„Gdy złamałem rękę na wakacjach, zażądałem helikoptera do Polski. Płacę, to wymagam! Od czego jest ta cała rezydentka?”

Zbierałem dwa lata na koszmarne wakacje fot. Adobe Stock, avitouh
„– Mamy tu na miejscu całkiem przyzwoity szpital – przekonywała. – Leżała pani w nim? – zagaiłem. – No, nie… – To co się mądrzysz, głupia babo?! Żądam przewiezienia do kraju! To pani obowiązek! – zagrzmiałem. – Nie. Moim obowiązkiem jest zapewnić panu leczenie, którego pan odmawia. Nie wyrzucę z samolotu osoby z biletem, bo pan tak chce”.
/ 23.04.2023 08:30
Zbierałem dwa lata na koszmarne wakacje fot. Adobe Stock, avitouh

A miało być tak pięknie... Słońce, leżaczek nad basenem, drink z parasolką w ręku! Ale zachciało mi się poruszać. No to teraz mam! Uniosłem się na leżaku i przeciągnąłem leniwie. A potem podziękowałem skinieniem głowy kelnerowi, który przyniósł mi kolejnego darmowego drinka. Wszystko, co teraz miałem do roboty, to decydować, czy leżę dalej na leżaku, czy też idę popływać.

– Normalnie raj na ziemi! – mruknąłem.

Tak sobie właśnie wyobrażałem niebo

Basen, leżaki, morze szumiące w oddali i darmowy alkohol od samego rana.

„Żyć nie umierać w tym Egipcie!” – myślałem. „Warto było dopłacić za lepszy hotel”.

Nie po to bowiem haruję, aby się ograniczać do wakacji nad Bałtykiem. A poza tym lubię jak w hotelach skaczą wokół mnie. Dla nich to ja jestem boss, bo płacę i wymagam. Żaden z nich nie wie, że w swoim kraju sam pracuję jako kelner za najniższą krajową i na wszelkie zbytki stać mnie jedynie z napiwków. W Egipcie napiwków nie daję, bo chyba bym zbankrutował. W ogóle jak się wyjdzie poza hotel, to syf jest taki dookoła, że tylko przecieram oczy ze zdumienia. Dziwię się tym turystom, co gdzieś chodzą do knajpy na mieście, bo ja bym tam za nic nie zjadł! No błagam, po co się tak narażać, skoro płaci się za hotel, w którym obowiązują europejskie standardy? A jedzenia jest tutaj tyle, że można wcinać całymi dniami. I tylko potem leżeć i palcem nie kiwnąć. Tak właśnie robiłem. Ale po kilku dniach leżenia rozbolały mnie już cztery litery i stwierdziłem, że pora się trochę poruszać.

Idziesz z nami pograć w siatkówkę na plaży? – zagadnął mnie jakiś Polak, z którym poznałem się na stołówce.

I to był właśnie ten ruch, którego mi brakowało! Już po kwadransie dziwiłem się sam sobie, dlaczego wcześniej nie odkryłem tej rozrywki. Mógłbym przecież patrzeć godzinami na te szczupłe i zwinne dziewczyny, które wyskakiwały do piłki w tych skąpych stanikach bikini. Ale nie wszyscy faceci grali tylko po to, aby poznać szczegóły kobiecej anatomii. Niektórzy mieli jakiś chory samczy pęd, aby wygrać i musieli dojść do każdej piłki, choćby po trupach. Oczywiście, nieuchronnie we mnie także odzywała się wtedy ambicja. No, bo w końcu także byłem mężczyzną i nie będzie inny facet pluł mi w twarz. Kiedy więc taki jeden, o posturze niedźwiedzia, zamierzał zablokować piłkę, wchodząc na mój skrawek pola, jakby mnie na nim nie było, wyskoczyłem także do bloku i starliśmy się w powietrzu!

Jako zwinniejszy i bardziej skoczny uderzyłem w piłkę

Zagrywka była moja, ale zaraz pożałowałem tego starcia, bowiem konkurent, opadając na piach, zachwiał się, przechylił i… runął bezwładnie na mnie, przytłaczając mnie całego! W pierwszej chwili pomyślałem, że spadł na mnie jakiś meteoryt albo blok betonu. W dodatku coś mi wyraźnie chrupnęło w prawej ręce…

– Won! – udało mi się wydobyć z siebie zduszony rozkaz. – Won ze mnie!

Facet gramolił się powoli z gracją niedźwiedzia, wspomagany przez długonogą narzeczoną.

– Nic ci nie jest? – zapytał ten znajomy chłopak, Dominik.

– Nic… chyba… – wystękałem.

