Nigdy nie lubiłam dzieci. Nie mam własnych, do cudzych też mnie nie ciągnęło. Nie wiem, dlaczego. Tak mam i już. Gdy byłam dużo młodsza, myślałam jeszcze, że ta niechęć mi przejdzie. Ale z czasem tylko się umocniła.
Kiedy więc moje koleżanki z pracy z wypiekami na twarzy opowiadały o swoich pociechach, pokazywały zdjęcia, relacjonowały, jak to mały czy mała zrobili to czy tamto, wyłączałam się lub odwracałam na pięcie i odchodziłam. Nie interesowały mnie te opowieści. Ba, nawet nudziły. Sto razy chętniej pogadałabym o psach. Miałam trzy przezabawne kundelki i to one przesłaniały mi cały świat.
– Wy kochacie swoje dzieci, ja Kufla, Fikusa i Martela. One są dla mnie najważniejsi – tłumaczyłam.
Niestety, dziewczyny nie potrafiły tego zrozumieć. Niektóre nawet obrażały się, że stawiam psy na równi z ludźmi. O rany, ileż to ja się o sobie przykrych rzeczy nasłuchałam! Że jestem nienormalna, że każda zdrowa psychicznie kobieta marzy o prawdziwym macierzyństwie a nie przelewa miłości na kundle. I dlatego powinnam się leczyć, bo coś jest ze mną nie tak…
Tylko ona jedna mnie broniła
Było mi przykro, ale jakoś znosiłam te docinki. Byłam przecież w zdecydowanej mniejszości i wiedziałam, że choćbym nie wiem, jak się starała, to i tak ich nie przegadam. Na szczęście miałam jedną sojuszniczkę, Ankę. Była najstarsza w naszym dziale i najrozsądniejsza. Podejrzewam, że też nie rozumiała mojej niechęci do dzieci, bo sama miała dwie dorosłe córki, ale mnie za to nigdy nie potępiała.
Wręcz przeciwnie, broniła przed dziewczynami. Kiedy zaczynały swoją śpiewkę o egoizmie, natychmiast próbowała uciąć dyskusję. Krzyczała, żeby się ode mnie odczepiły, i że tylko oszołomy twierdzą, że każda kobieta musi mieć dzieci. Byłam jej za to bardzo wdzięczna. Z czasem się zaprzyjaźniłyśmy. Wychodziłyśmy razem po pracy na drinka albo szłyśmy na zakupy. Była jedyną osobą, która nie śmiała się z mojej miłości do psów i oszczędzała mi opowieści o dzieciach.
Kilka miesięcy temu Anka przyszła do firmy dziwnie podniecona.
– Ludzie, słuchajcie, moja Agata jest w ciąży! Zostanę babcią! – krzyknęła.
Dziewczyny rzuciły się do niej z gratulacjami. Ja oczywiście też.
– Naprawdę się cieszysz? – dopytywała się.
– A dlaczego miałabym się nie cieszyć? – zdziwiłam się.
– No bo wkrótce pewnie dołączę do klubu mam, i będę gadać tylko o zupkach i kupkach, pokazywać zdjęcia dziecka – wyjaśniła.
– A gadaj sobie, ile chcesz. Twoje prawo! Tylko nie obrażaj się, gdy nie będę słuchać ani oglądać fotek i piać z zachwytu, jaki twój wnuczek piękny… Wiesz, że to nie temat dla mnie, a udawać nie będę. Za bardzo cię lubię i szanuję. Więc po prostu oszczędź mi takich relacji, okej?
– Załatwione. Jeszcze nie zapomniałam, że wolisz psy – uśmiechnęła się.
Niepodobny do szczeniaczka, ale też słodki
Anka nie mogła doczekać się narodzin wnuka. Po pracy od razu jechała do córki, by sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. Nawet nie miała chwili, by gdzieś ze mną wyjść.
Brakowało mi naszych spotkań, rozmów, ale rozumiałam jej niepokój. Ciąża była zagrożona i przyjaciółka bała się, że córka urodzi za wcześnie albo, nie daj Boże, straci dziecko.
Na szczęście wszystko odbyło się zgodnie z planem. Mały przyszedł na świat silny i zdrowy. Anka aż pękała z dumy i szczęścia. Jak wariatka biegała z tabletem po całej firmie, opowiadała o przebiegu porodu i pokazywała zdjęcia maluszka. Tylko mnie omijała. Kątem oka widziałam jednak, że ma ogromną ochotę podejść także do mnie. Kręciła się, krążyła wokół i w końcu nie wytrzymała.
– Kamila… – zaczęła niepewnie.
– Tak? – odwróciłam się.
– Chciałabym ci pokazać jedno zdjęcie. Jedno jedyne – powiedziała.
– A co na nim jest? Piesek? – udawałam, że nie wiem, o co chodzi.
– Oj, nie wygłupiaj się. Wiem, że miałam ci oszczędzić takich wrażeń, ale naprawdę musisz go zobaczyć.
– Kogo? – wciąż udawałam głupią.
– No mojego wnuczka! Zobacz, jaki jest śliczny! Wiem, że niepodobny do szczeniaczka, ale przyznaj, że też słodki – podsunęła mi tablet pod nos.
Nie obejrzałam od razu zdjęć małego Alka. Nie byłam w stanie. Słowa Anki tak mnie rozbawiły, że aż się popłakałam ze śmiechu. A jej wnuczek rzeczywiście był śliczny. Taki mały, słodki i pocieszny. Choć faktycznie do szczeniaczka niepodobny…
Czytaj także:
„Mąż wiedział, że nie chcę być matką, a i tak wrobił mnie w dziecko. Ta świnia podmieniła mi tabletki antykoncepcyjne”
„Mąż wiedział, że nie chcę być matką, a i tak wrobił mnie w dziecko. Ta świnia podmieniła mi tabletki antykoncepcyjne”
„Gdy dowiedziałam się, że będę babcią, odzyskałam chęci do życia. Wcześniej moja samolubna synowa nie chciała być matką”