„Gardziłem facetami z kryzysem wieku średniego i młodą kochanką na boku. Ale nagle sam stałem się jednym z nich”

Facet z kochanką fot. Getty Images, PeopleImages
„Nie planowałem zdrady. Nie chciałem niszczyć naszego związku i rodziny. Zależało mi na synu. Nie zamierzałem być kolejnym facetem przeżywającym kryzys po czterdziestce. Mimo to sam zdecydowałem się wejść w tę rolę i odegrałem ją wręcz perfekcyjnie”.
/ 20.04.2024 20:30
Facet z kochanką fot. Getty Images, PeopleImages

Śmieszyło mnie, gdy znajomi w moim wieku robili nowe fryzury, interesowali się modnymi gadżetami, przebierali jak nastolatki i zmieniali samochody na szybkie i drogie, mimo że stali nimi w większości w miejskich korkach ulicznych. Zawsze powtarzałem, że mnie to nie dotyczy.

Miałem ukochaną żonę z klasą i urodą. Miałem super syna, który kończył szkołę średnią z wyróżnieniem i nagrodą. Miałem dom, z którego byliśmy oboje dumni i pracę, w której może wielkich osiągnięć nie miałem, ale przynajmniej dawała komfort spokojnego życia. Czego jeszcze trzeba?

Pewnego dnia pojawiła się ona – Iza

Dzieliło nas czternaście lat różnicy. Była świeżo upieczonym magistrem drugiego kierunku, a w głowie rodził się jej pomysł na doktorat. Nie widziała siebie w roli żony czy matki. Jej największym pragnieniem było podróżowanie po świecie, najchętniej u boku kogoś takiego jak ja. Muszę przyznać, że to naprawdę miłe uczucie, gdy atrakcyjna, bystra dziewczyna, sporo młodsza ode mnie, okazuje zainteresowanie takim zwykłym facetem jak ja. Dzięki temu poczułem się lepiej, bo ostatnio dopadła mnie szara rzeczywistość – kredyt na mieszkanie i szef, który wie znacznie mniej niż ja.

Była to przyjemna odskocznia – pogaduszki z nią, lekki flirt, odgrzebywanie wspomnień sprzed dwóch dekad. Fajnie wiedzieć i czuć, że jeszcze nie zardzewiałem. Początkowo nie spodziewałem się, że z tych pogaduszek wyniknie cokolwiek głębszego.

Jednak gdy wpadaliśmy na siebie częściej, sytuacja robiła się coraz bardziej gorąca. Niby nic takiego – przelotne muśnięcia dłoni, ot tak, ale później przyszedł pocałunek, który przypomniał mi, co to znaczy całować się z żywym płomieniem.

Co było potem? Kompletnie straciłem kontrolę nad sobą. W drodze do domu miałem mieszane uczucia – z jednej strony czułem się jak władca wszechświata, a z drugiej jak ostatni łajdak. Nie miałem w planach zdrady małżonki. Nie chciałem, by mój syn cierpiał z tego powodu. Nie zamierzałem odgrywać żałosnej roli faceta przechodzącego kryzys wieku średniego. Mimo to z pełną premedytacją wdepnąłem w pułapkę i odegrałem tę rolę pierwszorzędnie.

Nagle zacząłem zachowywać się jak ci kolesie, których zawsze miałem za niezłych frajerów, kierowanych popędem. Myślałem, że z tą kobietą lepiej mi się rozmawia niż z własną żoną. Że patrzy na świat inaczej. Że jest pełna energii, poświęca mi swój wolny czas, nie skupia się wyłącznie na synu, zakupach albo zapłaceniu rachunków. Że mogłem się przed nią otworzyć, a moje przemyślenia były dla niej błyskotliwe, odkrywcze albo zabawne.

Powinienem się przyznać, ale wiedziałem że prawdę lepiej zostawić dla siebie. Nie byłoby to w porządku w stosunku do mojej małżonki, chociaż… tak rzeczywiście było. Takie uczucia we mnie tkwiły, nic nadzwyczajnego, a jednak wstydziłem się tej swojej banalności, bycia jak z jakiegoś schematu. Mimo to szedłem dalej tą żenującą ścieżką.

Gdyby moja żona sama nie odkryła sekretnego romansu, to pewnie trzymałbym go w tajemnicy przed nią jeszcze przez długi czas. Tego dnia jechała do domu inną drogą niż zazwyczaj, bo w radiu powiedzieli o korku spowodowanym stłuczką na jej stałej trasie. Ja tymczasem, zamiast się kryć, paradowałem z Izabelą przez centrum miasta w środku dnia, niczym rozmarzony nastolatek. Szedłem, trzymając ją w objęciach, kompletnie nieświadomy, że ktoś mógłby nas przyuważyć... Akurat żona nas dostrzegła.

