Jest pani naszym najcenniejszym nabytkiem, uratowała pani firmę podczas tej kontroli – powiedział szef podczas odprawy i obiecał mi awans oraz sporą premię. Puchłam z dumy, koleżanki zerkały na mnie z zazdrością, a ja nie mogłam się doczekać chwili, gdy przekażę mężowi dobrą nowinę.
– A ile będzie tej premii? – zapytał Daniel, który nawet mi nie pogratulował.
Tłumiąc w sobie rozżalenie, podałam mu sumę. Od pewnego czasu mąż rozmawiał ze mną tylko o pieniądzach, jakbym była człekokształtnym bankomatem. To ja, biegła księgowa, zarabiałam więcej. W branży Daniela pensje nie są zbyt wysokie, a o premiach można tylko pomarzyć. Od dnia ślubu jednak mamy wspólne konto bankowe i to raczej mąż podejmuje decyzje finansowe.
– Mamo, jedziemy na zieloną szkołę, musisz wpłacić dziewięćset złotych do końca miesiąca – zaszczebiotała Ola, gdy przekroczyła próg.
– Przecież dopiero co byliście na wycieczce w Krakowie – burknął Daniel. – Nie widzę powodu, żebyś ciągle gdzieś jeździła. To zwykłe wyciąganie pieniędzy od rodziców!
– Przestań! – posłałam mu karcące spojrzenie. – Wychowawczyni mówiła o zielonej szkole od początku roku, podpisaliśmy deklarację. Zresztą przecież dostałam premię.
– Ale dziewięćset złotych?! To jakieś chore, chyba porozmawiam z tą wychowawczynią! – rzucił groźnie, a Oli w oczach błysnęły łzy.
Za plecami męża posłałam jej uspokajający uśmiech i wzięłam się do robienia kolacji dwójce młodszych dzieci. Ze zdumieniem jednak odkryłam, że lodówka jest prawie pusta.
– Kochanie, miałeś zrobić zakupy na cały tydzień – powiedziałam z wyrzutem. – Przecież dałam ci rano dwieście złotych.
– Nie miałem czasu, zrobię jutro – mruknął.
– Pójdę teraz, jeszcze nie zdjęłam butów. Daj mi tylko te pieniądze, zaraz wrócę.
– Yyy… zostawiłem portfel w szafce w pracy – powiedział, uciekając wzrokiem. – Obiecuję, że jutro zrobię te zakupy, a teraz możemy zjeść jajecznicę, nie?
Niedługo potem, gdy Ola wróciła już z zielonej szkoły, Gosia, nasza średnia córka zaczęła marudzić o rower. Z zażenowaniem spostrzegłam, że mąż robi te same sceny co wcześniej. Najpierw tłumaczył jej, że jest za mała na rower, chociaż ma już siedem lat; potem wściekał się na ceny sprzętu sportowego, a na koniec usiłował wmówić Gosi, że była niegrzeczna – i właśnie dlatego nie dostanie roweru. Bo na niego nie zasłużyła.
Tego już było za wiele!
Zdenerwowałam się i zapytałam, o co, u licha, mu chodzi.
Przecież całkiem dobrze zarabiałam, nie było powodu żałować pieniędzy dzieciom. No i w końcu to moje pieniądze, a mąż tak bezpardonowo nimi rozporządzał!
– Twoje?! – syknął ze złością, gdy puściły mi nerwy i mu to wypomniałam. – A myślałem, że w małżeństwie wszystko jest wspólne!
Wtedy jeszcze nie dostrzegłam, że mamy problem – może byłam zbyt pochłonięta pracą, żeby się nad tym wszystkim spokojnie zastanowić? A kiedy się zorientowałam, że coś nie gra, było już bardzo źle.
– Brak środków na karcie – powiedziała mi sprzedawczyni, kiedy pewnego dnia płaciłam za drobne zakupy.
– Niemożliwe – odparłam. – Mam do zapłacenia czterdzieści złotych, a na koncie jest kilka tysięcy. Proszę sprawdzić jeszcze raz.
Niestety kasjerka miała rację, moje – właściwie nasze – konto świeciło pustkami!
„Ktoś się włamał i wypłacił wszystkie pieniądze!” – tylko takie wyjaśnienie przychodziło mi do głowy.
