„Odetchnęłam z ulgą, gdy narzeczony mnie zdradził. Spijam śmietankę, bo moje brudy są zamiecione pod dywan”

Kobieta z uśmiechem fot. iStock by Getty Images, Yuliia Kaveshnikova
„Stanęłam w drzwiach jak wryta. To, co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach. W pościeli leżał mój Jarek, a tuż obok niego... Marlena – osoba, którą uważałam za swoją najlepszą przyjaciółkę! Kiedy wreszcie mnie zobaczyli, zastygli bez ruchu”.
/ 02.12.2024 22:00
Kobieta z uśmiechem fot. iStock by Getty Images, Yuliia Kaveshnikova

Moje życie przed ostatnimi wakacjami wyglądało jak poukładany obrazek. Wszystko było na swoim miejscu – świetna posada, sprawdzeni przyjaciele i mężczyzna u boku. Mój partner miał na imię Jarek i wszyscy w moim otoczeniu widzieli w nim ideał. Był świetnie wykształcony, bystry i pełen zapału do działania. Świetnie sobie radził finansowo i wspinał się po szczeblach kariery. Mimo że dopiero przekroczył trzydziestkę, już kierował zespołem w dużej firmie. Każdy był przekonany, że niedługo zostanie jednym z najważniejszych ludzi w swojej branży.

Moje życie było poukładane

Było mi naprawdę dobrze u boku takiego faceta. Jego pieniądze czy pozycja społeczna nie miały dla mnie znaczenia. Moja pensja w zupełności mi wystarczała, więc nie musiałam wiązać się z kimś tylko ze względów finansowych. Jarek był po prostu świetnym człowiekiem – ciepłym i wartościowym. Miał w sobie coś szlachetnego, nieustannie się mną opiekował. Brał sobie do serca moje wskazówki i dbał o moje szczęście. Dlatego, kiedy przed sześcioma laty zaproponował wspólne mieszkanie, od razu się zgodziłam. Ani przez moment nie pożałowałam tego wyboru. Układało nam się wspaniale.

Coś mi jednak nie grało w naszej relacji. Nie było w niej tej iskry, tego magicznego uczucia motyli w brzuchu i euforii, kiedy wszystko wydaje się piękniejsze. Szczerze mówiąc, Jarek nigdy nie wzbudzał we mnie takich emocji. Darzyłam go sympatią i respektem, ale to wszystko. Traktowałam go raczej jak dobrego przyjaciela niż obiekt westchnień. Nie uważałam jednak, że to jakiś problem.

Przyglądałam się związkom moich przyjaciółek, które zawsze ślepo się zakochiwały. Każda historia kończyła się tak samo – górą łez i załamaniem nerwowym. Ich partnerzy okazywali się zwykłymi kłamcami, niedojrzałymi chłopcami na utrzymaniu mamy albo samolubnymi typami skupionymi wyłącznie na sobie. Nie miałam ochoty przeżywać podobnych dramatów. Postanowiłam zatem spojrzeć prawdzie w oczy i pogodzić się z tym, co już mam. Wiedziałam, że prędzej czy później wyjdę za Jarka. A miłość? Cóż, nie da się mieć w życiu wszystkiego, a ja uważałam, że los i tak był dla mnie całkiem łaskawy.

Musieliśmy wszystko pozmieniać

Z Jarkiem co roku spędzaliśmy letni urlop razem. W tym sezonie mieliśmy w planach Francję – chcieliśmy odpocząć nad morzem i odkrywać nowe miejsca. Niestety, wszystko się posypało w ostatnim momencie. W pracy Jarka szykowały się duże zmiany i musiał zostać w mieście.

– Naprawdę jest mi przykro, że nie mogę wyjechać. Sama widzisz, że to nie zależy ode mnie – tłumaczył się ze smutkiem.

– Daj spokój, nie przejmuj się. Wybiorę się nad polski Bałtyk, żeby naładować baterie. A jesienią wyskoczymy gdzieś, gdzie będzie ciepło – uspokoiłam go.

– Uwielbiam twoje podejście do życia. Jesteś niesamowita – objął mnie mocno, a tydzień później odstawił mnie na dworzec.

Wsiadając do pociągu zmierzającego na półwysep helski, nawet przez myśl mi nie przeszło, że ta wyprawa wywróci do góry nogami całą moją codzienność i przekreśli wszystkie reguły, które sobie wypracowałam. Początkowo nic szczególnego się nie działo. Spędzałam czas jak typowa wczasowiczka – opalając się nad morzem, jeżdżąc na rowerze i wędrując leśnymi ścieżkami. Wieczorami siedziałam w pokoju hotelowym zatopiona w lekturze. Nie zależało mi na poznawaniu nowych osób ani szukaniu wrażeń, więc stanowczo odprawiałam każdego faceta, który próbował się do mnie zalecać. Byłam naprawdę zadowolona z takiego spokojnego, pojedynczego wypoczynku. Do momentu, kiedy pojawił się... on.

