„Gdy on powiedział sakramentalne >>tak<<, ja wzięłam nogi za pas. Nie chcę żyć z pupilkiem moich rodziców”

zadowolona kobieta fot. iStock, Kobus Louw
„Grzesiek mi się oświadczył. Oczywiście przyjęłam pierścionek i zgodziłam się na ślub. W karnawale. Przecież nie miałam żadnego konkretnego powodu, aby tego nie zrobić... Nie było w tym jednak za grosz romantyzmu”.
/ 03.09.2024 13:51
zadowolona kobieta fot. iStock, Kobus Louw

Z Grzegorzem byliśmy parą od sześciu lat. Chodziliśmy do tej samej klasy w liceum. Przez prawie cztery lata traktowałam go po kumpelsku i do głowy mi nie przyszło, że mogę kiedyś stać się jego dziewczyną. Łączyły nas tylko wygłupy na przerwach i wspólne rozwiązywanie zadań z matmy.

Oboje byliśmy orłami z przedmiotów ścisłych. Ode mnie prace domowe odpisywały wszystkie dziewczyny, od Grześka – chłopcy. Razem startowaliśmy w olimpiadach, wymyślaliśmy nowe teorie liczb i żartowaliśmy, że kiedyś dostaniemy Nobla.

Tuż przed studniówką coś między nami się przełamało i zaczęliśmy umawiać się na randki. Po maturze byliśmy już oficjalnie parą. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wyjechałam z nim do Warszawy, wynajęliśmy wspólnie kawalerkę. Razem studiowaliśmy na wydziale matematyki, więc praktycznie non stop byliśmy razem. Czułam się przy Grześku bardzo bezpiecznie. W nowym wielkim mieście wszystko wydawało mi się obce i straszne. Nie wiem, jak bym sobie dała radę bez niego. Cokolwiek się działo, on zawsze był w pobliżu, by pomóc.

Wychodziłam z wykładów i padał deszcz – Grzesiek jak spod ziemi wyrastał z parasolką. Jechałam na zajęcia i okazało się, że pomyliłam autobusy. Wystarczył jeden telefon, a mój ukochany w kilka chwil znajdował mi najszybszą trasę do celu.

Pamiętam, jak któregoś razu wróciłam zmęczona po całym dniu ćwiczeń i wykładów. Miałam wtedy kiepski dzień i marzyłam o chwili odprężenia. Grześ jakby wyczuł moje pragnienia, zanim jeszcze mnie zobaczył. W domu czekała gorąca kąpiel, kolacja i mój mężczyzna, gotowy zrobić mi masaż pleców. I jak tu nie myśleć o kimś takim jak o wygranej na loterii?! Dla wielu kobiet facet taki jak on byłby ucieleśnieniem marzeń o księciu na białym rumaku. Wtedy nie miałam pojęcia, że łatwo można miłość pomylić z przyzwyczajeniem do wygodnego życia...

Wiedzieli lepiej, czy jestem szczęśliwa

Przez te wszystkie lata byliśmy związkiem zamkniętym. Przebywaliśmy głównie w swoim towarzystwie. Grzesiek nie miał wielu kolegów. Twierdził, że wystarczam mu tylko ja. Wszystko chciał robić ze mną. Mieszkać, jeść, uczyć się, podróżować. Ja miałam inne potrzeby.

Po pierwszym roku studiów, kiedy już na dobre przywykłam do nowego miejsca, chciałam się bawić, poznawać nowych ludzi, chodzić po klubach, zwiedzać okolicę. Wciąż niezbyt dobrze znałam Warszawę. Z Grześkiem zawsze chodziliśmy do tego samego kina, tego samego parku, do tych samych knajpek.

Doszliśmy do takiego etapu, że nie musieliśmy wiele do siebie mówić, żeby wiedzieć, co myśli to drugie. W sumie to było przerażające! W końcu przestaliśmy rozmawiać o tym, co dla nas ważne, a wszystko w naszym życiu stało się przewidywalne i nudne. Wiedziałam, co chce robić Grzesiek w danym momencie i co oznacza każda jego mina.