– Daniel, masz swoją kartę płatniczą? Nie zgubiłeś jej? – od razu zadzwoniłam do męża.
– Nie, a co się dzieje? – Daniel miał dziwny głos, jakby był bardzo zdenerwowany.
– Moje konto jest wyzerowane! – krzyknęłam do słuchawki. – Zniknęły wszystkie oszczędności! Ktoś nas okradł!
– Kochanie, uspokój się – znowu mówił tym dziwnym, jakby mechanicznym głosem. – To ja wyjąłem gotówkę, wszystko w porządku.
Ciągle gdzieś znikał. Na domiar złego stracił pracę
– Co?! – na chwilę mnie zatkało. – Dlaczego wybrałeś prawie cztery tysiące z mojego konta? I nic mi o tym nie powiedziałeś?!
– Z naszego – powiedział z naciskiem. – Zainwestowałem je, ale pewnie tego nie zrozumiesz. No w każdym razie wszystko będzie z powrotem do końca tygodnia, obiecuję!
Niestety, tajemnicza inwestycja się nie udała – jak zakomunikował mi lakonicznie mój mąż – i pieniądze nie wróciły na konto.
Na domiar złego okazało się, że Daniel stracił pracę! Nie sypiałam po nocach, zachodząc w głowę, skąd wziąć na kolejną ratę kredytu za mieszkanie. Do naszych drzwi zapukało widmo biedy, skończyły się wyjazdy dzieci, musieliśmy odłączyć kablówkę i wprowadzić cięcia w domowym budżecie.
Układało nam się coraz gorzej, choć doceniałam fakt, że Daniel intensywnie szuka pracy. Od czasu do czasu łapał jakąś fuchę i przynosił do domu sporą gotówkę. Nie wiedziałam, co dokładnie robi, ani dlaczego te kwoty są tak zróżnicowane, ale wolałam nie wnikać, bojąc się, że zupełnie straci zapał do pracy. W końcu pożaliłam się Beacie, mojej przyjaciółce.
– A on czasem nie pije? – spytała wprost.
– Nie, coś ty! Nie bierze wódki do ust! – zaprzeczyłam gwałtownie.
– No to są dwa wyjścia: albo facet bierze narkotyki, albo… – tu zawiesiła głos i spojrzała na mnie z powagą: – ma inną kobietę.
Przez chwilę patrzyłam na nią oszołomiona. Jakoś wcześniej nie łączyłam tego, że z konta znikają pieniądze, z tym, że Daniel może utrzymywać kochankę. Ale przyznałam Beacie rację, to brzmiało logicznie. „Pewnie dlatego wynagrodzenia za prace dorywcze bywały tak różne – pomyślałam. – Może po prostu nie zawsze przynosił do domu całość…".
Potem było jeszcze gorzej. Zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widziałam. Daniel często wychodził wieczorami z domu, a kiedy już zostawał z nami, jego myśli i tak krążyły gdzie indziej. Dużo czasu spędzał przy komputerze, i to także w nocy, kiedy myślał, że śpię. Budziłam się czasem, a jego nie było w łóżku. Siedział w dużym pokoju i wpatrywał się w monitor.
Byłam pewna, że jeśli tam wejdę, przyłapię go na czatowaniu z jakąś kobietą albo oglądaniu jej rozebranych fotek. Nie miały siły na taką konfrontację. W każdym razie jeszcze nie wtedy. Wszystkie te sekrety i podejrzenia rzuciły cień na moje zaufanie do męża.
Otworzyłam osobne konto i nie dałam mu do niego upoważnienia. Dokładnie sprawdzałam rachunki, kiedy robił zakupy. Chciałam wiedzieć, dokąd wychodzi wieczorami, bo nie wierzyłam, że żony ciągle puszczają jego kumpli na męskie spotkania. Niestety, odkąd ograniczyłam Danielowi dostęp do wspólnych pieniędzy, stał się drażliwy i coraz częściej atakował mnie słownie. Awantury wybuchały codziennie, co fatalnie odbijało się na dzieciach. Oczywiście kłóciliśmy się głównie o pieniądze. On krzyczał, że ma prawo do wspólnego konta, a ja, że czuję się oszukiwana.
