„Głupie zabawy w wywoływanie duchów mogą spowodować tragedię. Zostawmy zmarłych tam, gdzie są”

Nie wolno wywoływać duchów fot. Adobe Stock, motortion
„W jednym z pozbawionych szyb okien stała postać. Z trupio bladą twarzą przyglądała się nam zapadniętymi oczyma. Patrzyliśmy oniemiali. Postać zniknęła tak nagle, jak się pojawiła”.
/ 29.04.2022 04:20
Nie wolno wywoływać duchów fot. Adobe Stock, motortion

W świętego Mikołaja przestałem wierzyć w wieku pięciu lat, kiedy przez przypadek odkryłem, że to moi rodzice wsadzają pod choinkę gwiazdkowe prezenty. Nie rozpaczałem z tego powodu ani trochę. Widać już wtedy podświadomie wyczuwałem, że wszelkie zjawiska nadprzyrodzone tak naprawdę nie są „nadprzyrodzone”, że zawsze da się znaleźć racjonalne wytłumaczenie.

Na studiach poznałem Pawła, który miał całkowicie odmienne podejście do tych spraw.

Wierzył w paranormalne aktywności

Duchy, wampiry, potwór z Loch Ness, UFO, nawet teorie spiskowe – ekscytował się tym bardziej niż dziewczynami.

Już na pierwszym roku utworzyliśmy paczkę: Paweł, Mateusz, Tomek, Asia i ja. Na drugim byliśmy już nierozłączni.

– Macie jakieś plany na Halloween? – zapytał Paweł w połowie października.

Mateusz wzruszył ramionami.

– Groby, znicze, ziąb… Jak zwykle.

– Nie mówię o Wszystkich Świętych, tylko o Halloween. To dzień przed.

Pawłowi aż się oczy świeciły, gdy o tym mówił. No tak, duchy, zjawy, wampiry…

– A bo co? – spytałem podejrzliwie .

– Wiecie, skąd się wzięło Halloween? – odpowiedział pytaniem.

Pokręciliśmy przecząco głowami.

– Istnieje kilka teorii, ale w naszym zakątku Europy obchodzono wtedy święto z okazji końca jesieni i początku zimy. W dawnej Polsce znane było jako dziady. Była to także noc, kiedy zacierała się granica między światem żywych a zaświatami.

– Wiedziałam… – jęknęła Asia. – Znów duchy. Co tym razem?

– Pomyślałem, że może byśmy spróbowali tę granicę zatrzeć jeszcze bardziej.

– Czyli? – domagał się uściślenia Mateusz.

– Jak dla mnie – odezwał się Tomek – chodzi o wywoływanie duchów.

– Bingo! – zawołał Paweł.

Odpowiedziała mu grobowa, nomen omen, cisza.

– Zwariowałeś – skwitowała w końcu Asia.

Wywiązała się dyskusja. Paweł twierdził, że to najlepsza okazja w roku. Asia upierała się, że mu odbiło. Mateusz przestrzegał, że to niebezpieczne. Tomek jedynie kręcił głową, a ja przysłuchiwałem się w milczeniu. Wreszcie postanowiłem się wtrącić.

– Mogę spróbować.

– Ty? – zdziwił się Paweł. – Przecież nie wierzysz w takie rzeczy.

– Właśnie dlatego.

– Żeby sprawdzić, czy się aby nie mylisz? – dociekała Asia.

– Wręcz przeciwnie. Żeby wam pokazać, zwłaszcza tobie, Paweł, że duchów nie ma.

Po mojej deklaracji reszta grupy również się zgodziła. Mateusz, co prawda, nieco się ociągał, twierdząc, że urządzamy sobie zabawę ze spraw, których nie rozumiemy, ale w końcu i on dał się przekonać.

– Okej. Wiemy co, wiemy kiedy – powiedziałem. – A czy ktoś wie gdzie?

– Jasne – odparł Paweł. – Na przedmieściach jest stary dom…

– ...w którym straszy – dokończył domyślnie Tomek.

