„Gdy dziewczyna wyrzuciła mnie z łóżka, sprowadziłem do domu kochankę. Jedna stała przy garach, a druga czekała w sypialni”

Mężczyzna zdradził żonę fot. Adobe Stock, insta_photos
„Moja kobieta wyrażała swoje poglądy jasno i zdecydowanie, do tego tonem, który wykluczał jakąkolwiek dyskusję. Kochałem to w niej, przynajmniej do tamtego momentu. Uwielbiałem, że jest silną babą z charakterem, że zawsze wie czego chce. Tyle że ten jej silny charakter odciął mnie precyzyjnie od wspólnego łóżka. Trochę zgłupiałem”.
/ 03.01.2023 17:15
Mężczyzna zdradził żonę fot. Adobe Stock, insta_photos

Muszę się wyprowadzić z mojego mieszkania. No nie, w sumie nie mojego. Gdyby było moje, tobym nie musiał się z niego wyprowadzać. To mieszkanie mojej byłej żony. A w zasadzie nie żony, tylko partnerki, konkubiny, wszystko jedno, w każdym razie nigdy nie chciało nam się wziąć ślubu.

Mieszkaliśmy w tym mieszkaniu ponad trzydzieści lat. Ewa odziedziczyła je po zmarłej babci. Jest bardzo fajne, w starej kamienicy – dwa duże pokoje, kuchnia i łazienka z oknem, za którym machają listkami podwórkowe drzewa. Dobrze nam tu było. Właziliśmy razem do dużej wanny i wypijaliśmy butelkę wina, gapiąc się na gałęzie.

Tak bywało w czasach, kiedy Ewa nie miała problemu z myciem mi pleców. Później już nie udawało mi się jej namówić na wspólną kąpiel. Wzruszała ramionami i z obojętną miną wracała do swoich zajęć. Tak samo było z seksem. Przez jakiś czas jeszcze sypialiśmy ze sobą jakby z rozpędu. Ewa była coraz bardziej nieobecna, aż wreszcie zaczęła reagować złością na moje nerwowe, coraz rzadziej ponawiane próby namówienia jej na spotkanie pod kołdrą. Zwieńczeniem tego procesu był zakup nowego łóżka. Ewa zamieszkała w małym pokoju.

– Przestań się awanturować, spanie w jednym łóżku to kompletnie niehigieniczna sprawa. Daj już spokój, jestem zmęczona po pracy, chcę poczytać i się wyspać, a nie przewalać się z tobą i gwizdać po nocy, żebyś przestał choć na chwilę chrapać.

– Ewa, proszę. Ja się przyzwyczaiłem, ciężko mi zasnąć samemu.

– To się odzwyczaisz.

Ewa bywała bezwzględna

Moja kobieta wyrażała swoje poglądy jasno i zdecydowanie, do tego tonem, który wykluczał jakąkolwiek dyskusję. Kochałem to w niej, przynajmniej do tamtego momentu. Uwielbiałem, że jest silną babą z charakterem, że zawsze wie czego chce. Tyle że ten jej silny charakter odciął mnie precyzyjnie od wspólnego łóżka. Trochę zgłupiałem.

– Ej, ale jak to tak? Nie będziemy już ze sobą sypiać?

– Raczej nie.

– Raczej? Czyli, że istnieje taka możliwość? – chciałem doprecyzować swoją nową sytuację.

– Teoretycznie. Ale na twoim miejscu za bardzo bym na to nie liczyła.

– No to… Eee… To co ja mam w takim razie robić? – zadałem zupełnie idiotyczne pytanie.

– A bo ja wiem? Znajdź sobie może jakąś młodą kochankę.

– Zaraz, zaraz. Najpierw powiedz, czy to oznacza, że ty już wcale nie masz ochoty na seks?

– Nie mam.

– Ewcia, a może to tylko chwilowy spadek libido? Przecież o kobietach w twoim wieku mówi się, że to ryczące czterdziestki.

– Może się mówi, ale ja nie ryczę i nie wypominaj mi wieku. To wcale nie jest chwilowy spadek czegokolwiek. Ja zawsze byłam aseksualna. Bywają tacy ludzie.

– Bzdury opowiadasz!