Oszalałam na punkcie kogoś innego

W tym momencie kończyłam pyszne danie – łososia podanego z sosem z sera pleśniowego. Już miałam skinąć na kelnera, żeby zapłacić, kiedy zauważyłam go w wejściu. To był wysoki, postawny mężczyzna o ciemnych włosach, z kilkudniowym zarostem na twarzy. Rozglądał się po sali z wyraźnym zakłopotaniem, szukając, gdzie mógłby usiąść. Na jego nieszczęście, każdy stolik w restauracji był zajęty...

Nigdy wcześniej nie zwracałam szczególnej uwagi na przystojniaków. Kiedy moje koleżanki wzdychały na widok atrakcyjnych facetów, śmiały się z byle czego i wpatrywały się w nich jak urzeczone, ja pozostawałam niewzruszona. Zazwyczaj zerkałam tylko przelotnie i tyle. Ale tego dnia było inaczej. Zamiast jak zwykle spuścić wzrok i zająć się posiłkiem, nie mogłam oderwać od niego oczu. Byłam zauroczona tym widokiem. W pewnej chwili nasze oczy się spotkały. On znieruchomiał na sekundę, po czym ruszył w moim kierunku.

– Przepraszam, czy mógłbym się dosiąść? Krążę już z godzinę w poszukiwaniu wolnego miejsca do zjedzenia... Taki tu tłok, że trudno się przecisnąć. Jeśli pani odmówi, to chyba zemdleję. I nie tylko z powodu pustego żołądka – zaśmiał się.

– Oczywiście, proszę siadać. I tak się już zbieram. Za moment będzie pan miał cały stolik do dyspozycji – wymamrotałam.

– O nie, błagam! Naprawdę nie znoszę posiłków w samotności. Zostanie pani ze mną? Gwarantuję, że migiem złożę zamówienie i postaram się zjeść w ekspresowym tempie – złapał moją dłoń.

Niespodziewanie ogarnęła mnie fala przyjemnego ciepła.

– No dobrze, zostanę. Właściwie nigdzie mi się nie śpieszy... – sama byłam zaskoczona swoimi słowami. 

– Dokładnie na taką odpowiedź liczyłem – wbił we mnie swoje spojrzenie.

Nie podążyłam za głosem serca

Jego tęczówki miały głęboki, szmaragdowy odcień, który wprost hipnotyzował. Nie mogłam oderwać od nich wzroku... Zostaliśmy w barze do ostatnich minut przed zamknięciem. Przedstawił się jako Norbert i po prostu zachwycił mnie swoją osobowością. Błyskotliwy i pełen humoru, sprawił, że już po godzinie pogawędki czułam się przy nim jak przy starym znajomym. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam z Jarkiem takich emocji – byłam nim zauroczona, zaintrygowana i podekscytowana jednocześnie. Gdy późnym wieczorem szliśmy w stronę mojego hotelu, w głowie kołatała mi tylko jedna myśl: że może umówimy się ponownie.

Po śniadaniu znów się zobaczyliśmy. Spędziliśmy wspólnie całe popołudnie, a później kolejne dni... Coraz lepiej go poznawałam i z każdą chwilą rosło we mnie przekonanie, że to prawdziwe uczucie. Wieczorne pożegnania pod budynkiem hotelu były dla mnie coraz trudniejsze. Ale nigdy nic się między nami nie wydarzyło.

Rozsądek ostrzegał: „odpuść sobie, to tylko chwilowe zauroczenie, później pożałujesz”. Ale głos serca szeptał coś zupełnie innego – że właśnie on jest moim przeznaczeniem na resztę życia.

Zignorowałam to, co podpowiadało mi serce. Rozsądek wziął górę i zdecydowałam się wyjechać. Teoretycznie mogłam zostać na wybrzeżu przez kolejne dni, ale gdzieś w głębi wiedziałam, że wtedy Norbert całkiem zawładnie moimi myślami i przestanę panować nad uczuciami. A w domu przecież był Jarek... Spokojny, pewny i niezawodny Jarek. Czuły i oddany partner. Nie mogłam go zdradzić. Kiedy minął tydzień, powiedziałam Norbertowi, że więcej się nie zobaczymy. Jego reakcja kompletnie mnie zaskoczyła – był po prostu przerażony.

– Dlaczego? No jak to, przecież my... Nie rób mi tego... Ja cię kocham...

– Przykro mi, ale tak będzie lepiej. Nic z tego nie wyjdzie – odparłam, udając spokój, choć w środku umierałam z rozpaczy.