Żona postawiła mi ultimatum

Okazała się na tyle wyrozumiała, że nie kazała mi od razu pakować walizek i wynosić się z mieszkania. Nie wyrzuciła moich rzeczy za drzwi, a komputera nie zrzuciła z balkonu. Rany, ona nawet wiedziała, czemu ją zdradziłem i powiedziała, że zapomni o całej sprawie, jeśli tylko już nigdy nie umówię się z tą Izą. Niezła propozycja.

Ja jednak zrobiłem coś zupełnie innego, ale dla mnie w tamtym momencie było to oczywistym wyborem. Wpadłem już bowiem po uszy w tryb faceta przeżywającego kryzys wieku średniego i szukającego tanich fascynacji. Spakowałem swoje rzeczy do walizki i pojechałem do Izy. Obawiałem się trochę jej reakcji, że każe mi się wynosić. Nie mieliśmy ustalonego planu na taką ewentualność, w zasadzie w ogóle nie rozmawialiśmy o tym, jak nasza relacja będzie się rozwijać w przyszłości. Po prostu żyliśmy dniem dzisiejszym i cieszyliśmy się wspólnie spędzanym czasem.

Gdy stanąłem w drzwiach jej mieszkania, na jej twarzy zagościł wymowny uśmiech.

– W końcu jesteś cały mój – powiedziała z satysfakcją.

Wyczekiwałem pozwu rozwodowego od żony

Jakoś nie wypadało mi składać pozwu rozwodowego, wyszedłbym na totalnego dupka. Mijały tygodnie, potem miesiące. Czekałem na sygnał z jej strony. Widywałem się z naszym synem na mieście, ale nie zamierzałem rozmawiać z nim na ten temat, nie wiedziałem, czy coś wie.

Bardzo zatęskniłem za synem. Odczuwałem pustkę bez niego w codziennym życiu. Nie słyszałem już jego głosu ani dowcipów, które opowiadał. W przedpokoju nie walały się jego buty, o które ciągle się potykaliśmy. Dotkliwie odczułem także nieobecność Joli. Już nie nuciła melodyjnie, gdy przygotowywała posiłki, nie kręciła w rytm muzyki swoim okrągłym tyłeczkiem. Brakowało mi jej ciętych ripost i specyficznego poczucia humoru. Tęskniłem za aromatem szamponu ziołowego, którego używała i za jej naturalnym wdziękiem...

Iza nie nuciła żadnych melodii, wciąż pachniała mocnymi perfumami i dopiero przed snem pozbywała się makijażu. Zamiast stać przy garach, korzystała z cateringu dietetycznego, co zapewniało jej idealnie wąską talię, ale niestety wykluczało możliwość wspólnego spędzania czasu przy kolacji. Ostatni posiłek, głównie jakiś serek, jadła zaraz po powrocie z pracy. Nie znosiła widoku moich kanapek, dlatego zwykle jadałem w odosobnieniu.

Z samego rana przed pracą też nie mieliśmy nawet chwili na zjedzenie czegoś razem, ponieważ ja pędziłem do pracy, a moja dziewczyna już o świcie zakładała adidasy i wybiegała na poranny jogging. Prawie cały wolny czas w spędzaliśmy mieszkaniu, gdyż w oczach jej znajomych uchodziłem za starucha i kompletnie nie potrafiliśmy się dogadać. Cały entuzjazm związany ze wspólnym gniazdkiem wyparował w mgnieniu oka. I to właśnie ona pierwsza poruszyła ten temat.

– Słuchaj, daliśmy sobie szansę, ale to nie działa. Liczyłam, że jakoś się zgramy, ale najwyraźniej oczekuję czegoś zupełnie innego. Nie ma sensu tego ciągnąć.

Iza nie chciała poświęcić mi swojego życia

Wysokie mniemanie o sobie legło w gruzach, ale tylko ono ucierpiało. Serce miałem całe, a jeśli uroniłem nad sobą łzę, to jedynie z powodu mojej bezmyślności.

„Co dalej?” – zastanawiałem się, opuszczając mieszkanie z tą samą walizką, którą przyniosłem zaledwie cztery miesiące temu. „Dokąd mam się wyprowadzić? Wynająć pokój w hotelu? A może poszukać jakiegoś wynajmu, jak zgorzkniały rozwodnik?”.

Bezwiednie skierowałem swoje kroki w stronę własnego mieszkania. Moje myśli nadal krążyły wokół domu, w którym mieszkali małżonka i syn. Przez dłuższy czas tkwiłem pod blokiem, rozważając czy nacisnąć dzwonek. Ogarniał mnie strach...

– Masz zamiar tak sterczeć do świtu? Chciałabym dostać się do środka – dobiegł mnie głos Joli zza pleców.

Ukochana trzymała siatki z zakupami i stała cierpliwie, oczekując aż w końcu się ruszę i dam jej przejść.

– Jola, no bo ja tego... – kompletnie nie miałem pojęcia co powiedzieć, żeby przekazać to, co siedziało mi w głowie.

Na jej widok totalnie mnie ścięło. Wyglądała tak samo, a jednocześnie zupełnie inaczej.

– No idź już – rzuciła mi klucze.

Przekroczyłem próg mieszkania, niosąc siatki z zakupami, które wziąłem od niej tuż przed wejściem. W środku zobaczyłem pewne zmiany. W przedpokoju stała nowiutka szafka, a ledwo trzymający się wieszak wreszcie doczekał się wymiany.

– Kto zdecydował, że to już koniec? – zadała pytanie.

– Oboje nie byliśmy z tego układu zadowoleni – odrzekłem szczerze. – Ale ona jako pierwsza powiedziała to na głos.

– No i teraz wracasz do żony po tych wszystkich miesiącach?

– Nie sądziłem, że moje kroki zaprowadzą mnie akurat tutaj. Nie śmiem nawet cokolwiek sobie wyobrażać. Nie mam pojęcia, co przyniesie przyszłość… Sam muszę poukładać sobie życie od nowa. Chciałem ci tylko powiedzieć, że wiem dobrze, jak mocno cię zraniłem i jakim byłem kretynem. Zupełnie jak jakiś prostak, co za świecidełka pozbył się cennego skarbu. Bo coś lśniło nowością, a stare złoto trochę pokryło się kurzem. Wybacz mi te porównania i to, co zrobiłem. Wiem, że to może niewiele zmieni, ale bardzo cię za wszystko przepraszam. Byłaś najwspanialszą kobietą, jaka mi się przytrafiła w życiu, a ja to kompletnie spieprzyłem.

Jola uśmiechnęła się gorzko

– Racja, masz świętą rację. Dobra, a teraz bierz się do roboty. Odłóż walizkę i obierz marchewkę, bo trzeba zrobić obiad.

Kompletnie ogłupiały wpatrywałem się w nią i bełkotałem:

– Co? Zaraz... Jak mam to rozumieć?

Nie do końca było dla mnie jasne, czego ona oczekuje. Czy chodzi jej o to, żebym został na obiad, czy może w ogóle chce, abym przy niej był? Bałem się pozwolić sobie na zbyt wiele nadziei...

– Właśnie tak. Skoro mój mąż w końcu przyznał się do błędu, to i ja wykażę się rozsądkiem. Nie dam się ponieść urażonej dumie i pozwolę ci wyleczyć moje zranione serce. Owszem, bardzo mnie skrzywdziłeś i nic już nie będzie takie samo, ale nie chcę, żebyś zniknął z mojego życia i z życia naszego syna. Sporo poświęciłeś dla tamtej kobiety i chyba teraz już wiesz, że nie było warto. Być może oboje potrzebowaliśmy takiego wstrząsu, żeby zrozumieć, jak cenne jest to, co mamy. Więc jeśli jesteś pewien, że skończyłeś z głupimi pomysłami...

Stałem tuż obok, obejmując ją ramionami. Przytulanie jej różniło się diametralnie od tulenia Izy. Ogarnęło mnie cudowne uczucie ciepła i radości. W tym momencie uświadomiłem sobie, że brakowało mi jej o wiele mocniej, niż przypuszczałem. Pragnąłem jej obecności nie dlatego, że tak było łatwiej, sensowniej czy z braku innych opcji.

Wszystko, co czułem dwadzieścia lat temu, powróciło do mnie ze zdwojoną siłą, wzbogacone o nasze wspólne przeżycia. Rodzicielstwo, budowanie wspólnego gniazdka i najbliższych relacji, przeszkody mniej lub bardziej znaczące, wdzięczność okazywana losowi za uchronienie nas przed tymi naprawdę bolesnymi doświadczeniami. Każda chwila przez te lata miała znaczenie, nawet jeśli zlewała się z pozostałymi. A ja o mało co nie zmarnowałem tego wszystkiego!

Rozmawialiśmy ze sobą przez długi czas – na zmianę śmialiśmy się, płakaliśmy, przytulaliśmy się i milczeliśmy. Taka bezpośredniość i szczerość przychodziła nam z trudem. Oboje mieliśmy już jednak pewność, że podstawy naszego związku są niezmiennie trwałe. W tej chwili musieliśmy jedynie naprawić to, co uległo lekkiemu zniszczeniu.

Czytaj także:
„Żona spuściła w kanale 20 lat małżeństwa. Przystojny kochanek był więcej wart, niż wierny mąż”
„Po ślubie z oczu spadły mi różowe okulary. Zamiast troskliwego męża, zobaczyłam śmierdzącego lenia”
„Narzeczony naciskał na ślub, a potem zostawił mnie przed ołtarzem. Wszystkim wmówił, że zaręczyny to tylko mój wymysł”

Redakcja poleca

REKLAMA