Jednak facet z kiosku swoimi humorami przebijał wszystkich! Od razu zwróciłam na niego uwagę. Kiedy weszłam kupić bilet na autobus, uśmiechnął się promiennie. Miał na sobie starannie wyprasowaną koszulkę polo i jasne dżinsy. Był piękny jak z obrazka, przypominał mi trochę modeli z reklam telewizyjnych. Nie powiem, zrobił na mnie wrażenie. Obiecałam sobie, że następnym razem przyjrzę się, czy ma na palcu obrączkę. Nie miał.
Zawsze zachowuję ostrożność wobec wymuskanych mężczyzn. Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że te nieskazitelne koszulki pierze i prasuje im żona. I chociaż zawsze może to robić mama, to jednak dla mnie żadne pocieszenie. Mamisynki są gorsi niż żonaci. Facet z kiosku na mamisynka w sumie nie wyglądał… A już na pewno nie w tych dniach, kiedy ujawniała się mroczna strona jego natury. Pojawiał się wtedy ubrany w czarne dżinsy i czarny sweter. Obsługiwał mnie, patrząc spode łba, i odpowiadał półgębkiem.
Poza tymi dniami bardzo mi się podobał! Inaczej nie latałabym jak ta głupia co dzień po jeden bilet autobusowy, tylko w końcu kupiłabym sobie miesięczny. Na co właściwie liczyłam? Może na to, że pan Piękniś wreszcie zauważy, że na jego widok błyszczą mi oczy… Po blisko dwóch miesiącach mój trud się opłacił. Tamtego dnia zdecydowałam się kupić los na loterii. Była kumulacja.
– Na co by pani wydała te dwadzieścia milionów? – spytał przystojniak.
– Na dom w Toskanii – odparłam bez zastanowienia. – Banał, prawda?
Cóż… może i banał, ale pan Piękniś najwyraźniej uważał inaczej. Gwałtownie pokręcił głową i odezwał się:
– Ależ skąd! Nigdy bym o pani tak nie pomyślał! Lubi pani Toskanię?
– Lubię Włochy – stwierdziłam z entuzjazmem. – Zakochałam się w nich podczas wizyty u przyjaciółki, która wyszła za mąż za Włocha. Uwielbiałam tamtejsze zabytki, krajobrazy i kuchnię…
I wtedy, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu i radości, przystojniak za ladą zaproponował mi… wspólny wypad do kina! Konkretnie na „Zakochanych w Rzymie” Woody’ego Allena. Choć byłam na tym filmie już dwa razy, w tamtej chwili nigdy bym się do tego nie przyznała.
– Z przyjemnością z panem pójdę… – odparłam ze słodkim uśmiechem.
Wreszcie poznałam imię faceta z kiosku! Rafał… W dodatku miałam z nim randkę w piątek wieczorem. Niestety, czasami sprawy nie idą po naszej myśli. W piątek rano zadzwoniła do mnie mama w histerii, że tata się źle czuje.
– Przyjadę po pracy – obiecałam.
Tata od jakiegoś czasu był zagrożony zawałem, więc się o niego niepokoiłam. W tej sytuacji kino z Rafałem musiało poczekać. Sięgnęłam po komórkę, by odwołać spotkanie i… zorientowałam się, że jej nie mam. Nie miałam wyjścia – w drodze na dworzec musiałam zahaczyć o kiosk. Już od progu wiedziałam, że tego dnia Rafał jest panem Mrukiem, o czym świadczył jego posępny wyraz twarzy.
– Słuchaj, przepraszam! Ale muszę przełożyć film, jadę do rodziców! – wysapałam zmachana z pośpiechu.
– Film? – spojrzał na mnie zaskoczony.
– No, Woody’ego Allena!
– Nie lubię tego gościa – burknął.
„No co za palant! To po co mnie na niego zapraszał?” – przebiegło mi przez głowę, lecz nie miałam czasu wdawać się w dyskusje, bo za niespełna pół godziny miałam pociąg do rodziców. Wybiegłam z kiosku i wpadłam prosto na… Rafała. Cholera jasna! Co jest? W ten właśnie sposób dowiedziałam się, że pan Piękniś ma brata bliźniaka. Identycznego z wyglądu, a kompletnie innego w środku. Ot, i cały sekret dwóch osobowości. Do dziś śmiejemy się z Rafałem z tamtej mojej pomyłki.