Wszystko zaczęło się niewinnie. Gdy Anna, matka Karola, zaczęła odwiedzać nasz nowy dom, z początku cieszyłam się z jej wizyt. „To miłe, że chce pomóc” – myślałam.
Nie podobało mi się to
Zawsze przynosiła coś do jedzenia, czasem kwiaty. Problem w tym, że te wizyty zaczęły się powtarzać, a Karol coraz częściej bywał w delegacjach. Wtedy zrozumiałam, że coś jest nie tak. Anna nigdy nie pytała, czy mi odpowiada, że wpada niezapowiedziana. Po prostu przyjeżdżała i zaczynała swoją rutynę: najpierw kuchnia, potem salon, sypialnia... Miała w zwyczaju udawać, że interesuje ją nasza codzienność, ale prawda była inna – chodziło jej o kontrolę.
Za każdym razem znalazła coś, co mogła skomentować. „Karol lubi porządek, prawda?” – pytała z takim tonem, że sama zaczynałam wątpić, czy nasz dom jest wystarczająco czysty. Albo: „To chyba nie dla Karola... Taki bałagan!” Nie mówiła tego wprost, ale w jej spojrzeniu czułam wyrzut.
I zawsze, po każdej wizycie, Karol dzwonił do mnie z pytaniami: „Mamo mówiła, że dom był w nieładzie. Dlaczego nie sprzątnęłaś?”. Za każdym razem podważała moją wartość w jego oczach, a ja stawałam się coraz bardziej bezsilna.
Zaczęłam bać się każdej jego delegacji, bo wiedziałam, co się wydarzy – kolejna wizyta Anny.
Tylko udawała miłą
Anna pojawiła się bez zapowiedzi, jak zawsze. Siedziałam na kanapie, próbując czytać książkę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wiedziałam, że to ona. Zanim otworzyłam, wzięłam głęboki oddech, jakby to miało mi pomóc przygotować się na jej kolejną wizytę. Kiedy uchyliłam drzwi, przywitała mnie tym swoim uśmiechem, który nigdy nie sięgał oczu.
– O, Justynko! – rzuciła. – Jak dobrze, że jesteś w domu. Wpadłam zobaczyć, jak sobie radzisz. Karol mi mówił, że ma dużo delegacji, więc pomyślałam, że mogę ci pomóc.
Bez pytania weszła do środka, a ja poczułam, jak złość narasta we mnie, choć starałam się to ukryć. Znałam już jej taktykę. Jej pomoc to w rzeczywistości kontrola. Każda jej wizyta to była niekończąca się inspekcja. Poszła prosto do kuchni, żeby zajrzeć do lodówki.
– Widzę, że macie sporo jedzenia, ale Karol przecież zawsze mówił, że nie lubi, jak coś się marnuje. A tak między nami, on zawsze cenił prostotę. No, ale ty pewnie wiesz, jak to jest, prawda?
– Tak, wiem – odpowiedziałam, starając się utrzymać spokój. – Staram się gotować tyle, ile potrzeba.
Anna zamknęła lodówkę, jakby ostatecznie podsumowując swoje wrażenia. W jej wzroku widziałam coś, co sprawiało, że czułam się winna, choć nie miałam za co.
Ciągle się czepiała
– Wiesz, Justynko, ja to zawsze dbałam o to, żeby Karol miał dom w idealnym porządku – zaczęła, przechodząc do salonu. – On tego nie powie, bo jest zbyt uprzejmy, ale dom to dla niego oaza spokoju. Lubi, jak wszystko jest na swoim miejscu. Pamiętam, jak był mały... – zamilkła, rozglądając się po pokoju. – No, ale przecież ty go znasz najlepiej, prawda?
Patrzyłam na nią, czując, jak rośnie mi ciśnienie. Zawsze mówiła to samo, te subtelne aluzje, że Karol miałby lepiej, gdyby był z kimś bardziej „odpowiednim”. Tylko co mogłam zrobić? Każda próba obrony kończyła się tym, że Anna udawała niewiniątko, a Karol wierzył jej słowom.
Zrobiłam kawę, mając nadzieję, że usiądzie i przestanie szukać kolejnych rzeczy do skrytykowania. Niestety, nie zatrzymała się ani na chwilę. Jej wzrok padł na stos prania, który czekał na rozwieszenie.
– Pranie? Ach, pamiętam, jak ja to robiłam... zawsze dbałam, żeby Karol miał wszystko czyste i wyprasowane. Taki delikatny chłopiec... Zawsze martwiłam się, żeby niczego mu nie brakowało.
– Radzę sobie. Naprawdę – powiedziałam, starając się brzmieć pewnie.
– Och, nie wątpię, ale wiesz, Karol to taki pracowity chłopak. Czasami potrzebuje trochę więcej wsparcia, a ja się tylko martwię, czy ty masz na wszystko czas. Sama widzisz, jak często bywa w pracy...
Wyprosiłam ją
Zacisnęłam usta, wiedząc, że każde moje słowo zostanie obrócone przeciwko mnie. Zawsze tak było. Każda jej wizyta kończyła się rozmową z Karolem, w której delikatnie sugerowała, że mogłabym się bardziej postarać, bardziej o niego zadbać.
– Dziękuję za troskę, Anno, ale naprawdę daję radę – powiedziałam, odstawiając kubek z kawą. – Może powinnaś już wracać do siebie? Karol wraca dopiero za dwa dni, a ja mam sporo rzeczy do zrobienia.
Anna spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem. Może nie spodziewała się, że tak szybko poproszę ją o wyjście. Chwilę stała, jakby rozważając, czy się jeszcze czegoś uczepić, ale w końcu sięgnęła po torebkę.
– No cóż, skoro masz tyle do zrobienia... To ja już pojadę, ale wpadnę jeszcze przed jego powrotem, dobrze? Tak na wszelki wypadek, żeby wszystko było w porządku.
Kiedy wyszła, poczułam ulgę, ale i niepokój. Wiedziałam, co się wydarzy. Karol zadzwoni i znów usłyszę te pytania, które zawsze zaczynają się niewinnie: „Mama mówiła, że dom był trochę w nieładzie. Może rzeczywiście powinniśmy bardziej o to zadbać?”. A ja znów będę musiała się tłumaczyć z czegoś, co wcale nie było problemem...
Mąż wierzył matce
Karol wrócił z delegacji dwa dni później. Ledwo wszedł do domu, a ja już wiedziałam, że coś jest nie tak. Jego spojrzenie, to delikatne napięcie w ramionach – znak, że rozmawiał z matką.
– Justyna, mama dzwoniła. Mówiła, że była tu ostatnio i… chyba rzeczywiście moglibyśmy bardziej zadbać o porządek w domu. Wiesz, że ona się tylko martwi – zaczął, odkładając torbę.
– Karol, twoja mama przyjeżdża za każdym razem, kiedy cię nie ma. Kontroluje wszystko, co robię, a potem sugeruje, że źle prowadzę dom! – powiedziałam, nie mogąc powstrzymać emocji.
Karol spojrzał na mnie z niezrozumieniem.
– Przecież ona chce pomóc...
– Pomóc? To kontrola, Karol. Wciąż mnie krytykuje, a potem tobą manipuluje – odpowiedziałam, czując, jak gniew narasta.
– Justyna, przesadzasz. Ona po prostu chce, żeby nam było lepiej.
Patrzyłam na niego z rozczarowaniem, wiedząc, że znów nie zrozumie, co tak naprawdę się dzieje.
Próbowałam ignorować jej zaczepki
Następna wizyta Anny była miesiąc później, gdy Karol znów był w delegacji. Tym razem postanowiłam nie uciekać – chciałam wiedzieć, co naprawdę robi za moimi plecami. Gdy weszła do domu, zachowywała się tak jak zwykle, udając miłą, ale jej wzrok już krążył po mieszkaniu, szukając czegoś do skomentowania.
– Karol dzwonił do mnie, wiesz? Mówił, że czasem czuje się zmęczony po powrocie z pracy... Może to kwestia atmosfery w domu? – rzuciła mimochodem, siadając przy stole.
Próbowałam zignorować jej zaczepki, ale wtedy usłyszałam, jak odbiera telefon od Karola. Zaczęła cicho mówić:
– Tak, kochanie, byłam u was... No wiesz, Justynka się stara, ale dom wciąż wymaga pracy. Mam nadzieję, że nie jest ci ciężko... Tak, ja też się martwię.
Słysząc te słowa, poczułam, jak gniew we mnie wzbiera. Nie mogłam już tego znieść. Weszłam do kuchni.
– Słyszałam wszystko. Naprawdę myślisz, że możesz tak wchodzić w nasze życie i kształtować je po swojemu? – rzuciłam, patrząc jej prosto w oczy.
– Ależ, Justyno, ja się tylko troszczę...
Pokłóciłam się z mężem
Po tamtej konfrontacji z Anną napięcie w naszym domu wzrosło. Karol wrócił, a ja od razu zrobiłam mu awanturę. Spodziewałam się, że stanie po mojej stronie, ale on, jak zawsze, szedł w zaparte:
– Justyna, mama ma prawo się martwić. To nie tak, że chce cię kontrolować...
