Grzegorza poznałam na weselu przyjaciółki. Był ode mnie parę lat starszy, bardzo przystojny i uchodził za doskonałą partię. Wzdychały do niego wszystkie niezamężne dziewczyny (a i mężatki po kryjomu się za nim oglądały), a on z jakiegoś powodu do tańca poprosił właśnie mnie i nie odstępował mnie już na krok. Świetnie tańczył, to musiałam przyznać. Ale równie świetnie nam się ze sobą rozmawiało.
Rozpieszczał mnie od początku
Kontynuowaliśmy znajomość – Grzegorz zapraszał mnie do kawiarni, drogich restauracji i na rozmaite eventy. Był jakąś ważną szychą w swojej firmie, więc musiał „bywać” na różnych spotkaniach i uroczystościach.
Dbał o to, bym zawsze dobrze wyglądała i czasem obsypywał mnie wcale nie najtańszymi prezentami: a to dostałam piękną suknię wieczorową, a to gustowny komplet biżuterii… Dziwnie się z tym czułam, ale gdy próbowałam protestować, Grzegorz tłumaczył mi:
– Kochanie, jesteś jak drogocenny kamień, zasługujesz na piękną oprawę.
– Ale dlaczego tyle na nią wydajesz?
– Wierz mi, to inwestycja, która się zwróci. Moi biznesowi partnerzy są oczarowani kobietą u mojego boku, a to doskonale wpływa na interesy.
No to mu wierzyłam. Co tu dużo mówić: zakochałam się w nim i w tym jego szarmanckim sposobie bycia. Pozwalałam się zdobywać i rozpieszczać, wierząc w szczerość jego intencji.
Gdy więc zaproponował, byśmy się pobrali, nie zastanawiałam się ani chwili. Byłam najszczęśliwszą kobietą pod słońcem i oczyma wyobraźni widziałam już nasze „i żyli długo i szczęśliwie”. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że wcale nie będzie tak różowo.
Chciał, żebym rzuciła pracę
Pobraliśmy się kilka miesięcy później. Uroczystość w urzędzie stanu cywilnego była skromna, ale potem bawiliśmy się do rana w gronie rodziny i znajomych. Co prawda, gdy ktokolwiek prosił mnie do tańca, zaraz w pobliżu materializował się Grzegorz, który wołał „Odbijany!” i porywał mnie w objęcia, ale bardzo mi imponowało, że nawet po ślubie jest o mnie taki zazdrosny.
Po ślubie zdecydowaliśmy, że zamieszkamy u mnie (miałam całkiem przestronne mieszkanie w pobliżu centrum), a jego kawalerkę wynajmiemy. Nie musieliśmy pakować się w kredyty, na dodatek wynajem mieszkania Grzegorza miał nam przynosić stały zysk. W tej sytuacji mąż próbował przekonać mnie, że nie ma potrzeby, bym pracowała, bo przecież mamy z czego żyć. Ja jednak upierałam się, że chcę nadal pracować: rozwijać się i robić też coś dla siebie.
Grzegorz próbował tłumaczyć mi, że będę niepotrzebnie zmęczona, bo, jak mówił, prowadzenie domu to też praca, ale z uśmiechem na ustach odpowiadałam, że bardzo lubię swoją pracę zawodową, a nasze mieszkanie nie jest znów tak ogromne, bym nie dała rady go ogarnąć. Przecież, zanim się do mnie wprowadził, jakoś sobie radziłam – ale tego na wszelki wypadek mu nie mówiłam. W końcu musiał skapitulować i przestać naciskać – widział, że jestem uparta i w tej sprawie postawię na swoim.
Był nieugięty
Zaakceptował więc mój wybór, ale zaczął nalegać, że jak tylko zajdę w ciążę, to absolutnie muszę pójść na zwolnienie.
– Kochanie, ale przecież ciąża to nie choroba! – odpowiadałam ze śmiechem.