Skoro wszystko było tak poukładane, wcale mnie nie zdziwiło, że jak tylko obroniliśmy nasze prace dyplomowe, Grzesiek mi się oświadczył. Oczywiście przyjęłam pierścionek i zgodziłam się na ślub. W karnawale. Przecież nie miałam żadnego konkretnego powodu, aby tego nie zrobić... Nie było w tym jednak za grosz romantyzmu. Wszystko działo się zgodnie z harmonogramem życia przykładnej pary. Najpierw była matura, potem studia, teraz oświadczyny, za rok ślub, za dwa lata dziecko. I tak do końca…

Wtedy nie wiedziałam, że można inaczej

Wszyscy zachwycali się Grzesiem. Mama powtarzała mi:

– Dziecko, powinnaś dziękować Bogu, że trafił ci się taki oddany, uczciwy chłopak!

Tylko że ja nie czułam absolutnie żadnej wdzięczności. Zaczęliśmy przygotowywania do ślubu. Wynajęliśmy salę, wpłaciliśmy zaliczkę za zespół, zamówiliśmy termin w kościele. Moja mama i przyszła teściowa wpadły w totalne szaleństwo. Spotykały się niemal codziennie, wymyślały coraz to nowe pozycje w menu weselnym, co kilka dni przysyłały mi mailem zdjęcia sukien ślubnych, umawiały w salonach na przymiarki.

Robiłam wszystko posłusznie, bez zastanowienia, jak robot. Nie czułam radości panny młodej, ale bunt nie wchodził w grę. Przecież byliśmy z Grześkiem razem od zawsze. „To taka piękna para” – powtarzali wszyscy wokół. Oni wiedzieli lepiej, czy jestem szczęśliwa.

Kompletnie zepsułam im ten wieczór

Dwa tygodnie przed ślubem poznałam Tomka. To było moje pierwsze wyjście do knajpy bez Grześka od pięciu lat. Świętowałyśmy z koleżankami mój wieczór panieński. Wysuszyłyśmy jedną butelkę, drugą. Dziewczyny miały ochotę na więcej, więc przyszła kolej na mnie. Wstałam od stolika, podeszłam do baru i zamówiłam wino. Barman podał mi butelkę tak niefortunnie, że szkło wyślizgnęło mi się z rąk, spadło prosto pod nogi chłopaka, który siedział obok, i rozbiło w drobny mak.

Odskoczył jak oparzony, a ja oblałam się rumieńcem po czubek głowy. Nieznajomy nie wyglądał jednak na urażonego.

– Ale masz przerażoną minę! – zaśmiał się, spoglądając mi prosto w oczy. – Spokojnie, nic strasznego się nie stało.

Nie wiem, co we mnie wstąpiło, lecz… zostałam przy barze na kolejne dwie godziny. Zupełnie straciłam poczucie czasu. Myślałam, że rozmawiam kwadrans. Wiem, zepsułam dziewczynom cały wieczór panieński, bo zostały same. Jednak ja nie mogłam oderwać się od rozmowy z Tomkiem. Po raz pierwszy złapałam z kimś tak dobry kontakt! Odkryłam coś w rodzaju pokrewieństwa dusz. Miałam wrażenie, jakbyśmy znali się całe życie...

Powiedziałam mu oczywiście, że wkrótce wychodzę za mąż. W jego oczach pojawiło się rozczarowanie, ale nie skomentował jednak moich planów. Po prostu skinął głową, lekko się uśmiechnął i szybko zmienił temat. W końcu moje koleżanki siłą zaciągnęły mnie do stolika. Były mocno skonsternowane. Znały mnie jako poukładaną, grzeczną dziewczynkę, która nie może pozwolić sobie na nieprzewidziany wyskok. Wytłumaczyłam im, że to mój znajomy z dawnych lat, którego wieki nie widziałam. Skłamałam, bo nie chciałam zamętu i nieprzyjemnych komentarzy. Biłam się z uczuciami, poprosiłam jednak dziewczyny, żebyśmy zmieniły lokal.