Zacząłem wyliczać najbardziej niecodzienne miejsca i sytuacje, w których zdarzało się nam „to” robić.

– Przestań już. Ulegałam ci albo może myślałam, że to tak trzeba, a może chciałam, żeby było fajnie… Nie chcę się nad tym zastanawiać. Ale w głębi duszy zawsze wiedziałam, że seks mnie po prostu śmiertelnie nudzi.

Marysia była jak promyk słońca

Uwierzyłem jej. Niby dlaczego miała kłamać? Byliśmy w dalszym ciągu świetną parą, tyle tylko, że bez seksu. To znaczy, bez wspólnego seksu. Seks uprawiałem z Marysią, wdzięczną, radosną studentką kulturoznawstwa, którą poznałem na bankiecie u Mietka. Mietek jest humanistą ze sporym dorobkiem naukowym, i ma mocną skłonność do młodych dziewcząt. Nosi się młodzieżowo, bywa w modnych klubach, zawsze otaczają go roześmiane grupki zapatrzonych w niego studentek.

Marysia była inna. Nie była zapatrzona w Mietka, zapatrzyła się we mnie i ku mojemu najszczerszemu zdziwieniu i zachwytowi poderwała mnie na pierwszym spotkaniu.

– Nie wydaje ci się, że jestem trochę… za stary?

– Nie. Wcale. Lubię takich dojrzałych mężczyzn, przynajmniej wiedzą już, o co chodzi – stwierdziła. – Nie jak te pętaki, moi koledzy.

Marysia wpadała i wypadała, bo zajęcia, kino, sprawy różne. Z czasem zaczęła u nas pomieszkiwać. Bardzo się polubiły z Ewą. Czasami miałem wrażenie, że lubią się bardziej, niż każda z nich lubi mnie. Jakoś mnie to nie bolało. Sprawiało mi nawet pewną przyjemność. Najważniejsze, że Ewa znów zaczęła się odnosić do mnie z sympatią. Nasze mieszkanie promieniowało radosną energią.

– A zaczął ci się już chować nagi do szafy, czekając aż otworzysz? – chichotała Ewa któregoś wieczoru, rozlewając kolejną butelkę wina.

– Nie! Jeszcze nigdy mi się nie schował. Wojteczku? Dlaczego jeszcze mi się nie schowałeś w szafie?

Marysia pogłaskała mnie czule po przerzedzonej czuprynie i wykonała demonstracyjne cmoknięcie na moim czole. Nie musiałem odpowiadać.

– Ale za to namawia mnie na różne rzeczy w kinie…

– Klasyka – podsumowała Ewa.

– Ale, ale! Uważajcie, bo podobno oni teraz instalują takie kamery na podczerwień, żeby sprawdzać, czy ktoś nie kopiuje nielegalnie filmów.

– A przy okazji zawsze mogą się trochę pośmiać z amorów Wojteczka!

Tak sobie plotły przy winie moje dwie najbliższe kobiety. Mietek aż czerwieniał na twarzy z zazdrości, gdy mu to opowiadałem.

– Ty, stary, wygrałeś los na loterii. To ja muszę się tak nagimnastykować, tak zacierać ślady. I wiesz, co jest najgorsze? Muszę pamiętać te różne wersje kłamstw, które nawymyślałem. I którą wersję sprzedałem której. To, bracie, męka, bo pamięć już nie ta. O wsypę nietrudno. Ale zasada jest jedna – nawet jak się wysypiesz, to pamiętaj, masz iść w zaparte…  Co ja gadam, w jakie zaparte, przecież ty nie musisz kłamać. Nienawidzę cię, bydlaku. Trafiło ci się, jak ślepej kurze ziarno.

Mietek nie miał w tej sferze najlepszego zdania o mnie. I pewnie o nikim, ponieważ Mietek miał dobre zdanie wyłącznie o sobie. Nie da się ukryć, wykręciłem mu niezły numer.

– Nie wiem, co one w tobie widzą.

– Ja też za bardzo nie wiem. No ale na mnie już czas, lecę z Marysią do kina, a potem Ewa ma dla nas zrobić tartę ze szpinakiem.

– Tartę ze szpinakiem? Idioci!

– Szpinak jest bardzo zdrowy.