Nie mógł przestać, to było silniejsze od niego
Byłam prawie pewna, że mam rywalkę do serca (i portfela) męża, tym bardziej że Daniel ze swoich wieczornych eskapad wracał w chwiejnych nastrojach. Raz prawie w euforii, jakby spędził z kimś cudowny wieczór, a zdarzało się – i to, niestety, znacznie częściej – że zjawiał się przybity i ponury, jakby się pokłócił z ukochaną osobą. Któregoś razu, gdy znowu wrócił po północy i położył się koło mnie bez słowa, usłyszałam, że mój mąż… płacze.
To właśnie wtedy zrozumiałam, że nie mam szans w starciu z tamtą kobietą. Ja nigdy nie doprowadziłam mojego ślubnego do łez!
– Daniel, powiesz mi wreszcie, co się dzieje? – zapytałam. – Jestem gotowa na prawdę. Jakakolwiek by była...
– Tak? – odwrócił się do mnie z dziwnym wyrazem twarzy. – Nawet bolesną? A jeśli powiem ci, co się dzieje, wszystko, to czy ty…
– Dość tego! – podniosłam głos. – Zwodzisz mnie od miesięcy, wydajesz nasze pieniądze, wychodzisz wieczorami. Daniel, chcę wiedzieć… – zaczerpnęłam tchu, jakbym miała za chwilę wskoczyć do zimnej wody. – Chcę wiedzieć, kim ona jest!
– Jaka „ona”? – zbaraniał nagle mąż.
– Ta kobieta – wycedziłam.
– Julia, czy ty myślisz, że ja cię zdradzam?! Nie!!! To nie to! Przysięgam!
– Więc co? – spytałam kompletnie zdezorientowana. – Co się stało z oszczędnościami, skoro nie wydałeś ich na kochankę? Dokąd wychodzisz wieczorami? I z kim rozmawiasz po nocach przez Internet?
Zasypałam go pytaniami, na które miał tylko jedną odpowiedź. Wypowiedział dwa słowa, które z jednej strony sprawiły mi ogromną ulgę, że nie jestem zdradzana, a z drugiej stanowiły zapowiedź długiej i żmudnej walki.
Walki z... nałogiem męża
– Jestem hazardzistą – wydusił wreszcie.
Okazało się, że Daniel od jakiegoś czasu gra w internetowego pokera, obstawia zakłady bukmacherskie i chodzi do kasyna. Czasami wygrywał – to właśnie wtedy przynosił do domu drobniejsze lub większe sumy – jednak znacznie częściej tracił wszystko. Przegrał wszystkie nasze oszczędności, zadłużył się u kolegów, zastawił moją biżuterię i swój złoty zegarek po dziadku.
Dzisiaj mój mąż już nie gra, przeszedł długą psychoterapię, jest w grupie Anonimowych Hazardzistów. Ten sukces ma jednak gorzki smak: wciąż nie może dostawać do ręki nawet złotówki, a jego pensja – bo szczęśliwie znalazł pracę – trafia na moje konto, do którego on nie ma dostępu. Muszę kontrolować jego wszystkie wyjścia, by móc zareagować, gdyby znowu ciągnęło go do kasyna. Stale współpracuję z terapeutą Daniela, słucham jego rad, a właściwie poleceń, i czuję się, jakbym nie była żoną, ale matką męża.
Czasami zastanawiam się, czy nie wolałabym, by okazało się wtedy, że jednak miał kochankę. Może byłoby łatwiej zerwać z kobietą niż z nałogiem? Jak dotąd nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie. Wiem tylko, że muszę być silna, aby pomóc mężowi w tej walce. Bo wciąż go kocham i wiem, że on kocha mnie. Mam tylko nadzieję, że to uczucie wystarczy, żeby wygrać – choć akurat to ostanie słowo jest w naszym domu zakazane.
Czytaj także:
„Policja aresztowała szwagra za handel narkotykami. Robił to, żeby spełniać zachcianki mojej siostry"
„Ojciec i narzeczony się nie cierpieli. Marzyłam, żeby się dogadali. W końcu znaleźli wspólny temat: kpiny ze mnie"
„Wychowałam potwora. Moja 15-letnia córka zaplanowała morderstwo swojej koleżanki. Wynajęła płatnego zabójcę"