Spróbowałem wstać, wspierając się na ręce i… padłem z okrzykiem bólu. Rany! Był tak nieznośny, że przed oczami zawirowały mi gwiazdy. Usiadłem powoli na piasku i spojrzałem na prawą rękę. Wyglądała dziwnie. Jakby nie była moja. Ja miałem przecież całkiem inną, normalną, a ta sterczała pod niesamowitym kątem i miało się wrażenie, że nie należy do ciała. Zrobiło mi się słabo i… Odjechałem. Ocknąłem się, kiedy wnoszono mnie do chłodnego hotelowego holu. Orzeźwiający powiew klimatyzacji przywrócił mi świadomość. Kilku chłopaków, w tym ten misiowaty facet, posadziło mnie wygodnie w fotelu.

– Stary, masz chyba złamaną rękę – poinformował mnie Dominik. – Ten gostek z recepcji już dzwoni po lekarza.

– Złamaną? – poczułem, że robi mi się słabo. – Znaczy, że kość się złamała?

Oczami duszy wyobraziłem sobie, jak przewożą mnie sanitarnym helikopterem do Polski. Ale takie rzeczy to tylko w filmie. A w rzeczywistości… Słabo daję sobie radę z angielskim, więc kiedy przyjechał lekarz, poprosiłem o pomoc naszą rezydentkę, która także przyjechała, zawiadomiona o wypadku.

– Ja tego nie nastawię w hotelowych warunkach, bo mógłbym tylko uszkodzić kolejne tkanki. Potrzebna jest interwencja chirurga. Trzeba szybko zrobić operację w szpitalu! – powiedział arabski lekarz.

– Mam jechać do egipskiego szpitala? Nigdy! – zrobiłem wielkie oczy, kiedy rezydentka mi to wszystko przetłumaczyła.

– W Sharm el Sheik jest całkiem przyzwoity szpital – przekonywała.

– Leżała pani w nim? – zagaiłem.

– No, nie…

„To co się mądrzysz, głupia babo?!” – miałem jej ochotę wykrzyczeć, ale posłałem jej tylko miażdżące spojrzenie.

– Żądam przewiezienia do kraju! Natychmiast! – wycharczałem.

– Co? – spojrzała na mnie, jakbym się urwał z choinki. – Nasze samoloty latają raz w tygodniu i wszystko, co mogę dla pana zrobić, to zapakować pana do samolotu o tydzień wcześniej, niż ma pan zaplanowany powrót. Jeśli będzie miejsce.

– Pani chyba żartuje? Nie ma miejsca dla rannego? – wściekłem się.

– Nie wyrzucę z samolotu kogoś, kto ma bilet! – zripostowała rezydentka.

To pani obowiązek! – zagrzmiałem.

– Nie. Moim obowiązkiem jest zapewnić panu leczenie, którego pan odmawia.

– A co? Mam pozwolić na to, aby w tym cholernym szpitalu zarazili mnie gangreną?! – wrzasnąłem. – Chcę być operowany w kraju, rozumie pani?

– Pana wybór – stwierdziła zrezygnowana. – Musi pan tylko podpisać ten papier.

Byłem upokorzony i zły

Nie mogłem się normalnie umyć, zjeść, przebrać ani nawet podetrzeć. Ręka bolała mnie jak cholera, łaziłem więc oszołomiony od środków przeciwbólowych. W końcu jednak nadszedł upragniony dzień wyjazdu. Facet sprzątający pokój za dwa dolary spakował mi walizkę i wyruszyłem na lotnisko. Po wylądowaniu ojciec od razu zawiózł mnie na ostry dyżur. Sądziłem, że w polskim szpitalu załatwią sprawę rach-ciach! Ale się przeliczyłem…

– Czy pan zwariował? Chodzić prawie trzy dni ze złamaniem? – lekarz dyżurny złapał się za głowę.

Okazało się, że kość zaczęła się nieprawidłowo zrastać bez nastawienia.

– Łamiemy na nowo i to bez gwarancji powodzenia – usłyszałem wyrok.

Osłupiałem.

Miałem pozwolić na operację w Egipcie? – zapytałem, szukając w oczach lekarza zrozumienia.

A tymczasem ten stwierdził:

– Szpital w Sharm nie jest taki zły. Sam do niego kiedyś trafiłem po tym, jak zleciałem z Quada na pustyni. Zrobili mi rezonans, jak w każdym innym szpitalu na kuli ziemskiej. I żyję!

No ładnie! Tyle dni bólu, a przede mną operacja. Diabli nadali mi tę siatkówkę w raju! W przyszłym roku nikt mnie nie wypędzi na wakacje z Polski – siedzę nad Bałtykiem.

 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA