„Gardziłam instytucją małżeństwa. Na śluby przychodziłam w ramonesce i glanach. Wszystko się zmieniło, gdy poznałam Maćka”

zbuntowana dziewczyna, która nigdy nie rezygnuje z rockowego stylu fot. Adobe Stock, AS Photo Project
Mama błagała mnie, abym na ten jeden dzień przeistoczyła się w niewinną istotę, i włożyła jakąś kieckę w kolorze lukru… Do kościoła przyszłam ubrana na czarno, w kurtce z ćwiekami, w glanach, przezroczystej bluzce z koronki, skórzanych spodniach… Rodzina była zgorszona. Mówiono podobno, że jestem satanistką i że nie powinnam w ogóle przekraczać progu świątyni.
/ 02.06.2021 10:39
zbuntowana dziewczyna, która nigdy nie rezygnuje z rockowego stylu fot. Adobe Stock, AS Photo Project

Sześć lat temu był ślub Wojtka, jedynego normalnego faceta w mojej rodzinie. Na kilka tygodni przed tym wydarzeniem mama błagała mnie, abym na ten jeden dzień przeistoczyła się w niewinną istotę, i włożyła jakąś kieckę w kolorze lukru… Nie było takiej opcji. Uparłam się, że albo pójdę na swoich warunkach, albo nici z mojego uczestnictwa w tej rodzinnej imprezce. Zapadła decyzja, że idę.

Do kościoła przyszłam ubrana na czarno, w kurtce z ćwiekami, w glanach, przezroczystej bluzce z koronki, skórzanych spodniach… Rodzina była zgorszona. Mówiono podobno, że jestem satanistką i że nie powinnam w ogóle przekraczać progu świątyni. Ciotki patrzyły na mnie z pogardą. Zastępy panienek ubranych w powłóczyste kreacje szeptały za moimi plecami. Panna młoda na mój widok zagotowała się ze złości, natomiast pan młody, a zarazem mój kuzyn, powitał mnie lekko drwiącym uśmieszkiem, ale życzenia przyjął.

Cała ta ślubna szopka i weselne przyjęcie stanowiły dla mnie ogromny dysonans

Panna młoda niczym puszysta beza, pan młody wyprasowany w kancik i cały jakiś taki błyszczący… Wyglądali dla mnie jak istoty z obcej planety, cała impreza wydawała mi się strasznym obciachem. Na szczęście szybko się urwałam i resztę wieczoru spędziłam w towarzystwie Marka i Dagi, moich najlepszych przyjaciół. Niedługo potem okazało się, że przyjęto mnie na wymarzone studia, a razem ze mną na ten sam kierunek dostała się Daga. Nasza przyjaźń trwała nieprzerwanie od podstawówki. Miałyśmy takie same poglądy, podobnie się ubierałyśmy, w ten sam sposób myślałyśmy o naszym przyszłym życiu: byłyśmy zdeklarowanymi singielkami, a męskie towarzystwo traktowałyśmy z dużą dozą rezerwy. Jedynym facetem, którego dopuszczałyśmy do naszych tajemnic, był Marek, zakochany w motocyklach nieszkodliwy wariat, którego Daga poznała jeszcze w przedszkolu.

– Agata, wychodzę za mąż, będziesz moim świadkiem? – Dagmara spytała mnie znienacka któregoś ranka, gdy szłyśmy na uniwerek.

Właśnie wróciła z wędrówki po słowackich Tatrach, dokąd ja nie pojechałam z powodu kontuzji kolana.

– Co ty bredzisz, Daga? Za jaki mąż? – byłam pewna, że przyjaciółka coś ściemnia i próbuje mnie wkręcić.

Okazało się, że w schronisku po drugiej stronie granicy, podczas szalejącej burzy, która zmusiła ekipę do dłuższego postoju, Dagmara poznała jakiegoś supergościa, w którym zakochała się od pierwszego wejrzenia.

Nie ma mowy, w życiu nie włożę tej kiecki!

Obejrzałam sobie tego jej Jarka już następnego dnia. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście był w porządku, ale i tak nie mogłam pojąć, jak Daga mogła się w nim zakochać.

– Nie widzisz, że on do ciebie nie pasuje? Te wyglansowane buciki, śnieżnobiała koszulka… I co on tam w ogóle w tych górach robił?
– Jest poważnym biznesmenem, a w Tatrach był już trzeci raz. A w ogóle to normalny facet. I zobacz, jak mnie kocha – Daga pomachała mi przed nosem pierścionkiem, który tkwił na jej palcu.

Wystraszyłam się, bo to znaczyło, że ślub jest przesądzony.

– Zaliczyłaś wpadkę? – spytałam przyciszonym głosem.
– Nie, no coś ty… – zaprzeczyła stanowczo. – Łykam pigułki. Na razie… Bo potem na pewno zrobimy sobie dzidziusia – roześmiała się, a ja oczami wyobraźni zobaczyłam Dagę otoczoną gromadą dzieciarów.
– Oj, Daga, jeszcze będziesz płakać. Lepiej mnie posłuchaj i daj sobie spokój – poprosiłam, a ona tylko pokręciła głową i zachichotała bezgłośnie.

Ten chichot znałam bardzo dobrze: oznaczał, że postawi na swoim.

– Chociaż do dyplomu poczekaj. Bo jak się od razu wpakujesz w pieluchy, to wtedy leżysz – starałam się odwieść przyjaciółkę od jej zamiarów, używając racjonalnych argumentów.

Ale ona tylko kręciła głową, dając do zrozumienia, że mnie nie posłucha.

– Nie to nie – odpuściłam w końcu, lecz czułam się zdradzona.

Przestałyśmy się spotykać codziennie po zajęciach. Daga nie miała dla mnie czasu, bo razem z narzeczonym organizowała ślub i weselne przyjęcie, ucząc się jednocześnie do sesji. Impreza miała się odbyć we wrześniu. Zostałam zaproszona na świadka.

– Ale włożysz sukienkę… Już ci coś wybrałam, pojedziemy po zajęciach, to przymierzysz.
– Sorry, Daguś, ale na mnie nie licz. Ja tego badziewia nie włożę, zapomnij! – zaprotestowałam żywo, kiedy mnie zawlokła do sklepu z kieckami. – Albo idę w swoich ciuchach, albo wcale… – postawiłam ultimatum.
– Naprawdę chcesz mi zrobić takie świństwo? – jęknęła Daga.

W końcu jakoś dała się przekonać, że nie muszę być jej świadkiem, i odpuściła. Widziałam jednak, że jest jej przykro, a po wszystkim sama byłam na siebie zła, bo w jakimś sensie teraz ja ją zdradziłam. Wciąż jednak uważałam, że powinnam być sobą niezależnie od okoliczności i nie poddawać się w imię jakichś tradycji czy obyczajów. Po wakacjach Daga była w znakomitym nastroju. Pogodziła się z faktem, że nie będę świadkiem na jej ślubie, że włożę to, co będę chciała, i obiecała, że nie będzie się w żaden sposób odgrywać, jeśli kiedyś ja stanę na ślubnym kobiercu. Niedoczekanie!

Nastała smutna jesień. Przyjaciółkę, szczęśliwą świeżo upieczoną mężatkę widywałam już tylko na uczelni. Nasze spotkania po zajęciach przeszły do historii. Korzyść był taka, że więcej czasu poświęcałam na naukę. Wracając któregoś dnia z biblioteki, zatrzymałam się przy bankomacie.

Włożyłam kartę, wystukałam PIN i… nic się nie wydarzyło

Nerwowo przyciskałam po kilka razy klawisze: enter, kasuj. Zaczęłam walić w obudowę. Bezskutecznie. Moja karta wciąż tkwiła wewnątrz piekielnej maszyny. W poczuciu kompletnej bezradności i paniki rzuciłam się biegiem w poszukiwaniu najbliższego oddziału mojego banku. Dopadłam do drzwi za trzy osiemnasta.

– Już zamknięte – warknął ochroniarz, ja jednak jak wytrawny glina zdążyłam jeszcze wepchnąć stopę między drzwi a futrynę i wrzasnęłam na całe gardło:
– Bankomat pożarł mi kartę!
– Proszę zastrzec kartę, dzwoniąc na infolinię – usłyszałam czyjś głos.
– A pan nie może mi pomóc? – błagałam ze łzami w oczach.

Gość wychylił się zza wysokiego kontuaru. Dłuższą chwilę stał, patrząc na mnie jakoś niepewnie.

– Panie Sławku, proszę wpuścić klientkę i zamknąć drzwi – zwrócił się do ochroniarza.

Moja sprawa została załatwiona błyskawicznie. Kartę anulowano, następną miałam dostać w ciągu tygodnia. Mimo późnej pory wypłacono mi trzy stówki w okienku. Mój wybawca siedział ze mną w zamkniętym oddziale jeszcze kilka minut po załatwieniu sprawy. Na koniec spytał, czy mogę podać mu numer swojego telefonu…

Na pierwsze spotkanie z Maćkiem poszłam w… czarnych szpilkach. Trochę się męczyłam

Potem było już lepiej. Miesiąc później byłam zakochana bez pamięci i porzuciłam swój dawny styl ubierania na dobre. Wciąż jednak uważałam, że legalizowanie związku to przeżytek i kiedy Maciej zapytał, kiedy chciałabym wziąć z nim ślub, po prostu się wściekłam.

– Co ci strzeliło do głowy? Znasz już moje poglądy na małżeństwo, więc o czym ty mówisz? Nigdy nie wyjdę za mąż…

Ostatnie słowa nie brzmiały jednak dość przekonująco. Maciek swoim zwyczajem przytulił mnie, pocałował w głowę i cicho poprosił, żebym się nie złościła. Przez kilka tygodni udawaliśmy, że tej rozmowy nie było. Na sylwestra poszliśmy na bal. Gdy wracaliśmy w środku nocy, byłam pewna, że Maciek jest jedynym facetem, z którym chciałabym spędzić resztę życia. Nie przeszkadzało mi, że jest jakby z innego świata niż ten, w którym żyłam dotychczas. Przy nim szybko dojrzałam i zobaczyłam, jak głupio zachowywałam się, hołdując jakimś wydumanym zasadom i kanonom młodzieżowej mody.

Tydzień temu były nasze zaręczyny. Moi rodzice zaprosili na uroczysty obiad rodziców Maćka

Mój ukochany zjawił się z kwiatami dla mnie i dla mamy, butelką koniaku dla mojego taty, i zanim usiedliśmy do stołu, wygłosił mowę, w której oficjalnie poprosił ich o moją rękę. Ślub będzie skromny, wesele także, ale przy ołtarzu stanę w białej sukni… Dagmara nie będzie mi świadkować, bo już jest mężatką, ale wiem, że ubierze się stosownie i elegancko… Dopóki nie pokochałam naprawdę, myślałam, że ślub to tylko formalność, i otoczka, w jakiej się odbywa, nie ma znaczenia. Teraz już wiem, że małżeńska przysięga to doniosłe wydarzenie dla obojga młodych, trzeba je więc uczcić jak największe święto. 

Czytaj także:
Postanowiłam uciec z naszego domu na wsi. Wszystko zaczęło się od... awantury o rodzaj makaronu
Szewc bez butów chodzi. Mój mąż był zaangażowanym wychowawcą, ale olewał własnego syna
Zamiast zajmować się dzieckiem siostry, wolałam opiekować się psem mamy

Redakcja poleca

REKLAMA