„Żona wpadła w histerię, gdy odkryła, że jej pierwsza miłość nie żyje. Czy to prawda, że stara miłość nie rdzewieje?”

zdradzony mężczyzna fot. iStock, Motortion
„Nie rozumiałem zachowania żony. Czyżby pod wpływem informacji o śmierci tego mężczyzny odżyła w niej dawna miłość? Pierwsza miłość to potęga…”.
/ 01.07.2023 09:15
zdradzony mężczyzna fot. iStock, Motortion

Pewnego dnia wróciłem z pracy i zastałem moją żonę zalaną łzami.

– Co się stało? – zapytałem przestraszony.

– Umarł ktoś, kogo… kogo znałam – wyjąkała.

Zdziwiłem się. Oczywiście to przykre, gdy odchodzi ktoś, kogo się znało, ale żeby aż tak rozpaczać? Marta zawsze była empatyczna, ale jej reakcja wydała mi się jednak nieco przesadna. Płakała i trzęsła się jak osika.

Usiadłem obok niej, wziąłem ją za rękę i czekałem. Byliśmy małżeństwem od niemal dwudziestu lat, wiedziałem, jak z nią postępować. Mój spokój i cierpliwość podziałały. Po chwili Marta przestała płakać i zaczęła mówić:

– Poznałam Jurka, gdy miałam piętnaście lat. On miał osiemnaście i niesamowicie mi pochlebiało, że taki dorosły chłopak zwrócił na mnie uwagę. Chodziliśmy na randki, trzymaliśmy się za ręce, był pierwszym chłopakiem, z którym się całowałam. Pamiętam nasz pierwszy pocałunek… wiosną, na ławce w parku. Szalałam za nim, ale on za mną nie. Chyba byłam dla niego za smarkata. Po kilku miesiącach mnie rzucił, potem wyjechał do Ameryki, do wujka, i więcej nie mieliśmy kontaktu. A dziś zobaczyłam nekrolog, a na nim jego imię, nazwisko, zdjęcie. Wcale tak bardzo się nie zmienił, od razu go poznałam. Było tam napisane: ukochany syn, brat, mąż i tata. Boże, nie miał nawet pięćdziesięciu lat! To nie jest wiek na umieranie!

Marta kręciła głową, tak jakby zaprzeczając prawdzie, mogła ją zmienić.

– Masz rację, to przedwczesna śmierć, ale… – westchnąłem – ludzie codziennie umierają.

Popatrzyła na mnie z trwogą i rozpaczą, jakbym odkrył przed nią jakąś straszną tajemnicę. Objąłem ją. Była tak zesztywniała, że miałem wrażenie, iż tulę głaz. Nie udało mi się jej pocieszyć. Wyśliznęła się z moich ramion i powiedziała głuchym głosem:

– Chce mi się spać, pójdę się położyć.

Uszanowałem, że chciała zostać sama

Sam też byłem wytrącony z równowagi i potrzebowałem chwili na pozbieranie myśli. Nie rozumiałem zachowania żony. Czyżby pod wpływem informacji o śmierci tego mężczyzny odżyła w niej dawna miłość? Pierwsza miłość to potęga…

Nie, to absurdalne. Marta była wrażliwą romantyczką, ale była też mądrą, dojrzałą kobietą, oddaną rodzinie. Reaktywacja nastoletniego uczucia zupełnie do niej nie pasowała. Może się z kimś pokłóciła, może miała jakieś kłopoty w pracy albo
to już początki menopauzy i dlatego trochę wariuje? Łamałem sobie głowę, ale nic nie wymyśliłem. Postanowiłem przeczekać.

