Pewnego dnia popsuła się pralka. Znowu. Dopiero niedawno był fachowiec, który wymienił silnik od bębna, a tu masz, znów awaria. Coś strasznie zazgrzytało, zajęczało i stanęło.
To było jakieś trzy tygodnie po moim powrocie z sanatorium. Nie było mnie miesiąc i z trudem przywracałam dom do stanu podstawowego. Mój mąż jest dobrym człowiekiem, córka kochana, a syn jak do rany przyłóż – ale nie można o nich powiedzieć, że bałagan im przeszkadza.
Mąż był w trzydniowej delegacji, więc sama wezwałam fachowca. Pan Włodek przyszedł i zabrał się do rozbierania pralki. Po półgodzinie wyszedł z łazienki i podał mi złoty łańcuszek z gwiazdką.
– Owinął się wokół bębna i zablokował. Trzeba sprawdzać kieszenie przed wrzuceniem prania do bębna.
Wzięłam łańcuszek i zdziwiłam się
Na pewno nie był mój. Ta gwiazdka sugerowała osobę raczej młodą. Poszłam więc do córki. Julka miała dopiero siedemnaście lat i chociaż dorabiała po szkole jako kelnerka w pizzerii, to zarabiała sobie na wakacje, nie na złotą biżuterię. Dlatego tknęło mnie podejrzenie, że dostała to od jakiegoś mężczyzny. Fakt, że przyjęła kosztowny prezent, zdenerwował mnie. Nie tak ją wychowałam.
– Julka, skąd masz ten złoty łańcuszek? – spytałam. – Nigdy go u ciebie nie widziałam. I to jest złoto. Drogi.
Julka siedziała akurat na Facebooku i pisała z koleżankami. Rzuciłam okiem – rozmawiały o treningu. Dobrze.
– Fajny – powiedziała córka. – Chciałabym mieć taki. Ale niestety, to nie mój. Skąd go masz?
– Nie twój? – zmarszczyłam brwi.
– Nie – wzruszyła ramionami. – Ale jak ci zbywa, chętnie przygarnę.
Nie kłamała. Zawsze wiedziałam, kiedy moje dzieci kręcą. I mąż też. Czasami nazywali mnie chodzącym wykrywaczem kłamstw. Ale ja po prostu ich wszystkich bardzo kochałam i byłam wyczulona na ich emocje. A wtedy nie jest trudno zauważyć fałszywą nutę w głosie, w spojrzeniu. Łzy za uśmiechem.
Wróciłam do łazienki i spojrzałam podejrzliwie na pralkę. Stała sobie, taka cicha, niewinna, a przecież skrywała tajemnicę. Skoro łańcuszek nie był mój ani Julki, to skąd się wziął w pralce? Znaczy tkwił w którejś części garderoby, ale… bądźmy szczerzy, w tym domu prałam tylko ja.
Po latach walk udało mi się sprawić jedynie, że cała trójka wrzucała brudne ubrania do kosza w łazience, a nie na podłogę w swoich pokojach. A ja zawsze, ale to zawsze sprawdzałam, czy nie ma czegoś w kieszeniach. Zwłaszcza chusteczek jednorazowych, które potrafią rozpaść się i zaprószyć całe pranie. Albo monet. Kiedyś przez taką monetę spalił się silnik w pralce mojej mamy i zapamiętałam nauczkę na całe życie. Więc jak, na miłość boską, ten łańcuszek dostał się do pralki?
A może zostawiła go kobieta?
To pytanie gnębiło mnie przez cały wieczór. Już zasypiałam, kiedy mnie olśniło.
Pościel w naszej sypialni. Jak wspomniałam, przez miesiąc byłam w sanatorium. Trzy dni przed wyjazdem zmieniłam pościel na wszystkich łóżkach i wyprałam. Suchą złożyłam w koszu do prasowania. Kiedy wróciłam z sanatorium, zobaczyłam, że na łóżku w naszej małżeńskiej sypialni jest inna pościel. Uśmiechnęłam się – uznałam to za czuły gest ze strony męża. Pomyślał o tym, że pewnie chciałabym położyć się w czystej pościeli, i zmienił ją przed moim powrotem.
Byłam pewna, że poprzednia pościel jest w koszu na brudy. Ale nie. Znalazłam ją, czystą i wypraną, pięknie złożoną, w koszu do prasowania. Gdyby Maciej był w domu, z pewnością spytałabym go o ten cud. Ale był w delegacji. Kiedy wrócił po dwóch dniach, mieliśmy coś ważniejszego do obgadania, no i zapomniałam. Odechciało mi się spać. Leżałam w ciemnościach i myślałam. Nie ma takiej opcji, by Maciej zrobił pranie. Po prostu nie wiedziałby jak. Dzieci także. To musiał być ktoś inny. Kto? Właścicielka łańcuszka z gwiazdką. Jakaś młoda kobieta.