Faktycznie, był taki dom

Dworek właściwie. Ponoć kiedyś należał do jakiegoś barona, starego rozpustnika. Pewnego dnia baronowa się wkurzyła i zamordowała jedną ze służących, która sypiała z jej mężem. Od tamtej pory nieszczęsna panna – której pewnie pan baron o zgodę nie pytał – miała się pojawiać w dworku jako Biała Dama. Ot, kolejna miejska legenda, bzdura, jakich wiele.

W ostatni dzień października umówiliśmy się wieczorem przed dworkiem. Jak na porę roku, pogoda była przyjemna. Przez cały dzień świeciło słońce i było stosunkowo ciepło. Piękny koniec złotej polskiej jesieni. Spotkaliśmy się około godziny dwudziestej. Po zachodzie temperatura spadła i wszyscy mieliśmy na sobie ciepłe kurtki. Ostatni pojawił się Paweł.

– Tomek nie przyjdzie – poinformował nas. – Dzwonił do mnie i powiedział, że źle się czuje. Jakaś grypa czy coś.

– Hipochondryk – skwitował Mateusz.

– To co, idziemy? – pogoniła nas Asia. – Zimno mi.

Dworek stał pośrodku niegdysiejszego parku, obecnie zaniedbanego i zarośniętego. Prosta droga wiodła do starego budynku, który ledwie się trzymał. Gmina kilka razy ogłaszała przetarg na renowację, ale chętnych nie było, więc posiadłość marniała. Rozlokowaliśmy się w dużym pokoju, który kiedyś był zapewne salonem. W jednej ze ścian znajdował się kominek, obecnie służący jako śmietnik. Pod oknem stały resztki stołu, poza tym pokój był pusty. Paweł, przyświecając sobie latarką, zaczął wyjmować z plecaka świece.

– Nie będziemy siedzieć po ciemku – mruknął, rozstawiając je na podłodze.

Wkrótce pomieszczenie rozjaśnił nieco ciepły blask. Potem Paweł wyciągnął z plecaka drewnianą deskę, na której wypisano litery alfabetu. Dostrzegłem też słowa „tak” i „nie”.

– Tablica ouija? – rzuciła Asia. – Naprawdę?

– A niby jak się skontaktujemy z duchem zamordowanej pokojówki?

Usiedliśmy w kręgu i każdy z nas położył palec na wskaźniku, który Paweł umieścił na tabliczce.

– Szkoda, że nie ma Tomka – mruknął. – Dobra. Zamknijcie oczy i skupcie się.

Zrobiliśmy, co kazał, i po chwili usłyszałem jego głos:

– My, zebrani tutaj, przywołujemy mieszkającego w dworku ducha. Duszo zbłąkana, jeśli jesteś z nami, daj jakiś znak, przesuń wskaźnik na „tak”.

Rozległ się stłumiony chichot.

– Przepraszam – szepnęła Asia. – To chyba z nerwów.

Paweł skarcił ją wzrokiem.

– Postaraj się zachować powagę. Próbujemy znowu.

Powtórzył formułkę i tym razem odpowiedziała mu cisza.

Paweł jednak się nie poddawał

Wypowiedział słowa po raz kolejny. I kolejny… kiedy już chciałem powiedzieć, że pora sobie odpuścić, wskaźnik się poruszył. Otworzyłem oczy. Wskaźnik powoli sunął w stronę słowa „tak”.

– Ja cię… – westchnął Paweł.

Mateusz i Asia, sądząc z wyrazu ich twarzy, byli bliscy paniki. Ja sam nieco się zaniepokoiłem.

– Co teraz? – zapytałem, gdy wskaźnik się zatrzymał.

Paweł odchrząknął.

– Czy jesteś duchem pokojówki, która pracowała u barona i jego żony? Strzałka wróciła na „tak”.

– Świetnie – mruknął Mateusz. – Czy wam też zrobiło się nagle zimno? –

Mnie raczej gorąco – odparł Paweł i zadał kolejne pytanie: – Czy zostałaś zamordowana przez baronową?

Nim uzyskaliśmy odpowiedź, gdzieś w budynku coś huknęło. Podskoczyliśmy jak ukłuci szpilką.