Marta przyszła do mnie kilka godzin później. Wciąż miała zaczerwienione oczy, ale była już spokojna i wyciszona. Zjedliśmy kolację, wypiliśmy herbatę. Potem usiadłem na kanapie, ona położyła mi głowę na kolanach i każde z nas zajęło się czytaniem swojej książki. To był naprawdę miły wieczór. Rano Marta wydawała się trochę zamyślona i nieobecna, lecz uznałem, że już wszystko w porządku. Pomyliłem się… 

Cały dzień się tym zadręczała

Kiedy wróciłem z pracy, zastałem ją w totalnej rozsypce. Chodziła nerwowo po pokoju, miała potargane włosy, rumieńce i błyszczące oczy. Takim niepokojącym blaskiem, jaki rozświetla wzrok ludzi z wysoką gorączką lub… szalonych.

– Co się znowu stało? – zapytałem.

– Siedem osób. Siedem osób nie żyje! – niemal to wykrzyczała.

– Kto nie żyje? Jakiś wypadek? O czym ty mówisz?

– Siedmioro moich znajomych z dzieciństwa i młodości. Jeden kolega z podwórka. Kolega i koleżanka ze szkoły podstawowej. Dwie osoby z liceum. Jedna dziewczyna, z którą byłam na roku na studiach. No i Jurek. Razem to siedem osób!

– Wszyscy zmarli teraz, w tym samym czasie? – spytałem. Faktycznie to by było podejrzane.

– Nie, na przestrzeni wielu lat. Na przykład Edek, ten kolega z podwórka, jako dwudziestolatek miał wypadek samochodowy, prowadził po pijanemu. Głupi błąd… i koniec. W wieku dwudziestu lat! Wyobrażasz sobie?

– No niestety, bez trudu, to dosyć częste. Ale skąd w ogóle wiesz o śmierci tych wszystkich ludzi?

– Bo szukałam informacji. Śmierć Jurka mnie zmobilizowała. Czułam, że muszę się dowiedzieć. Nie poszłam dziś do pracy, wzięłam wolne i cały dzień spędziłam na sprawdzaniu: kto jeszcze, kto już nigdy się nie zestarzeje.

Pomyślałem, że Marta zwariowała, ale nie powiedziałem tego na głos. Zamiast tego zapytałem:

– Po co? Powiedz mi, proszę, po co ci to? Wytłumacz mi, bo nie rozumiem…

Popatrzyła na mnie jak na idiotę, który pyta o oczywistą rzecz.

– Nie rozumiesz? Śmierć jest wszędzie! Czyha na każdego z nas. Nie czujesz jej oddechu na karku? Wczoraj to był Jurek, jutro to mogę być ja albo ty…

– Przestań! Nie świruj! – zdenerwowałem się, a potem popatrzyłem na nią i złość zmieniła się we współczucie. Obejmowała samą siebie ramionami, jakby jej było zimno.

– Tak bardzo się boję… – szepnęła.

– Czego dokładnie, kochanie?

– Że umrę. Że potrąci mnie samochód, gdy będę przechodzić przez ulicę. Że dostanę zawału, wylewu, że ktoś mnie napadnie…

– Nie wolno tak myśleć, skarbie. Nic ci się nie stanie, obiecuję – przytuliłem ją, by dodać jej otuchy.

– Nie możesz mi tego obiecać! Nie wiesz, co jest komu pisane. I nie traktuj mnie jak dziecko! – wyrwała się i pobiegła do sypialni. Trzasnęła drzwiami. Poszedłem za nią, ale zamknęła się na klucz i nie chciała otworzyć.

Musiałem spojrzeć prawdzie w oczy: mojej żonie odbiło. Nie mogłem się oszukiwać, że problem sam zniknie, musiałem zacząć działać, nim Marcie się pogorszy. Kłopot w tym, że nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Namówić ją, żeby wróciła do pracy, gdzie się czymś zajmie, zamiast w kółko rozmyślać o śmierci? Czy przeciwnie, poprosić, żeby wzięła więcej wolnego i odpoczęła?

Tylko jak ją do namówić do wizyty? 