Kolejne dni upłynęły nam na gorączkowych przygotowaniach do ślubu. Wypożyczenie samochodu, zamawianie ciast i tortu, omawianie wystroju sali i kościoła z florystką, ostatnie przymiarki i poprawki sukni. W czwartek przed ślubem wszystko było dopięte na ostatni guzik. Tymczasem ja zamiast się cieszyć, czułam narastający niepokój. Im bardziej zbliżał się wielki moment, w tym większą wpadałam panikę. Jakby jakaś irracjonalna siła chciała odciągnąć mnie od tego, co nieuniknione.

Grzesiek sprawował się bez zarzutu. Był cały w skowronkach. We wszystkim mnie wspierał,
w czym mógł – wyręczał. Moja mama, zachwycona, krzyczała mi nad głową, jakie to mam niewyobrażalne szczęście, że trafiła mi się taka świetna partia, a przecież tyle dziewczyn chodzi po świecie samotnych i nieszczęśliwych. Wieczorem zmęczona całodzienną bieganiną usiadłam sama w swoim pokoju. Zapaliłam lampkę, nalałam sobie wina, włączyłam komputer i próbowałam się choć trochę zrelaksować, szperając w Internecie.

Otworzyłam pocztę i... zamarłam. Na Facebooku czekała na mnie wiadomość od Tomka! Musiał mnie znaleźć tylko na podstawie informacji, które podałam podczas naszej rozmowy… Poczułam silny ucisk w żołądku. Błyskawicznie zalogowałam się na portalu.

„Wiem, że masz swoje życie, wszystko już zaplanowane i postanowione. Ale gdybym nie spróbował, żałowałbym do końca życia... Nigdy dotąd nie poczułem takiej energii przy pierwszym spotkaniu. Pewności, że jesteś właśnie tą osobą, na którą czekałem całe życie. Możesz do mnie przybiec nawet w sukni ślubnej. Ja będę czekał”.

Może i oszalałam. Ale nie żałuję!

Olśniło mnie. W jednej chwili zrozumiałam, że nie jestem z Grześkiem szczęśliwa. I że moje życie może potoczyć się zupełnie inaczej, jeśli tylko tego zechcę! Wpadłam do kuchni. Na jednym oddechu powiedziałam mamie, że odwołuję ślub. Nie mogła w to uwierzyć.

– Chyba oszalałaś! – krzyczała. – Wystawisz na pośmiewisko całą rodzinę! Wszystko już gotowe, część gości czeka w hotelu!

Byłam przygotowana na taką reakcję. Wiedziałam, że wybuchnie bomba. Jednak pierwszy raz w życiu byłam też pewna tego, czego chcę, a czego nie. Następnego dnia powiedziałam Grześkowi prawdę. Omal nie dostał zawału. Spakowałam się w jedną walizkę i pojechałam do Tomka, który czekał na mnie na dworcu, a potem zabrał do swojego domu. Wkrótce to on został moim mężem.
Trzy lata temu, kiedy to się zdarzyło, kompletnie oszalałam. Ale nie żałuję tego.

Jestem z człowiekiem, którego z dnia na dzień kocham coraz bardziej. Czasem warto podjąć decyzję wbrew wszystkim i wszystkiemu. Nie patrzeć na to, jak ocenią nas inni, i nie bać się, że nie będzie powrotu. Życie ma się tylko jedno i nie można go zmarnować.

Oliwia, 32 lata

​Czytaj także:
„Kumpel przyszedł na siłownię w osobliwym stroju. Okazało się, że zrobił to w szczytnym celu”
„Żonaty kumpel ubzdurał sobie, że na niego lecę. Byłam wierna, ale mąż miał na ten temat inne zdanie”
„Mój brat był człowiekiem sukcesu, lecz zamieszkał u mnie gdy podwinęła mu się noga. Zaproponował mi uczciwy układ”

Redakcja poleca

REKLAMA