– O matko, co to było?! – zawołał Mateusz. – Mówiłem, że to niebezpieczne!

– Uspokój się – rzuciłem, włączając latarkę. – Idę sprawdzić.

Pozostali ostrożnie ruszyli za mną. Asia wczepiła się w moje ramię. W sąsiednim pokoju natrafiliśmy na spory żyrandol leżący na podłodze.

– Myślisz, że sam spadł? – spytała Asia. – Czy raczej został zrzucony?

– Może pokojówka się zdenerwowała – zażartowałem.

– Albo baronowa – zasugerował Paweł.

Nie bał się. Przeciwnie, oczy płonęły mu wewnętrznym ogniem, podsycanym przez ciekawość.

– Sprawdzimy?

Nie czekając na odpowiedź, ruszył z powrotem do dużego pokoju.

– Błagam, zabierzcie temu szaleńcowi tabliczkę – jęknął Mateusz.

– Czytałam, że nie można nagle przerwać seansu – odparła Asia. – Należy go prawidłowo zakończyć. Inaczej mogą się stać straszne rzeczy.

Chcąc nie chcąc, usiedliśmy znów wokół tabliczki. Nikt już nie zamykał oczu.

– Duchu… – zaczął Paweł.

Gdzieś w domu trzasnęły drzwi.

– Ja chyba mam dość – Mateusz wstał.

Jakby w odpowiedzi na jego słowa rozległ się łoskot.

– Na... naprawdę – wyjąkał, cofając się w stronę wyjścia. – Coś tu jest i jest wkurzone, i wcale nie chce z nami gadać.

– Seans trzeba zakończyć! – zawołała wystraszona Asia.

– Na mnie nie liczcie – Mateusz żwawym krokiem ruszył w stronę drzwi.

Tymczasem na piętrze starego dworu rozbrzmiało coś jakby… kroki. Nawet Pawłowi zrzedła mina. Cokolwiek to było, kierowało się ku schodom. Stare deski stopni zaczęły skrzypieć... Wzięliśmy nogi za pas. Zostawiliśmy wszystko i zwialiśmy. Na zewnątrz czekał na nas Mateusz.

– Bałem się, że zostaniecie – wyznał.

Nagle dobiegł nas cichy chichot Asi, który wkrótce przerodził się w głośny śmiech. Dołączył do niej drugi głos, tym razem od strony dworku.

– Gdybyście widzieli swoje miny... – rozbawiona Asia zgięła się w pół.

Podszedł do nas Tomek, ubrany cały na czarno i ucieszony jak nigdy.

– To wy? – nie dowierzał Paweł. – To wasza sprawka?

Tomek pokiwał głową.

– Ale tablica… – nie ustępował Paweł.

– To była Asia – wyjaśnił Tomek. – Założyłem, że będziecie zbyt zaabsorbowani sytuacją, by zorientować się, że ktoś manipuluje strzałką.

– Hałasy to też twoja sprawka – zgadłem.

– Taaa… Wystarczyło rzucić starą lampą. Ale o mało mnie wtedy nie przyłapaliście. Nie myślałem, że przyjdziecie sprawdzić, co to było. Musiałem uciekać na piętro.

– Gratuluję. Nieźle to zaplanowaliście – przyznałem.

– To był numer roku! – Asia przybiła piątkę Tomkowi. – Ubaw po pachy.

– Aha… Czyli to też wasza sprawka, tak? – Mateusz wskazał na dworek.

Odwróciliśmy się

W jednym z pozbawionych szyb okien stała postać. Z trupio bladą twarzą przyglądała się nam zapadniętymi oczyma. Patrzyliśmy oniemiali. Postać zniknęła tak nagle, jak się pojawiła.

– Co to było? – zapytała Asia.

– Biała dama – odparł Paweł.

Jak na komendę opuściliśmy to miejsce. Nie wiem, co mam o tym myśleć. Nie chcę wierzyć, że widzieliśmy ducha, ale jednocześnie nie mam innego wytłumaczenia. Widziałem tę zjawę na własne oczy. Jeśli to nie był duch, to co to było?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA