„Gdy żona wróciła po 5 latach od kochanka, przyjąłem ją z radością. Może i jestem naiwny, ale nie potrafię bez niej żyć”

facet fot. iStock by Getty Images, Prostock-Studio
„Pragnąłem jej powrotu, brakowało mi jej okropnie! Ale jednocześnie dręczyła mnie myśl, że coś tu śmierdzi. Ona odchodzi, robi, na co ma ochotę, a potem wraca ot tak, jak gdyby nigdy nic? Bo jej nie wyszło, a dobry Adaś zawsze ją przygarnie?”.
/ 07.10.2024 13:15
facet fot. iStock by Getty Images, Prostock-Studio

To wydarzenie miało miejsce pięć lat temu. Nie należę do nieogolonych typów, którzy przesiadują w knajpie do późnej nocy, narzekając zgorzkniałym barmanom na kobiecą naturę. Gniew i rozczarowanie należą już do przeszłości, a moje życie jest poukładane. Co więcej, mam pełną świadomość tego, czego mogę spodziewać się zarówno po sobie, jak i po otoczeniu. Osiągnąłem dojrzałość i nie mam już złudzeń odnośnie do świata, w którym przyszło mi żyć.

Zostawiła mnie

Niemniej jednak zdarzenia sprzed pięciu lat odcisnęły na mnie ogromne piętno i wywróciły mój świat do góry nogami. Ciągle miałem w głowie myśli, co bym jej powiedział, gdyby Julia nagle znowu pojawiła się w moim życiu.

Moje spojrzenie na jej zdradę diametralnie się zmieniło. W głowie pozostały przede wszystkim cudowne obrazy z tych kilku szczęśliwych lat naszego małżeństwa, wypierając gorsze momenty. To wszystko prowadziło do jednego wniosku: brakowało mi jej.

Pewnego cudownego poranka zdecydowałem, że urwę się z roboty trochę wcześniej i skoczę pojeździć na rowerze. Grzechem byłoby zmarnowanie tak słonecznej pogody na przesiadywanie za biurkiem. Czas spędzony w pracy mogłem nadgonić innego dnia.

Dojeżdżając pod dom, zobaczyłem kobiecą sylwetkę stojącą przy furtce. Moje serce stanęło na moment. Przed bramą stała moja żona. Tak, żona, ponieważ pomimo orzeczonego przez sąd rozwodu, w świetle prawa kościelnego nadal byliśmy małżeństwem.

Zaparkowałem na podjeździe i zza szyby patrzyłem na Julię, która z niepokojem dreptała w tę i z powrotem przed wejściem. Niosła ze sobą ogromną torbę. Czyżby planowała się wprowadzić? Po całej batalii sądowej liczy na to, że po prostu otworzę przed nią drzwi? No tak, to by było całkiem w jej stylu…

Dopadł mnie strach

Początkowo poczułem radość, ale jednocześnie korciło mnie, by wcielić w życie jeden z tych planów, które od dawna chodziły mi po głowie. Może powinienem obrzucić zdrajczynię lodowatym wzrokiem i kazać jej się wynosić, gdzie pieprz rośnie? A może lepiej wszcząć awanturę? Nie, to chyba kiepski pomysł. Przecież te wszystkie scenariusze rozegrałem już dawno temu w myślach i teraz byłem przygotowany na spokojną konfrontację.

Kiedy Julia spostrzegła, że ją zobaczyłem, na jej buzi pojawił się wyraz wahania. Ja z kolei głowiłem się nad tym, jak powinienem postąpić. Posiedziałem jeszcze chwilę w samochodzie, aż w końcu zdecydowałem się wysiąść.

– Cześć – powiedziałem zdawkowo.

Nie zaliczaliśmy się do grona byłych małżonków, którzy po rozwodzie zostają w przyjacielskich relacjach.

– Cześć – rzuciła na powitanie i zamilkła, ale zauważyłem, że coś ją gryzie.

– Wpadłaś w odwiedziny? – zagadnąłem, próbując jakoś rozkręcić tę sztywną gadkę.

Po minie Julii poznałem, że nie przyszła tu ot tak sobie. Brakowało jej tylko śmiałości, żeby się do tego przyznać. Przytaknęła jedynie.

– No to zapraszam do środka – powiedziałem, otwierając szerzej drzwi.

– Dzięki wielkie – odparła. – Moja wizyta tutaj nie jest przypadkowa. To nie jest żaden zbieg okoliczności ani nic w tym stylu…

Musiałem coś zrobić

Zastanawiałem się, czego mogła ode mnie oczekiwać, chociaż domyślałem się.

– Miałem pomysł, żeby po południu wybrać się na przejażdżkę rowerową. Masz ochotę mi towarzyszyć?

Sprawiała wrażenie kompletnie zaskoczonej. Po chwili kiwnęła twierdząco głową. Najwyraźniej zależało jej tak bardzo, że nie zamierzała dyskutować. Była gotowa przystać na dowolną propozycję z mojej strony.

– Skoczę do sąsiada pożyczyć od niego rower, a ty w tym czasie weź z lodówki dwie butelki wody. Ale upał dzisiaj, nie? – rzuciłem szybko i praktycznie wybiegłem z domu, zanim zdążyła zapytać mnie o to, co najbardziej mnie dręczyło. Potrzebowałem chwili, żeby wszystko sobie poukładać.

Sąsiad zgodził się mi pożyczyć rower. Ostrzegł mnie jednak, że nie był dawno serwisowany i wymaga regulacji oraz napompowania opon. Zanim dotarłem do swojego domu, schowałem się za drzewami i rozmyślałem, jak powinienem postąpić. Pragnąłem jej powrotu, brakowało mi jej okropnie! Ale jednocześnie dręczyła mnie myśl, że coś tu śmierdzi. Ona odchodzi, robi, na co ma ochotę, a potem wraca ot tak, jak gdyby nigdy nic? Bo jej nie wyszło, a dobry Adaś zawsze ją przygarnie?

Tęskniłem za nią

W końcu wygramoliłem się z zarośli. Moja towarzyszka zdążyła przebrać się w jasne legginsy. Ona zawsze wiedziała, w co się ubrać w danej chwili. Gdybym oznajmił, że wybieramy się zaraz na jakiś bankiet, bez wahania włożyłaby sukienkę i szpilki. Popatrzyłem na nią z uznaniem.

Prezentowała się jeszcze bardziej uroczo niż przed chwilą. Jej mina nie była jednak radosna. Podkrążone oczy, zmarszczki układające się w wyraz zatroskania. Poczułem współczucie, ale od razu stłumiłem w sobie ten odruch. 

– Proszę, rower dla ciebie. Koła wymagają lekkiego dopompowania – oparłem wypożyczoną damkę i wręczyłem jej pompkę.

Doskonale wiedziałem, że moja była kompletnie nie ma talentu do sprzętów technicznych, więc z wielkim zaciekawieniem patrzyłem, jak sięga po pompkę rowerową i zaczyna pompować oponę. Jeszcze niedawno, gdybym poprosił ją o taką przysługę, pewnie zrobiłaby mi niezłą awanturę. A tu proszę, grzecznie wykonywała polecenia. Gdy skończyła, wyruszyliśmy w drogę, a na skraju miasteczka wyjechaliśmy na otwartą przestrzeń.

– Adam, posłuchaj mnie… – odezwała się słodkim głosem, starając się za mną nadążyć.

Sapnęła z wysiłku, bo pożyczony rower to był istny złom, a ona nie miała za grosz formy.

– Kto ostatni do lasu ten gapa! – wrzasnąłem udając, że nic nie słyszę i z całej siły nadepnąłem na pedały.

Piąłem się na strome wzniesienia, zjeżdżałem w głębokie dziury, a nawet musiałem przenieść rower przez błotnistą kałużę. Kiedy po paru godzinach jazdy wróciliśmy do domu, Julka ledwo trzymała się na nogach ze zmęczenia. Zaprosiłem ją do środka, a ona bezwładnie runęła na kanapę. Uznałem, że najpierw się wykąpię, a potem może uda nam się zamienić słówko.

Czekałem na ten moment

– To zemsta? – dobiegł mnie stłumiony głos z kanapy, a ja zastygłem w bezruchu.

Nie byłem pewien, co odpowiedzieć. Chyba faktycznie się odgryzałem. Tak czy owak czerpałem niemałą przyjemność z tego, że udało mi się ją tak wykończyć.

– Trudno, jak taka jest cena, to się odgrywaj. Zasłużyłeś na to – stwierdziła pojednawczo.

– Cena za co? – zapytałem, choć przeczuwałem, do czego zmierza.

– Żebym mogła tu pobyć chociaż chwilkę – odrzekła z powagą.

– Nie, zemsty nie przewiduję. Czeka nas jedynie mozolna i wyboista ścieżka. Znacznie cięższa niż ten wypad.

– Okej, dam radę ze wszystkim… – przerwała na moment, po czym ciągnęła zdecydowanym tonem: – Próbowałam odnaleźć szczęście z dala od ciebie. Uganiałam się za chwilami, które zapierały dech, ale nie spotkałam nikogo, z kim łatwiej byłoby zmagać się z przeciwnościami losu. Czułam spokój i bezpieczeństwo jedynie u twojego boku. Chociaż swego czasu określiłam to jako nudę i rutynę. Pojęłam swój błąd.

Skinąłem głową, uśmiechając się, chociaż serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe. Wróciła! Poszedłem do kuchni i wróciłem z dwiema szklankami soku w dłoniach.

Julia pogrążyła się już w głębokim śnie. Otuliłem ją kocem i przyglądałem się przez dłuższy czas jej twarzy, która nawiedzała mnie w sennych marzeniach przez ostatnie pół dekady.

Adam, 33 lata

Czytaj także:
„Miałam teściową za przyjaciółkę i powierniczkę. Jedna rozmowa wystarczyła, by stała się moim największym wrogiem”
„Po 20 latach od ślubu mąż pozbył się mnie jak śmiecia i wyrzucił z domu. Nie interesowało go, co się ze mną stanie”
„Miałam uczyć się na błędach matki, a zaszłam w ciążę po 3 miesiącach związku. Facet mydlił mi oczy, a potem stchórzył”

Redakcja poleca

REKLAMA