„Facet wyjeżdżał zza rogu, przytarł mi auto i zwiał. Powinnam mu podziękować, bo dzięki niemu spotkałam dawną miłość”

Kobieta, która spotkała miłość fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Poznaliśmy się 20 lat temu. Nasi rodzice mieli wspólnych znajomych i spotkaliśmy się na wakacjach w przepięknej okolicy na Mazurach. Ja miałam 13 lat, on o trzy więcej. Zakochałam się w nim na zabój i całą energię poświęciłam na to, żeby nie dać po sobie tego poznać”.
/ 14.05.2022 17:38
Kobieta, która spotkała miłość fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Przeklinając brak klimatyzacji w moim clio, raz po raz ocierałam pot z czoła. Ciężko pracowałam na ten samochód i dotąd nigdy mnie nie zawiódł, ale kiedy w to kwietniowe, gorące popołudnie dosłownie roztapiałam się na siedzeniu, już puszczały mi nerwy. W dodatku jechałam z mamą, która fatalnie znosi przeciągi, więc otwieranie okien było zakazane.

– Jak żyję, nie pamiętam takich upałów w maju! – westchnęłam, zerkając w bok.

Miałam nadzieję, że mama jednak zaproponuje, abym odrobinę uchyliła którąś z szyb. Tymczasem ona wydawała się całkiem zadowolona z podróży.

– Za krótko żyjesz, córeczko – skomentowała moją uwagę. – Pamiętam taką wiosnę w pięćdziesiątym trzecim… – zaczęła, lecz ja, skupiona na prowadzeniu, przestałam słuchać.

Zapisała numer rejestracyjny

Jechałyśmy z naszych rodzinnych Kielc odwiedzić kuzynkę w górach. Przebiłyśmy się przez zakorkowany Kraków i minęłyśmy tablicę z napisem „Rabka 85 km”. Ledwo zdążyłam pomyśleć z ulgą, że już nie tak daleko, kiedy samochodem lekko zarzuciło i usłyszałam przerażający zgrzyt blachy ocierającej się o blachę. Z lewej strony mignął mi jakiś duży, ciemny kształt… Natychmiast wdepnęłam hamulec, zjechałam na pobocze i wyskoczyłam z samochodu. Zanim zobaczyłam, co się stało, dostrzegłam zwalniający nieco, czarny, terenowy samochód.

Z okna od strony kierowcy wychyliła się antypatyczna twarz grubego mężczyzny około pięćdziesiątki, który z szyderczym uśmiechem dmuchnął w moją stronę dymem z papierosa. I spokojnie odjechał. Bezczelny typ porządnie przytarł bok mojego samochodu, urywając lusterko. Prawdopodobnie wyjeżdżał z bocznej drogi po lewej stronie i wziął tą swoją kolubryną za duży zamach. Bydlak! Choć w sumie dobrze, że nie walnął w nas centralnie…

Napłynęły mi łzy do oczu. „Kto za to zapłaci? – myślałam, oglądając uszkodzenia.

– Nie ma co, już pojechałam na wakacje! Sześć tysięcy odkładane przez cały rok na sierpniową wyprawę do Włoch pójdą na naprawę. Nigdy nie odnajdę tego łobuza, który mi to zrobił!”.

Drżącą ręką głaskałam pofałdowaną blachę na drzwiach, kiedy podeszła do mnie mama.

– Dzwoń – powiedziała i wcisnęła mi w dłoń jakąś kartkę.

Zerknęłam na nabazgrany w pośpiechu rząd cyfr i literek… Cudowna kobieta, zachowała zimną krew! Kiedy ja biegałam wokół auta jak opętana, ona najspokojniej w świecie spisała numer rejestracyjny land rovera.

– Dziękuję, mamuś, jesteś skarbem – uśmiechnęłam się do niej, wybierając numer policji.

Potem przykucnąwszy przy samochodzie, próbowałam się uspokoić. Mama dreptała obok, popatrując to na mnie, to na drogę. W pewnej chwili wypaliła:

– Agata, jak ty wyglądasz?! Przypudruj się chociaż trochę, może przyjedzie jakiś przystojny aspirant. Rozumiem, że jesteś zdenerwowana, ale to nie znaczy, że możesz wyglądać jak czupiradło. Nigdy nic nie wiadomo…

– Oj, mamo! – burknęłam, nie do końca pewna, czy mówi poważnie. – Nawet w takiej chwili musisz się mnie czepiać?

Wstałam jednak i spojrzałam w dyndające na jednej śrubce samochodowe lusterko. Faktycznie wyglądałam koszmarnie. 

Mama lubiła mi tak dogadać. Zawsze ubierała to w żart, lecz wiedziałam, że jest jej przykro, że wciąż jestem sama. No cóż, ja też nie byłam z tego powodu szczęśliwa. Miałam już skończone 35 lat, dwa nieudane związki, po których ledwo doszłam do siebie, i brak perspektyw na przyszłość. A przecież byłam wykształcona, miałam dobrą pracę, samochód, mieszkanie. Może to nieskromne, ale muszę stwierdzić, że jestem  atrakcyjną kobietą, a w życiu osobistym spotykały mnie same porażki.

Piotr, moja pierwsza poważna miłość, zdradził mnie po roku znajomości. Byłam nawet skłonna mu wybaczyć. Niestety, on wcale nie chciał do mnie wracać. Z Tomkiem skończyło się jeszcze gorzej. Kochałam go jak szalona. Wydawało mi się, że wreszcie spotkałam uczciwego faceta, który będzie się o mnie troszczył. On wydawał się spokojny, odpowiedzialny, tyle że pół roku później zorientowałam się, że ukrywa przede mną uzależnienie od alkoholu. Szok! Kolejny kłamca na mojej drodze. I jak tu komuś zaufać? Pogodziłam się już z tym, że przyciągam najgorsze męskie typy i pora pozbyć się złudzeń…

Gdy mama wypatrywała radiowozu, ja w najlepsze malowałam rzęsy. Nie wiem, co mi odbiło! Tu uszkodzone auto, stresująca sytuacja, a ja robię sobie makijaż. Jakbym szykowała się na randkę!