Noc spędziłem na kanapie w salonie, bo Marta nie wpuściła mnie do sypialni. Co prawda zjadła ze mną śniadanie, a potem poszła do pracy, ale to nie oznaczało, że wróciła do normalności. Jej obsesja na temat śmierci trwała nadal. Potrafiła zapytać mnie ni z tego, ni z owego:

– Wolałbyś umrzeć nagle, niespodziewanie, czy wiedzieć, że umierasz, i mieć czas na uporządkowane swoich spraw?

– Wolałbym, żebyś skupiła się na życiu. Robisz sobie krzywdę – tłumaczyłem jej.

– Po prostu czuję, że coś się stanie. Muszę być przygotowana.

Moje słowa odbijały się od Marty jak od ściany, nie słuchała moich próśb, nie przyjmowała żadnych argumentów. Uznałem, że nie ma co zwlekać, ukrywać jej stanu, i zwróciłem się o pomoc do Beaty, starszej siostry Marty. Zawsze były ze sobą blisko, więc miałem nadzieję, że wskóra więcej niż ja.

I rzeczywiście: Marta dała się jej namówić na wizytę u psychologa. Niestety, moja radość okazała się przedwczesna. Żona wróciła ze spotkania z terapeutą poirytowana.

– Więcej tam nie wrócę. Chcecie ze mnie zrobić wariatkę! A ja wiem, że się nie mylę. Naprawdę czuję, że nadciąga coś złego. Kiedy to już się wydarzy, zobaczycie, że miałam rację, ale wtedy będzie za późno! – wykrzykiwała.

Nie znalazłem na to odpowiedzi.

– Nie kłóćmy się – poprosiłem. – Pamiętaj, że cię kocham i jestem po twojej stronie. Nie traktuj mnie jak wroga.

Chwilę milczała, ważąc moje słowa i szczerość.

– Dobrze…

Szwagierka miała świetny pomysł

Pogodziliśmy się i więcej się o to nie kłóciliśmy, ale problem nie zniknął. Serce mi się krajało, gdy patrzyłem, jak moja ukochana gaśnie, stając się cieniem dawnej siebie. Beata także zamartwiała się o Martę. I to właśnie szwagierka pewnego dnia wpadła na pomysł, który okazał się zbawienny, również w dosłownym sensie.

– A może ona ma rację? Może powinniśmy zaufać jej przeczuciu? W przeznaczenie nie wierzę, sami kształtujemy swój los, ale Marta zawsze miała dużą intuicję…

– Dałaś się wciągnąć w jej szaleństwo? I co, mam zacząć planować pogrzeb? Chryste, to młoda, zdrowa kobieta! 

– A skąd wiesz? – spytała. – Niech zrobi sobie badania, wszelkie możliwe. Może coś się w jej ciele kluje i stąd to złe samopoczucie? Z drugiej strony, jeżeli wyniki będą okej, to może się uspokoi?

– To ma sens – przyznałem.

Marta też zgodziła się na nasz pomysł. I dzięki Bogu! Bo podczas badań wykryto u niej guza w piersi. Małego, ale złośliwego, na szczęście we wczesnym stadium.
Dziś moja żona jest w trakcie leczenia, obyło się bez mastektomii, rokowania są optymistyczne. Choć ciężko w to uwierzyć, Marta naprawdę miała przeczucie i chociaż przysporzyło jej ono wielu cierpień, to również uratowało życie. 

Stwierdziłem, że nigdy więcej nie będę sceptyczny wobec kobiecej intuicji. Poza tym ustaliliśmy, że od tej pory oboje będziemy się regularnie badać – bo w sprawach życia i śmierci poleganie na przeczuciach to za mało.

Czytaj także:
„Robert jest jak staw: trwały i pewny, a Adam to potok – płytki, zmienny, ciągle w ruchu. Musiałam któregoś wybrać”
„Po wypadku nie pamiętałem, kim jestem. Żona i córka były dla mnie jak obce. Niestety, okazało się, że to nie wina amnezji”
„Dzieci dorosłe, a mamusia dalej taszczy im zakupy i robi pranie. Matki uwielbiają być męczennicami”

Redakcja poleca

REKLAMA