– Karol, ona nieustannie mnie krytykuje! Wciąż podważa wszystko, co robię. A ty... ty w to wierzysz – odpowiedziałam, czując, że coś pęka.
– Wierzę? Po prostu słucham, co mówi. Wiem, że chce dobrze, a ty traktujesz ją jak wroga.
Nie wytrzymałam. Wzięłam torbę i bez słowa wyszłam. Potrzebowałam chwili w samotności. Spacerowałam po okolicy, walcząc ze łzami. Przez te wszystkie lata Anna zbudowała między nami niewidzialną barierę, a ja nie wiedziałam, jak ją zburzyć. Karol nigdy tego nie zrozumie, jeśli sam nie zobaczy, co ona naprawdę robi.
Wróciłam wieczorem, a Karol czekał na mnie w salonie. Nie patrzył mi w oczy. Obiecał, że porozmawia z matką. Ale wiedziałam, że to niewiele zmieni.
Coś we mnie pękło
Dni mijały, a Karol unikał rozmowy o matce. Widziałam, że temat go przytłaczał, ale nie mogłam tego dłużej ignorować. Anna przyjeżdżała coraz częściej, a ja czułam, jak jej kontrola mnie dusi. Pewnego dnia, gdy Karol znów wyjechał, a Anna stanęła w progu bez zapowiedzi, coś we mnie pękło.
– Justyno, znowu sama? Może coś pomogę? Widzę, że w domu wciąż trochę bałaganu... – zaczęła, rozglądając się z fałszywą troską.
– Dość! – przerwałam jej, stojąc w drzwiach kuchni. – Nie potrzebuję twojej pomocy. Nie musisz tu przyjeżdżać, gdy Karola nie ma. To nasz dom, nie twój.
Anna spojrzała na mnie zszokowana, ale szybko odzyskała zimną krew.
– Kochanie, tylko się martwię. Karol zasługuje na więcej... – powiedziała łagodnie, jakby tłumaczyła się przed dzieckiem.
– Zasługuje na spokój. A ten spokój to my, bez twojej ingerencji – odparłam twardo. – Nie będziesz już dalej manipulować nim ani mną.
Anna milczała przez chwilę, a potem uśmiechnęła się, jakby wiedziała coś, czego ja nie rozumiałam.
– Zobaczymy, co Karol o tym sądzi – rzuciła, wychodząc.
Czułam, że to była cisza przed burzą.
Może będę mieć spokój
Karol wrócił wcześniej niż zwykle. Nie zdążyłam nawet zebrać myśli po ostatniej wizycie Anny, gdy wszedł do domu z twarzą pełną napięcia.
– Justyna, mama do mnie dzwoniła. Co się znowu stało? – rzucił na powitanie, jakby spodziewał się najgorszego.
– Stało się to, co zawsze. Twoja mama znowu mnie oceniała i próbowała kontrolować nasze życie. Powiedziałam jej, żeby przestała, Karol, bo dłużej tego nie zniosę – odpowiedziałam, czując narastające zmęczenie.
Karol usiadł na kanapie, przeczesując włosy dłonią. Widziałam, jak bije się z myślami.
– Justyna... ona się tylko martwi. Przecież wiesz, że zawsze tak było – powiedział cicho, jakby sam próbował przekonać siebie, a nie mnie.
– Ale ja już tak nie mogę! – wybuchnęłam. – Każda jej wizyta to osąd, każda rozmowa to manipulacja. Nie możemy żyć pod jej kontrolą. Musisz wybrać – albo ona, albo my.
Widziałam, że te słowa go uderzyły. Przez dłuższą chwilę milczał, patrząc w podłogę. Potem powoli uniósł wzrok i zobaczyłam w jego oczach coś, czego się nie spodziewałam: zrozumienie, ale też smutek.
– Masz rację... Nie wiedziałem, że to aż tak cię niszczy – powiedział, łamiącym się głosem. – Porozmawiam z mamą. Granice muszą być.
Nie było to wielkie zwycięstwo, ale czułam, że to pierwszy krok.
Justyna, 31 lat
Czytaj także: „Powiedzieć o teściowej, że jest wredna, to jakby nic nie powiedzieć. Gdy poznałam przyczynę, było mi wstyd”
„Córka się mnie wstydzi, bo pracuję jako woźna. Nie moja wina, że jej ojciec znalazł sobie inną, gdy zaszłam w ciążę”
„Zostawiłem żonę, bo wydawała mi się zbyt przeciętna. Doceniłem ją gdy kolejna panienka okazała się pusta jak dzban”