„Gdy mąż zachorował, szybko odeszłam do młodego kochanka. Sąsiedzi do dziś spluwają na mój widok”

wyrachowana kobieta fot. Adobe Stock, artmim
„I tak ma być już zawsze? Już zawsze mam mieć w domu szpital? Karmić, myć i przewijać Karola? Jak to wytrzymam? Aż do kiedy? Do jego śmierci czy mojej? – myślałam, użalając się nad swoim losem. Nie chciałam tak żyć”.
/ 03.08.2024 11:15
wyrachowana kobieta fot. Adobe Stock, artmim

Z Karolem byliśmy małżeństwem prawie 10 lat. Teraz złożyłam pozew o rozwód i widzę te oskarżycielskie spojrzenia wszystkich wokół. Jego rodziny, naszych znajomych, sąsiadów. Wielu z nich na mój widok milknie. To jest jednak najbardziej delikatna część ich reakcji. Ci bardziej odważni ostentacyjnie odwracają twarz.

Ludzie mnie wyklęli

A pani Z., sąsiadka z końca ulicy, nawet splunęła na mój widok. Tak, tak. Ta dystyngowana starsza pani, która całe życie pracowała jako nauczycielka w szkole, a teraz co niedziela siedzi w pierwszej ławce w kościele, zachowuje się jakbym była jakąś czarownicą, którą trzeba spalić na stosie.

A wszystko to tylko, dlatego że ośmieliłam się nie poświęcić dla męża, tylko sięgnąć po własne szczęście. Ale co oni wszyscy mogą wiedzieć o moim życiu? A tym bardziej o moim małżeństwie? Tylko to, co sami sobie wymyślą. Bo tak naprawdę życie wielu z nas to po prostu umiejętna gra pozorów. Na zewnątrz wszystko jest ładnie i pięknie, a tymczasem od środka ta otoczka jest wypełniona zgnilizną.

Wzięliśmy ślub z rozsądku

A jak to było u nas? Początkowo byliśmy całkiem szczęśliwą parą. Poznaliśmy się dość późno. Ja skończyłam już czterdzieści lat i powoli zaczęłam tracić nadzieję na własną rodzinę. Karol był ode mnie dwa lata starszy. Po roku znajomości zaręczyliśmy się, a potem wzięliśmy cichy ślub.

– Nie ma na co czekać. Jestem coraz starsza, potrzebuję stabilizacji i kogoś bliskiego. Już dosyć z czekaniem na księcia z bajki, który może nigdy się nie trafić – powiedziałam w chwili szczerości siostrze.

Akurat zrobiłyśmy sobie babski wieczór, który miał w założeniu być moim wieczorem panieńskim. Nie chciałam wielkiej imprezy.

Nie chciałam być samotna

Wcześniej nie dzieliłam się z nikim swoimi przemyśleniami. Rodzina i nieliczni znajomi już chyba jakiś czas temu założyli, że zostanę starą panną. Pracowałam w domu kultury, gdzie organizowałam różne imprezy w naszym sennym miasteczku. To było dla mnie całym życiem.

Zwyczajnie nie miałam, gdzie poznawać kandydatów na potencjalnego męża. Owszem, w pracy otaczali mnie ludzie, ale kawalerów do wzięcia w naszym miasteczku było jak na lekarstwo. Ci, którym zależało na stałych związkach, dawno już byli zaobrączkowani. A ci, którzy nie mieli jeszcze rodzin, albo sami mieli problemy emocjonalne, albo po prostu nie chcieli się na dłużej wiązać.

To był głos rozsądku

Wypite wino rozwiązało mi język i powiedziałam Ewelinie, co leży mi na sercu.

– Wiesz, ciężko być samemu. Po pracy wracać wciąż do pustego domu, za towarzystwo mieć jedynie telewizor i kota – mówiłam nieco bełkotliwie. –  Nie mieć z kim iść na rodzinną imprezę, wyjechać na wakacje. Tylko czekam, żeby wreszcie skończył się weekend i ta otaczająca mnie cisza – stawałam się coraz bardziej szczera.

– Nie wiedziałam, że tak czujesz. Wszyscy myśleliśmy, że takie życie wybrałaś. Że jesteś szczęśliwa i nie zależy ci na rodzinie – siostra wyraźnie była zdziwiona moimi słowami.

– Zależy. Ale chyba zbyt późno to zrozumiałam. Dlatego teraz chcę sobie dać szansę.