– No i co z tego? Kobiety w ciąży muszą o siebie dbać podwójnie!
– Ale przecież mogą o siebie dbać, pracując.
– Nie, nie, muszą nabierać sił, by potem dać z siebie wszystko w macierzyństwie.
Nie wdawałam się z nim w dłuższe dyskusje, bo nie lubiłam się kłócić. A zdążyłam już przekonać się, że jak Grzegorz się na coś uprze, to nie ma zmiłuj.
Nie mogłam zajść w ciążę
Jednak mijały tygodnie i miesiące, a ja wciąż nie zachodziłam w upragnioną przez mojego męża ciążę. Mnie też zależało na tym, by zostać mamą, ale Grzegorz miał jakąś obsesję na tym punkcie. Zaczął się zamartwiać, że coś jest nie tak z moim zdrowiem. Wyszukiwał coraz to nowych specjalistów, do których kazał mi się zapisywać na wizyty. Wszyscy zgodnie powtarzali, że jestem zdrowa i nie widzą powodów, dla których nie mogłabym zostać mamą.
Tak naprawdę sugerowali też, że dobrze byłoby, żeby mój mąż się przebadał. Jednak ja nie miałam odwagi mu tego powiedzieć. Tym bardziej że z czasem robił się coraz bardziej podejrzliwy wobec mnie, choć nie miał podstaw. Najpierw próbował udowodnić mi, że po kryjomu stosuję antykoncepcję. Sprawdzał wszystkie wyniki moich badań i przeszukiwał moje rzeczy w poszukiwaniu tabletek antykoncepcyjnych, jednak oczywiście niczego nie znalazł.
Był o mnie zazdrosny
Potem zaczął sugerować, że na pewno z kimś się spotykam w pracy. Nie przyjmował do wiadomości, że wraz ze mną pracują niemal wyłącznie kobiety, a ponadto w pracy nie mam czasu na nic, poza pracą. Krytykował mój strój jako zbyt wyzywający, niemalże zabronił mi się malować. Czekałam tylko, kiedy wpadnie z niezapowiedzianą wizytą by sprawdzić, co robię w pracy…
Chodziłam więc do pracy w spodniach i koszulach zapiętych pod szyję bądź golfach, nawet wówczas, gdy na dworze był upał. Na szczęście pracowałam w klimatyzowanym pomieszczeniu, a nasz dress code i tak nie pozwalał na przesadny negliż, bo inaczej moje koleżanki zaczęłyby podejrzewać, że coś jest nie tak.
Odsunął mnie od koleżanek
Z biegiem czasu jednak i tak przekonały się, że coś się dzieje. Grzegorz postanowił bowiem ograniczyć moje spotkania towarzyskie. Gdy szykowałam się na przyjęcie urodzinowe jednej z moich koleżanek, mój mąż stanowczo zaprotestował:
– Gdzie Ty się wybierasz? Przecież wychodzimy dziś razem!
– Jak to wychodzimy? Nic o tym nie wiem – zdziwiłam się.
– Zarezerwowałem nam stolik w restauracji. Przyjdzie też nasz potencjalny partner biznesowy z małżonką.
– Ale kochanie, przecież mówiłam ci od tygodnia, że jestem zaproszona na urodziny do Klaudii…
– No chyba koleżanka nie jest ważniejsza ode mnie?
– Nie jest, ale…
– To przebieraj się, przecież tak nie pójdziesz do eleganckiej restauracji.
Po rezygnacji z uczestnictwa w urodzinach Klaudii musiałam też zrezygnować z udziału w wieczorze panieńskim Jowity, imieninach Agnieszki czy kilku zwyczajnych wyjściach na kawę. I to nie było tak, że moje koleżanki z pracy nie miały żadnych zobowiązań, a ja, mając męża, nie powinnam z nimi spędzać czasu. Większość z nich to były mężatki i matki dzieciom – ale ich mężowie rozumieli, że raz na jakiś czas należy nam się chwila dla siebie.