Od razu go poznałam. On mnie też

Wreszcie przyjechali. Z granatowego opla wysiadł sympatyczny, misiowaty mężczyzna koło pięćdziesiątki. Uśmiechnięty, uprzejmy – zaprzeczenie naburmuszonego, głupawego policjanta z dowcipów. Obejrzał mój samochód, powiedział, żebym się nie martwiła, że szybko namierzą tego faceta. Poprosił, bym wzięła wszystkie dokumenty auta i wsiadła do radiowozu.

– Co to za faceci w dzisiejszych czasach. Żeby tak potraktować kobietę – odezwał się siedzący za kierownicą policjant.

Nie wiem, czy jego niski, aksamitny głos bardziej mnie zaskoczył, czy oczarował, ale z wrażenia uderzyłam głową o sufit policyjnego auta.

– Ostrożnie, limit krzywd na dziś już pani wyczerpała – dodał policjant ze śmiechem.

Wtedy zobaczyłam jego twarz. Irek!? Moja nastoletnia miłość… Chłopak, któremu wysłałam pierwszą w życiu walentynkę! Czułam jak moje policzki zalewa gorący rumieniec.

– Kiedy usłyszałem w dyspozytorni nazwisko, natychmiast je skojarzyłem. Musiałem przyjechać z kolegą, żeby sprawdzić czy to naprawdę ty – mówił, nie przestając się uśmiechać.

Poznaliśmy się ponad 20 lat temu. Nasi rodzice mieli wspólnych znajomych i spotkaliśmy się na wakacjach w przepięknej okolicy na Mazurach. Ja miałam 13 lat, on o trzy więcej. To zabawne, ale wtedy był dla mnie dorosłym mężczyzną. Zakochałam się w nim na zabój i całą energię poświęciłam na to, żeby… nie dać po sobie tego poznać. Byłam zawstydzoną, zakompleksioną nastolatką, która całe dnie siedziała nad książkami.

Chociaż spędziliśmy dwa tygodnie na beztroskiej zabawie, łowieniu ryb, pływaniu starą łódką po jeziorze – wróciłam z tych wakacji smutna. Wyglądało na to, że po raz pierwszy mam złamane serce. Irek traktował mnie jak młodszą siostrę. Patrzył na mnie tak jakoś… ciepło

Potem długo nie mogłam o nim zapomnieć. Zdobyłam nawet od mamy adres jego rodziny i wysłałam mu walentynkę z własnoręcznie ulepionym aniołem z masy solnej… Walentynka była oczywiście anonimowa, ale w duchu łudziłam się, że Irek domyśli się, że zadzwoni, napisze jakąś wiadomość… Nic takiego się nie stało. Było mi przykro, to fakt. Jednak tak to bywa z nastoletnimi miłościami.

Teraz, kiedy patrzyłam na jego już naprawdę dorosłą twarz, poczułam ukłucie w sercu. Nie do wiary, że jeszcze go pamiętam! I że nadal wzbudza we mnie tak intensywne uczucia.

– Musisz pojechać z nami na komisariat – usłyszałam. – Wniesiesz skargę, spiszemy protokół. A potem napijemy się kawy. Takie spotkanie po latach trzeba jakoś uczcić – puścił do mnie oko.

– W ten upał to ja poproszę raczej coś zimnego, i koniecznie z lodem – zaśmiałam się.

Wysiedliśmy z radiowozu, Irek  podszedł do mojego samochodu, przywitał się z mamą.

– Nie wiem, czy mnie pani pamięta… – zaczął.

Po głosie poznałam, że jest onieśmielony.

– Irek? Syn Marysi i Tadeusza? Niemożliwe! Co za spotkanie – mama była wyraźnie podekscytowana. – To ty już nie mieszkasz w Krakowie?

– Mamo, przestań go przesłuchiwać, to on jest policjantem – zażartowałam.

– Nie ma sprawy – roześmiał się Irek. – Faktycznie wyjechałem z Krakowa, ale niedaleko. Wybudowałem niewielki domek na wsi, w tej okolicy… Zresztą, kiedy załatwimy już te papierkowe sprawy, zapraszam panie do siebie. Akurat kończę dyżur. Pochwalę się swoim ogrodem, uprawianym wprawdzie bez kobiecej ręki, ale i tak pięknym.

– Czyli nie ożeniłeś się jeszcze? – wypaliła mama.

– Mamo! – krzyknęłam.

– Tak się jakoś złożyło – odparł Irek i przysięgam, że mówiąc to, patrzył na mnie, nie na mamę.

– Może jednak zacznijmy załatwiać te sprawy na komisariacie.

On odczaruje złą passę – szepnęła mama, kiedy ruszyłyśmy do mojego samochodu.

I miała rację!

Czytaj także:
„Żona nie chciała zajmować się dzieckiem, które miałem z kochanką. Zdradziłem ją przecież tylko raz”
„Mimo czterdziestki na karku zgodziłam się zamieszkać z matką. Teraz znów czuję się jak mała, zahukana dziewczynka”
„Degradacja w pracy zraniła męską dumę moje męża. Zamiast wziąć się w garść, to wyżywa się na nas”

Redakcja poleca

REKLAMA