– Hm… Czyli próbujesz mi powiedzieć, że nie kochasz Karola, tak?

– Nie wiem, naprawdę sama nie wiem. To dobry człowiek, uczciwy, dobrze się dogadujemy. Ale nie ma między nami żadnej iskry. Chociaż kto wie, czy takie coś w ogóle istnieje. Może ludzie po prostu łączą się w pary, bo boją się samotności – zakończyłam moją chwilę szczerości, a Ewelina już nic więcej nie powiedziała.

Za kilka dni wzięliśmy ślub i zaczęliśmy wspólne życie. Mąż przeprowadził się do mojego domu, który miałam jeszcze po babci. Jego mieszkanie wynajęliśmy.

Mieliśmy niewiele wspólnego

Te dziesięć lat naszego małżeństwa minęło błyskawicznie. Nie udało się nam zostać rodzicami, bo było już za późno, ale przyzwyczaiłam się do tego. Wzięliśmy ze schroniska dwa psy, które stały się naszymi ulubieńcami. Wyremontowaliśmy dom, mąż pomógł mi urządzić ogród, kupiliśmy wspólną działkę na wsi, gdzie wyjeżdżaliśmy na weekendy. Życie toczyło się powoli i bez większych ekscesów.

Nie powiem, że się kłóciliśmy, bo to nie było prawdą. Ale też nie było pomiędzy nami ogromnej zażyłości. Z czasem oboje zaczęliśmy się zajmować własnymi sprawami, mijając się jedynie w domu.

Z zewnątrz mogło to jednak wyglądać całkiem inaczej. W końcu nie robiliśmy awantur, wspólnie chodziliśmy na wszystkie rodzinne uroczystości, zapraszaliśmy bliskich na święta czy nawet wakacje do naszej wiejskiej posiadłości – jak szumnie nazywaliśmy ten drewniany domek otoczony polami i łąkami. Z sąsiadami również utrzymywaliśmy poprawne relacje. Czasami nawet wpadaliśmy jedni do drugich na grilla czy letnią imprezę w ogrodzie.

Psuliśmy się od środka

Nic więc dziwnego w tym, że wszyscy uznawali nas za dobre małżeństwo. Ba, nawet powiedziałabym, że za szczęśliwe małżeństwo. W środku wyglądało to jednak nieco inaczej. Pomiędzy nami panował emocjonalny chłód. Jakiś czas temu rozdzieliliśmy sypialnie, żeby nie przeszkadzać sobie wzajemnie.

My nawet gotowaliśmy oddzielnie, bo lubiliśmy zupełnie inne rzeczy. Karol zajadał się mięsem, kotletami, zawiesistymi sosami i tradycyjnymi zupami. Ja tymczasem nie byłam może nawiedzoną wegetarianką, ale jadłam dużo warzyw. Lubiłam lżejsze potrawy. Smażone i pieczone szkodziły mi na żołądek.

Inny facet zawrócił mi w głowie

I tak trwaliśmy w tym naszym pozornym szczęściu aż do zeszłego roku. To właśnie wtedy poznałam Grześka. Akurat organizowałam festyn z okazji Dnia Dziecka, a on był przedstawicielem jednej ze szkół, która miała wziąć w nim udział. Dlaczego ja w ogóle wcześniej na niego nie wpadłam? Przecież często współpracowaliśmy zarówno z podstawówkami, jak i szkołami średnimi, a w naszym mieście jest ich zaledwie pięć.

Okazało się jednak, że Grzegorz dopiero niedawno przeprowadził się do mieszkania po swoich rodzicach i zaczął uczyć w-fu w miejscowej szkole.

Wcześniej byłem trenerem personalnym, pracowałem w dużym klubie fitness w stolicy. Ale to już nie na mój wiek. Swoje lata mam, a to zobowiązuje do poważniejszego zajęcia, czyż nie? – mówił ze śmiechem.

Podczas tych kilku spotkań przed imprezą, Grzesiek naprawdę mnie urzekł. Uświadomiłam sobie, że z własnym mężem nigdy nie czułam się tak lekko i beztrosko. Z tym obcym facetem potrafiłam śmiać się aż do bólu brzucha – zupełnie jak wtedy, gdy miałam naście lat i czymś naprawdę się zaaferowałam.

Coś zrozumiałam

Nie, nie zdradziłam z nim Karola. Ale pojęłam, że nasze małżeństwo było pomyłką. I że my nigdy się nie kochaliśmy. Oboje po prostu baliśmy się samotności, dlatego nie chcieliśmy wypuścić okazji, gdy trafiła się możliwość stałego związku.

Przy Grzegorzu poczułam się jak beztroska i szaleńczo zakochana dziewczyna, która nie ma za sobą bagażu doświadczeń. To nic, że na mojej głowie dawno już pojawiły się siwe włosy, a grawitacja zrobiła swoje i figura ma niewiele wspólnego z dzisiejszym kanonem piękna. Widziałam, że w oczach Grześka jestem boginią! A to na tym chyba polega miłość, prawda?

Myślałam o rozwodzie

Wciąż zastanawiałam się, jak powiedzieć Karolowi, że chcę odejść. Bo naprawdę chciałam. Nie chciałam całe życie tkwić w tym zimnym związku. Wciąż jednak odkładałam tę rozmowę na później, bojąc się reakcji męża i mojego najbliższego otoczenia. Bo jak to? Dojrzałej kobiecie, która właśnie będzie kończyć pięćdziesiątkę, zachciało się romansów na boku? Do tego jeszcze z facetem młodszym od niej dokładnie o pięć lat? Co ona w ogóle ma w głowie?

I tak odwlekałam aż przyszła ta wiadomość i wszystko zmieniła. Karol zasłabł w pracy i karetka zabrała go do szpitala. Okazało się, że miał udar. Pomoc przyszła w porę. Przeżył, ale sparaliżowało prawą część jego ciała.

Mąż miał udar 

– Pani mąż ma nikłe szanse, żeby odzyskać pełną sprawność. Owszem, intensywna rehabilitacja może poprawić nieco jego stan, ale nigdy nie będzie już samodzielny – słowa lekarza wprawiły mnie w osłupienie.

– Ale… – próbowałam protestować, ale zapracowany lekarz mi przerwał.

– Rozumiem pani szok, ale tak się zdarza i trzeba przyjąć tę wiadomość na swoje barki. Polecę pani dobrego rehabilitanta – zakończył naszą rozmowę.

Wahałam się, co zrobić. Karol był teraz ode mnie całkowicie zależny. Zabrałam go do domu, wypożyczyłam specjalne łóżko z wyciągiem, kupiłam materac przeciwodleżynowy i niezbędny sprzęt. Postarałam się nawet o refundowane wizyty rehabilitanta i wynajęłam pielęgniarkę. Jednak całodniowa opieka nad niesprawnym mężem okazała się ponad moje siły.

I tak ma być już zawsze? Już zawsze mam mieć w domu szpital? Karmić, myć i przewijać Karola? Jak to wytrzymam? Aż do kiedy? Do jego śmierci czy mojej? – myślałam, użalając się nad swoim losem.

Podjęłam decyzję

Odeszłam od Karola, bo nie chcę całe życie być jego opiekunką
Tak, złożyłam pozew o rozwód. Oddałam byłemu mężowi wszystkie oszczędności, sprzedałam nawet naszą letnią działkę i pieniądze trafiły w całości na jego konto. Zostawiłam sobie jedynie dom.

Ale nie byłam w stanie zrezygnować z dalszego życia i swojego szczęścia. Bo co to za życie by było? Wiem, że z boku wyglądam na wyrachowaną kobietę, która zostawiła chorego męża dla młodszego kochanka. Zdezerterowała i przerzuciła cały ciężar opieki na starszą teściową i jej drugiego syna.

Nie chciałam być cierpiętnicą w imię tego, co ludzie powiedzą. Zbyt długo robiłam, to czego inni ode mnie oczekiwali. Teraz podjęłam własną decyzję i przyjmę ją wraz ze wszystkimi konsekwencjami.  Grzesiek przekonuje mnie, że powinniśmy wyjechać z tego miasteczka, gdzie ludzie mnie nie tylko wzięli na języki, ale i wyklęli. I chyba tak zrobię. Zacznę nowe życie gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna i nie wie, co zrobiłam.

Ewa, 50 lat

Czytaj także: „Rodzina się mnie wyrzekła, gdy związałem się z młodą studentką. Nie rozumieją, dlaczego to zrobiłem”
„Letni romans był dla mnie ważniejszy niż małżeństwo. Gdy chciałam przyznać się mężowi, wydarzyła się tragedia”
„Czego nie da mąż, dam ja. Jestem złotą rączką nie tylko od remontu, a kobiety chętnie z tego korzystają”

 

Redakcja poleca

REKLAMA