Byłam niewystarczająca
Z biegiem czasu przekonałam się, że mój mąż nie tylko tego nie rozumie. Jego zdaniem niewystarczająco dbałam o nasz dom, zbyt mało serca wkładałam w przygotowanie posiłków i wykazywałam za małe zainteresowanie jego sprawami. Ponadto generalnie w niczym nie byłam dość dobra.
– Spójrz na siebie, jak ty wyglądasz!
– Ale że o co chodzi, ubrudziłam się czymś w kuchni?
– To można ubrudzić się przy odgrzewaniu kupnych pierogów?
– Jak możesz? Specjalnie lepiłam dla ciebie ruskie, bo wiem, że lubisz…
– Przecież to koło ruskich nawet nie stało!
– Przykro mi, że ci nie smakuje…
– I do tego odbierasz mi apetyt tymi powyciąganymi ciuchami.
– Ostatnie dwie godziny spędziłam w kuchni, w co miałabym być według ciebie ubrana?
– Jako kochająca żona powinnaś mnie powitać w eleganckiej sukience, a nie w dresach!
– Skoro tak bardzo nie pasuję do twoich oczekiwań, to czemu się ze mną ożeniłeś?
– Bo kto by cię chciał?
Uciekłam do sypialni, gdzie płakałam do rana. Grzegorz gdzieś wyszedł, wrócił późno, spał na kanapie. Od tego czasu praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy. Mój mąż wychodził rano do pracy, wracał wieczorami, albo wcale. Przestałam na to zwracać uwagę. Chodziłam do pracy, po pracy zajmowałam się domem, czasem wpadała do mnie Iwona – jedyna z koleżanek, która nie miała mi za złe, że przestałam się z nimi spotykać.
Przyłapałam go na zdradzie
Pewnego dnia załatwiałam jakieś sprawy urzędowe i potrzebowałam podpisu Grzegorza na jednym z dokumentów. Musiałam podjechać do niego do firmy. Rzadko tam bywałam, ale bez problemu trafiłam do jego biura. Zapukałam, weszłam i … moim oczom ukazał się mój mąż w bardzo jednoznacznej sytuacji z dużo młodszą od niego kobietą. Bez słowa odwróciłam się na pięcie i wyszłam.
Gdy szłam do domu, byłam zdziwiona tym, jak bardzo obojętne jest mi to, co przed chwilą widziałam. Zdrada mojego męża kompletnie nic dla mnie nie znaczyła! Ba, odkryłam, że tak naprawdę nie czuję już nic do tego człowieka poza obrzydzeniem. Komuś takiemu poświęciłam kilkanaście lat swojego życia, a przecież najwyraźniej na to nie zasługiwał.
Kazałam mu się wyprowadzić
Gdy kilka godzin później Grzegorz wszedł do naszego mieszkania, kończyłam właśnie pakować jego ostatnią walizkę.
– Proszę bardzo, zabieraj swoje rzeczy i jedź do swojego nowego drogocennego kamienia.
– Zmarnowałaś swoją szansę – warknął, odkładając klucze od mieszkania na stół.
– Tak, wiem, nie byłam dość dobrą kucharką, gospodynią domową i kochanką, a na dodatek nie dałam ci dziecka. Wszystko to moja wina. A teraz się wynoś.
Gdy zamknęłam za nim drzwi, sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Iwony:
– Kochana, przyjeżdżaj natychmiast! Dziś świętujemy początek mojego nowego życia!
Małgorzata, 37 lat
Czytaj także: „Wzięłam kredyt, by w końcu zostać mamą. Zostałam z brzuchem i długiem, bo mąż się nagle rozmyślił”
„Gdy wygrałam auto, mąż zaczął się przymilać. Myślał, że mu je od razu oddam, bo jest facetem”
„Mąż jeździł w delegacje, a ja miałam kochanka na telefon. Było idealnie, aż jeden z nich zrobił mi dziecko”