– To może chociaż weźmiesz mój numer telefonu? Jakbyś zmieniła zdanie, to zadzwoń. Będę czekał. Do końca tygodnia zostanę tutaj na wybrzeżu, później wracam do Krakowa – błagał, podając mi kartkę z danymi.

Schowałam wizytówkę do torby, wiedząc że przy pierwszej sposobności się jej pozbędę. Nie zamierzałam zostawiać sobie żadnej furtki, żadnej możliwości powrotu. Postanowiłam, co mam zrobić, i nie chciałam tego zmieniać.

Po prostu oniemiałam

Podczas drogi powrotnej do Warszawy czułam się kompletnie rozbita. Siedziałam w przedziale, ledwo hamując łzy. Tylko obecność współpasażerów powstrzymywała mnie przed głośnym płaczem, jak to robią małe dzieci. Tęsknota za Norbertem okazała się znacznie silniejsza, niż przypuszczałam. Moje myśli krążyły wyłącznie wokół niego. Byłam tak pochłonięta emocjami, że zupełnie zapomniałam powiadomić Jarka, że wracam wcześniej. Dotarło to do mnie dopiero w momencie, kiedy podeszłam pod drzwi swojego mieszkania. W tej samej chwili przypomniałam sobie o numerze telefonu Norberta, który wciąż nosiłam w torebce. Po krótkim wahaniu wyciągnęłam karteczkę, wypuściłam ciężkie westchnienie i zmięta wylądowała w rogu.

Czas wrócić do rzeczywistości – szepnęłam cicho do siebie.

Osuszyłam zapłakaną twarz, poprawiłam rozmazany makijaż, przywołałam sztuczny uśmiech na usta i bez najmniejszego hałasu przekroczyłam próg.

Mieszkanie tonęło w mroku, przypominając opuszczony grobowiec sprzed wieków. Jedynie niewielkie światełko pulsowało w pokoju sypialnym... Dziwne, pomyślałam, przecież Jarek zwykle nie idzie tak wcześnie do łóżka – była dopiero dziesiąta wieczorem. 

Kiedy otworzyłam uchylone drzwi sypialni, stanęłam jak wryta. To, co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach. W pościeli leżał mój Jarek, a tuż obok niego... Marlena – osoba, którą uważałam za swoją najlepszą przyjaciółkę! Oboje sprawiali wrażenie kompletnie zrelaksowanych po tym, co właśnie zrobili. Kiedy mnie zobaczyli, byli tak bardzo zaskoczeni, że zastygli bez ruchu. Wlepili we mnie przestraszone spojrzenia, nie wiedząc, co teraz zrobię.

Możecie sobie wyobrażać, że oszalałam. Że rzuciłam się na nią z furią i wywlokłam z pościeli, jego też nie oszczędzając. Ale nic z tych rzeczy. Poczułam się... dziwnie lekko. Jakbym powinna im podziękować.

– Już mnie nie ma, róbcie, co chcecie. Bawcie się dobrze – powiedziałam bez emocji, po czym ruszyłam szybkim krokiem do drzwi. W rogu wciąż spoczywała wizytówka od Norberta. Delikatnie ją podniosłam i wyciągnęłam komórkę.

– Obiecałeś, że mam do ciebie zadzwonić, gdy coś się zmieni w moim życiu lub przemyślę swoją decyzję... – powiedziałam.

– Dokładnie tak mówiłem. I teraz dzwonisz, żeby mi to zakomunikować? – w jego głosie wyczułam nutę radosnego podniecenia.

– Właśnie tak. Uporządkowałam już wszystkie sprawy. To już historia. Zamierzam złapać najbliższy pociąg i ruszyć w twoją stronę. Cieszysz się?

– Czy się cieszę? Jestem w tej chwili najszczęśliwszym facetem na ziemi! – zawołał.

Na końcu długiej, męczącej podróży spotkaliśmy się na niewielkim przystanku kolejowym na półwyspie helskim. Gdy Norbert złożył na moich ustach pocałunek, dotarło do mnie, jak wielkim błędem było nasze rozstanie. Nic nie może się równać z miłością dwojga ludzi – to najwspanialsze, co może nas spotkać w życiu. Warto o to walczyć, mimo że czasem trzeba coś poświęcić i dostosować się do nowej sytuacji.

Marta, 30 lat

Czytaj także:
„Przyjaciółka uwiodła mojego chłopaka i zaciągnęła go przed ołtarz. Ta zołza nieświadomie uratowała mnie przed piekłem”
„Wyszłam za buca, który myśli, że jest pępkiem świata. Każdy dzień na tym łez padole przysłaniają mi myśli o rozwodzie”
„Mąż traktuje mnie jak matkę swoich dzieci, nie jak żonę. Gdyby ciąża zagrażała mojemu życiu, wiem, co by zrobił”

Redakcja poleca

REKLAMA