Tak to się kręciło przez 3 lata

Trzy najpiękniejsze lata mojego życia. Marysia zamieszkała już na prawach stałego domownika. Jeździliśmy we troje na wakacje. Napalone chłopy próbowały nam poderwać Marysię, bo wszyscy byli przekonani, że jesteśmy miłą starszą parą z córką. Musiałem wyglądać w ich oczach na ojca tyrana, który nie pozwala dwudziestotrzyletniej córce randkować trochę na wczasach. Marysia wreszcie skończyła studia i zaczęła pracować w jakimś niszowym miesięczniku.

– Dobrze jest mi z wami… z tobą.

– Wiem, Marysiu. Ale dlaczego mi to mówisz? – zaniepokoiłem się.

– Nie wiem.

Wtedy zobaczyłem w jej wzroku coś, co mnie wystraszyło. Jakiś chłód, zapowiedź rozstania.

– Marysiu?

– Co?

– Co się dzieje?

– Co ma się dziać?

– Jesteś jakaś inna.

– Wydaje ci się.

– A gdzie dzisiaj byłaś po pracy?

– Co?

Wyrwałem ją z zamyślenia.

Wyprowadzić się? Dokąd niby?

Tydzień później Marysia się wyprowadziła do kolegi z pracy, swojego równolatka. Spokojnie się pakowała.

– Już ci nie przeszkadza to, że to pętaki są, które nic jeszcze nie rozumieją? – krzyczałem rozgoryczony.

– Jurek jest inny – powiedziała tonem całkowicie wypranym z emocji.

– Przykro mi – powiedziała Ewa przy naszej pierwszej „samotnej” kolacji. – Przykro, że nas zostawiła, że okazała się zwykłą ździrą.

– Ewa! Co ty opowiadasz? I jakie „nas”? Ona mnie zostawiła, nie nas.

– Jasne, jasne…

Nastały ciężkie dni. Ewa zupełnie straciła zainteresowanie mną, kolacjami, wyjazdem wakacyjnym. Wracałem do wymarłego domu. Zamknięta w swoim pokoju czytała coś albo oglądała jakieś głupie seriale. Ja podgrzewałem sobie parówki albo robiłem kanapki z serem. Życie straciło swój smak.

– Stary, to nie mogło się udać. Takie rzeczy nie istnieją. Zawsze musi skończyć się rozpierduchą. Tak kobiety są skonstruowane, kapujesz? Nie zniosą się, jedna obok drugiej.

– Nie pieprz. To nie Ewa wyrzuciła Marysię ani Marysia nie próbowała wyrzucić Ewy. One naprawdę się polubiły. Po prostu pojawił się jakiś typ, nienawidzę skurwysyna, i Marysia się zabrała.

– Ja tam swoje wiem, baby trzeba trzymać osobno, każdą w innej części rzeczywistości. To od nich silniejsze, to geny są, bracie, babskie cholerne geny. Chciałeś zrealizować utopię i tak jak wielu innych – poległeś na robocie. Choć muszę przyznać, długo to trzymałeś i nawet już zaczynałem się niepokoić, że może ci się udać. Ale natury nie przechytrzysz.

– A mormoni? Szejkowie?

– Przestań, to zupełnie inna sytuacja. Ich kobiety są zmotywowane religijnie. U nas to nie przejdzie. Urodziliśmy się nie w tym kręgu cywilizacyjnym co trzeba…

Bredził. Wracał do tematu przez kilka następnych lat, szczególnie po alkoholu. Ja miałem jeszcze kilka przygód, ale żadnej dziewczyny nie sprowadziłem już do domu. Poza tym z żadną nie było już tak fajnie. A kilka dni temu Ewa weszła do mojego pokoju i powiedziała:

– Chcę żebyś się wyprowadził.

– Jak wyprowadził? Dokąd?

– Nie pytaj mnie, dokąd. Skąd ja mam wiedzieć? Gdziekolwiek.

– Ale ja przecież tu mieszkam!

– No właśnie już nie!

– Gdybyśmy byli małżeństwem…

– Ale Pan Bóg mnie uchronił.

– Ewa!

– Przykro mi. Taką podjęłam decyzję. Źle na mnie działasz, chcę mieszkać sama. Dam ci dwa tygodnie, wyjeżdżam, ale jak wrócę, chcę żeby cię już tu nie było. Dobrze?