Ja byłam w sanatorium. Julka wyjechała na kilka dni w góry z przyjaciółką i jej rodziną. A Mateusz, nasz dziewiętnastoletni syn, akurat był na kilkutygodniowym szkoleniu w Hiszpanii. Maciej przez kilka dni był w domu całkiem sam.
Jedna myśl otwiera czasem puszkę Pandory
Wieko się uchyliło i wyleciały z niej wszystkie podejrzenia, lęki, niepokoje. Moją wyobraźnię zaczęły nawiedzać wizje młodej kochanki mojego męża prężącej się na naszym łóżku, w naszej pościeli. Nic dziwnego, że po harcach – tak gwałtownych, że łańcuszek spadł kobiecie z szyi (a może ten łańcuszek to prezent od mojego męża?) – musieli zmienić pościel. A ponieważ mam doskonały węch i wzrok, na wszelki wypadek kochanica Macieja ją wyprała.
Za dużo kombinowania. Właśnie dlatego sprawa wyszła na jaw. Myśl, że mąż mnie zdradza, niemal mnie zabiła. Nad ranem, zmęczona płaczem, z oczami piekącymi od łez, zasnęłam na dwie godziny. I obudziłam się w piekle. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Żołądek ścisnął się w bolesny węzeł, więc nie mogłam jeść. W głowie wirowały myśli i kolejne scenariusze mojej z Maciejem rozmowy, więc nie mogłam pracować. Byłam nerwowa, spięta i drażliwa. Julka szybko zeszła mi z drogi, mrucząc pod nosem, że pewnie zaczęła się u mnie menopauza.
Dwa dni później Maciej wrócił z delegacji. Zazwyczaj cieszyłam się, witałam go, robiłam dobrą kolację. Ale przez ostatnie dwa dni zalęgło się we mnie podejrzenie, że te delegacje to nie żadne delegacje z pracy, tylko wypady z kochanką do moteli za miasto.
Kiedy to się zaczęło? Jakiś rok wcześniej. Maciej przyszedł z pracy i powiedział, że prawdopodobnie ma szanse na awans do kierownictwa firmy, ale najpierw musi przez dwa lata pojeździć po kraju, po filiach przedsiębiorstwa, na kontrole. Będzie wyjeżdżał mniej więcej raz w miesiącu na kilka dni. Czasami częściej. Uznałam to za dobry omen. Ale teraz…
Nawet miałam ochotę zadzwonić do jego szefa i spytać o te wyjazdy, ale wycofałam się. Uznałam, że to nie będzie dobrze wyglądało. Zresztą jak sobie wytłumaczyłam, może i jeździ na te delegacje, ale ona z nim, za nim, tak czy owak spotykają się i gżą po motelach. Kiedy Maciej przyjechał, dałam mu kolację i poszłam oglądać telewizję. Po chwili przydreptał za mną.
– Dobrze się czujesz? – spytał.
Jaki opiekuńczy, prychnęłam w myślach. Jakby mu na mnie zależało.
– Wspaniale – warknęłam w odpowiedzi.
– Masz… – zająknął się.
Popatrzyłam na niego zła
– Co mam? PMS? A co, nie mogę ot tak, bez powodu, nie mieć dobrego humoru? Jest jakiś nakaz czy co, żeby się szczerzyć i przymilać?
– No co ty, Alinka…
Odwróciłam się do telewizora i podkręciłam głośność. Maciej zmył się jak niepyszny.
Przez następne dwa tygodnie tylko się nakręcałam. Nie mogłam na niego patrzeć. Uchylałam się, gdy chciał mnie dotknąć. I chociaż już na niego nie warczałam, to mój zimny ton chyba był jeszcze gorszy. I nie odpowiadałam na pytania, co się dzieje. Julce mówiłam, że nic, a Maciejowi, że on już wie, co.
– Alina, nie mam pojęcia, o czym ty mówisz. Co się z tobą dzieje? Nigdy taka nie byłaś.
– Nie? Bo nie wiedziałam, do czego jesteś zdolny.
– O czym ty mówisz, na miłość boską? – spytał.
– Już ty wiesz, o czym.
Przyznaję, zachowywałam się nieracjonalnie. Powinnam była powiedzieć mu o łańcuszku, pościeli i zażądać wyjaśnień. Ale nie mogłam. Byłam zbyt wielkim tchórzem. Czego się bałam? Jest kilka odpowiedzi do wyboru. Że kiedy on się dowie, że ja wiem o kochance, potwierdzi zdradę. A wtedy trzeba będzie podjąć jakąś decyzję. Nie byłam na to gotowa. Albo że się pokłócimy i on się wyprowadzi. Bo ja go wciąż kochałam. Nie chciałam go stracić i pewnie gdybym mogła zapomnieć o jego zdradzie, natychmiast bym to zrobiła, byleby wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Ale zapomnieć też nie mogłam, a zazdrość szarpała moje serce.
Czasami czekałam pod pracą Macieja, by zobaczyć, z kim wychodzi. Jechałam za nim, by sprawdzić, czy wraca do domu. Przeszukiwałam jego kieszenie, przyglądałam się koszulom i marynarkom, czy nie zauważę obcego włosa. Czy nie wyczuję zapachu obcych perfum. Zajrzałam nawet do jego telefonu, choć z góry wiedziałam, że nic nie znajdę. Na filmach tacy jak on zawsze mieli dodatkowy telefon. A on był fanem sensacji. Nigdy nic nie znalazłam.
Wóz albo przewóz
Dwa miesiące później w naszym domu panowała atmosfera zimna jak lód. Ja brałam leki na nerwy, a Maciek już nie pytał, co się ze mną dzieje. Powoli się od siebie oddalaliśmy. I znów pojechał w delegację. Następnego dnia przyjechała teściowa.
– Wybacz, kochana, że tak z zaskoczenia, ale byłam w okolicy, to wpadłam – zaszczebiotała.
Jasne. Mieszkała ze trzysta kilometrów od nas i zazwyczaj przyjeżdżała raz w roku na kilka dni. Była już wiosną. Domyśliłam się, że to wizyta interwencyjna. Maciej wezwał mamusię na pomoc. Lubiłam swoją teściową. To mądra kobieta, rozsądna, z poczuciem humoru.
Wiedziałam, że zmusi mnie do powiedzenia, co się dzieje. Może to i dobrze, pomyślałam. Bo cała ta sytuacja robiła się już zbyt męcząca. Jakoś to trzeba było rozwiązać. Wóz albo przewóz. A ja wciąż się bałam. Zrobiłam kawę, ukroiłam babkę i usiadłyśmy na kanapie w dużym pokoju.
– Trochę smutno wyglądasz – zagaiła. – Jakbyś była spięta… Och, to tu jesteś! – zawołała nagle, aż się wzdrygnęłam.
Wstała i podeszła do komody. Wzięła do ręki łańcuszek z gwiazdką, który wisiał na świeczniku jako memento dla mojego męża. Miałam nadzieję, że ten widok będzie kłuł go w oczy. Teściowa zaśmiała się radośnie.
– Mówię ci, Alinka, co ja przeszłam! Mój głupi mąż – powiedziała czule – obraził się, kiedy powiedziałam, że go zgubiłam. Nie uwierzył. Zaczął mi wpierać, że mi się jego prezent nie spodobał i gdzieś go schowałam, żeby nie nosić. A ja wręcz przeciwnie, kocham go – założyła łańcuszek na szyję. – I było mi żal. Tylko nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie go mogłam zgubić. Zapomniałam, że niespodziewanie wpadłam tu na dwa dni. Gdzie go znalazłaś?
Siedziałam zmartwiała i słuchałam, jak teściowa rozbija w pył moje przekonanie, że jestem kobietą inteligentną, mądrą, rozsądną, która nie poddaje się niskim emocjom. Jak widać, przez całe życie byłam w wielkim błędzie. Zamiast spokojnie wszystko z Maćkiem wyjaśnić, po znalezieniu w pralce łańcuszka zbudowałam w głowie całą historię zdrady. Uznałam, że mam rację, i nie dałam mu żadnej szansy na obronę. W efekcie niemal zniszczyłam moje udane małżeństwo.
Byłam w sanatorium, kiedy teściowa przyjechała na dwa dni, by obejrzeć w teatrze przedstawienie. Jak zwykle spała na miękkim materacu w naszej sypialni, bo ma problemy z kręgosłupem. Nie zauważyła, że w nocy łańcuszek się rozpiął. A że wylała jej się na prześcieradło herbata, którą popijała przed snem, to zmieniła pościel i nastawiła pranie. I wyjechała. Maciek miał pościel wyjąć, powiesić, a potem włożyć do kosza na prasowanie. Ot, i cały sekret tajemniczego łańcuszka. Wystarczyło porozmawiać z mężem.
Czytaj także:
„Nakryłem córkę na zdradzie. Bez wstydu powiedziała, że jest z tym tępym osiłkiem tylko dla łóżka. Kogo ja wychowałem?”
„Kochałem Agę jak nigdy nikogo, a ona zdradziła mnie z jakimś gachem. Nie miałem wyjścia, musiałem wymierzyć jej karę…”
„Mąż zdradził mnie z moją siostrą. Na odchodne zwyzywał mnie i powiedział, że to ja wepchnęłam ją w jego ramiona”