam już wymówki. Oddałam więc pocałunek, pozwoliłam mu też wsunąć dłoń za dekolt bluzki… Tym razem, kiedy zajechaliśmy przed moją kamienicę, miałam wrażenie, że wręcz powinnam zaprosić go na górę, i w panice wymyślałam wymówkę, by tego nie robić. Nim zgasł silnik, miałam już gotową historyjkę o mamie, która nocowała u mnie, bo rano miała lekarza w naszym mieście. Irek tylko się uśmiechnął.

– Czuję się jak nastolatek, który odwozi dziewczynę do domu po randce – zażartował, a mi ulżyło, że nie naciskał.

Wiedziałam jednak, że powinnam jakoś się zrewanżować za ten romantyczny wyjazd, drogie kolacje i rozpieszczanie mnie, tym bardziej że kiedy rozmawialiśmy o ulubionych potrawach, Irek wyznał, że bardzo chciałby spróbować mojej kuchni.

Zaprosiłam go więc na kolejną niedzielę. Zaopatrzyłam się w dobre składniki, upiekłam udziec indyka, zrobiłam dwie sałatki. Zjawił się z butelką wina oraz zawiniętym w ozdobny papier pudełkiem.

– Nie mam pojęcia, kiedy obchodzisz imieniny, ale wiem, że wczoraj było Marii – wyjaśnił obecność prezentu.

Chciałam wytłumaczyć, że imieniny mam w czerwcu, ale Irek nalegał, bym przyjęła „ten drobiazg”.
To były moje ulubione perfumy. Największa pojemność. Warte kilkaset złotych. A on nie chciał słyszeć, że nie mogę ich przyjąć.

– Umówmy się więc, że płacę gapowe, bo nie wiedziałem, kiedy obchodzisz imieniny – stwierdził.

Obiad mu smakował, wino nas rozluźniło. Z kieliszkami usiedliśmy na kanapie, zaczęliśmy przeglądać zdjęcia z wyprawy saniami, znowu siedzieliśmy bardzo blisko siebie. Kiedy zaczął mnie głaskać, poczułam, że w środku sztywnieję, ale nie zaprotestowałam.

Tak samo, kiedy mnie pocałował i naparł na mnie całym ciałem, aż musiałam się położyć. Przez moment po prostu pozwoliłam mu nade mną górować, ale w końcu coś we mnie pękło.

– Nie mogę! – odsunęłam go łagodnie. – Możemy po prostu porozmawiać?

– Ale o co chodzi? – odsunął się, jednak nie przestał mnie dotykać. – Coś nie tak?

– Chodzi o to, że… – nie umiałam znaleźć wytłumaczenia, dlaczego nie chcę seksu, do którego wyraźnie dążył Irek. – Po prostu nie chcę iść tak daleko.

Spodziewałam się, że może być mu przykro, może się zmiesza, zacznie przepraszać, ja powiem, że nie zrobił nic złego, a potem będziemy dalej rozmawiać i oglądać zdjęcia…

– Jaja sobie robisz? – Irek usiadł prosto, w jego głosie brzmiała złość. – Od trzech tygodni wożę cię po najdroższych knajpach w Polsce, staję na głowie, wynajmuję sanie, kupiłem ci cholernie drogie perfumy, a ty chcesz ROZMAWIAĆ?

Był zły, a ja – kompletnie oszołomiona

Zrozumiałam, że on po prostu we mnie „inwestował”. Uznał, że wyda na mnie trochę pieniędzy, a potem dostanie seks. To było dla niego oczywiste. Próbowałam mu tłumaczyć, że naprawdę go lubię, ale nie chcę tego przyspieszać. Tylko prychnął na te słowa. Zrobił się złośliwy i zrozumiałam, że uraziłam jego męskie ego, odmawiając mu seksu, który – jak sądził – mu się po prostu należał.
Wyszedł, wciąż wściekły.

Ja też byłam wściekła. Na siebie, bo powinnam była przestać się z nim umawiać już po pierwszym pocałunku, którego wcale nie chciałam. Dlaczego tego nie zrobiłam? Nie mam pojęcia, chyba miałam nadzieję, że jak lepiej go poznam, to zacznę go pragnąć i seks będzie obopólną przyjemnością.

I może tak by się nawet stało, gdyby nie to, że Irek obraził się za odmowę współżycia. I to, że uznał, iż jestem mu winna seks, jakby istniał jakiś cennik, zgodnie z którym za kolację należy się pocałunek, a za całodzienną wycieczkę – stosunek.

Mam wrażenie, że nie jest jedynym facetem, który tak rozumuje. Ale ja nie zamierzam mieć z nimi więcej problemów. Od tamtej pory zawsze płacę za siebie i nie czuję się do niczego zobowiązana. A facetów w średnim wieku w sportowych samochodach po prostu unikam. 

Czytaj także:
„Tata chciał ze mnie zrobić piłkarza. Kiedy uległem wypadkowi, który przekreślił moją karierę, ojciec dostał zawału”
„Mariusz oczarował mnie już na pierwszej randce, ale było w nim coś, co budziło grozę. Każdy schodził mu z drogi”
„Nauczycielka mojego brata zaszła z nim w ciążę. Całe miasto przeklęło ich związek, a ona straciła pracę”

Redakcja poleca

REKLAMA