„Gdy mamuśki rozmawiają o zupkach i kupkach, szybko zmieniam temat. Mam opinię ekscentryczki, ale od dzieci wolę psy”

kobieta, która woli psy od dzieci fot. Adobe Stock, kegfire
„Dziewczyny nie potrafią tego zrozumieć. Niektóre nawet obrażają się, że stawiam psy na równi z ludźmi. O rany, ileż to ja się o sobie przykrych rzeczy nasłuchałam! Że jestem nienormalna, że każda kobieta marzy o prawdziwym macierzyństwie a nie przelewa miłości na kundle. Że powinnam się leczyć, bo coś jest ze mną nie tak”.
/ 25.03.2023 19:15
kobieta, która woli psy od dzieci fot. Adobe Stock, kegfire

Nigdy nie lubiłam dzieci. Nie mam własnych, do cudzych też mnie nie ciągnęło. Nie wiem, dlaczego. Tak mam i już. Gdy byłam dużo młodsza, myślałam jeszcze, że ta niechęć mi przejdzie. Ale z czasem tylko się umocniła.

Kiedy więc moje koleżanki z pracy z wypiekami na twarzy opowiadały o swoich pociechach, pokazywały zdjęcia, relacjonowały, jak to mały czy mała zrobili to czy tamto, wyłączałam się lub odwracałam na pięcie i odchodziłam. Nie interesowały mnie te opowieści. Ba, nawet nudziły. Sto razy chętniej pogadałabym o psach. Miałam trzy przezabawne kundelki i to one przesłaniały mi cały świat.

– Wy kochacie swoje dzieci, ja Kufla, Fikusa i Martela. One są dla mnie najważniejsi – tłumaczyłam.

Niestety, dziewczyny nie potrafiły tego zrozumieć. Niektóre nawet obrażały się, że stawiam psy na równi z ludźmi. O rany, ileż to ja się o sobie przykrych rzeczy nasłuchałam! Że jestem nienormalna, że każda zdrowa psychicznie kobieta marzy o prawdziwym macierzyństwie a nie przelewa miłości na kundle. I dlatego powinnam się leczyć, bo coś jest ze mną nie tak…

Tylko ona jedna mnie broniła

Było mi przykro, ale jakoś znosiłam te docinki. Byłam przecież w zdecydowanej mniejszości i wiedziałam, że choćbym nie wiem, jak się starała, to i tak ich nie przegadam. Na szczęście miałam jedną sojuszniczkę, Ankę. Była najstarsza w naszym dziale i najrozsądniejsza. Podejrzewam, że też nie rozumiała mojej niechęci do dzieci, bo sama miała dwie dorosłe córki, ale mnie za to nigdy nie potępiała.

Wręcz przeciwnie, broniła przed dziewczynami. Kiedy zaczynały swoją śpiewkę o egoizmie, natychmiast próbowała uciąć dyskusję. Krzyczała, żeby się ode mnie odczepiły, i że tylko oszołomy twierdzą, że każda kobieta musi mieć dzieci. Byłam jej za to bardzo wdzięczna. Z czasem się zaprzyjaźniłyśmy. Wychodziłyśmy razem po pracy na drinka albo szłyśmy na zakupy. Była jedyną osobą, która nie śmiała się z mojej miłości do psów i oszczędzała mi opowieści o dzieciach.

Kilka miesięcy temu Anka przyszła do firmy dziwnie podniecona.

– Ludzie, słuchajcie, moja Agata jest w ciąży! Zostanę babcią! – krzyknęła.

Dziewczyny rzuciły się do niej z gratulacjami. Ja oczywiście też.

Naprawdę się cieszysz? – dopytywała się.

– A dlaczego miałabym się nie cieszyć? – zdziwiłam się.

– No bo wkrótce pewnie dołączę do klubu mam, i będę gadać tylko o zupkach i kupkach, pokazywać zdjęcia dziecka – wyjaśniła.

– A gadaj sobie, ile chcesz. Twoje prawo! Tylko nie obrażaj się, gdy nie będę słuchać ani oglądać fotek i piać z zachwytu, jaki twój wnuczek piękny… Wiesz, że to nie temat dla mnie, a udawać nie będę. Za bardzo cię lubię i szanuję. Więc po prostu oszczędź mi takich relacji, okej?

– Załatwione. Jeszcze nie zapomniałam, że wolisz psy – uśmiechnęła się.

Niepodobny do szczeniaczka, ale też słodki

Anka nie mogła doczekać się narodzin wnuka. Po pracy od razu jechała do córki, by sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. Nawet nie miała chwili, by gdzieś ze mną wyjść.

Brakowało mi naszych spotkań, rozmów, ale rozumiałam jej niepokój. Ciąża była zagrożona i przyjaciółka bała się, że córka urodzi za wcześnie albo, nie daj Boże, straci dziecko.

Na szczęście wszystko odbyło się zgodnie z planem. Mały przyszedł na świat silny i zdrowy. Anka aż pękała z dumy i szczęścia. Jak wariatka biegała z tabletem po całej firmie, opowiadała o przebiegu porodu i pokazywała zdjęcia maluszka. Tylko mnie omijała. Kątem oka widziałam jednak, że ma ogromną ochotę podejść także do mnie. Kręciła się, krążyła wokół w końcu nie wytrzymała.

– Kamila… – zaczęła niepewnie.

– Tak? – odwróciłam się.

Chciałabym ci pokazać jedno zdjęcie. Jedno jedyne – powiedziała.

– A co na nim jest? Piesek? – udawałam, że nie wiem, o co chodzi.

– Oj, nie wygłupiaj się. Wiem, że miałam ci oszczędzić takich wrażeń, ale naprawdę musisz go zobaczyć.

– Kogo? – wciąż udawałam głupią.

– No mojego wnuczka! Zobacz, jaki jest śliczny! Wiem, że niepodobny do szczeniaczka, ale przyznaj, że też słodki – podsunęła mi tablet pod nos.

Nie obejrzałam od razu zdjęć małego Alka. Nie byłam w stanie. Słowa Anki tak mnie rozbawiły, że aż się popłakałam ze śmiechu. A jej wnuczek  rzeczywiście był śliczny. Taki mały, słodki i pocieszny. Choć faktycznie do szczeniaczka niepodobny…

Czytaj także:
„Mąż wiedział, że nie chcę być matką, a i tak wrobił mnie w dziecko. Ta świnia podmieniła mi tabletki antykoncepcyjne”
„Mąż wiedział, że nie chcę być matką, a i tak wrobił mnie w dziecko. Ta świnia podmieniła mi tabletki antykoncepcyjne”
„Gdy dowiedziałam się, że będę babcią, odzyskałam chęci do życia. Wcześniej moja samolubna synowa nie chciała być matką”

Redakcja poleca

REKLAMA