– Nie przesadza się starych drzew – powiedziałem płaczliwie i aż samego mnie zemdliło od tego natrętnego patosu.

Stało się. Przecież nie będę się bił z Ewą. Spakowałem się. Nie miałem za wielu rzeczy. Trochę ubrań, gramofon i ze dwie setki płyt analogowych, kilkadziesiąt filmów na dvd i kilka kartonów pełnych papierów. Trochę książek. Fotografie. Z Marysią i starsze, z Ewą z czasów, gdy byliśmy ze sobą szczęśliwi. Byliśmy? Dziś już nie umiem tego z całą pewnością powiedzieć. Ja byłem, ale co czuła Ewa, pozostanie pewnie dla mnie do końca tajemnicą.

– Gotowy?

– Prawie.

– To za ile mam przyjechać?

To był telefon od Mietka. Od czasu, kiedy Ania przyłapała go z którąś z kolejnych kochanek i zabierając dzieci, wyprowadziła się do tajemniczego magistra farmacji, bardzo się posunął. Stracił swój, czasami irytujący, blask. Przyjechał po mnie i zabrał mnie i moje skarby do siebie. Przynajmniej na razie będę mógł pomieszkać u niego.

– Zobaczysz, jak będzie fajnie. Stworzymy sobie chłopackie imperium. Kapujesz? Tylko to, co nas kręci. Barek, mecze i piękne dziewczyny. Dobrze mówię?

– Mieczysław, litości. Czy ty nie jesteś w stanie zaakceptować faktu, że już się zestarzeliśmy? Że pewne rzeczy są już poza nami?

– Mietek się nie poddaje nigdy! Zapamiętaj i ucz się, gamoniu. Jeszcze zaszalejemy. Jeszcze te pipy o nas usłyszą. Jeszcze zamiauczą pod drzwiami, żeby im otworzyć. A my co? A my, bracie, nic.

– Jakie pipy?

– Wszystkie! Ewa, ta twoja Marysia, no i Ania… jak już ją znudzi farmacja.

Ależ te babki mają krótką pamięć!

Plan Mietka musimy odłożyć w czasie. Jak wnosiliśmy paczki z płytami, to coś mu strzeliło w kręgosłupie. Głównie leży i pojękuje przy każdym ruchu. Czasami tylko mu się przypomina:

– Nic się nie przejmuj! To tylko chwilowe. Taktyczny wypoczynek służący zbieraniu sił witalnych. Auu. Są tam jeszcze te środki przeciwbólowe?

– Nie ma. Pójdę do apteki.

– O, świetnie, to kup jeszcze jakąś brandy, bo czuję, że muszę się jakoś rozluźnić. Ależ to mnie łupie.

Poszedłem do apteki. Najchętniej już bym do Mietka nie wrócił. Ale nie mam dokąd iść. Co teraz zrobić? Na ulicy spotkałem Marysię. Spojrzała na mnie, jakby z ledwością mogła sobie przypomnieć, skąd mnie zna.

– Cześć – przystanąłem.

– A, cześć – powiedziała i minęła mnie wdzięcznym susem.

Obejrzałem się za nią. Ona nie. Zadzwonił telefon.

– Już jestem. Dzięki, że zdążyłeś. Świetnie. Mam nadzieję, że dasz sobie radę. No to na razie.

– Cześć, Ewo – chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale się rozłączyła.

– Jak chodzisz, baranie! – wrzasnął jakiś gówniarz, odkręcając szybę w swojej beemce.

Stałem ogłupiały na środku jezdni. Potem wszedłem do monopolowego.

– Poproszę dwie butelki brandy.

Czytaj także:
„Wystarczy, że teściowa kiwnie palcem, a mój mąż do niej leci na łeb na szyję. Moje potrzeby zostają daleko w tyle”
„Mój mąż był bogaczem, ale i tyranem. Wolę być biedną i samotną matką niż zastraszaną ofiarą"
„Mój mąż to egoista i zdrajca. Przyłapałam go z obcą babą, ale musi zostać w moim życiu dla dobra dziecka”

Redakcja poleca

REKLAMA